Futbol jest jak karaluch. Mundialowy blog Olkiewicza #26

Mecz Francja - Maroko
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Mecz Francja - Maroko

Podobają mi się zawsze te wzniosłe porównania do świata zwierzęcego. Rozwścieczony niczym byk pomocnik ruszył w szaleńczy pościg za smukłym jak gazela skrzydłowym przeciwnika. Sęp pod polem karnym przeciwnika krążył w poszukiwaniu ofiary, ale silny jak tur obrońca nie dał sobie odebrać piłki. Tymczasem obserwując Katar, ze szczerym zachwytem, z niekłamaną frajdą z oglądania piłki nożnej, do głowy przychodziło mi tylko jedno porównanie ze światem fauny. Piłka nożna jest jak jakiś pieprzony karaluch. 

  • Wydawało się, że ten mundial zrobił już tyle, by do siebie obrzydzić, że piłka nożna się nie obroni
  • Według niektórych atmosfera wokół Mistrzostw Świata to dowód na wizerunkowe zwycięstwo Kataru, moim zdaniem – na niezniszczalność futbolu
  • Na długofalowe efekty polityki FIFA musimy poczekać, ale pewne negatywy i pozytywy da się odczytać już dziś

FIFA nie gasi pożarów

Długo zastanawiałem się – jak ten mundial będzie odbierany wśród ludzi. Jak ja sam będę do niego podchodził po przyjęciu tych potężnych dawek wiedzy na temat Kataru, na temat budowy stadionów, traktowania kobiet i ogółem praw człowieka. Jak zniosę zamach na tradycję, przeniesienie grania na listopad i grudzień, na środek sezonu ligowego. Jak uda mi się przecierpieć ujęcia na Gianniego Infantino, poruszające się na dwóch kończynach uosobienie wszystkiego, co w futbolu najbardziej obrzydliwe, oślizgłe i niegodne. Od imprezy, która rozpoczęła mundial, od przemowy Infantino o tym, że dzisiaj czuje się niepełnosprawny, homoseksualny i rudy, było jasne – FIFA nie będzie gasić żadnych pożarów. Nikt nie zamierza nikogo przepraszać, nikt nie zamierza się kajać, po prostu: nie mamy waszego płaszcza i co nam zrobicie. Tak, zrobiliśmy mundial w środku sezonu, w listopadzie, w kraju nieosiągalnym dla większości zwykłych kibiców, z zestawem praw i kar, które wykluczają tradycyjną piłkarską biesiadę towarzyszącą mistrzostwom. Tak, wiemy o kontrowersjach i tak, mamy to głęboko w dupie. W pierwszych dniach mundialu afery zresztą szybciutko rozlały się po mediach – komuś nakazano wyłączyć kamerę, kapitanom reprezentacji, planującym tęczowe gesty, zagrożono żółtymi kartkami, na stadionach niemiłosiernie kręcono frekwencję, puste krzesełka straszyły, fanatycy reprezentacji Kataru okazali się wynajętymi z Libanu ultrasami, sympatycy reprezentacji Kataru (ci spoza wynajmu) wychodzili z meczów po godzinie. 

Ale potem piłka zaczynała krążyć od nogi do nogi. Morganowi Freemanowi, jakież to było nieadekwatne nazwisko w tamtym momencie, miejsce na scenie odebrali Gvardiol, Griezmann, trener Hajime Moriyasu. Kontrowersje związane z miejscem, z atmosferą, z klimatem, ginęły w zalewie pięknych goli, kapitalnych dryblingów, świetnych pozaboiskowych historii, które pisali porządni ludzie w krótkich spodenkach, ewentualnie garniturach, w których paradowali wzdłuż linii bocznej. Australijczycy, którzy przed turniejem nagrali specjalne wideo wymierzone w Katar, awansowali do fazy pucharowej, a świat obiegły obrazki z australijskich miast, w środku nocy rozświetlonych pirotechniką, obudzonych śpiewami, rozgrzanych futbolową gorączką. Im dalej w turniej, tym kontekstów i historii było więcej. Roztańczona Brazylia, która momentami wyglądała jak zespół z innej galaktyki, ale ostatecznie już w ćwierćfinale rozbił ją nieprawdopodobny powrót Chorwatów, którzy udowodnili, że faktycznie są z zupełnie innej gliny. Portugalia, która pokazała światu Goncalo Ramosa, okrzykniętego następcą CR7, ale też Portugalia, która nie miała żadnej recepty na doskonałe Maroko. Zresztą, wszyscy to widzieliście, wszyscy to oglądaliście, wszyscy chłoneliście, tak jak ja, cały ten mundial, z całą tą ferią barw, zdarzeń, postaci. Nie było dnia bez powodów do zachwytu, do cmokania nad tym, co na ekranie. Ale nie tylko, bo czyż nie były inspirującymi historie Kanadyjczyków, z Daviesem na czele? Czyż nie były poruszające łzy bramkarza Arabii Saudyjskiej po zderzeniu ze swoim obrońcą? Czyż nie wzruszały dzieciaki Perisicia, tulące się do Neymara?

Czysto piłkarsko to był doskonały sequel rosyjskiego mundialu. Pamiętam doskonale choćby 4:3 Francji z Argentyną, z golem Pavarda, pamiętam chorwackie dogrywki, pamiętam sprinty Modricia w 118. minucie, pamiętam zaskakujące rezultaty – wtedy dość zgodnie ze znajomymi przyznawaliśmy – piłkarsko najlepszy mundial od kultowej Francji ’98. Choć w tak parszywym miejscu, choć podszyty sportswashingiem, choć bez fanatycznych kibiców na trybunach, choć na stadionach zbudowanych w sąsiedztwie lepianek bez wody i gazu, piłkarsko – top. Cztery lata później dostaliśmy równie obrzydliwy papierek, opakowanie, okoliczności towarzyszące. A jednocześnie równie dobry popis futbolu, może nawet efektowniejszy, niż cztery lata wstecz. Im bardziej się brzydzisz tego produktu, tym bardziej smaczna okazuje się ta finalna zawartość. Piłka nożna. Tylko piłka, nic ponad nią. 

Typowy karaluch. Może przeżyć wybuchy bomb, może przetrwać wahania temperatur i ciśnienia, może żyć bez jedzenia długimi tygodniami, rany, może nawet biegać bez głowy, a i sama odcięta głowa może jeszcze jakiś czas pożyć. Futbol w całej okazałości. Może i obrzydliwy, ale jednak szalenie wytrzymały. Może i trudny do zaakceptowania w obecnej formie, ale jednak… Nie do zajebania. 

Kolejne gwiazdy rozbłysły na mundialu. Szykują się głośne transfery
Cody Gakpo

Mistrzostwa Świata promują młode talenty piłkarskie. Było tak od lat i nie inaczej jest także w przypadku mundialu w Katarze. Uwaga większości piłkarskiego świata skierowana jest na tak wielkiej imprezie na największe gwiazdy, jednak niemal podczas każdego turnieju błysnąć udaje się wielu młodym i szerzej jeszcze nieznanym utalentowanym piłkarzom. Udane występy na mundialu to dla

Czytaj dalej…

Na cienkim lodzie

Niektórzy uważają, że to wielki triumf Kataru i FIFA, że “psy poszczekały, a karawana jedzie dalej”. Mam jednak zupełnie inne wrażenie. Katar interesy ugrywał nie dzięki mundialowi, a pomimo mundialu. Jeśli to miała być międzynarodowa reklama fantastycznego państwa – no to nie była, w żadnym wypadku. Milczenie FIFA przez prawie cały okres turniejowy, żadnych triumfalnych wywiadów, żadnego grzania się przy największych gwiazdach – to wszystko były małe, ale jednak ważne sygnały, że władze organizacji są świadome jak cienki lód się pod nimi znalazł. Rozpoczęła się nawet dyskusja, czy na pewno warto rezygnować z 4-zespołowych grup na mundialu w 2026 roku – co wydawało się pewne, biorąc pod uwagę upartość FIFA i trwanie przy własnych, choćby i głupich decyzjach. Czy można było oczekiwać czegoś więcej? O tak, z pewnością, można było sądzić, że więcej będzie się mówić o tym, co wokół turnieju złe, obrzydliwe i niegodne. Ale przykład Rosji doskonale pokazał nam, kto tu jest psem, a kto tylko ogonkiem. 

FIFA i UEFA początkowo przecież wcale nie zamierzały w żaden sposób szykanować Rosji za agresję wobec Ukrainy. Dopiero bardzo mocna, zdecydowana i przede wszystkim solidarna odpowiedź cywilizowanego świata wymogła decyzje na piłkarskich instytucjach. Gdy jednym głosem mówiła Unia Europejska, USA i największe korporacje, nagle możliwe stały się bardzo dotkliwe sankcje sportowe. Dlaczego w Katarze to nie zadziałało? A dlaczego Emmanuel Macron zasiadł w loży jednego z katarskich stadionów podczas półfinałowego meczu Francuzów? Katar jest wiarygodnym partnerem dla wielu europejskich i amerykańskich polityków, również tych najbardziej wpływowych. Póki oni nie nacisną na FIFA – FIFA będzie czerpać korzyści ze swoich interesów. 

Turniej w Katarze – biorąc pod uwagę wszystkie kontrowersje i to, co ostatecznie otrzymaliśmy, daje nam mnóstwo materiału do analiz. Ta najważniejsza teza, teza optymistyczna, znajduje potwierdzenie za pomocą kilkudziesięciu argumentów – poszczególnych meczów. Nieważne gdzie. W jakim towarzystwie. Nie ma znaczenia otoczenie, atmosfera wokół, może się walić i palić – piłka nożna, niczym karaluch, zawsze się obroni. Zawsze ostatecznie Modrić zacznie się ścigać z Neymarem, zawsze Mbappe ruszy skrzydłem, zawsze Messi zatańczy między obrońcami – i zapomnimy o całym świecie. Kochamy ten cholerny futbol, a on raz na jakiś czas odpłaca nam doznaniami estetycznymi, w przerwach pomiędzy cierpieniem kibica. Druga teza, pesymistyczna, dotyczy kibiców. Nasz głos, choćby i donośny, to kropelka, maksymalnie pół szklanki. By zmyć z futbolowej planszy wszelkiej maści niegodziwców, potrzebne jest przynajmniej wiadro – a napełnić mogą je tylko najpotężniejsi tego świata. Gdy chodziło o Rosję – potrafili tupnąć nogą i organizacje piłkarskie musiały się nagiąć do ich woli. Gdy chodzi o Katar – cóż, po prostu wychodzą z założenia business as usual – stanowiąc jednocześnie wzorzec dla działaczy piłkarskich. Jeśli Macronowi nie przeszkadza towarzystwo szejków z Kataru, czemu ma przeszkadzać panu Infantino.

To były naprawdę piękne mistrzostwa, to był naprawdę świetny pokaz futbolu. Piłka jest jak karaluch. Na pustyni też rusza się całkiem żwawo. Zadanie dla świata piłkarskiego? Robić wszystko, by już nigdy nie dopuścić do tak idiotycznego opakowania tak pięknego sportu. 

Te perły zasługują by lśnić w pięknych gablotach, a nie miastach-widmach, zbudowanych na krzywdzie imigrantów z Bangladeszu. Ale to zarzut nawet nie do FIFA, tylko tych, którzy FIFA potrafią do działania zmusić. Zrobili to w lutym. Nie zrobili tego teraz. 

Czy będą chcieli to robić w przyszłości? I to jest pytanie niemal równie ważne, jak: Messi czy Mbappe.

Komentarze