Podbeskidzie coraz niżej w ligowej tabeli, problemów jest kilka
Podbeskidzie przez wiele lat znane było z występów na poziomie PKO Ekstraklasy. Górale właściwie na stałe wpisali się do Uniwersum Polskiej Piłki. Po latach balansowania na granicy elity oraz Betclic 1. ligi, dwa sezonu temu klub spod Klimczoka spadł na trzeci poziom rozgrywkowy. Ostatnia kampania zakończyła się na 7. miejscu w ligowej tabeli, a obecnie zespół jest o włos od strefy spadkowej. Regres jest więc aż nadto widoczny.
W poprzednim roku na naszych łamach przedstawiliśmy obszerny reportaż o sytuacji w ówczesnym Podbeskidziu. Krótko po naszym materiale władze miasta odwołały prezesa, a w klubie doszło do sporych zmian. Dziś wracamy do Bielska-Białej, aby przedstawić swego rodzaju drugą część obrazu tego, co aktualnie dzieje się w klubie. Podbeskidzie bowiem szoruje po dnie ligowej tabeli, a wiele ostatnich decyzji władz wzbudza zaniepokojenie części kibiców.
Skąd pojawił się prezes Krzysztof Sałajczyk?
Historię Podbeskidzia w poprzednim reportażu ucinamy w momencie, gdy szef rady nadzorczej i wiceprezydent miasta Piotr Kucia informuje, że dojdzie do „oceny pracy prezesa Przeradzkiego”. Ta okazała się negatywna i jeszcze przed końcem roku w klubie doszło do zmiany na fotelu sternika. Właściciele zdecydowali się na organizację otwartego konkursu, w którym udział wzięło kilkunastu kandydatów.
Wśród nich był chociażby Bartosz Sarnowski, a więc były prezes Górnika Zabrze oraz Michał Miąc, wieloletni pracownik klubu, który po odejściu Krzysztofa Przeradzkiego objął funkcję prokurenta, a więc w dużym uproszczeniu p.o. prezesa. Gdy spytać ludzi dobrze znających realia w Bielsku-Białej, każdy z nich mówił zarówno wówczas, jak i teraz, po prawie roku, że to wśród nich ten konkurs miał się rozstrzygnąć. – Myślę, że wybiorą Sarnowskiego. To jest człowiek z takim doświadczeniem… szkoda tylko Michała – twierdził w listopadzie 2024 roku ważny człowiek z klubowych kuluarów. Wówczas do gry wszedł jednak bliżej nieznany nikomu Krzysztof Sałajczyk, który przez jakiś czas pracował w Warcie Poznań. Wybór pochodzącego z Raciborza działacza zaskoczył i skonsternował wszystkich kibiców. Trudno jednak powiedzieć, czym przekonał on właścicieli klubu do swoich kompetencji.
Doświadczanie nie mogło być atutem obecnego prezesa klubu, gdyż startujący w konkursie chociażby Sarnowski, czy były wiceprezes Ruchu Chorzów, mieli je podobne, jeśli nie po prostu większe. Jeśli chodzi o przedstawiony plan na klub, to tutaj także są pewne wątpliwości: – Kandydaci na prezesa mieli przedstawić prezentację nt. swojej wizji klubu i tego typu spraw. Tak się składa, że widziałem to, co przygotował pan Miąc i to, co przygotował pan Sałajczyk. To były dwie prezentacje na merytorycznie innym poziomie – mówi nam jeden z ludzi będących blisko klubu.
Gdy pytamy prezesa Sałajczyka o kulisy tej nominacji, mówi coś, co można streścić w ten sposób: Nikogo tu nie znałem. Zobaczyłem, że jest konkurs i postanowiłem się zgłosić. Również nie spodziewałem się takiej decyzji właścicieli, bo widziałem, że tutaj jest spora konkurencja.
Finalnie wybór jednak się dokonał. Krzysztof Sałajczyk w listopadzie 2024 roku został oficjalnie nominowany na prezesa TS Podbeskidzia S.A. Pierwsze tygodnie, a nawet miesiące upłynęły na porządkowaniu spraw finansowych i organizacyjnych po poprzedniku. Z naszych informacji wynika, że sytuacja, którą zastał w klubie była na tyle dramatyczna, że piłkarze w grudniu tamtego roku nie dostali wypłat i drużyna składała się na święta dla najmniej zarabiających piłkarzy, aby ci mogli wrócić do domu i spędzić ten czas z rodziną.
Z czasem sytuację udało się jednak w jakiś sposób wyprostować dzięki pieniądzom, które popłynęły z kasy miasta. Obecnie więc Podbeskidzie jest w o niebo lepszej sytuacji pod tym względem, ale to przede wszystkim zasługa właścicieli, czy konkretnie jednego właściciela, który dorzucił środki, naprawiając tym samym w pewnym sensie swoje poprzednie błędy.
Dlaczego zwolniono trenera Brede?
Kampanię 2024/25 Górale zakończyli na 7. miejscu w tabeli Betclic 2. ligi. Do ostatniej kolejki, a właściwie ostatnich minut multiligi toczył się jednak korespondencyjny pojedynek o grę w strefie barażowej. To się nie udało, ale po kapitalnej rundzie wiosennej, wszyscy pod Klimczokiem spodziewali się sukcesów w nowej kampanii. Podbeskidzie bardzo słabo weszło jednak w sezon 2025/26. Na inaugurację Górale przegrali z Sandecją Nowy Sącz, a tydzień później klęską zakończył się ich wyjazd do Stalowej Woli, gdzie zespół Krzysztofa Bredego przyjął aż pięć bramek.
To moment przełomowy, który nasi rozmówcy diagnozują jako pierwszy rozłam w klubie, wskazujący na to, że coś złego może się zacząć dziać z zespołem. Jedna z osób mówi nam wprost: – Wtedy pierwszy raz pojawił się temat zwolnienia trenera. Właściciele byli wściekli, a prezes zaznaczył sobie przy nazwisku szkoleniowca duży znak zapytania.
Finalnie już w kolejnych meczach drużyna zaczęła wracać na nieco lepsze tory, ale wśród fanów nadal sporo mówiło się o „przepychaniu spotkań” i słabym stylu. Góralom udawało się jednak notować zwycięstwa, a po świetnym meczu z KKS-em Kalisz wskoczyli do pierwszej szóstki. Problemy pojawiły się jednak pod koniec września. Najpierw Podbeskidzie w rezerwowym składzie przegrało pucharowe starcie z 3-ligowym GKS-em Wikielec, a następnie uległo w derbach miasta z Rekordem. Tydzień później porażka z Wartą Poznań podpisała decyzję o zwolnieniu trenera Krzysztofa Brede. Prezes Krzysztof Sałajczyk pytany o powody zwolnienia szkoleniowca mówi jasno: – To była moja decyzja, skonsultowana z Radą Nadzorczą klubu. Zadecydowały tylko wyniki sportowe.
Jednak według naszych informacji wpływ na tak szybkie pożegnanie ze szkoleniowcem mogło mieć coś zupełnie innego. Po zwycięstwie 3:0 nad Unią Skierniewice w meczu poprzedzającym rywalizację w Pucharze Polski z GKS-em Wikielec, miało dojść do pewnej scysji pomiędzy najważniejszymi ludźmi w klubie. Trudno ustalić, co dokładnie padło podczas tej rozmowie, ale jednym z tematów miała być kwestia organizacyjna w klubie. Trener miał także wstawić się za kilkoma graczami krytykowanymi przez resztę rozmówców. Nieoficjalnie mówi się, że wskazanie problemów klubu oraz sprzeciw wobec krytyki zawodników, zdecydowanie nie spodobał się pozostałym uczestnikom spotkania, co miało wpływ na zdecydowane osłabnięcie jego pozycji. Jednak Krzysztof Brede pytany przez nas o te informacje, ucina temat jednoznacznie: – Nie będę tego komentował.
Można więc wnioskować, że wówczas zapadł wyrok ws. szkoleniowca Podbeskidzia, który znany jest z tego, że jest niezwykle wymagającą osobą. Wydaje się więc, że szukano tylko odpowiedniego momentu do jego zwolnienia i taki znaleziono po dwóch ligowych porażkach z rzędu. Z tego co udało nam się ustalić, zaraz po zakończonym meczu z Wartą Poznań, późnym wieczorem, prezes przekazał trenerowi decyzję o rozstaniu. Samo spotkanie obu panów miało trwać długo, bo według części źródeł, nawet ponad godzinę. Wydaje się więc, że musiało dojść do kolejnej burzliwej dyskusji.
Co ciekawe, jedna z osób dobrze znająca realia klubu, choć będąca w ostatnim czasie nieco dalej, mówi nam, że między panami nie było od początku zbyt dobrych relacji: – Wydaje mi się, że to nie jest tajemnicą, że prezes od początku nie darzył zbyt wielką sympatią trenera Brede. Gdy pytamy o powody, nasz rozmówca mówi chociażby o różnego rodzaju małych sporach pomiędzy obiema stronami. Jednym z punktów zapalnych miała być sytuacja, gdy prezes obiecał drużynie wyjazd na obóz w Turcji tej zimy, ale odbyło się to bez konsultacji ze sztabem szkoleniowym. Sam zainteresowany mówi jednak, że docenia byłego szkoleniowca, a także jego wkład w klub.
Finalnie trener Brede został zwolniony z pełnienia obowiązków, ale jego kontrakt, który wygasa wraz z końcem sezonu, nie został rozwiązany. Powoduje to, że szkoleniowiec będzie pobierać pensję przez kolejne osiem miesięcy. To naturalnie oburza część kibiców, choć według naszych informacji na stole była inna propozycja. Szkoleniowiec z Gdańska miałby w ramach kontraktu, po zapisaniu odpowiedniego aneksu, pomóc w dziale sportowym oraz akademii. Oznaczałoby to, że pieniądze – mówiąc kolokwialnie – nie wpływałyby na konto za nic. Tę propozycję odrzuciły jednak władze klubu. Nieoficjalnie mówi się także o pewnym zapisie w kontrakcie Krzysztofa Bredego, który pozwoliłby klubowi nieco zaoszczędzić przy jednorazowym wypłaceniu pewnej sumy. Tej informacji jednak, ze względu na poufność umów, nie udało nam się jednoznacznie zweryfikować.
Zaskakujący wybór następcy
5 października, a więc w niedzielę po wieczornym zwolnieniu trenera Brede, władze klubu przekazały oficjalny komunikat. Co ciekawe, piłkarze o dymisji szkoleniowca dowidzieli się z mediów społecznościowych. Według naszych źródeł, szatnia przyjęła tę wiadomość ze sporym zaskoczeniem, a jeden z jej liderów miał przekazać, że zespół nie zgadza się z tą decyzją. Inny ważny gracz TSP z kolei stwierdził, że: zespół wychodził nie z takich kryzysów i tym razem także dałby sobie radę.
Następnego dnia dotychczasowy asystent, Tomasz Pawliczak, przejął obowiązki pierwszego szkoleniowca. To jednoznacznie wskazywało na to, że winą za wyniki i grę całego zespołu obarczono nie cały sztab, a tylko głównego trenera. Prezes Krzysztof Sałajczyk powiedział kilka dni później w rozmowie z serwisem „bielsko.biala.pl”, że: – Asystenci przedstawili wizję rozwoju drużyny, która jest inna niż trenera Bredego. Nie było sensu szybko wybierać nowego trenera. To jednak stoi w sprzeczności do słów samego nowego szkoleniowca, który na jednej z ostatnich konferencji prasowych powiedział tak: – Kontynuujemy pracę trenera Brede, z kosmetycznymi zmianami. Gdzie więc jest prawda?
Według naszych informacji, Tomasz Pawliczak nie przedstawił innej wizji rozwoju zespołu, a już z pewnością nie diametralnie odmiennej. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że prezes używa sformułowania asystenci, mając na myśli zapewne także Dawida Plizgę. Nasze źródła z szatni mówią, że po zwolnieniu trenera Brede, Krzysztof Sałajczyk w krótkiej przemowie do piłkarzy powiedział, że choć obaj dotychczasowi asystenci będą ze sobą praktycznie na równi, to formalnie pierwszym będzie Pawliczak. Czy więc jest możliwe, że to nie Tomasz Pawliczak przedstawił wizję odmienną, tylko Dawid Plizga? Tutaj trudno o jednoznaczne informacje, ale z tego co można usłyszeć od dwóch niezależnych od siebie ludzi, jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz. To by jednak pogmatwało próbę zrozumienia procesów decyzyjnych w obecnym sztabie i w pewien sposób rozjaśniało niejasne decyzje odnośnie składu oraz taktyki.
Co ciekawe, jedna z osób z wewnątrz klubu mówi nam o ciekawym przypadku. Po zmianie trenera, zdecydowano się także na zmianę bramkarza. Miejsce doświadczonego Konrada Forenca zajął młodzieżowiec, Szymon Brańczyk. Cały szkopuł w tym, że nie było w tej sprawie jednomyślności w sztabie szkoleniowym. A obiekcje pojawiły się ws. gotowości tego gracza do wskoczenia do bramki w tak trudnym okresie. W jakimś sensie się to potwierdziło się w starciu z GKS-em Jastrzębie.
Dawid Plizga to w ogóle ciekawy przypadek w sztabie szkoleniowym Podbeskidzie. Przed startem kampanii szukano bowiem nowego asystenta, który ma spore doświadczanie piłkarskie. Pierwszym wyborem był Marek Zieńczuk, ale gdy te rozmowy zakończyły się fiaskiem, to polecono Dawida Plizgę, który doskonale zna się z… prezesem Sałajczykiem ze wspólnej pracy w Unii Racibórz.
W tej samej rozmowie prezes Podbeskidzia powiedział o tym, że trener Pawliczak na pewno poprowadzi zespół w trzech meczach. Według naszych ustaleń, pomimo fatalnego meczu z Zagłębiem Sosnowiec oraz remisu z ostatnim w tabeli GKS-em Jastrzębie, jego misja będzie nadal kontynuowana, przynajmniej do końca rundy. To mimo wszystko dość zaskakująca decyzja, bowiem okres testowy, który miał trwać wspomniane trzy mecze, szkoleniowiec zaliczył raczej na ocenę dopuszczającą, ale chyba nie o to chodziło przy zmianie na tym stanowisku.
Wiadomo także, że w ostatnim czasie do klubu spłynęło około 70 CV trenerów, którzy zgłosili się, że mogą objąć klub. Z tej grupy już jakiś czas temu wyselekcjonowano kilka nazwisk. Według naszych informacji, jednym z głównym argumentów za tym, aby to dotychczasowy sztab prowadził zespół, są kwestie ekonomiczne. Klub nie chce bowiem sprowadzać nowego trenera, który przyjdzie ze swoim sztabem, a bardzo często, w przypadku tych dobrych szkoleniowców, innej opcji nie ma.
Organizacja w klubie
Podbeskidzie jako klub z jednym z największych budżetów w Betclic 2. lidze, właściwie kompletnie leży na polu organizacji pionu sportowego. Obecnie ten dział tworzy jedna osoba, która ma pomocnika od kwestii prawnych. To jednak zdecydowanie zbyt mało, jak na aspiracje klubu. Warto bowiem chociażby wspomnieć przykład Hutnika Kraków, który ma w swoich szeregach kilku skatów, szefa tego działu oraz dyrektora sportowego. Dzięki temu udaje się im wyławiać młode talenty z niższych lig, a potem na tym zarabiać. W Podbeskidziu jednak do tej pory odpowiedzialność za transfery rozkładała się na Jakuba Ochodka i Krzysztofa Brede, który akceptował i inspirował transferowe pomysły. Obecnie jest to więc tylko ta pierwsza osoba.
W ostatnich miesiącach w klubie na rozmowach było jednak kilku potencjalnych kandydatów na dyrektora sportowego. Mowa chociażby o Tomaszu Wichniarku oraz Grzegorzu Kurdzielu. Ten pierwszy był poza finansowymi możliwościami klubu, choć z tego, co udało nam się ustalić, sam zaproponował pracę trzy dni w tygodniu, za stosunkowo niewielkie pieniądze, biorąc pod uwagę doświadczenie. Mowa tu o około 20 tysiącach złotych. Ta wizja została jednak odrzucona przez prezesa Krzysztofa Sałajczyka. Drugą kandydaturą, o której udało nam się usłyszeć, jest były dyrektor sportowy Zagłębia Sosnowiec, a więc Grzegorz Kurdziel, który przez lata współpracował także z Michałem Probierzem. Jego wymagania finansowe były na jeszcze niższym poziomie. Chodzi bowiem o około 17 tysięcy złotych przy codziennej pracy w klubie. Gdy jednak rozmowy także toczyły się w stronę zerwania, zaproponował on jeszcze mniej, według naszych informacji – 12 tysięcy złotych pensji plus samochód służbowy. Dlaczego więc w klubie nadal nie ma nikogo więcej w pionie sportowym?
– Nie chcę płacić komuś, kto będzie tutaj raz, czy dwa w tygodniu. Przede wszystkim chciałbym szefa działu skautingu z prawdziwego zdarzenia. Prowadzimy w tej sprawie rozmowy – powiedział nam jakiś czas temu sternik klubu.
Niemniej zarówno kilku naszych rozmówców, jak i wielu kibiców wskazuje na to, że błędy transferowe popełnione latem, szczególnie brak nowego napastnika oraz bocznego obrońcy, a także fakt, że ruchy wykonywane były zbyt późno, mają wpływ na obecne funkcjonowanie klubu i wyniki. Trudno spodziewać się, aby sytuacja działu sportowego zmieniła się jednak przed zimowym okresem transferowym.
Możliwe zmiany właścicielskie – Podbeskidzie zostanie sprzedane?
Co ciekawe, pomimo sporego kryzysu zespołu z Bielska-Białej, w ostatnim czasie za kulisami toczone są rozmowy ws. sprzedaży klubu. Pozbyć swojego większościowego pakietu chciałoby się miasto, albo inaczej, to od miasta miałyby zostać zakupione akcje. Obecnie struktura udziałów wynosi to około 65 proc. akcji miasta Bielsko-Biała i 35 proc. akcji firmy PMiW Łukosz.
Według naszych informacji zainteresowane zakupem kilkudziesięciu procent udziałów są dwa podmioty. Jeden to lokalna firma, która już jest zaangażowana w sponsorowanie klubu, a drugi to zagraniczny fundusz, który w swoim portfolio ma dwa kluby w Zachodniej Europie. Co ważne w przypadku tego typu inwestorów, mają oni zapewnione gwarancje bankowe. Niemniej rozmowy z tym drugim podmiotem są na wczesnym etapie.
Jeśli chodzi jednak o pochodzącą z okolic Bielska-Białej firmę, to tutaj negocjacje trwają od jakiegoś czasu. Wiązałoby się to ze sporą rewolucją w klubie, gdyż miasto straciłoby większościowy pakiet kontrolny i decyzję podejmowaliby biznesmeni z regionu. Temat ten to nie tak, jak w poprzednich przypadkach bywało wielokrotnie, science fiction. Związane z tą sprawą jest także rozwiązanie umowy z firmą „Piotr-Plast Surowce Wtórne”, która reklamowała się na koszulkach. Według naszych informacji, klub czeka aż wspomniana wyżej firma zamelduje się właśnie w miejscu byłego już głównego sponsora klubu. Nikt jednak nie wie, czy to nastąpi, a jeśli tak, to kiedy.
Tabela Betclic 2. ligi nie jest korzystna
Po 14. rozegranych meczach, Podbeskidzie Bielsko-Biała zajmuje 12. miejsce w tabeli Betclic 2. ligi. To wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań kogokolwiek. Najbliższe starcie z Sokołem Kleczew jawi się więc jako rywalizacja o to, aby nie wpaść do strefy bezpośredniego spadku.









