Zaskakujący wicelider Serie A. Buldożer, który potrafi przesunąć autobus

Piłkarze Sassuolo
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Piłkarze Sassuolo

W specjalnym materiale dla SerieA.pl komentatorzy Eleven Sports Piotr Dumanowski i Dominik Guziak biorą na tapet rewelacyjne Sassuolo, które zadziwia w lidze włoskiej. Czy Neroverdich stać na największy sukces w historii?

Czytaj dalej…

14 punktów po 6 kolejkach, pozycja wicelidera tabeli, status najskuteczniejszej ofensywy Serie A, a w obliczu słabszej formy Atalanty zupełnie zasłużone miano drużyny, która gra najefektowniejszy i najlepszy taktycznie futbol w całych Włoszech. Gdybyśmy cofnęli się o 10 lat i zapytali, który zespół mógłby w przyszłości być tak określany, najczęściej padające nazwy nie byłyby zaskakujące: Inter, Roma, Milan, Juventus, Napoli. Żaden z ankietowanych raczej nie udzieliłby odpowiedzi “Sassuolo”, bo kto o zdrowych zmysłach wskazałby zespół z dołu tabeli Serie B. No dobrze, prawie żaden. Giorgio Squinzi, twórca potęgi Neroverdich, przewidział coś takiego jeszcze w 2005 roku.

Nieżyjący już patron klubu grającego wówczas w Serie C2, czyli w czwartej lidze, miał wtedy powiedzieć “Za 10 lat moja drużyna pokona Inter na Stadio Giuseppe Meazza”. Każdy wiedział, że prezes potężnej firmy Mapei zajmującej się wytwarzaniem produktów chemii budowlanej jest bajecznie bogatym facetem. Gdyby chciał po prostu pokonać Inter nie zważając na koszty, zainwestowałby w Milan, któremu kibicował całe życie. On wolał jednak zbudować wszystko od podstaw. Mapei wspierało Sassuolo już w latach 80. i 90., ale w 2002 roku Squinzi postanowił przejąć cały klub. Rozpoczęło się powolne i bardzo rozważne budowanie piłkarskiego przedsiębiorstwa.

Co ważne, przedsiębiorstwo było budowane w ciszy i spokoju. W lipcu tego roku La Gazzetta dello Sport przedstawiła dane, wedle których Sassuolo ma tylko 72 tysiące kibiców (wszyscy spokojnie zmieściliby się na San Siro). Samo miasto zamieszkuje 40 tysięcy osób. Żadnych protestów, atakowania piłkarzy, wtrącania się w zarządzanie klubem. Mieszkańcy okolic Sassuolo woleli kibicować Parmie, Bolonii, Modenie – wybór był ogromny, bo region Emilia-Romania jest najbardziej piłkarskim miejscem na mapie Włoch. Takim jak Śląsk w złotym okresie polskiej piłki. W 2002 roku kibiców Neroverdich było dużo mniej, zespół grał na kameralnym Stadio Enzo Ricci, mogącym pomieścić 4 tysiące osób. Po awansie do Serie B nastąpiła przeprowadzka na stadion w Modenie, a w Serie A Neroverdi grają na Mapei Stadium w Reggio Emilia. Obiekcie, którego Sassuolo jest właścicielem, a nie najemcą, jako jeden z niewielu klubów we Włoszech. Na to też mogli sobie pozwolić – w samym 2019 roku szacunkowa wartość przychodów firmy Mapei wyniosła blisko 3 miliardy Euro. A stadion zarabia na siebie – kilka lat temu w Lidze Europy w roli gospodarza występowała tam Atalanta, co jakiś czas pojawia się też reprezentacja Włoch.

2006 rok – awans do Serie C1. 2008 – awans do Serie B, wywalczony z Massimiliano Allegrim w roli trenera. W 2010 roku było blisko awansu do Serie A, Neroverdi przegrali baraż pod wodzą Stefano Piolego. Upragniony awans przyszedł z Eusebio Di Francesco na ławce w 2013 roku, a ten sam człowiek wprowadził później klub do Ligi Europy. Nazwiska trenerów robią wrażenie, prawda? Wtedy byli to szkoleniowcy na dorobku. Di Francesco i Pioli mieli już doświadczenie w Serie A, ale raczej mało udane. Pierwszy prowadził Lecce, ale zaczął sezon tak, że Serse Cosmi nie zdołał uratować drużyny przed spadkiem. Drugi prowadził przez kilka miesięcy Parmę i gdyby nie akcja ratunkowa Claudio Ranierego, to przyłożyłby rękę do relegacji. A mimo to obaj zostali uznani za idealnych kandydatów do prowadzenia Sassuolo. Przypadek? Nie, w Sassuolo nie ma przypadkowych ludzi. Zastanówcie się chwilę, nie przypomina Wam to czegoś?

Tak, historia wyglądała bardzo podobnie w przypadku Roberto De Zerbiego. W 2016 roku po dwóch niezłych sezonach w Foggii dostał pracę w Palermo zarządzanym przez szalonego Maurizio Zampariniego. Bilans? 1 wygrana, 2 remisy i 9 porażek. Ktoś powie, że też maczał palce w spadku Rosanero, ale w tamtym czasie praca trenera na Renzo Barbera bardziej przypominała rodeo niż przekazywanie piłkarzom swojej filozofii. A ta już we wspomnianej Foggii była bardzo ciekawa i sprawiła, że dostał druga szansę w Benevento pod koniec 2017 roku. Przejmował je, gdy Czarownice po 9 kolejkach Serie A nie miały ani jednego punktu. Pierwszy remis przyszedł dopiero w 15. kolejce z Milanem po golu bramkarza w doliczonym czasie. De Zerbi spokojnie układał wszystko po swojemu, starał się zaszczepić drużynie styl oparty na ofensywnej grze, szybkim budowaniu akcji i braku strachu przed jakimkolwiek rywalem. W ten sposób udało się uzbierać 21 punktów, pokonać Milan na San Siro, strzelić po 2 gole Romie i Lazio oraz rozegrać szaloną partię ping-ponga z Juventusem, przegrywając 2:4. W kilka miesięcy De Zerbi przekształcił grupę piłkarzy bojących się własnego cienia w ekipę, która potrafiła wymieniać podania piętą w polu karnym mistrza Włoch. Gdyby pracował w klubie od początku sezonu, pewnie uniknąłby spadku, ale i tak pokazał, że z mocniejszą drużyną mógłby osiągnąć dużo więcej.

Kto miał głowę na karku, ten wiedział, że De Zerbiemu trzeba dać kolejną szansę. Giorgio Squinzi dał mu zespół odratowany przed spadkiem przez Beppe Iachiniego i pozwolił robić swoje. Już w jego pierwszym sezonie w Sassuolo rozbłysła gwiazda Stefano Sensiego, ściągnięto mało znanego tureckiego obrońcę Meriha Demirala, po którego po 6 miesiącach sięgnął Juventus. Do włoskiego stylu gry przyzwyczaił się Jeremie Boga, który do piekielnej szybkości zaczął dokładać bramki i asysty. Kevin-Prince Boateng znów grał tak, że zimą wypożyczyła go Barcelona, a ściągnięty z Benevento Filip Djuricić zaczął pokazywać, że świetnie czuje się jako kreator gry. Z biegiem czasu De Zerbi zaczął przekształcać Domenico Berardiego w piłkarza, który zamiast grać egoistycznie zaczął schodzić nisko po piłkę i wykorzystywał znakomity przegląd pola. U zawodnika, który przez większość ekspertów był już wtedy uznany za więźnia Sassuolo i piłkarza, którego skreślano z wielkiej piłki za krnąbrny charakter, nowy trener odkrył niewykorzystane wcześniej pokłady możliwości. W sezonie tuż przed pojawieniem się De Zerbiego Berardi zaliczył 2 asysty i strzelił 4 gole. W drugim roku ich wspólnej pracy liczby urosły do 10 asyst i 14 bramek.

Mało? To jedziemy dalej. W 2019 roku w Sassuolo pojawia się blisko 32-letni napastnik, który ma za sobą pierwszy pełny sezon w Serie A. W barwach spadającego Empoli zdobył 16 bramek i wydawało się, że to szczyt jego możliwości w tym wieku. De Zerbi wiedział jednak swoje. W Sassuolo Francesco Caputo zdobywa 21 bramek, zostaje 4. najlepszym strzelcem sezonu. Miesiąc temu w wieku 33 lat zadebiutował w reprezentacji Włoch, od razu zdobywając bramkę z Mołdawią. W sytuacjach sam na sam jest tak wyrachowany i skuteczny, że aż można się zastanawiać, co on robił tyle lat w Serie B. W podobnym momencie do reprezentacji trafił 22-letni Manuel Locatelli. Dwa lata temu odchodził z Milanu z łatką zawodnika, który prawdopodobnie nigdy nie przeskoczy pewnego poziomu. Teraz to on pokazuje, na jakim poziomie powinni grać pomocnicy w jego wieku.
Świetna końcówka zeszłego sezonu i imponujący początek obecnego nie są przypadkiem. To, że niemal każdy mecz z udziałem Neroverdich jest prawdziwym spektaklem nie wzięło się tylko ze świetnej formy piłkarzy. Kluczem jest odpowiednia taktyka – bardzo ofensywna, narażająca Sassuolo na stratę wielu goli, ale z drugiej strony zmuszająca rywala do refleksji – “jeśli my im zaraz nie strzelimy gola, to za 5 minut oni będą już mieli na koncie dwie bramki”. Jeśli drużyna z Mapei Stadium mierzy się z zespołem ustawiającym autobus w bramce, to odpowiedź na to jest prosta – autobus zostaje wypchnięty przez buldożer. Sassuolo przechodzi wtedy z ustawienia 4-2-3-1 na 4-1-4-1, stara się tworzyć z przodu przewagę liczebną i zamęcza rywala tak dużą liczbą podań, że miejsce na zdobycie bramki po prostu musi się znaleźć. Pamiętacie ostatnie minuty szalonego meczu z Juventusem z końcówki zeszłego sezonu? Sassuolo przy stanie 3:3 wymieniło 31 podań, od których rywalom zaczęło kręcić się w głowie, po czym nagle Hamed Junior Traore znalazł się w sytuacji sam na sam ze Szczęsnym. Gdyby nie polski bramkarz i Danilo, który dobitkę Bogi zatrzymał na linii bramkowej, byłoby 4:3.

Jeśli ktoś ma odwagę zagrać bardziej otwartą piłkę, to naraża się na zabójcze kontry, które Sassuolo wprost uwielbia. Kto widział Jeremiego Bogę mknącego przez pół boiska i pakującego piłkę pod poprzeczkę, ten wie o czym mówimy. Z kolei jeśli ktoś myśli, że prowadząc 3:1 na kilka minut przed końcem może już być pewny wygranej, ten dostaje kilka szybkich ciosów i w najlepszym wypadku remisuje, tak jak ostatnio Torino. Nawet zakażenia Covid-19 nie są w stanie zatrzymać Sassuolo. Brak Berardiego, Caputo i Djuricicia w meczu z Napoli? Do ofensywnej trójki wchodzi prawy obrońca Mert Müldür, a gola przypieczętowującego wygraną 2:0 po solowej akcji i minięciu bramkarza strzela Maxime Lopez.

Swoją drogą 22-letni Francuz zdecydował się po raz pierwszy w życiu opuścić Marsylię i grać w innym zespole po tym, gdy usłyszał, jak funkcjonuje klub i jakim trenerem jest Roberto De Zerbi. To pokazuje, że Sassuolo to nie tylko piłkarze. To system, który funkcjonuje jak szwajcarski zegarek niezależnie od wykonawców. Taki od samego początku był plan samego Giorgio Squinziego. Rok po śmierci prezydenta widać, że wszystko toczy się według jego założeń, choć on sam już nie jest obecny. Mimo, że to klub z najmniejszego miasteczka w historii Serie A, możliwości drzemią w nim ogromne. Kto wie, czy w tak dziwnym i trudnym sezonie, gdy większość zespołów z czołówki Serie A walczy na kilku frontach, Neroverdi nie sprawią jednej z największych niespodzianek nie tylko w swojej 100-letniej historii…

PIOTR DUMANOWSKI
DOMINIK GUZIAK
ELEVEN SPORTS

Komentarze