Olkiewicz w środę #41. Nie tykaj polskiej piłki, bo cię zmiecie z planszy.

Reprezentacja Polski
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Reprezentacja Polski

Nie jest jakąś wielką tajemnicą, że Mateusz Morawiecki nie należał za młodu do żadnej z grup ultras, w wolnych chwilach zna rozrywki inne niż tryb FUT w FIFA, a wśród licznych swoich tytułów nie posiada licencji UEFA C. Niestety – to widać i czuć, a zdaje się, że jego brak czucia w kwestiach piłkarskich stał się też przyczyną jednego z największych kryzysów wizerunkowych kadry w ostatnich latach. Już gdy premier ogłaszał swój program pomocy dla polskiego sportu (zresztą dość rozsądny) i wyrażał nadzieję, że młodzi piłkarze będą grali w Białymstoku, a nie w Barcelonie – dało się odgadnąć faktyczny poziom jego zainteresowania światem futbolu. Niestety – ówczesna wypowiedź przyniosła co najwyżej trochę śmiechu. Obecna sytuacja? Kryzys. I to wielopoziomowy.

  • Niezrozumienie realiów futbolu przez Mateusza Morawieckiego było przyczyną, ale też katalizatorem całego kryzysu
  • Nie ma sensu wybielać ani selekcjonera, ani piłkarzy, ani PZPN-u wreszcie, którzy chętnie zagrali z rywalem, nieznającym zasad gry
  • Stracili – wizerunkowo – absolutnie wszyscy, a celem numer jeden na nadchodzące tygodnie powinno być szczere omówienie ostatnich tygodni wokół kadry

Przeczytałem już chyba wszystkie możliwe scenariusze dotyczące tego, co się wydarzyło wokół kadry (i tego co się wokół niej nie wydarzyło). Swoje wersje, często dość odmienne, przedstawił Przegląd Sportowy (w trzech tekstach, trzech różnych autorów), Meczyki.pl za sprawą Tomasza Włodarczyka, Weszło piórem Szymona Janczyka, Interia poprzez Michała Białońskiego, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Piotr Muller oraz sam premier Mateusz Morawiecki. Najgłośniejszy i najbardziej bulwersujący jest bez wątpienia temat pieniędzy – mam wrażenie, że pozostałe didaskalia to raczej ogryzki, którymi rzuca się w Michniewicza, bo już nie ma pomidorów. Dla porządku jednak, lista zarzutów wczoraj wydłużała się z każdą godziną, Michniewiczowi przyklejono m.in. konflikt z Kuleszą w sprawie zakwaterowania partnerek piłkarzy w hotelu dla zawodników, scysję dotyczącą konkretnych kwot przy podziale a nawet zmowę liderów kadry przeciw niemu i grę na własnych zasadach, w poprzek pomysłów selekcjonera. Biorąc pod uwagę, że nie wszystkie źródła potwierdzają te – w mojej opinii dość naciągane – zarzuty, skupię się na tym, co wiemy na pewno. 

Mateusz Morawiecki “jakąś” kasę obiecał. W tym momencie najchętniej sam bym się bardzo mocno oburzył, ale trzeba umieścić jego działanie w pewnym kontekście. Morawiecki i sport zazwyczaj pojawiają się wspólnie, gdy rząd musi coś komuś dać. Czasem bardzo wiele – kwoty liczone w milionach złotych – za niespecjalnie wiele – bo z mojej perspektywy inwestycje choćby w Formułę 1, via Orlen, nie rokują na możliwosć jakiegokolwiek zwrotu, choćby i w postaci zysków czysto wizerunkowych. Morawiecki sportem raczej się nie interesuje, więc skoro już się ze sportowcami spotkał, no to wypadałoby pewnie im coś dać – skoro wszystkim poprzednim sportowcom, z którym umawiano mu spotkania, coś tam dawał. Czasem były to drobiazgi – jak 100 tysięcy złotych dla Dawida Kubackiego za wygranie Turnieju Czterech Skoczni, czasem nieco więcej – Program Wsparcia Mistrzów miał początkowo sięgać nawet 550 milionów złotych. Biorąc pod uwagę to, co Mateusz Morawiecki mówił o Robercie Kubicy na taśmach, jeszcze jako prezes banku – to człowiek, który szybko i dobrze liczy. Zapewne więc szybko przeliczył, ile zazwyczaj obiecuje się różnego rodzaju sportowcom i jaki jest wokół ich zawodów szum. Potem porównał z szumem wokół piłkarzy i dostosował kwotę do swojej wizji.

Nie wnikam w szczegóły rozmów i negocjacji, bo tutaj generalnie powinniśmy się zatrzymać. Od lat – od wielu, naprawdę wielu lat – trwa dyskusja na temat tego, w jaki sposób wynagradzać piłkarzy przyjeżdżających reprezentować swój kraj. Zwłaszcza, że są, nawet u nas, w Europie miejsca, gdzie zawodnicy tradycyjnie przekazują swoje honoraria, choćby na cele charytatywne. I jeśli takie propozycje faktycznie padły na spotkaniu premiera z zawodnikami – to już wtedy powinny się spotkać nie z żartami, ale z refleksją. Rozumiem jednak, jeśli nie wszyscy temat potraktowali poważnie , trochę żartów, trochę śmiechu, nikt nie miał zamiaru się oburzać na tego typu luźną propozycję. Temat jednak wrócił, już w Katarze, przy próbie ustalenia reguł podziału pieniędzy. A to był właśnie drugi moment na to, by zareagować i uzmysłowić sobie, w jakim miejscu, jakim czasie i jakich okolicznościach jest ta nagroda. Dla kogo ona jest i za co, a przede wszystkim – czy jej wysokość istotnie cokolwiek zmieni. Nie lubię zaglądać nikomu do portfela, ale zakładam, że żaden z kadrowiczów nie płacze dziś w poduszkę, że tej premii jednak nie będzie, że ta premia jednak na konta nie dotrze. Zresztą, pełno jest głosów, choćby od Łukasza Wiśniowskiego, że “pewien niesmak” towarzyszył futbolistom od początku. 

Wszędzie dobrze, gdzie jeszcze nie próbowaliśmy. Mundialowy blog Olkiewicza #17
Kamil Glik

Zbyt długo mam przyjemność sympatyzowania z zespołami nie do końca spełniającymi oczekiwania kibiców, by nie znać tego popularnego motywu działania. Najlepsi są zazwyczaj ci, którzy mieli to wielkie szczęście, że nie grali. Gdy Glik grał z Bednarkiem, rosły notowania Kiwiora, gdy Helik z Bednarkiem, okazywało się, że bez Glika ani rusz. Gdy graliśmy bez Krychowiaka,

Czytaj dalej…

A jednak, dzielenia kwoty nie kwestionuje nikt, spośród tych, którzy opisali całą sytuację. Podobnie jak tego, że różne kwoty na kolacji padły, nie kwestionuje tego ani Piotr Muller, ani premier Morawiecki. Ba, dzisiaj zresztą w rozmowie dla wPolsce.pl premier powiedział, że jakieś premie w sumie się piłkarzom należą, grali nieźle (pisałem już, że jego wiedza o sporcie raczej nie powala). Jednocześnie jednak nadmienia, że premie otrzymał też związek od FIFA,, że to duże pieniądze, a tak w ogóle to rząd w piłkę chce załadować nie 30, nie 50, ale dużo więcej pieniędzy – i oczywiście ma to służyć poprawie szkolenia młodzieży, co sugerował też Piotr Muller. 

Co ja uważam w tej sprawie? Ja uważam, że sytuacja dojrzała do tego, by zawodnicy nie traktowali kadry na turniejach jako źródła zarobkowego. Obecna piłka nożna jest skonstruowana w taki sposób, że na te duże turnieje jadą najlepsi z najlepszych – a oni w komplecie grają w bogatych klubach, bogatych ligach, za ogromne pieniądze. W pełni rozumiem przejmowanie części nagród spośród tych, które FIFA wypłaca PZPN-owi – choćby dla higieny pracy. Ale poza tym? Uważam, że rozmowy powinny być ucinane w zarodku. Słuchajcie, a co z hajsem od premiera? Sztab i ludzie z cienia niech biorą, my lepiej ustalmy na co przekażemy, na dzieci czy na rozwój sportu. Miłą niespodzianką byłoby oczywiście dzielenie się też tym, co uda się podnieść z boiska na turniejach – może poprzez pomoc klubom, w których się wychowali? – ale to już indywidualna kwestia, która mnie – jako podatnika – w żaden sposób nie dotyczy. Premie od PZPN-u i FIFA niech idą choćby i na wakacje na Malediwach. Co innego wykorzystanie funduszy, które pojawiły się w wypowiedzi Mateusza Morawieckiego – i które moim zdaniem powinny być ostatnimi propozycjami dla reprezentantów akurat w tej dziedzinie sportu. Zdaje się, że piłkarze wiedzieli, że na te pieniądze zrzucają się w formie podatków również ich rodzice, bracia, kuzyni i dalsi znajomi. I zaopatrzeni w taką wiedzę, mogli swobodnie wpaść na szereg lepszych pomysłów, niż ustalanie, kto ile weźmie z tej puli dla siebie. 

Czy ja wobec tego uważam, że rząd powinien wydać te pieniądze na Telewizję Polską, która ostatnio zgłosiła potrzebę otrzymania nadprogramowych 700 milionów złotych? Nie do końca. Moim zdaniem inwestycje w sport są BARDZO potrzebne, a co więcej – tu akurat dostrzegam spore szanse na to, by słowu “inwestycja” przywrócić dawne znaczenie – czyli wydanie pieniędzy po to, by kiedyś te pieniądze otrzymać z powrotem, z pewną nadwyżką. Dlaczego tak uważam? 

Według Narodowego Funduszu Zdrowia, co czwarty dorosły w Polsce cierpi na otyłość, a według szacunków ekspertów – liczba otyłych może wzrosnąć do 30% na przestrzeni najbliższych 6 lat. W tym samym raporcie znajdziemy dane dotyczące dzieci – nadmiar zbędnych kilogramów ma 31% chłopców i 20% dziewczynek, a z otyłością zmaga się 13% chłopców i 5% dziewczynek. To jest namacalny, łatwy do wychwycenia każdą dostępną metodą badawczą efekt. Przyczyna? Między innymi to, na co zwraca uwagę raport Najwyższej Izby Kontroli. W 2018 roku aktywność umiarkowaną, czyli 60 minut aktywności fizycznej raz dziennie osiągnęło tylko 15% młodocianych w wieku 11-17 lat. NIK dodaje, że 10% uczniów w ogóle nie uprawia sportu, a kolejne 14% – uprawia, ale przez mniej niż jedną godzinę w tygodniu (czyli de facto też nie uprawia). 

Te dane są wstrząsające, a pochodzą SPRZED pandemii i pandemicznych obostrzeń. Dramat zaczyna się od lekcji WF-u, traktowanej po macoszemu, jako zło konieczne. Tradycji uprawiania sportu nie ma w domach, a nawet jeśli w domach jest – to przeszkodą staje się dostępność. W miastach – za drogo. Na wsiach – za daleko, bo już dawno rozwiązały się tradycyjne wiejskie kluby, często z braku dzieci chętnych do grania. Znam osobiście przypadek zapaleńców, którzy próbowali łączyć dzieciaki z czterech roczników, byle cokolwiek robić. Nie udało się, polegli w walce o te młodziutkie dusze. 

Poprawiła się infrastruktura, ale nadal nie ma to jednolitego, systemowego charakteru. Niektóre orliki są zajęte od rana do nocy, czasem przez komerycyjne szkółki. Na innych hula wiatr, albo występuje grupa siedmiu osób w wieku od 11 do 15 lat, pod opieką lokalnego pasjonata bez funduszy na jakiekolwiek ułatwienie życia swoim podopiecznym. 

Kurczę, mam wrażenie, że to tam zresztą zaczynają się zaległości, które potem widać nawet i na boiskach w Katarze. Jak szczyt piramidy ma być potężny, jeśli u jej podstaw chwieją się fundamenty. Wiem, że mnóstwo złotówek jest po prostu marnowanych. Trafia w nicość, rozpływa się na różnej maści koordynatorów. Ale jednak – potrzeby są, bardzo konkretne. Sprzęt, nawet w szanowanych akademiach. Słynne już hale pneumatyczne, moim zdaniem to może być gamechanger w paru miejscach w Polsce, oby program szedł coraz szerzej. Nauczyciele, wyszkoleni, zasobni w wiedzę i rekwizyty. Dofinansowanie przejazdów do miejsc uprawiania sportu, dofinansowanie rodzin, które chciałyby zapisać dziecko na zajęcia sportowe, ale w rodzinnym budżecie ta pozycja wiecznie spada poniżej rachunków i zakupów na jedzenie. Tam NAPRAWDĘ potrzeba pieniędzy i poznałem to z każdej możliwej strony, przede wszystkim jako nauczyciel i trener pracujący z dzieciakami, ale też dziennikarz, który swego czasu objechał kilka większych i mniejszych akademii. 

Nie zaprotestuję – jako podatnik – przeciw wydaniu ani jednej złotówki na walkę z otyłością poprzez sport, wychowanie fizyczne, rekreację i aktywność. Być może to zresztą jakiś trop dla wszystkich, którzy wizerunkowo oberwali w aferze? 

Natomiast co dalej z reprezentacją Polski, Czesławem Michniewiczem, Cezarym Kuleszą, Mateuszem Morawieckim? Nie liczę na to, ale chciałbym szczerości i prawdy, jakakolwiek ona jest. Im dłużej myślę o ostatnich tygodniach – i nadchodzących wyzwaniach – tym bardziej chciałbym szybkiego rozwiązania wszystkich spraw. Zamykamy pewien etap i zaczynamy nowe 4 lata. Z Michniewiczem, który ma czystą kartę i ma odejść od gry na wynik tu i teraz, z innym selekcjonerem – nieważne. Byle w spokoju i z dala od afer. Tych już w ostatnich godzinach mieliśmy tyle, że do Euro w Niemczech wystarczy.

Komentarze

Na temat “Olkiewicz w środę #41. Nie tykaj polskiej piłki, bo cię zmiecie z planszy.