Jan Urban oczami byłego piłkarza. Szczere wyznania [WYWIAD]

Damian Rasak w rozmowie z Goal.pl podsumował ostatni sezon w Górniku Zabrze, opowiadając też o współpracy z Janem Urbanem i adaptacji w Ujpest FC. Sprawdź, jak ocenia swój transfer i jakie ma plany na dalszą karierę.

Damian Rasak
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Damian Rasak
  • Damian Rasak w styczniu tego roku zdecydował się na transfer z Górnika Zabrze do Ujpest FC
  • W rozmowie z Goal.pl zawodnik, mający na swoim koncie ponad 200 występów w PKO BP Ekstraklasie wspominał rundę jesienną w barwach 14-krotnych mistrzów Polski, a także kampanię 2023/2024, w której trakcie Trójkolorowi rywalizowali o miejsce w eliminacjach do europejskich pucharów
  • 29-latek odniósł się też do nowych wyzwań w lidze węgierskiej, a także pierwszych trudności i kluczowego zwycięstwa, na które piłkarz czekał osiem ligowych kolejek
  • Rasak zabrał także głos w sprawie relacji z trenerem Janem Urbanem, a także na temat ostrzejszych wymian zdań z doświadczonym szkoleniowcem. Dał jednoznacznie do zrozumienia, że to trener, który mógłby pomóc reprezentacji Polski jako selekcjoner

Dobre pożegnanie z Górnikiem Zabrze

Łukasz Pawlik (Goal.pl): Minął już jakiś czas od pana transferu z Górnika Zabrze do Ujpest FC. Jak podsumowałbyś swój ostatni sezon w śląskiej drużynie?

Damian Rasak (Ujpest FC): – Jeśli weźmie się pod uwagę podsumowanie sezonu na dwie części, to w Górniku miałem bardzo dobre pół roku. To była udana runda jesienna w wykonaniu całej drużyny. Notowaliśmy dobre wyniki, dzięki czemu do drugiej części rozgrywek zespół mógł przystępować z dobrej pozycji wyjściowej, bo zajmowaliśmy szóste miejsce. Ponadto wielu zawodników się u nas rozwinęło, o czym też nie można zapominać.

Zimą przyszedł jednak czas na zmiany…

One w piłce nożnej są bardzo dynamiczne. To dotknęło nie tylko mnie, ale też Górnika. Dzisiaj bronię barw Ujpest. Chociaż cały czas śledzę mecze byłej drużyny. Regularnie obserwuję mecze Górnika w telewizji i cały czas mu kibicuję.

Był pan w ekipie z Zabrza przez blisko dwa lata. Co uznałby pan uznał za najważniejsze osiągnięcie z Górnikiem?

Zapamiętam na długo sezon 2023/2024, gdy praktycznie do końca walczyliśmy o miejsce premiowane grą na arenie międzynarodowej w europejskich pucharach. Finalnie to się nie udało, ale moim zdaniem to był świetny czas w wykonaniu drużyny. Indywidualnie natomiast najlepsza była właśnie runda jesienna z ostatniej kampanii. Miałem kilka goli i kilka asyst, więc prezentowałem się tak, jak samym po sobie tego oczekiwał.

Nowe wyzwania

Przyszła natomiast pora na transfer za granicę. Jak odnalazł się pan w nowej rzeczywistości?

Na pewno przełomowe było pierwsze zwycięstwo, na które przyszło mi trochę poczekać. W kwietniu pokonaliśmy Debrecen, a ja zdobyłem bramkę i zaliczyłem też asystę. Pierwsza wygrana (2:1) w nowych barwach smakowała wyjątkowo. Uważam, że od tego momentu moja gra też wyglądała lepiej. Niemniej zdaje sobie sprawę z tego, że ani wyniki, ani gra drużyny przez pierwsze pół roku nie były takie, jakich po nas oczekiwano. Czułem, że skoro klub jest w przebudowie, o wyjątkowy styl w początkowej fazie nie będzie łatwo, ale że jako całość będziemy punktowali skuteczniej. I tak by pewnie było, gdyby nie spirala nieszczęść – a to czerwona kartka, a to stracony gol w końcówce. Złe rzeczy się nawarstwiały, pewność siebie każdego z osobna spadała, co oczywiście niekorzystnie przekładało się na drużynę.

POLECAMY TAKŻE

Na pierwszy trzy punkty w nowej lidze przyszło panu czekać osiem kolejek. Były wówczas w głowie myśli w stylu: „Cholera, co ja zrobiłem i w co ja się wpakowałem”?

Uważam, że piłkarz nie może mieć takiego myślenia. W momencie, gdy podejmuje strategiczną dla siebie decyzje, jaką jest transfer – zwłaszcza zagraniczny – musi oceniać ją zanim zostanie podjęta, a nie później, bo to nie ma już znaczenia. Na pewno głębiej zastanawiałem się nad tym, dlaczego nie potrafimy wygrać meczu. Rozważałem, czy to przeze mnie wyglądamy tak źle. Nie ukrywam, że byłem zaskoczony tym, że zespół z potencjałem już teraz spokojnie na TOP 4 w lidze węgierskiej miał tak duże kłopoty z odnoszeniem zwycięstw. Spotkało mnie mocne zderzenie z rzeczywistością i na moją głowę spadł kubeł zimnej wody. To był trudny czas i dużo myśli, ale wciąż zespół i drużyna wymagaliśmy od siebie więcej i dążyliśmy do tego, aby wyniki uległy poprawie. To był etap, z którego nie tylko ja, ale też klub, może wyciągnąć lekcje. W końcówce rozgrywek było już nieco lepiej, jeśli chodzi o wyniki. Nasza gra w trzech ostatnich spotkaniach wyglądała dobrze i to może napawać optymizmem na przyszłość.

Zimny prysznic i bolesne lekcje

Same serie bez wygranej chyba tak naprawdę nie była powodem do zmartwień. Niepokojące były natomiast rozmiary porażek Ujpestu z MTK Budapest (1:5) i Paksi (1:6). Co się stało w tych spotkaniach z drużyną?

Po tych meczach czuliśmy wstyd. To były dramatyczne występy z naszej strony. Nie przystoi przegrywać takiej drużynie jak nasza w takim stylu. Trudno mi zdiagnozować, dlaczego zaprezentowaliśmy się tak słabo. Z perspektywy czasu skłaniam się ku temu, że w wyniku obniżonej pewności siebie u drużyny, zamiast przekonania o swoich zaletach i wiary, zaczął pojawiać się brak wiary.

Pana bilans z ostatniego pół roku, to łącznie 18 spotkań, jeden gol oraz jedna asysta. Rozumiem, że poprzeczka jest stawiana wyżej…

Nie tylko ja oczekuje od siebie więcej, ale przede wszystkim klub mierzy wyżej. Naszym celem w nowym sezonie jest gra o TOP 3. Będąc zawodnikiem Ujpestu, nikogo nie zadowala w tym klubie gra w środku stawki. Są u nas ambitni ludzie i solidny sponsor. W maju pojawił się nowy trener, którym został Damir Krznar. Nie potrafię się doczekać, aby pokazać, że z drużyną możemy walczyć o najlepsze miejsca w tej lidze.

Dwie twarze Urbana. Żartobliwy luz i stanowcza ręka

CANAL+ na swojej platformie streamingowej emituje serial: „Górnik. Chłopcy z Zabrza”. Produkcja odsłania zatem kulisy pracy sztabu szkoleniowego i drużyny. Odnosząc się do tego, jak pan podsumuje swoją współpracę z trenerem Janem Urbanem?

Trudno w jednym zdaniu omówić moje relacje z trenerem Janem Urbanem. Mówił często pół żartem pół serio, że ja go nie lubię. Musiałem to później dementować, że nie jest tak. Tak naprawdę trenerowi Urbanowi dużo zawdzięczam. Pod jego skrzydłami miałem najlepszy okres w Ekstraklasie. Tak w ogóle, jak mogę nie lubić trenera, który od momentu, gdy trafił do Górnika, to na mnie cały czas stawiał? Nie da się. Oczywiście mieliśmy czasem kilka ostrzejszych wymian zdań. Były jednak też te żartobliwe. Oceniam w każdym razie tę współpracę bardzo dobrze. Trener Urban to człowiek z bardzo dużym pojęciem o piłce nożnej, ceniący uczciwość w relacjach. Poznał europejską piłkę, grając na wysokim poziomie w lidze hiszpańskiej.

W kontekście mocniejszej wymiany zdań z przerwy meczu przeciwko Lechowi Poznań z grudnia minionego roku można było dostrzec trochę stylu zarządzania szatnią trenera Urbana. Takie rozmowy były czymś częstym?

To normalne sytuacje z szatni piłkarskiej. Czasem tak jest, że zawodnikowi puszczą nerwy i być może też powie o jedno słowo za dużo, choć w tej sytuacji nie miało to miejsca. To zdarzenia sytuacyjne. Jeśli coś się nie układa po myśli, pojawia się frustracja i później można wejść w ostrzejszą wymianę zdań. Gdyby faktycznie trener był na mnie wściekły, to pewnie zdjąłby mnie z boiska. Trener wiedział, że Rasak zrobi wszystko, by wygrać ten mecz i Rasak wiedział, że trener zrobi wszystko, by wygrać ten mecz.

A gdy widział pan tę sytuację z przerwy meczu z Kolejorzem już na ekranie, to jakie towarzyszyły temu emocje?

Lubię wyciągać wnioski z sytuacji, jakie mnie spotykają. Po czasie wiem, że to, jak ja interpretuję pewne kwestie, nie ma wpływu na to, jak widzą je inni, w tym przypadku kibice. Dlatego, korzystając z okazji, chciałbym, by przekaz był jasny – to była wymiana zdań dwóch osób, którzy darzą się szacunkiem, którzy są właśnie w trakcie kluczowego i prestiżowego meczu i których łączy wspólny cel. Warto zobaczyć, jakie emocje temu towarzyszą i jak zdeterminowani są, by odnieść sukces i dać chwilę radości sobie, ale również kibicom

Przerwa meczu z Lechem Poznań, Afonso Sousa i wszystko jasne

Jak mówi często dziennikarz Mateusz Borek, uplastycznijmy zatem ten wątek. Jak to w końcu było z tym kryciem Afonso Sousy?

Trenerowi chodziło o to, abym go krył do końca, bo to był najgroźniejszy zawodnik Lecha. Czasem to jednak było po prostu niewykonalne. Afonso Sousa świetnie gra między liniami i potrafi chować się za plecami danego gracza. Gdybym miał tak naprawdę grać z nim jeden na jeden, to musiałbym grać w piątce obrońców z tyłu. To było nie do zrobienia, dlatego też w trakcie dyskusji zrobiło się trochę nerwowo. Nie zmienia to jednak tego, że takie sytuacje są czymś normalnym w piłce nożnej i po pewnym czasie można na nie spojrzeć z lekkim uśmiechem.

Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że dzięki panu poznaliśmy nieznane dotąd oblicze trenera Urbana. Konkretny fragment serialu pokazuje, że nie mamy do czynienia z człowiekiem mało stanowczym.

Dużo rzeczy można mówić o trenerze Urbanie, ale na pewno nie to, że to trener miękki. To, że lubi żartować i jest otwarty do mediów i do wszystkich osób, pracujących wokół PKO BP Ekstraklasy, nie znaczy, że nie potrafi ostrzej zareagować w szatni. To nie jest tak, że szatni Górnika były tylko uśmiechy i luz hiszpański. Jeśli trzeba było kogoś zganić, to trener to robił. Niejednokrotnie się na nas zdenerwował. Każdy trener ma dwie strony, czyli ostrzejszą i łagodniejszą. Nie inaczej jest w przypadku trenera Urbana.

O słowach trenera Górnika po spotkaniu z Puszczą

Po meczu z Puszczą Niepołomice z lutego tego roku trener Jan Urban wprost natomiast powiedział, że Dominik Sarapata ma większe papiery na granie niż pan. Pewnie zapoznał się pan z tą opinią. Jak pan skomentuje po czasie te słowa?

Każdy może mieć swoje zdanie na dany temat. Chociaż mam jednak wrażenie, że jednak zbyt szybko taki komentarz wybrzmiał. To nie był dobry czas, aby użyć takich słów. To była opinia po jednym występie Dominika w Ekstraklasie tak naprawdę. Porównanie go z zawodnikiem, mającym ponad 200 występów w tych rozgrywkach, wydaje się nie na miejscu. To natomiast było zdanie trenera i je szanuję. Mam w każdym razie też swoje przemyślenia.

Tylko u nas

Młodzi z Zabrza. Przyszłość polskiej piłki?

Patrząc na rozwój Dominika Sarapaty, który teraz jest piłkarzem FC Kopenhaga, widzi pan w nim przyszłą gwiazdę polskiej piłki?

Dominik Szala i Dominik Sarapata w moim odczuciu zawsze byli tymi zawodnikami z potencjałem na osiągnięcie dużych rzeczy w piłce nożnej. Co prawda, gdy ja byłem w Górniku, to Dominik Sarapata grał w drugiej drużynie, ale wyróżniał się w niej. Podobnie to wyglądało w przypadku Dominika Szali, który bez kompleksów wszedł do PKO BP Ekstraklasy. Jeśli chodzi o transfer Dominika Sarapaty do Danii, to byłem lekko zaskoczony, bo myślałem, że będzie chciał jeszcze z sezon pograć w Polsce, by zdobyć większe doświadczenie. Z drugiej strony, jak zobaczy się kwotę transakcji, to trudno, aby strony nie przystały na takie rozwiązanie. Każdy na tym ruchu korzysta, a ja trzymam za Dominika kciuki.

Przeszedł pan z PKO BP Ekstraklasy do ligi węgierskiej. Jakie są największe różnice między tymi ligami pod względem stylu gry, intensywności czy poziomu organizacji?

Według mnie liga węgierska jest bardziej fizyczna. Zdaje sobie sprawę z tego, że o lidze polskiej krążą głosy, że to rozgrywki fizyczne. Nie zgadzam się jednak z tym. Moim zdaniem w PKO BP Ekstraklasie jest wielu jakościowych zawodników, którzy naprawdę potrafią grać w piłkę. Uważam zatem, że tych jakościowych graczy w lidze polskiej jest więcej niż na Węgrzech. Rozgrywek nie można jednak porównywać 1:1, bo to zupełnie inne ligi.

Życie w Budapeszcie

Jak z kolei wygląda życie na Węgrzech? Budapeszt to przyjazne miejsce i co najbardziej podoba się panu w nim?

Aklimatyzacja przebiegła bardzo szybko. To świetne miejsce do życia. Niczego nie brakuje i nie mamy, na co narzekać. Jest mnóstwo zabytków, piękna rzekę Dunaj. Nie ma jednak czasu na wszystko. Tym bardziej że ostatnio mamy po dwa treningi dziennie. Gdy jednak mamy jakąś wolną chwilę, to udajemy się z żoną do centrum miasta, mając do niego blisko od miejsca zamieszkania i samo przebywanie w tym miejscu sprawia wielką przyjemność. Nie jestem tym jednak zaskoczony, bo zanim zdecydowałem się na transfer, to rozmawiałem o tym z setką ludzi i zdecydowana większość mówiła mi, że Budapeszt to przepiękne miejsce. Mogę się dzisiaj pod tym podpisać obiema rękami.

Polska a Węgry. Różnice w stylu i mentalności

Dostrzega pan różnice w mentalności między Polakami i Węgrami?

Na pewno ludzie na Węgrzech mają luźniejsze podejście do wielu spraw. Nie działają w pośpiechu. Jedną rzecz zrobią później, inną się zajmą. Nie da się odczuć w zachowaniu Węgrów, że ciąży na nich jakaś presja.

Trochę chyba jak Włosi…

Włosi jednak mają jeszcze większy luz (śmiech).

A jak wygląda sytuacja z nauką języka węgierskiego?

Katastrofa. Już nie poruszam kwestii o tym, że trudno rozmawiać. Nawet ze słuchu człowiek nie jest w stanie zbyt dużo zrozumieć (śmiech). To bardzo duża przeszkoda, jeśli chodzi o komunikację. Na szczęście dużo osób mówi też płynnie w języku angielskim, więc można się w ten sposób porozumieć. Nasza szatnia też jest międzynarodowa, więc w niej komunikacja jest w języku angielskim.

Nadzieja na lepszą przyszłość

Jest pan jednym z tych zawodników, który nie kryje się z tym, że jego marzeniem jest gra w reprezentacji Polski. Jakie ma pan natomiast spostrzeżenia do tego, co ostatnio dzieje się z kadrą?

Było dużo niepotrzebnego zamieszania wokół reprezentacji Polski. W moim odczuciu zawodnicy powołani do drużyny narodowej powinni się skupić tylko i wyłącznie na tym, aby grać w piłkę nożną i na kolejnych meczach. Niewykluczone jednak, że takie trzęsienie ziemi było niezbędne dla kadry. Wyniki nie były takie, jakich oczekiwano. Z drugiej strony też nie jest mi łatwo zabierać głos w sprawie, bo jednak opieram swoje zdanie na tym, co pojawia się w mediach.

Kto według pana jest faworytem do objęcia sterów nad reprezentacją Polski?

Sam czekam na tę informację. To po prostu ciekawe, na kogo postawi prezes PZPN. Uważam jednak, że przy wyborze nie tylko ważne są umiejętności trenerskie, ale też pedagogiczne. Są w każdym razie konkretni ludzie odpowiedzialni za ten wybór i oby ich decyzja przyczyniła się do tego, że będzie można w przyszłości skupić się na pozytywach.

Rasak wskazał Urbana jako lidera kadry

Wśród kandydatów na selekcjonera są między innymi: Jan Urban, Jerzy Brzęczek czy Marek Papszun. Na kogo stawia Damian Rasak?

Z trenerem Markiem Papszunem nie miałem okazji współpracować, ale doceniam bardzo, jak pod wodzą tego trenera zdyscyplinowany jest Raków Częstochowa. To mogłoby mieć przełożenie na grę reprezentacji Polski. Współpracowałem natomiast z trenerami Janem Urbanem i Jerzym Brzęczkiem. Na pewno to zupełnie inni szkoleniowcy. Nie porównywałbym ich do siebie. Mając jednak na względzie to, jak długo współpracowałem z trenerem Urbanem, to postawiłbym właśnie na niego. To osoba, mająca zawsze dobry kontakt z zawodnikami i mam wrażenie, że to mogłoby pomóc drużynie narodowej.

Na koniec proszę powiedzieć jeszcze, gdzie widzi pan siebie za 5-6 lat?

Mam nadzieję, że będę jeszcze grał w piłkę. Chciałbym grać na wysokim poziomie do 35. roku życia. Mam nadzieję, że będę mógł grać jeszcze w tym wieku w Ekstraklasie.

Uważasz, że medialne relacje z życia szatni pomagają kibicom lepiej zrozumieć piłkarzy?

  • Tak, to zbliża fanów do drużyny
  • Nie, to niepotrzebne plotki
  • Nie mam zdania
  • Tak, to zbliża fanów do drużyny 80%
  • Nie, to niepotrzebne plotki 0%
  • Nie mam zdania 20%

5+ Votes