Polska – Holandia: konflikt na linii kibice – policja
Wydarzenia, które rozegrały się przed startem spotkania Polska – Holandia, nie wystawiają najlepszego świadectwa służbom zabezpieczającym PGE Narodowy. I to niezależnie od tego, którą perspektywę przyjmiemy. Mateusz Pilecki ujawnił, jak policja potraktowała kibiców Biało-Czerwonych:
– Spędzasz nad czymś tygodnie, wydajesz 10 tysięcy złotych z prywatnych pieniędzy, spawasz gniazdo, przygotowujesz nagłośnienie, a PZPN nic nie dokłada… Zostaliśmy potraktowani, jak małe dzieci, dowiadując się, że nic nie wniesiemy. Czemu nie? Bo nie. Bo taka jest decyzja służb. Jeśli policja robi jakieś inwigilacje, to mogła powiedzieć nam wcześniej. Ci ludzie przestraszyli się tego, że nasza inicjatywa nabiera tempa. Zrobiliśmy coś pięknego, a komuś zaczęło to przeszkadzać. Jak komuś może przeszkadzać patriotyzm i wsparcie piłkarzy? My chcieliśmy dać chłopakom „12 zawodnika” – zdradził w rozmowie z Kanałem Sportowy szef stowarzyszenia „To my Polacy”, a więc grupy organizującej doping.
– Zostaliśmy upokorzeni. Byliśmy osłonieni kordonem policji. Wchodziliśmy do namiotu, gdzie zaglądano nam między pośladki i grzebano w majtkach. Nigdy w życiu nie było czegoś takiego. Na Litwie sama ochrona chwaliła nas za doping. Nie wypada mi nawet mówić, jak odzywała się do nas polska policja – dodał Pilecki.
Mimo szeroko zakrojonej kontroli, race i tak pojawiły się na trybunach, a później także na murawie. PZPN zareagował na te wydarzenia i skomentował całą sytuację.









