Olkiewicz w środę #112. Dlaczego Lech nie zatrudnił Siemieńca?

Choć sytuacja jest wyjątkowo dynamiczna, Lech Poznań najprawdopodobniej nie zwolni Mariusza Rumaka. Co gorsza - według części z poznańskich mediów decyzja nie do końca wynika z zaufania, jakim cieszy się trener. Klub nie miałby nic przeciwko ewentualnej rezygnacji szkoleniowca, natomiast skoro sam trener Rumak nie zamierza składać broni - no to niech walczy. I właśnie "no to niech walczy" chyba najdobitniej opisuje rzeczywistość obecnego sezonu na rynku trenerskim.

Mariusz Rumak Lech Poznań
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Mariusz Rumak Lech Poznań
  • Mariusz Rumak jest prawdopodobnie najłatwiejszym celem, choć jednocześnie wcale nie najbardziej winnym zaistniałej sytuacji w Lechu Poznań.
  • Kluby mają coraz większe problemy z trafieniem w odpowiednie nazwisko na stanowisku pierwszego szkoleniowca – a sytuacji nie ułatwia ogólne podejście do fachu trenera na polskim rynku.
  • Podczas gdy w kontekście ewentualnego trenerskiego transferu Xabiego Alonso padały zawrotne kwoty, u nas jeden z najbogatszych, najmocniejszych i najlepiej poukładanych klubów zastanawia się, czy wyciągnięty z niebytu trener sam poda się do dymisji…

Rumak a jego stajnia

Trudno jest stanąć w obronie Mariusza Rumaka, szczególnie, jeśli mecze Lecha Poznań zna się nie tylko z zapisków w ligowej tabeli (które są dość niekorzystne), ale również z jakości samej gry (a to już jest wybitnie niekorzystne). Rumak po kolei przekłuwa wszystkie rzucane mu koła ratunkowe i samodzielnie zagania się prosto do narożnika. Na murawie? Widać było zwłaszcza w meczu z Puszczą Niepołomice, ale ofensywna niemoc Lecha nie zaczęła się po drugiej bramce Puszczy, tylko parę tygodni wcześniej. Na ławce? Jego osowiała, zmarkotniała twarz w niczym już nie przypomina energii, którą fundował całemu światu w pierwszych dniach pracy dla Lecha.

Konferencje? Mariusz Rumak wyruszył już dawno na wojnę z całym światem, a w dodatku jeszcze istotnie podrażnił kibiców, najpierw bagatelizując moc stałych fragmentów Puszczy Niepołomice, a potem po stałych fragmentach Puszczy Niepołomice przegrywając ligowy mecz. Walka z twitterowymi opiniami, z krytycznymi opiniami dziennikarzy, generalne zniechęcenie i rozdrażnienie raczej nie pomagają, a jedynie pogłębiają niechęć. Co więcej – Mariusz Rumak wydaje się popełniać bardzo podobne błędy do tych, które już gubiły go w przeszłości. A to chyba informacja najgorsza – bo w pierwszych tygodniach po otrzymaniu szansy od Tomasza Rząsy i Piotra Rutkowskiego wydawało się, że Mariusz Rumak to już zupełnie inny trener i zupełnie inny człowiek, niż w czasach, gdy ponosił kolejne porażki najpierw z Lechem, potem też z Zawiszą, Śląskiem, Bruk-Betem czy Odrą Opole.

Tu jednak dochodzimy do sedna. W wyścigach konnych liczy się nie tylko jeździec, nie tylko koń, ale i cała stajnia. Albo, żeby nie krążyć wokół tego taniego skojarzenia z rumakiem, zapytajmy wprost: kto Mariusza Rumaka zatrudniał? Na jakiej podstawie sądził, że ta misja się powiedzie? Jakie czynniki zadecydowały, że to właśnie Rumak miał odmienić zespół po kadencji Johna van den Broma?

Uważam, że wściekłość i rozżalenie kibiców Lecha Poznań powinny przeskakiwać nad w gruncie rzeczy poboczną postacią Mariusza Rumaka. Bo porażki z Puszczą Niepołomice i Spartakiem Trnawa, chyba najbardziej wstydliwe w tym sezonie, łączy sporo osób – ale w tym gronie brak akurat Rumaka. Piłkarze, którzy rozczarowywali za van den Broma, rozczarowują nadal za Rumaka. Dyrektor sportowy i “nad-dyrektor” aktywnie biorący udział w procesach decyzyjnych jak mylili się na rynku transferowym, tak mylą się nadal, jak popełniali błędy w obsadzie stanowiska trenera, tak popełniają te błędy do teraz. To tam powinna się ogniskować – i w sumie na szczęście właśnie tam się rzeczywiście ogniskuje, krytyka kibiców, ekspertów i dziennikarzy.

Ale w ramach pocieszenia dla lechitów – ta ostatnia rzecz, kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego szkoleniowca, to coś, co łączy Lech Poznań z całą resztą piłkarskiej Polski.

Transfery zagraniczne: 25 milionów euro za Nagelsmanna

Obecnym rekordzistą pod względem kwoty transferowej, jaką klub uiścił w zamian za możliwość wykupienia obowiązującego kontraktu trenerskiego jest Julian Nagelsmann, którego Bayern wyciągnął z RB Lipsk za 25 milionów euro. Nieco tańszy był Graham Potter, kórego Chelsea kupiła od Brighton – zresztą był to równie udany ruch jak wiele innych drogich zakupów The Blues w ostatnim czasie. I nie tylko w ostatnim czasie, bo podium najdroższych transferów trenerskich domyka Andre Villas-Boas, też ściągnięty właśnie do Chelsea.

Choć ten zestaw nazwisk może bawić w kontekście dalszych przygód każdego z trzech trenerów, mamy jednak sporo kontrprzykładów z jednym dość jaskrawmy. Unai Emery za 6 baniek z Villarrealu do Aston Villi to finansowy majstersztyk, który już dawno się spłacił – a przecież Aston Villa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa ani w Premier League, ani w Lidze Konferencji. Ruben Amorim wykupiony przez Sporting z Bragi za 10 milionów euro przyniósł zielono-białym pierwszy od 19 lat tytuł mistrzowski, a ogólnie po rozegraniu ponad 200 meczów nadal punktuje ze średnią ponad 2,2 punktu na mecz.

Na Xabiego Alonso ostrzyły zęby najmocniejsze kluby świata gotowe wyłożyć za jego kontrakt kwoty porównywalne z tymi, które płacą za mocnych zawodników. Decyzje o odejściu – takie jak Jurgena Kloppa chociażby – z miejsca wywołują wręcz rewolucję na futbolowej mapie. I tak, oczywiście, że to decyzje obarczone gigantycznym ryzykiem.

Oczywiście, że nawet gdy na papierze wszystko się zgadza, najlepszych trenerów świata może pogodzić totalnie przypadkowy Claudio Ranieri z kuflem Jamiego Vardy’ego za pazuchą. Natomiast trend wydaje się jasny – i trend wydaje się nabierać rozpędu.

Transfery krajowe: Ireneusz Mamrot do Białegostoku

U nas? Cóż, transfery gotówkowe trenerów to nie pierwszyzna, gdy szczegółowa analiza danych w Białymstoku zasugerowała, że najbardziej do klubu pasuje Ireneusz Mamrot, Jagiellonia wykupiła szkoleniowca z ŁKS-u. Dalsze losy ŁKS-u, Jagiellonii oraz samego Ireneusza Mamrota pokazują w pełni, że ten rynek u nas dopiero raczkuje. Natomiast anegdotyczny dowód z nie do końca trafionym transferem z Łodzi do Białegostoku przestaje bawić, gdy spojrzymy na obecny sezon.

Idźmy od góry tabeli ubiegłego sezonu. Raków Częstochowa schedę po Marku Papszunie zaproponował jego asystentowi, Dawidowi Szwardze. Legia Warszawa Kostę Runjaicia podmieniła trenerem, który miesiąc temu rozstał się z klubem I ligi. Lech Poznań wziął Mariusza Rumaka, który akurat był na miejscu. Czy niżej było o wiele lepiej? Śląsk Wrocław Jacka Magierę wziął w momencie, gdy po prostu głupio byłoby wziąć czwartego trenera na kontrakt. Górnik Zabrze postawił na Jana Urbana, choć de facto nigdy nie powinien go zwalniać. O takich wynalazkach jak David Balda w Lechii Gdańsk nie ma nawet sensu wspominać. Nie trafił z wyborem Ruch, i to dwukrotnie, nie trafił ŁKS, w Cracovii doszło do tego, że Pasy będą musiały skorzystać z nieco już przykurzonej instytucji słupa.

Najgorsza jest świadomość, że w teorii najpoważniej do tematu podszedł Radomiak, ściągając do siebie Constantina Galcę, postać przewyższającą swoim trenerskim CV prawie wszystkich ligowych konkurentów. No i tenże Radomiak na tymże Galcy tak boleśnie wtopił, że do dzisiaj pamiętamy tę kuriozalną atmosferę rozstania, gdy Rumun nawet nie udawał, że zależy mu na pracy w Radomiu.

Tak, to niełatwy rynek. Tak, o wiele ciężej trafić z obsadą stanowiska trenera, niż ze ściągnięciem dowolnego zawodnika, do dowolnej formacji. Podobne ciężary są chyba jedynie z napastnikami, gdzie faktycznie każdy klub na kimś się już zdążył sparzyć, poza Stalą Mielec, dysponującą tajemnym granulatem dla napastników. Jest mnóstwo argumentów, którymi mogą się bronić dyrektorzy sportowi. Weźmy choćby przykład nowej fali trenerów, wspomnianego Adriana Siemieńca czy Daniela Myśliwca w Widzewie. Byłoby dużą hipokryzją chwalić te odważne ruchy, stawianie na ludzi bez większej weryfikacji w roli samodzielnych ekstraklasowych trenerów, a jednocześnie ganić Raków za Szwargę czy Legię za Feio. Głupio byłoby krytykować Zagłębie Lubin za Waldemara Fornalika, jednocześnie chwaląc Górnik za Urbana.

Natomiast warto tu odwołać się właśnie do słów Goncalo Feio, barwnie opowiadającego o wielkiej sile, jaką jest kontrola na boisku. Wiadomo, że w piłce nigdy nie wyeliminuje się przypadku, ale wiadomo również, że istnieje spora różnica, czy rzucasz kością sześcienną, czy taką k20. Tymczasem właśnie tego minimalizowania ryzyka przy obsadzie stanowiska szkoleniowca brakuje najbardziej.

Życiorys, wizja, bajerka – co właściwie decyduje?

Bo też i jakie czynniki mógł wziąć Lech Poznań pod uwagę, gdy zatrudniał Mariusza Rumaka? Obrońcy – coraz mniej liczni – tego ruchu wskazywali, że w tym momencie sezonu wszyscy ciekawi trenerzy są uwikłani w realizację swoich planów. Słynna shortlista Tomasza Rząsy, na której znajdują się sondowani i skautowani szkoleniowcy została ukryta głęboko w biurku, bo w grudniu czy styczniu zwyczajnie nie da się zatrudnić dobrego trenera.

Nie da się? A może raczej: nie umiemy tego zrobić?

Wiem, że to brzmi jak totalne science-fiction, ale właśnie o to chodzi – żyjemy w warunkach, w których nawet nie bierze się takich scenariuszy pod uwagę. Uwaga, głęboki oddech: dlaczego Lech Poznań nie wykradł Jagiellonii Adriana Siemieńca? Dlaczego nie zaoferował Jadze szalonych pieniędzy, równie obrzydliwej gotówki samemu trenerowi, dlaczego nie przepłacił, nadpłacił, byle mieć u siebie najlepszą z opcji na rynku? Czy byłoby to droższe, niż Ali Gholizadeh? Unai Emery dwa lata temu kosztował 6 milionów euro, myślę że z trenerem Jagiellonii poszłoby nieco sprawniej. Oczywiście, specjalnie wybrałem skrajny przykład, bo chodzi o pewne zobrazowanie myślenia o stanowisku trenera w polskiej piłce.

Chcę wierzyć, że Lech Poznań naprawdę posiada długą listę trenerów, którzy są w kręgu zainteresowania “Kolejorza”. I co więcej – chcę wierzyć, że faktycznie każdy z nich jest w środku swojego projektu życia, jak trener Siemieniec w Jagiellonii. Ale czy naprawdę każdy jest nie do wyjęcia? Czy jednak Lechowi nie zależało aż tak mocno na “wyjmowaniu” trenera?

Początkowo – jak zwykle pełen wiary w ludzi i w polskie kluby – sądziłem, że faktycznie Rumak się rozwinął, zna doskonale klub, szatnię, zna problemy, przygotował też rozwiązania. Że sporo osiągnie już na postawieniu się w kontrze do van den Broma, a może Tomasz Rząsa, w końcu były porządny piłkarz, dostrzega również inne zalety, które właśnie teraz są Lechowi potrzebne bardziej od uznanego nazwiska. Ale dziś, gdy Lech właściwie czeka na rezygnację Rumaka, wierzyć w to coraz trudniej. Dziś, gdy Mariusz Rumak w takiej atmosferze i z takim mentalem przygotowuje zespół do meczu z ŁKS-em, zastanawiam się, czy od początku nie był jedynie opcją “na przeczekanie”, opcją “niech dotoczy do końca, a w lipcu się zastanowimy”. I wypada jedynie dopisać: bo w lipcu będzie taniej, będzie więcej trenerów, bo żadnego nie władujemy na konia, jakim jest rozpoczęcie pracy w środku kryzysu.

Jeśli taka jest gorzka prawda, to zamiast minimalizowania ryzyka, mamy najczystszy minimalizm. Zamiast ograniczania przypadku w klubie, mamy ograniczanie kosztów, i to w takim momencie, wręcz epokowym, gdy Lech ma najdroższą kadrę w historii, najwyższy budżet płacowy.

Wypadałoby jedynie załamać ręce nad Lechem i gorzko zapłakać. Ale wówczas przypominam sobie, że u rywali z topu ligowej tabeli minimalizowanie ryzyka wyszło podobnie. Na ten moment trójka trenerów w trzech najmocniejszych polskich klubach nie mieści się na podium najlepszych trenerów ligi.

I kto wie, czy nie potwierdzi tego dodatkowo tabela Ekstraklasy po 34. kolejce.

Komentarze