Riza Durmisi: Nie spadniemy na 100% [WYWIAD]

Transfer Rizy Durmisiego do ŁKS wzbudził w Polsce mieszane uczucia. Zawodnik ma bardzo dobre piłkarskie CV, ale ostatnie pół roku był bez klubu. Duńczyk zapewnia, że może wiele dać ekipie Piotra Stokowca. – Mogę wejść na swój najwyższy poziom – mówi piłkarz.

Riza Durmisi
Obserwuj nas w
Fot. ŁKS Na zdjęciu: Riza Durmisi
  • Riza Durmisi ma 30 lat. W swoich najlepszych latach świetnie radził sobie w Hiszpanii. Ostatnie pół roku był jednak bez klubu. 8 stycznia oficjalnei został zawodnikiem ŁKS-u.
  • – Miałem propozycje dużo korzystniejsze finansowo, np. z Turcji. Nawet dyrektor sportowy ŁKS-u widział te oferty. Mogłem tam iść, ale pieniądze nie są dla mnie najważniejsze – mówi Riza Durmisi.
  • Riza Durmisi jest muzułmaninem i przestrzega zasad ramadanu. Post jednak, jak zapewnia, w żaden sposób nie przeszkadza mu w grze.

Dobre przeczucia

Jak odnajdujesz się w Łodzi i w ŁKS-ie?

Jak na razie podoba mi się, choć jest dość zimno. Ludzie są mili. Samo miasto też jest ładne. Mam tu spokój i same pozytywne odczucia.

Można powiedzieć, że to był urodzinowy transfer. Oficjalnie zostałeś zawodnikiem klubu w dzień Twoich 30. urodzin.

To prawda. Aczkolwiek porozumiałem się z klubem wcześniej. Jestem tu od grudnia. Dopóki nie dopełniliśmy wszystkich formalności, nie chcieliśmy tego zdradzać.

Zanim zdecydowałeś się dołączyć do ŁKS-u, pytałeś kogoś o opinię o klubie czy polskiej lidze? Na przykład ludzi, którzy wiedzą coś więcej o naszym futbolu?

Nie. Nie interesowało mnie zdanie innych w tej kwestii. Miałem po prostu dobre przeczucia odnośnie przejścia do ŁKS-u. A skoro miałem dobre przeczucia, to zdecydowałem się przyjść tutaj. Przyjechałem i po prostu nie miałem żadnych wątpliwości. Naprawdę to był łatwy wybór.

Dotrzymywanie danego słowa

Były inne oferty?

Tak. Miałem propozycje dużo korzystniejsze finansowo, np. z Turcji. Nawet dyrektor sportowy ŁKS-u widział te oferty. Mogłem tam iść, ale pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Po kontuzjach, które odniosłem, najistotniejsze dla mnie jest poczucie szczęścia. Interesuje mnie projekt, to w jaki sposób mogę pomóc, to, by czuć się ważnym. Zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli, ale myślę, że jeśli będę miał dobry wpływ na zespół, zostanę tu dłużej. A może kiedyś będę tu trenerem albo będę pełnił jakąś inną rolę. Nigdy nie wiadomo.

A interesowały się Tobą kluby z Arabii Saudyjskiej?

Nie. Z Turcji. Ale porozumiałem się z ŁKS-em, uścisnęliśmy sobie dłonie i nie chciałem tego zmieniać. To także ważne, by dotrzymywać danego słowa. Nie lubię sytuacji, w których ktoś mówi jedno, a robi drugie.

“Widzę w tym zespole potencjał”

Ale ŁKS jest ostatni w tabeli. Nie miałeś obaw, że nie uda się uniknąć degradacji?

Unikniemy degradacji. Nie spadniemy na 100%. Ale trzeba dać tej drużynie impuls. To jest tak, jak z prowadzeniem samochodu na zaciągniętym hamulcu. Teraz po prostu musimy opuścić hamulec i jechać. A widzę w tym zespole potencjał. Ale co najważniejsze – sam muszę dobrze grać i na tym się skupić. Jeśli nie pomogę sobie, nie pomogę zespołowi. To prawda, że długo byłem poza grą, ale znam ten sport, mam doświadczenie. Jeśli wygramy pierwszy mecz, będziemy jak pociąg, którego nie da się zatrzymać. Musimy być drużyną i to musi być nasza siła.

Nie można ode mnie wymagać, że strzelę 10 goli, bo jestem obrońcą. Ale mogę dać drużynie doświadczenie, mogę coś podpowiedzieć, mogę dać swój wkład. To także ważne ze względu na młodych graczy w drużynie.

Kto najbardziej pomógł Ci w pierwszych dniach w drużynie?

Na szczęście mówię w kilku językach. Nie mam więc problemu, by dogadać się z piłkarzami hiszpańskojęzycznymi. Poza tym jest tu Engjell Hoti, który – tak jak ja – ma albańskie korzenie. Nie zamykam się na jednak na jakąś konkretną grupę. Rozmawiam z każdym: z młodszymi zawodnikami, z Polakami, z zawodnikami z zagranicy. Trzeba pamiętać, że jesteśmy na ostatnim miejscu w tabeli, więc musimy być jednością. Wierzymy, że uda nam się utrzymać. Wiemy, co mamy robić. W kilku meczach brakowało ŁKS-owi szczęścia, więc musimy iść inną drogą. Ale ja nie wierzę w to, że szczęście samo się do nas uśmiechnie. Wierzę, że na szczęście trzeba zapracować, by piłka leciała do bramki, a nie na zewnątrz.

Top level

Grałeś u Simone Inzaghiego, Thomasa Franka, Quique Setiena, Patricka Vieiry. Teraz Twoim szkoleniowcem jest Piotr Stokowiec. Jak Ci się z nim współpracuje?

Ma dobre pomysły i wie, czego chce. Jest osobą, która lubi rywalizację i nigdy nie jest w pełni usatysfakcjonowany. Jeśli „złapiemy” jego metody, jego pomysły, za 6 miesięcy będzie dużo radości, że on jest trenerem ŁKS-u.

A jego metody treningowe?

Jego bardzo mocną stroną jest przygotowanie do meczu. Potrzebujemy również tego, a nie tylko treningu, a po zajęciach „do zobaczenia jutro”. Ma dobry plan na nas. Pamiętajmy jednak o tym, że zamiast winić trenera o to, w jakim miejscu jest klub, każdy piłkarz powinien spojrzeć na siebie i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dobrze wykonuje swoją robotę. Generalnie, jego przygotowanie do pracy trenerskiej to jest top level.

Czas z rodziną

W 2023 roku grałeś bardzo mało. Od lipca byłeś wolnym zawodnikiem. Jak spędziłeś ten czas, gdy nie miałeś klubu?

To pierwszy raz w mojej karierze, gdy byłem bez klubu. Miałem w tym czasie sporo ofert, ale zdecydowałem, że chcę ten czas spędzić z rodziną. Mam dwie córeczki. Gdy pierwsza z nich przyszła na świat, nadeszła pandemia COVID-19. Ja zostałem we Włoszech, żona z córką pojechały do Danii. Po kontuzji musiałem odnaleźć siebie na nowo, potrzebowałem przerwy. Jak wspomniałem, były oferty z Turcji, nawet tej zimy, ale dałem słowo, że zostanę zawodnikiem ŁKS-u.

Mimo że przez pół roku nie miałem klubu, zachowałem dobrą kondycję, co pokazują testy. Prowadziłem się jak profesjonalista. Choć oczywiście nieco dziwne dla mnie było to, że nie trzeba wstawać rano trening.  

A przede wszystkim poświęciłem ten czas rodzinie, by być jak najlepszym mężem i ojcem.

W jaki sposób starałeś się utrzymywać dobrą kondycję?

Trenowałem z klubem z mojego miasta. Byłem cały czas aktywny. Poza tym ćwiczyłem wraz z moim trenerem personalnym.

Nie brakowało Ci futbolu zawodowego? Meczów, profesjonalnych treningów?

To było nieco szalone, bo futbol to całe moje życie. Nie robiłem nigdy nic poza graniem w piłkę. Wierzę, że przede mną jeszcze 5-8 lat gry, jeśli będę utrzymywał się w dobrej formie i ominą mnie kontuzje. Wyobraź sobie, że spędziłeś 30 lat swojego życia, grając w piłkę. Nie znam niczego innego poza piłką. I kocham futbol.

A oprócz gry? Oglądałeś mecze w telewizji albo na stadionie?

Czasami w telewizji. Ale – tak jak powiedziałem – przede wszystkim spędzałem czas z rodziną, ponieważ normalnie nie mam aż tak dużo czasu dla nich. Skupiałem się na żonie i córkach.

Ramadan? “Nie czuję się wtedy gorzej”

W artykułach prasowych dotyczących Twojego transferu do ŁKS-u była mowa też o tym, że jesteś muzułmaninem. Czy całkowicie przestrzegasz zasad ramadanu, czyli pościsz od świtu do zmierzchu?

Tak. Robiłem to, gdy grałem w Brondby, w Betisie, w Lazio, w Nicei itd. To nie jest nic dziwnego. Nie przeszkadza mi to w grze. Pamiętam mecz Betis – Leganes. Godzina 14:00, 32 stopnie Celsjusza. Zostałem zawodnikiem spotkania, właśnie w trakcie ramadanu. Chodzi o wiarę. Wierzymy, że Bóg daje nam siłę, by trenować i grać. Nie czuję się wtedy gorzej. Może przez pierwsze 1 czy 2 dni organizm się przyzwyczaja. Ciało potrzebuje czasu, by się nieco przestawić. Ale oprócz tego nie czujesz nic. Powinieneś też tego spróbować. To zdrowe!

Może kiedyś…

Wiesz, że Dwayne Johnson, aktor, który grał w filmie Za szybcy, za wściekli, gdy trenuje to robi tak, że pości przez 18 godzin, a potem w ciągu 18 godzin może coś zjeść? To dobrze wpływa na jego ciało. Zobacz, jaki jest duży!

Chyba jakaś angielska uczelnia robiła komuś podczas postu codzienne badania krwi. Na koniec okazało się, że jest spora różnica. Na korzyść. Post przynosi pozytywne rzeczy. Nie ma w nim nic złego.

W polskich mediach była także mowa o tym, że masz niełatwy charakter.

Skąd te informacji? Nie znają mnie. To głupoty. Do każdego klubu, w którym byłem, przynosiłem dużo pozytywnej energii. To moja wyjątkowa moc. Daję mnóstwo energii. Nigdy nie szkodzę szatni. Owszem, czasami można być złym po kiepskim meczu czy treningu, ale nigdy w ten sposób.

Thomas Frank jak ojciec i przyjaciel

Miałeś kilku słynnych trenerów, między innymi Inzaghiego, Vieirę, Setiena, Franka. Który z nich był najlepszy?

Trudno powiedzieć. Miałem kilku znanych trenerów. Najwięcej czasu spędziłem z Thomasem Frankiem. Prowadził mnie przez 3 lata w reprezentacjach młodzieżowych, potem był moim trenerem w pierwszej drużynie Brondby. Mogę powiedzieć, że dla mnie jest jak ojciec. Albo bardziej ojciec – przyjaciel niż trener. Znam jego filozofię. Jest wielkim pasjonatem futbolu. Ja podobnie postrzegam piłkę. A jeśli pytasz o najlepszego, to właśnie on był dla mnie najlepszy. Natomiast najbardziej do myślenia dał mi Quique Setien. Uwielbiam jego styl. To on mi najbardziej imponuje. Trenowałem także pod okiem Miguela Sanchez, Gustavo Poyeta. Każdy z nich to świetny fachowiec, ale w inny sposób.

Zapytam Cię jeszcze o Thomasa Franka. Jak wspominasz tego trenera, gdy prowadził Cię w młodzieżówce? Widziałeś w nim wtedy człowieka, który może zajść aż tak daleko?

Każdy wiedział, że zmierza w stronę bycia znakomitym trenerem. Szkoda, że gdy miałem okazję, nie dołączyłem do Brentford. Powinienem to zrobić, ale nie był to wtedy najodpowiedniejszy moment, bo klub był w Championship i dopiero aspirował do gry w Premier League. Nie chciałem wtedy robić kroku w tył. Ale jak patrzę w lustro, to uważam, że powinienem wtedy zdecydować się na ten transfer.

Dobrana grupa

Pod jego wodzą zagraliście na Mistrzostwach Świata U-17. To była pierwsza duża impreza, w której wziąłeś udział.

Druga, bo wcześniej były Mistrzostwa Europy w Serbii.  Mistrzostwa Świata odbywały się w Meksyku. Było tak gorąco, że nie powinniśmy w ogóle grać. Do tego mecze rozgrywaliśmy na sztucznej nawierzchni. Mieliśmy wyjątkowy zespół. Nigdy tego nie zapomnę. Wierzę, że to była najlepsza drużyna, jaką kiedykolwiek widziałem. Niezależnie od tego, czy ktoś grał, czy siedział na ławce, każdy każdego lubił. Ciężko w to uwierzyć, ale nigdy potem nie widziałem tak dobrze dobranej grupy jak tamta. Wszyscy znali zasady, każdy wiedział, co robić. I byliśmy szczęśliwi. Pamiętam, że gdy wróciliśmy do domu płakaliśmy, bo musieliśmy się rozstać, a przecież tak dużo czasu spędziliśmy razem. Magia.

A potem zadebiutowałeś w pierwszej reprezentacji.

Tak, pierwszy mecz zagrałem przeciw Albanii, czyli krajowi, z którego pochodzę. Mówię po albańsku, mam albańską krew. To było bardzo dziwne i trudne uczucie. Jestem Duńczykiem, ale i Albańczykiem. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Wybrałem Danię, bo tam się wychowałem. Naturalna decyzja.

Mogłeś też trafić do Liverpoolu.

Warunkiem była sprzedaż Alberto Moreno przez Liverpool. Nie doszło jednak do tego. Ale cóż… Nic nie dzieje się bez przyczyny. Wierzę, że tak po prostu musiało być. Nie płaczę z tego powodu. Jedyne, co mogę zrobić, to patrzeć naprzód.

O Betisie tylko pozytywnie

Spędziłeś znakomity czas w Betisie. W derbach Sevilli, które wygraliście 5:3, strzeliłeś bramkę.

Derby Sewilli to najważniejszy mecz dla fanów Betisu. Mawiają, że nieważne, ile meczów przegraliście, ważne, żeby pokonać Sevillę. Po derbowym zwycięstwie zawsze jest impreza.

O Betisie mogę powiedzieć tylko dobre rzeczy. Gdyby mi powiedzieli: „Riza, dajemy Ci 10 euro, tylko do nas przyjdź”, to bym poszedł.

A kibice? Wiele osób uważa, że fani Betisu są najlepsi w Hiszpanii.

Jeśli nigdy nie byłeś na meczu Betisu, powinieneś koniecznie pojechać i poczuć atmosferę. Nawet Xavi powiedział, że gdyby mógł zmienić jedną rzecz w Barcelonie, to wziąłby do niej fanów Betisu. Coś pięknego i niesamowitego.

Oglądałeś już nagrania z dopingu w wykonaniu kibiców ŁKS-u?

Byłem nawet na jednym meczu w grudniu. Atmosfera była fajna. Mam nadzieję, że wygramy kilka meczów i na stadion przyjdzie więcej ludzi.

Mecz przeciwko Widzewowi może być jak derby Sewilli.

Tak, słyszałem o tym. Nie mogę się doczekać. Miałem okazję zasmakować derbów Kopenhagi, derbów Sewilli, meczu Monaco – Nicea. Teraz czas na derby Łodzi.

Nie czuję chęci powrotu

Pogadamy o Twoim ulubionym klubie, jakim jest Brondby.

Nie, nie. Był ulubiony, ale już nie jest.

Jakie są Twoje relacje z klubem teraz po tym, jak kilka lat temu klub z Ciebie zrezygnował?

Dużo rzeczy się zmieniło. Czytałeś te artykuły, więc wiesz, co się wtedy stało. To był mój ulubiony klub. Byłem tam przez wiele lat. Grałem dla nich z sercem, ale wszystko się od tamtej pory zmieniło. W tej chwili nie mam żadnych spraw związanych z Brondby, ale wciąż kocham kibiców klubu.

Gdybyś teraz otrzymał ofertę z Brondby, odrzuciłbyś ją?

Zależy od tego, jaka byłaby to oferta, a po drugie od tego, kiedy by mi ją złożyli. Nie mogę powiedzieć na pewno, że zawsze bym ją odrzucił. Ale w tej chwili – tak. Nawet gdyby dali mi 10 milionów euro. Nie pójdę. Zobowiązałem się grać w ŁKS-ie i jestem tu. Na tym się skupiam, mimo że Brondby to mój klub. Mieszkam 7 minut od stadionu. Może kiedyś sytuacja się zmieni. Teraz jednak nie czuję chęci powrotu.

Kiedyś w wywiadzie wspominałeś o Kamilu Wilczku, który przeszedł z Brondby do FC Kopenhaga. Gdyby Tobie ktoś teraz zaproponował grę dla największego rywala Brondby, to byś rozważył taką opcję?

Rozumiem go, bo jest z Polski i ta rywalizacja między klubami nie była aż tak bardzo dla niego ważna. W moim przypadku to nie do pomyślenia. Taki ruch jest zakazany.

“Nie obchodzi mnie sława”

Przeszedłeś do polskiej ligi. Nie boisz się, że w Danii trochę o Tobie zapomną?

Nie dbam o to. Chcę być normalnym człowiekiem. Nie obchodzi mnie sława, nie obchodzi mnie, co inni myślą. Chcę tylko grać w piłkę, ponieważ kocham ją.

A widzisz się jeszcze kiedyś w reprezentacji Danii?

To moje marzenie.

Jednym z takich marzeń był pewnie występ na Mistrzostwach Świata 2018. Byłeś w szerokiej kadrze, ale ostatecznie selekcjoner nie zabrał Cię do Rosji.

Niestety. Grałem w reprezentacji, byłem na 6. miejscu pod względem rozegranych minut w kadrze, a on zdecydował się zabrać kogoś, kto nigdy nie zagrał oficjalnego meczu dla reprezentacji Danii. Nie wiem do dziś, dlaczego tak się stało. Powinieneś zapytać selekcjonera. To była jego decyzja. Dawno temu. Dziś już o tym nie myślę.

Wielkie rozczarowanie.

Tak, bo marzyłem od tym, będąc dzieckiem. Opowiem o tym, jak już skończę karierę.

Szczyt wciąż przed nim

A myślałeś już o zakończeniu kariery?

Nie. Mam dopiero 30 lat. Jak mógłbym przestać?

Niejeden młodszy piłkarz zawiesił buty na kołku.

Nie myślę o tym. Dopiero, gdy nie będę mógł pomóc drużynie, nie będę w stanie rywalizować, zakończę karierę. Ale teraz jestem w szczycie swojej kariery. Mogę wejść na swój najwyższy poziom. Do tej pory tego poziomu nie osiągnąłem. Przeszkadzały mi kontuzje, a teraz mam nadzieję, że wrócę do swojej najlepszej dyspozycji.

Messi najlepszy

A myślisz czasem o tym, co możesz robić po zakończeniu kariery?

Już trochę o tym powiedziałem. Może właśnie, jeśli zostanę w Łodzi, to kiedyś pomogę ŁKS-owi? Na przykład jako trener…? Nigdy nie wiadomo, ale na razie jestem piłkarzem i na tym się skupiam.

Grałeś przeciwko wspaniałym piłkarzom? Który z Twoich rywali jest według Ciebie najlepszy?

Pamiętam takiego zawodnika z Granady. Marokańczyka. Niestety, nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska. Teraz gra chyba w Standardzie Liege [chodziło o Mehdiego Carcelę-Gonzaleza, który zakończył karierę w 2022 roku – red.]. Ale oczywiście najlepszy był Messi.

Komentarze