- Początek nowego sezonu miał być dla Pogoni okazją do oddechu po nieudanych finiszu i przegranym finale Pucharu Polski. Zamiast tego w Szczecinie szybciej niż zwykle powróciły pytania o trenera i jakość drużyny.
- Kibice mają prawo pytać o odpowiedzialność Roberta Kolendowicza, ale to tylko część większej układanki. Kryzys Pogoni ma swoje źródło w czymś więcej niż tylko w ławce trenerskiej.
- Bo być może problem nie tkwi w Kolendowiczu czy jego poprzednikach, ale w samej opowieści, którą klub i jego kibice tworzą od lat – w micie o wielkiej Pogoni, który nie znajduje potwierdzenia w trofeach.
Kryzys, który przyćmił jubileusz
15 sierpnia Robert Kolendowicz świętował rok pracy w roli pierwszego trenera Pogoni Szczecin. Świętował to może zbyt mocne słowo. Nie było tortu (nie ma co kusić losu), ani wpisu w klubowych mediach. Co ci poczciwi ludzie mieli napisać? Od roku jest z nami trener Robert Kolendowicz, gratulujemy finału Pucharu Polski i czwartego miejsca w Ekstraklasie? W Szczecinie słusznie darowali sobie ten strzał w stopę.
Robert Kolendowicz celebrował wewnętrznie, że wciąż jest na stanowisku.
Mało który trener potrzebował resetu tak jak Robert Kolendowicz – nawet Marek Papszun po utraconym mistrzostwie nie miał takiej mieszanki goryczy. Być może urlop się nie udał, bo wraz z nowym sezonem wróciły stare grzechy szczecińskiej drużyny.
Pierwsze tygodnie Ekstraklasy dla klubu pokroju Pogoni to okazja na zbudowanie sobie przewagi punktowej nad klubami reprezentującymi Polskę w europejskich pucharach. Terminarz sprzyjał zaatakowaniu podium, a nawet fotelu lidera. Marzenia prysły po ostatnim gwizdku w pierwszej kolejce. Delegacja do Radomia i klęska 1:5 z Radomiakiem, strata punktów w Niecieczy oraz niedawna porażka 1:2 w Gdyni z Arką. Koszmary z wyjazdowych meczów wciąż są żywe.
Pogoń nie zagrała jeszcze z żadną drużyną z topu. Cztery punkty zamiast dziesięciu to nie jest potknięcie, to jest wypadek na autostradzie. Szczecinianie nie mają na głowie pucharów, więc mogli spokojnie się przygotować. Tymczasem zespół prezentuje się niezadowalająco fizycznie. Piłkarzom brakuje boiskowej agresji i zaangażowania, a cała Pogoń wygląda jakby wciąż nie przetrawiła przegranego poprzedniego sezonu. Bieżąca kampania to tylko kolejny rozdział starej opowieści. Pogoń jest mistrzem w byciu o krok od mistrzostwa.
Jakby tego było mało, od początku sezonu nad trenerem Kolendowiczem wiszą czarne chmury w kwestii jego dalszej pracy w Szczecinie. Dziennikarz Goal.pl Piotr Koźmiński informował o niepewnej przyszłości opiekuna Portowców. Ten kwitował artykuł słowami „stek bzdur”. Faktem jest jednak, że Robert Kolendowicz nie pomaga sobie swoją pracą. A może być jeszcze gorzej.
Do wrześniowej przerwy reprezentacyjnej Pogoń czekają wyłącznie mecze z pretendentami do gry w europejskich pucharach. Skoro szczecinianie nie potrafili wcześniej wywiązać się z roli faworyta, jak teraz mają stawić czoła Górnikowi, Widzewowi i Rakowowi? Pogoń może zażegnać kryzys w wielkim stylu bądź na stałe rozgościć się w dolnych rejonach tabeli.
Pogoń – wieczny kandydat
Pogoń znała już niejeden kryzys i potrafiła wychodzić z niego z podniesioną głową. Szczecinianie w trzy lata wspięli się z 11. miejsca (sezon 2017/2018) do ścisłej czołówki Ekstraklasy. W kwietniu 2022 roku Pogoń na sześć kolejek przed końcem miała tyle samo punktów, co Lech i Raków. Skończyło się na bilansie 2-3-1 i brązowym medalu na pocieszenie. W podobnym momencie sezonu, dwa lata później, strata do liderującej Jagiellonii wynosiła pięć oczek. Szczecinianie polegli w ówczesnym wyścigu żółwi o tytuł, kończąc rozgrywki tuż za podium.
W latach 2021-2023 Pogoń trzy razy z rzędu zameldowała się w kwalifikacjach do Ligi Konferencji. Trzy starty i trzy odpadnięcia przed fazą grupową. W Szczecinie ewidentnie nie pokochali „Pucharu Biedronki„. Z Osijekiem było wstyd, z Brondby i Gentem już mniej, ale efekt ten sam: zero występów w Europie jesienią.
W Pucharze Polski szczecińska drużyna dotarła do finału dwa razy z rzędu – oba przegrała. To dla Pogoni jak horror, który zawsze wraca i zawsze z tym samym zakończeniem. Po nocach śnić może się szczególnie mecz z Wisłą, w którym pierwszoligowiec był już jedną nogą w autokarze do Krakowa, a jednak odebrał Pogoni trofeum w dogrywce. Walki nie zabrakło także w maju tego roku z Legią, ale puchar po wygranej 4:3 podnieśli jednak warszawianie.
Dlaczego w takim razie traktujemy Pogoń jak klub z topu? Lech, Legia, Raków, czy Jagiellonia, mają w ostatnich latach trofea, które potwierdzają ich status. Pogoń nie. W Szczecinie ambicje są większe niż dorobek, Może właśnie dlatego drużyna raz po raz staje na starcie sezonu z presją, której nie udźwignęła w poprzednich latach.
Kolendowicz – stary element w nowej układance
Robert Kolendowicz nie prowadził nigdy samodzielnie drużyny. Nie miał nawet doświadczenia z rezerw, bo tam też był asystentem. 44-latek zaliczył jednak udany debiut, bo dwa dni po otrzymaniu nominacji ograł Widzew 2:0. Jego zespół był nawet niepokonany od 23 listopada do końca lutego. Zbiegło się to w czasie z brakiem wypłat w klubie i strajkiem piłkarzy. Drużynę scalił wówczas głównie kapitan Kamil Grosicki, ale trener miał swoje zasługi sportowe. W okresie zmian właścicielskich jego podopieczni wywalczyli nawet awans do finału Pucharu Polski. Zalążki na dobrą współpracę były niezłe.
44-letni szkoleniowiec nie ustrzegł się jednak błędów. Mimo debiutu 17 sierpnia, na pierwsze ligowe zwycięstwo w delegacji czekał do 23 listopada i meczu z walczącym o ligowy byt beniaminkiem, Lechią Gdańsk. To właśnie wtedy zaczęła się wspomniana passa siedmiu spotkań z rzędu bez porażki w Ekstraklasie. Pogoń zbliżyła się nawet do liderującego Lecha na dystans pięciu oczek. Nadzieja na coś wielkiego prysła, gdy poznaniacy wygrali w Szczecinie 3:0.
Najpiękniejsze, ale i najbardziej bolesne momenty w najnowszej historii Pogoni Szczecin łączy wspólny mianownik – Robert Kolendowicz. Tu dochodzimy do sedna tej historii. Trener Portowców był w sztabie Runjaicia i Gustaffsona. Dojrzewał trenersko u świetnych fachowców. Widział ich porażki, kluczowe błędy, a gdy sam dostał szansę, poniekąd je powiela.
W trakcie kadencji Roberta Kolendowicza, najmocniejszą drużyną, którą pokonała na wyjeździe Pogoń Szczecin był Widzew Łódź Daniela Myśliwca. Dosyć słabo jak na rok pracy. W wyjazdowych meczach Ekstraklasy, jego zespół zdobył ledwie 18/60 punktów. To już nie jest kwestia tego, że Eftimis Koulouris nie trafił w Gdyni karnego na 2:1. Problem jest znacznie głębszy, a jego rozwiązania brakuje.
Okno transferowe – oczekiwania vs rzeczywistość
Uczciwie stawiając sprawę, Robert Kolendowicz nie jest ani cudotwórcą, ani grabarzem tej drużyny. Jest produktem systemu, w którym dorastał – systemu pełnego niespełnionych ambicji, nadmuchanych oczekiwań i historii kończących się zawsze tuż przed metą.
Pogoń przejął w sierpniu ubiegłego roku. W jego pierwszym sezonie do Szczecina trafiło jedynie dwóch piłkarzy – 21-letni stoper Dimitrios Keramitsis i 23-letni środkowy obrońca Luizao. Tego drugiego nie ma już zresztą w klubie. Z kolei Grek pełni epizodyczną rolę. To zupełnie zmienia odbiór wyników Pogoni.
Miniony sezon to głównie łatanie dziur w klubowym budżecie. Wraz ze zmianą właściciela nadejść miała nowa jakość transferowa. Świetnie było to widać na przykładzie Roberta Dobrzyckiego, który w dwa miesiące podwoił wartość kadry Widzewa. W Łodzi zapowiadają i realizują transfery. Tymczasem w Szczecinie Alex Haditaghi woli skupić się na opowiadaniu bajek, jakie to wielkie nazwiska mają wzmocnić Pogoń. To jedynie życzeniowe myślenie właściciela, który nawija makaron na uszy kibicom. Mówi on bardzo dużo i bardzo niepotrzebnie.
Zobacz także: To byłby jeden z najwyższych transferów w historii Ekstraklasy. Pogoń chce rozbić bank [NASZ NEWS]
Wzmocnienia? Są, ale nie wystarczy jedynie efekt nowości, a jakości. Tej nie ma wcale tak dużo. Tym bardziej, że problemem Pogoni od lat jest wąska kadra i brak zmienników zdolnych do odwrócenia meczu. Większość trzonu kadry z poprzednich lat obniżyła formę. Pogoń nie potrzebuje kuszenia wielkich nazwisk jak Witsel, czy Benteke, ale zawodników, którzy będą walczyć i się rozwijać.
Mocarne ambicje Widzewa, konkretne wzmocnienia Górnika i głodne sukcesu projekty w Krakowie oraz Lublinie to realne zagrożenie dla Portowców. Konkurencja nie śpi. Kto się nie rozwija, ten się cofa. Pogoń stąpa po cienkiej linii opartej na starzejącym się Grosickim i Koulourisie, który najchętniej czmychnąłby ze Szczecina.
Dotychczasowe ruchy transferowe Pogoni mają potencjał na podniesienie jakości drużyny, ale wciąż jest ich za mało. Mitycznych opowieści o klasowym defensywnym pomocniku dość zdaje się mieć już nawet Robert Kolendowicz. 44-latek dał upust swoich emocji w niedawnej rozmowie z Kanałem Sportowym, gdzie wbijał szpilki między innymi w Alexa Haditaghiego.
– Proces decyzyjny w naszym klubie się zmienił. Miałem wiedzę o tym, którzy zawodnicy do nas przychodzą, ale to, na co się umawialiśmy, nie zostało zrealizowane, bo okienko jeszcze się nie zamknęło. Mieliśmy zaplanowane wzmocnienia na kilku pozycjach, ale tego nie uczyniliśmy. Czekam do końca okienka, zobaczymy, na jakim będziemy etapie – komentował szkoleniowiec Pogoni. Sprawiał przy tym wrażenie człowieka, który zdaje się mieć świadomość, że może długo nie popracować w Szczecinie. No właśnie, ale czy słusznie?
Zobacz także: Pogoń znajdzie następcę Koulourisa?! „Wiele się może wydarzyć”
Pogoń z nowym trenerem? Niby można, ale…
Robert Kolendowicz zasłużył na kontynuację pracy po poprzednim sezonie. Nowy sezon to jednak nowy rozdział. Nie pomoże tu jego sympatyczna aura oraz argumenty, że jest nasz. Futbol bywa romantyczny, ale to biznes jak każdy inny i sentymenty trzeba odłożyć na bok.
Weryfikacja pracy trenera Pogoni może przyjść dla niego szybciej niż się spodziewał. Jeżeli sytuacja się utrzyma, między bajki będzie można włożyć zapewniania Alexa Haditaghiego, że trener zostaje na 100%. Pogoń wygląda bowiem jak klub nie na Europę (wszystko poniżej tego będzie dla właściciela rozczarowaniem), a bardziej na zespól z miejsc 8-10.
Czy ktokolwiek typował Pogoń do tytułu mistrza Polski, wiedząc, że jesienią do Europy możemy wysłać cztery kluby? Nie. Klub ze Szczecina nie jest gotowy kadrowo na grę o wysokie cele. Pogoń nie potrafiła zakwalifikować się do kwalifikacji europejskich pucharów. Z pomocą przyszli jej rywale. Za rok Polska do Europy wyśle aż pięciu przedstawicieli. Pogoń jest w stanie zaprzepaścić nawet tę szansę. Liczenie na Puchar Polski? Tym razem ścieżka może nie być tak prosta, jak ostatnio, a i rywale łatwo się nie poddadzą.
Pogoń przeżywa historycznie najlepsze lata, a mimo tego jej kibice niemal rok w rok kończą sezon z poczuciem rozczarowania i niedosytu. Możliwe, że nastaje przebudowa, która obejmie również zmianę trenera, jako symbol dopięcia nowej ery. Kibice coraz częściej podnoszą głos, że jeżeli Haditaghi chce nowego rozdziału, niech sięgnie po wielkie trenerskie nazwisko, z sukcesami i wygranymi pucharami.
Robert Kolendowicz ma coraz mniej zwolenników, ale nie został jeszcze stracony w środowisku. Jego zwolnienie nie uczyni z Pogoni automatycznie lepszej drużyny. Tu trzeba szerszej zmiany, lepszych transferów, stabilizacji. Szczególnie, że właściciel Pogoni gwarantuje, że klub będzie sięgał po trofea. Aktualnie w tym całym projekcie jest za mało konkretów, a za dużo gdyby. Może po prostu ich sufitem jest podłoga najmocniejszych polskich klubów?
Kibic to rodzic, a Pogoń jest trochę jak nastoletnie, ale wciąż dziecko. Stale obiecuje rodzicom, że to był ostatni raz kiedy wróciło tak późno. Od poniedziałku posłusznie odrabia lekcje i sprząta pokój, a w piątkowy wieczór traci kontrolę i znów dostaje szlaban za późny powrót. Kochający rodzic wie, że jego dziecko znów zabaluje, ale i tak mu wybaczy. Koło się toczy. W teorii można liczyć, że nastolatek dojrzeje i do tego czasu nie zrobi sobie poważniejszej krzywdy. Tylko, czy to ma sens? Zależy, kto co woli. Pogoń może w końcu dorosnąć, ale na razie wciąż stoi w kolejce po dowód osobisty.