Polski trener w lidze z TOP5? Siemieniec może przebić szklany sufit

Od ponad ćwierć wieku polski trener nie prowadził drużyny w żadnej z pięciu najmocniejszych lig w Europie. Zmiana tej smutnej rzeczywistości to wciąż melodia przyszłości, aczkolwiek wcale nie tak odległej. Pojawił się bowiem Adrian Siemieniec, człowiek zamieniający marzenia w rzeczywistość. Trenerski fenomen z Czeladzi może być tym, który przebije szklany sufit i pokaże, że polska myśl szkoleniowa potrafi funkcjonować wśród najlepszych.

Adrian Siemieniec
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Adrian Siemieniec
  • Od 27 lat żaden polski trener nie prowadził klubu w jednej z pięciu najsilniejszych lig Europy. To luka, która coraz bardziej kontrastuje z obecnością naszych piłkarzy w czołowych rozgrywkach i coraz lepszymi wynikami polskich klubów w pucharach.
  • Dane pokazują, że w ligach TOP5 dominują trenerzy z Hiszpanii, Włoch i Niemiec, a Europa Wschodnia praktycznie nie istnieje na trenerskiej mapie kontynentu. Polski szkoleniowiec musi przebijać się przez system, który faworyzuje południowe i zachodnie nacje.
  • Adrian Siemieniec może stać się trenerem, który przełamie ten schemat. Jego droga z Jagiellonii do europejskiej rozpoznawalności pokazuje, że nowoczesny polski trener potrafi myśleć globalnie i działać systemowo.

Biało-czerwona plama na mapie Europy

Kilka dni temu minęło dokładnie 27 lat od momentu, kiedy polski trener po raz ostatni poprowadził zespół w jednej z pięciu najlepszych lig w Europie. 18 października 1998 roku Henryk Kasperczak pożegnał się z pracą we francuskiej Bastii, zostawiając ją na jedenastym miejscu w tabeli Ligue 1, tuż za PSG.

W 2025 roku nie ma żadnego polskiego trenera prowadzącego klub w którejkolwiek z lig TOP5: Premier League, La Liga, Serie A, Bundesliga oraz Ligue 1.

Wprawdzie Eugen Polanski prowadzi tymczasowo Borussię Mönchengladbach. To przyjemny widok i pozostaje tylko życzyć mu powodzenia. Były reprezentant Polski piłkarsko wychował się i kształcił jednak w Niemczech, więc polski paszport jest w jego karierze jedynie detalem biograficznym. Trudno zatem mówić o wypełnieniu luki, która nieprzerwanie trwa już 27 lat.

To pustka, która boli tym bardziej, że polscy piłkarze obecni są w czołowych klubach Europy, a nasze kluby coraz częściej grają w głównej fazie europejskich pucharów.

Zobacz również: Od Polski po Islandię. Jak Liga Konferencji zmieniła europejską piłkę?

Skąd więc ta luka na ławkach trenerskich?

Są trenerzy hiszpańscy, portugalscy, bałkańscy – to nie tak, że oni wszyscy są świetni. Z wyjątkiem trenera Skorży na innym kontynencie, nie ma w czołowych ligach polskich trenerów. To jest problem, że nie ma kto przecierać szlaków – mówił Adrian Siemieniec w rozmowie z Polsat Sport.

To szczere, ale i symptomatyczne słowa, bo to nie kwestia braku talentu. To kwestia braku rozpoznawalności, sieci kontaktów i  jak sam Siemieniec trafnie określił – kogoś, kto pierwszy otworzy drzwi. Problem jest jednak znacznie głębszy, niż tylko brak polskiego trenera w lidze z TOP5.

Polskiego trenera nie ma w żadnej lidze Europy, biorąc pod uwagę najwyższą klasę rozgrywkową w każdym kraju. To zapaść całego środowiska, nie tylko jego elity. Biało-czerwona flaga w Serie A czy Bundeslidze mogłaby jednak odmienić wizerunek całego środowiska trenerskiego. Za sprawą sukcesów Roberta Lewandowskiego dokonała się częściowa transformacja wizerunku polskiego piłkarza, który znów zaistniał na wielkiej scenie w Europie. Zachowując pewne proporcje, dlaczego podobnie miałoby nie być w przypadku sukcesu polskiego trenera? Najpierw trzeba jednak się tam znaleźć, a to wcale nie jest kwestia szczęścia, lecz całego systemu, który dziś nie sprzyja polskim trenerom.

Tylko u nas

Zagraniczni trenerzy? Wcale nie ma ich tak wielu

Dyrektorzy sportowi szukając trenera w pierwszej kolejności przeczesują przede wszystkim rynek krajowy, a dopiero potem kierują swój wzrok w kierunku obcokrajowców. To praktyka przyjęta nie tylko w ligach z TOP5. W teorii rozgrywki te powinny być zatem zdominowane przez rodzinnych trenerów. Jak wygląda to w praktyce?

Procentowy udział rodzimych trenerów w ligach TOP5: (dane za transfermarkt.pl):

  • Premier League – 15%       
  • Serie A – 65%
  • La Liga – 70%
  • Bundesliga – 61%
  • Ligue 1 – 56%

Statystyki pokazują wyraźną tendencję. Włosi, Hiszpanie, Niemcy oraz Francuzi cieszą się sporym zaufaniem prezesów na krajowym podwórku. W Serie A, La Lidze, Bundeslidze oraz Ligue 1 pracuje po minimum dziesięciu rodzimych szkoleniowców. Skrajny wyjątek stanowi zdominowana przez obcokrajowców Premier League. Zaledwie 15% szkoleniowców to Anglicy, co pokazuje, że rozgrywki tam przybrały skalę międzynarodową.

Rodzimi szkoleniowcy pracujący w ligach TOP5 mają na tyle wysokie kompetencje, że zwyczajnie często nie ma potrzeby sięgania po zagranicznych fachowców. Z 96 trenerów zatrudnionych obecnie w pięciu najmocniejszych ligach świata, 51 to szkoleniowcy pracujący w swoim kraju (53%).

Jeżeli w danych nie uwzględnimy zdominowanej przez cudzoziemców Premier League, okaże się, że w czterech pozostałych ligach rodzimi szkoleniowcy stanowią aż 63% wszystkich zatrudnionych trenerów. W Serie A, La Lidze, Bundeslidze oraz Ligue 1 pracuje zatem tylko 28 obcokrajowców (37%).

Które nacje zdominowały ligi TOP5?

Dla klubu szukającego trenera, najważniejsze powinny być jego kompetencje piłkarskie, umiejętność zarządzania grupą, czy dotychczasowe osiągnięcia. Równie często jak w CV zagląda się w paszport kandydata.

Które kraje mają najwięcej trenerów w ligach TOP? (dane za transfermarkt.pl):

  • Hiszpania – 22
  • Włochy – 16
  • Niemcy – 15
  • Francja – 12
  • Portugalia – 6
  • Anglia – 4
  • Argentyna – 3
  • Dania – 3
  • Chorwacja – 3

Trenerzy zatrudnieni w ligach TOP5 reprezentują 18 nacji. Oprócz krajów wymienionych powyżej, w najlepszych klubach w Europie pracuje także po dwóch przedstawicieli Belgii, Holandii i Austrii. Jednym szkoleniowcem muszą zadowolić się natomiast w Senegalu, Chile, Irlandii, Szkocji, Rumunii. Grono to uzupełnia także Polska, której portal Transfermarkt wlicza tymczasową pracę Eugena Polanskiego.

Hiszpanie zdeklasowali tu konkurencję wyprzedzając znacząco Włochów, Niemców i Francuzów. Ci z kolei mają minimum dwukrotną przewagę liczbową nad Portugalczykami, Anglikami, czy Argentyny. Pełniejszy obraz da nam jednak poniższa statystyka, w której uwzględniono jedynie szkoleniowców pracujących poza granicami swojego kraju.

Które kraje maja najwięcej trenerów w ligach TOP5? *wyłączając trenerów pracujących w swoim kraju (dane za transfermarkt.pl)

  • Hiszpania – 8
  • Portugalia – 6
  • Niemcy – 4
  • Włochy – 3
  • Argentyna – 3
  • Dania – 3
  • Chorwacja – 3
  • Francja – 2
  • Belgia – 2
  • Holandia – 2
  • Austria – 2
  • Anglia – 1
  • Senegal – 1
  • Chile – 1
  • Polska – 1
  • Irlandia – 1
  • Szkocja – 1
  • Rumunia – 1

W europejskiej czołówce najbardziej pożądani są szkoleniowcy z Hiszpanii, Portugalii oraz Niemiec. To oni odpowiadają za wyniki takich drużyn jak FC Barcelona, Real Madryt, Manchester United, czy Manchester City. Zaskakiwać może fakt, że w ligach TOP5 większym zainteresowaniem cieszą się trenerzy z Chorwacji i Danii (trzech reprezentantów), niż ci francuscy (dwóch reprezentantów).

Najwięcej trenerów w ligach TOP5 pochodzi z Europy Południowej (20) i Zachodniej (12), podczas gdy na Północy Europy jest ich już tylko sześciu, a w Europie Wschodniej zaledwie dwóch. Czterech trenerów reprezentuje Amerykę Południową, a jeden Afrykę.

Rynek TOP5 kręci się przede wszystkim w obrębie Zachodu i Południa. Dla Polski jako kraju z Europy Wschodniej oznacza to, że próba przebicia się nie polega jedynie na wynikach sportowych, lecz też na przecieraniu ścieżek w systemie, który historycznie preferuje trenerów z innych regionów. To tło tłumaczy skalę wyzwania, przed jakim stoi każdy polski trener aspirujący do pracy w najlepszych ligach Europy.

Jak trafić do europejskiej elity?

Jak zrealizować marzenie o pracy lidze z TOP5 Europy? Statystyki pokazały jak ważne znaczenie ma kwestia odpowiedniego paszportu. Szkoleniowcy urodzeni w Hiszpanii, Włoszech, czy Niemczech mają z kogo czerpać wzorce. Ich rodacy wygrywali bowiem najważniejsze trofea w Europie, a o marce szkoleniowców z ich krajów nie trzeba nikogo przekonywać.

Łatwiejsi start mają też byli wybitni zawodnicy, jak Belg Vincent Kompany i Rumun Christian Chivu, którzy dzisiaj prowadzą odpowiednio Bayern Monachium i Inter Mediolan. Sama gra w któreś z pięciu najlepszych lig otwiera drogę do późniejszej kariery trenerskiej. Chorwaci Igor Tudor i Niko Kovac pracę w Juventusie i Borussii Dortmund zawdzięczają między innymi dawnej grze w Serie A i Bundeslidze, a podobnych historii przecież nie brakuje.

Zatrudnienie w ligach TOP5 można znaleźć mając nawet skromną karierę zawodniczą. Droga wiedzie wówczas przez np. rolę asystenta. Tak na swoją szansę w Brentford zapracował Duńczyk Thomas Frank, który stamtąd ruszył do pracy w Tottenhamie.

Austriak Christian Ilzer (TSG Hoffenheim) jako pierwszy trener Sturmu Graz występował w europejskich pucharach oraz przerwał mistrzowską dominację Salzburga. Po wicemistrzostwie z LASK Linz trenerem Wolfsburga ogłoszono innego Austriaka, Olivera Glasnera (Crystal Palace). Do niemieckiej Bundesligi niedawno trafił Holender Paul Simonis, któremu wystarczył do tego wygrany Puchar Holandii z Go Ahead Eagles. Z kolei Duńczyk Bo Henriksen angaż w FSV Mainz otrzymał po pracy w FC Midtjylland i FC Zurich.

Polska wychodzi z cienia

Sposób na angaż w ligach TOP5 Europy jest mnóstwo. Dlaczego zatem wciąż nie ma tam żadnego trenera wychowanego w Polsce? Może i sąsiadujemy z Niemcami, ale do Bundesligi prędzej i tak zatrudni się Austriaka, Belga, czy Holendra. Mało który polski piłkarz zrobił też karierę w europejskim gigancie, a jeżeli już, to z reguły nie chciał być trenerem. Próżno też szukać naszych rodaków w roli asystentów w prestiżowych ligach (np. Przemysław Małecki w Udinese). Mimo tych niesprzyjających czynników można doszukać się okoliczności, które pozwolą naszym trenerom choćby zaistnieć w notesach dyrektorów sportowych z najlepszych lig w Europie.

Nasi trenerzy latami byli traktowani jedynie jako ciekawostka. Sukces w Ekstraklasie, lidze z trzeciej dziesiątki rankingu UEFA, nie miał przełożenia na awans do europejskich pucharów, więc szkoleniowcy automatycznie znikali z pola widzenia w Europie. Dzisiaj nasze zespoły w komplecie grają w Lidze Konferencji, a za rok może to być już Liga Europy. Realny awans do TOP10 dałby zaś mistrzowi Polski grę w Lidze Mistrzów, rozgrywek o możliwie największej ekspozycji.

Polski trener coraz częściej nie odstaje od austriackiego, duńskiego, czy chorwackiego szkoleniowca. Nie ma natomiast wyrobionej marki. Świetnymi wynikami w europejskich pucharach zmieniamy nasze złe opakowanie. Pniemy się coraz wyżej w rankingu UEFA, zachodzimy coraz dalej w europejskich pucharach, gdzie niekiedy potrafimy pokonać kluby z TOP5. To droga, którą musimy kontynuować. Nie chodzi już tylko o wynik sportowy, ale o zmianę postrzegania.

Siemieniec nadzieją pokolenia

Polska piłka potrzebuje wybitnej trenerskiej jednostki, której sukces odmieniłby wizerunek naszych szkoleniowców za granicą. Tym kimś może być Adrian Siemieniec. Futbol w naszym kraju potrzebował takiego człowieka. Nie bez powodu pojawiły się głosy, by nie kierować go w stronę reprezentacji Polski. To zwyczajnie mogłoby wyhamować jego modelowo budowaną karierę trenerską, w której jest przecież dopiero na samym początku.

Adrian Siemieniec nie spełnia większości kryteriów, według których zatrudnia się szkoleniowców w ligach z TOP5 Europy. Urodził się w Polsce, nie miał profesjonalnej kariery piłkarskiej. Nie pracuje też w klubie znanym wcześniej szerzej w Europie. Mimo tego to jemu wróży się najbardziej świetlaną przyszłość.

Powiedzmy to sobie jasno, trener Jagiellonii wcale nie będzie miał łatwo o pracę w klubie z ligi TOP5. Dotychczas przecież też wcale tak nie było. Cała jego kariera trenerska to udowadnianie, że się da. Utrzymanie drużyny w Ekstraklasie jako debiutant? Zrobione. Mistrzostwo Polski? Wygrane. Wyrównanie historycznego wyniku polskiej drużyny w Lidze Konferencji? Jest. Znalazło się nawet miejsce na Superpuchar Polski wygrany na Narodowym. Siemieniec ma za sobą dwa pełne sezony jako trener wcale nie szastającej pieniędzmi Jagiellonii i oba skończył z medalem. Za rok jego gablota z osiągnięciami może się jeszcze powiększyć.

Co przyniesie przyszłość?

Adrian Siemieniec jest nie tylko beneficjentem rozwoju polskich klubów, ale też jednym z architektów tego postępu. Jego Jagiellonia zdobywa punkty dla Polski do rankingu UEFA. Z kolei on buduje dla siebie i innych szkoleniowców ścieżkę, której wcześniej po prostu nie było. To nie przypadek, że w ostatnich miesiącach 33-latek coraz częściej mówi o przyszłości:

Mam marzenia, które wiążą się z pracą za granicą. Mam świadomość, że muszę popracować nad tym, aby ktoś te moje interesy reprezentował nie tyle na rynku polskim, ale zagranicznym – przyznał w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą.

Nie mam ciśnienia, aczkolwiek wiem, że to proces, który ma się odbyć. Żeby się otworzyć na europejski rynek, potrzeba współpracy z agencją, czy z agentem. Tak funkcjonuje ten biznes – dodał szkoleniowiec Jagiellonii.

To podejście rzadkie wśród polskich szkoleniowców, którzy często traktują temat pracy za granicą jako coś abstrakcyjnego. Adrian Siemieniec myśli inaczej. Świadomie buduje markę, zanim ktoś zapuka do drzwi. Nie tylko o tym mówi, ale realnie działa w tym kierunku. Jego przypadek może być przełomowy.

Czy Adrian Siemieniec zostanie pierwszym polskim trenerem w lidze z TOP5 od czasów Henryka Kasperczaka? Z każdym dniem przestaje to brzmieć jak fantazja, a zaczyna jak realny scenariusz. To przyszłość, której potrzebuje polska piłka. Jeśli nasi trenerzy mają pojawić na europejskich boiskach, ktoś musi zrobić pierwszy krok. Wygląda na to, że echo tych kroków słychać dziś z Białegostoku.

Czy Adrian Siemieniec poprowadzi kiedyś klub w lidze z TOP5 Europy?

TAK 60%
NIE 40%
10+ Głosy
Oddaj swój głos:
  • TAK
  • NIE