Kazimierz Moskal: Wszystko, co się wydarzyło, wstrząsnęło mną. Mocno to przeżyłem [WYWIAD]

Kazimierz Moskal i ŁKS - w tej historii właśnie został zamknięty rozdział. Czy powinniśmy spodziewać się kontynuacji? Na razie nie ma o tym mowy. Z już byłym szkoleniowcem Rycerzy Wiosny rozmawiam o tym, co w Łodzi musiałoby się zmienić, by mógł tam zawitać po raz kolejny. A także o odpowiedzialności trenerów, "wymyślaniu piłki na nowo", meczu Zagłębie Sosnowiec - Skra, warunkach podjęcia pracy i ofertach, Wiśle Kraków i o tym, jak co Twitter mógłby zmienić podczas ostatnich dni pobytu przy al. Unii Lubelskiej.

Kazimierz Moskal (ŁKS Łódź)
Obserwuj nas w
IMAGO/ Łukasz Grochala/ CYFRASPORT /NEWSPIX.PL Na zdjęciu: Kazimierz Moskal (ŁKS Łódź)
  • Drugi rozdział historii pod tytułem “Kazimierz Moskal i ŁKS” właśnie dobiegł końca. Czy możemy spodziewać się trzeciej odsłony tej historii?
  • “To była naprawdę wielka rzecz, by w takich warunkach wywalczyć awans. Co by było, gdybyśmy nie awansowali?”
  • “Myślę, że próba zmiany trenera to czasami najprostsze rozwiązanie i wielu osobom się wydaje, że to wszystko załatwi. Często mam wrażenie, że ludzie odpowiedzialni za klub oczekują od nas, trenerów, że w trudnym momencie wymyślimy coś, czego jeszcze nikt w piłce nie widział i to nagle, z meczu na mecz czy z tygodnia na tydzień, zupełnie odmieni obraz drużyny. A to nie jest żaden sposób”
  • ” Możesz zagrać czwórką obrońców, możesz zagrać piątką, odbierać wysoko, nisko, stosować średni pressing – nie ma już nic, czego wcześniej nie wymyślono i nie zastosowano. Nie postawię napastnika na bramce ani bramkarza na ataku, nawet jeżeli to wydaje się innowacyjne”
  • “Doliczony czas gry, nasz zawodnik wychodzi sam na sam z bramkarzem, mija go, uderza na pustą bramkę, ale uderzył tak, że obrońca zdążył wybić na wślizgu. A ja po tym meczu straciłem pracę. Jaki miałem wpływ na to, że w tamtym momencie piłka nie wpadła do bramki?”
  • “Musimy zdawać sobie sprawę z tego, w jakich realiach funkcjonujemy. Mówimy o profesjonalnej lidze, ale często ogranicza się to do tego, że zatrudniamy trenera, sztab, piłkarzy i uważamy, że to wszystko, co jest potrzebne, by osiągnąć sukces”

Kazimierz Moskal i ŁKS – dlaczego ta relacja musiała zostać zakończona?

Michał Stompór: Po raz trzeci już nie wróci Pan do ŁKS-u?

Kazimierz Moskal dla Goal.pl: Nie wiem. Jest takie powiedzenie “nigdy nie mów nigdy”, natomiast aktualnie w ogóle nie brałbym tego pod uwagę. To pytanie w moim przypadku bez wątpienia pada dużo, dużo za wcześnie.

Jeżeli pojawiłaby się oferta z Łodzi, co musiałoby się zmienić w klubie, by rozważył Pan powrót?

Ci, którzy byli blisko, wiedzą, z jakimi problemami się borykaliśmy i w czym był problem. Natomiast ja nie zamierzam teraz wylewać tutaj żalu, ponieważ w pewnych sytuacjach też pewnie mogłem zachować się inaczej. A co musiałoby się zmienić? Przede wszystkim moje nastawienie, gdyby taka propozycja faktycznie się pojawiła.

W rozmowie z Canal Plus mówił Pan, że ma żal do władz ŁKS-u. Ich obietnice nie były realizowane?

Mówiłem, że targają mną różne emocje, wśród których dominuje żal. Żałuję tego wszystkiego, ponieważ dużo udało nam się wypracować – w poprzednim sezonie mimo trudnej sytuacji, w której znalazł się klub, udało nam się osiągnąć wielki sukces. Jeżeli spojrzymy na to od wewnątrz – to była naprawdę wielka rzecz, by w takich warunkach wywalczyć awans.

Żałuję też rozstania dlatego, że w Łodzi pracowało mi się bardzo dobrze i tak samo się tutaj czułem. Relacje wewnątrz sztabu i z szatnią także były bardzo dobre, dlatego myślałem, że, owszem, mamy gorszy okres, ale zdołamy wyjść z kryzysu – różnice punktowe przecież nie są aż tak wielkie.

Mówimy, że utrzymanie będzie niesamowitym wyczynem, ale musimy zauważyć, że Ruch ma taki sam dorobek (chorzowianie rozegrali o jeden mecz mniej – przypomnienie redakcji), Puszcza niewiele lepszy, więc to raptem jedno spotkanie i sytuacja może się diametralnie zmienić. Dlatego ten żal jest odczuciem, które dominuje.

Realia polskiego futbolu w wielu przypadkach są takie – awans zmienia klub nie do poznania. Po tym, jak ŁKS wrócił do Ekstraklasy, z tyłu głowy nie pojawiło się uczucie, że to właściwie początek końca?

Nie jestem przekonany, że o tym w ogóle myślałem. Tak jak wspominałem w rozmowie z Canal Plus – nie wiem, o co ŁKS by walczył, gdybyśmy nie awansowali w tamtym sezonie. I wobec tego można zadawać sobie pytanie – po co robiliśmy ten awans, skoro miałem jeszcze rok kontraktu, a gra w Ekstraklasie nie była przewidziana “na teraz”. Dopiero w kolejnych rozgrywkach mieliśmy próbować wspiąć się wyżej, natomiast pierwszy sezon miał być poświęcony na wyjście z trudnej sytuacji finansowej, naszym zadaniem było także odchudzić i odmłodzić kadrę. Wiemy, że odeszło kilku kluczowych zawodników.

Co by było, gdybyśmy nie awansowali? Nie wydaje mi się, że to był początek końca. Każdy, kto bierze udział w jakiejkolwiek rywalizacji, myśli o tym, by zająć jak najwyższe miejsce. Oczywiście trzeba być przygotowanym na wszystkie możliwe scenariusze.

Odpowiedzialność trenera. “Nie możemy wymyślić futbolu na nowo”

Gdy drużyna nie prezentuje się zgodnie z oczekiwaniami, pierwszą osobą, którą obwinia się za niepowodzenia, jest trener. Nigdy nie czuł Pan, że nie zawsze to sprawiedliwa praktyka?

Takie myśli miałem nie raz. I nie mówię tutaj tylko o ŁKS-ie. Szkoleniowiec bierze odpowiedzialność za wynik, ale na to składa się wiele rzeczy. Myślę, że próba zmiany trenera to czasami najprostsze rozwiązanie i wielu osobom się wydaje, że to wszystko załatwi. Często mam wrażenie, że ludzie odpowiedzialni za klub oczekują od nas, trenerów, że w trudnym momencie wymyślimy coś, czego jeszcze nikt w piłce nie widział i to nagle, z meczu na mecz czy z tygodnia na tydzień, zupełnie odmieni obraz drużyny. A to nie jest żaden sposób. Czasami zajmuje to więcej czasu, czasami mniej, ale nie ma innego wyjścia jak po prostu przepracować pewne rzeczy.

Nie wiem, co jeszcze można wymyślić w futbolu. Tak naprawdę to prosta gra – albo masz piłkę i atakujesz, albo nie masz piłki i bronisz. Te wszystkie inne rzeczy, które próbuje się wprowadzać, fazy przejściowe, struktura budowania akcji, zarządzanie przestrzenią, to faktycznie brzmi pięknie w teorii, ale w meczu jest nieco inaczej i sprowadza się do tego, że masz piłkę albo nie masz piłki. Możesz zagrać czwórką obrońców, możesz zagrać piątką, odbierać wysoko, nisko, stosować średni pressing – nie ma już nic, czego wcześniej nie wymyślono i nie zastosowano. Nie postawię napastnika na bramce ani bramkarza na ataku, nawet jeżeli to wydaje się innowacyjne.

To trener ustala taktykę i dobiera piłkarzy, jednak w sytuacji sam na sam z bramkarzem jego rola właściwie zanika. Mam wrażenie, że świat futbolu nauczył nas, że to trener przejmuje odpowiedzialność.

Podam przykład z mojego poprzedniego klubu, Zagłębia Sosnowiec. Graliśmy mecz ze Skrą u siebie. Koniecznie musieliśmy wygrać. Gęsta atmosfera, a Skra wtedy była naprawdę niewygodnym przeciwnikiem. Doliczony czas gry, nasz zawodnik wychodzi sam na sam z bramkarzem, mija go, uderza na pustą bramkę, ale uderzył tak, że obrońca zdążył wybić na wślizgu. A ja po tym meczu straciłem pracę. Jaki miałem wpływ na to, że w tamtym momencie piłka nie wpadła do bramki? Gdyby padła, to pewnie dalej bym pracował. Trudno nagle wymienić pół składu. Dlatego może w takich sytuacjach najczęściej tak się dzieje, że przejmuje się odpowiedzialność i żegna ze stanowiskiem.

Dlaczego trenerzy zgadzają się na takie rozwiązanie? To chęć obrony zawodników czy obrony samego siebie? “Jeżeli nie wezmę odpowiedzialności za porażkę, potencjalny pracodawca nie będzie chciał ze mną rozmawiać, bo zostanę uznany za konfliktowego?”

Na pewno w jakiś sposób chronimy piłkarzy. Jestem tego zdania, że szkoleniowiec przede wszystkim ma za zadanie trenować drużynę, ponosić umiejętności, nauczyć czegoś zawodników. Oczywiście to nie wyklucza tego, że odchodząc z klubu można opowiadać różne rzeczy i próbować się bronić, ale skoro włożyło się pewien wysiłek, to poniekąd trudno później wylewać żale i podawać w wątpliwość umiejętności zawodników.

POLECAMY TAKŻE

Jakie wymagania ma Kazimierz Moskal? “Musimy zdawać sobie sprawę z tego, w jakich realiach funkcjonujemy”

W rozmowie z Canal Plus mówił Pan, że do końca roku zamierza odpoczywać. Zakładam, że po tym okresie pojawi się Pan na rynku i… będzie rozchwytywany. Jakie wymagania, oczywiście pomijając finansowe, postawi pan przed nowym pracodawcą?

Dla mnie ważna jest przede wszystkim jakość zespołu, jakość, jeżeli chodzi o możliwość pracy na treningu czy faktyczne warunki treningowe, takie jak boisko czy zaplecze. Natomiast w przypadku warunków finansowych, to nigdy nie byłem dobry w negocjacjach i myślę, że to może stanowić problem w przypadku potencjalnego zwolnienia, ale na razie uchroniłem się od nieprzyjemnych sytuacji. Najważniejsza jest jakość piłkarska i możliwość pracy na boisku.

Jednak musimy zdawać sobie sprawę z tego, w jakich realiach funkcjonujemy. Mówimy o profesjonalnej lidze, ale często ogranicza się to do tego, że zatrudniamy trenera, sztab, piłkarzy i uważamy, że to wszystko, co jest potrzebne, by osiągnąć sukces.

W zawodzie jest Pan już prawie 17 lat, w tym 11 jako pierwszy trener. Prowadził Pan siedem klubów. Pojawił się moment, w którym pomyślał Pan, że czas na dłuższą przerwę? Może zadał sobie Pan pytanie, czy na pewno chce kontynuować pracę jako szkoleniowiec?

To właściwie pierwszy raz, kiedy rzeczywiście czuję, że muszę odpocząć i nabrać energii przed kolejnym wyzwaniem. Wszystko, co ostatnio się wydarzyło, bez wątpienia mną wstrząsnęło. Mocno to przeżyłem. Ale nie wyobrażam sobie, żebym miał dać spokój i zrezygnować z tego zawodu. Całe życie spędziłem na boisku.

Cokolwiek byśmy nie mówili o ŁKS-ie, to ja naprawdę pozytywnie oceniam zarówno pierwszy, jak i drugi pobyt w Łodzi, bardzo dobrze się tam czułem i jestem zdania, że wraz ze sztabem wykonaliśmy solidną pracę. Teraz wyniki są, jakie są, ale nie chce szukać wokół siebie odpowiedzialnych za ten stan rzeczy. Tak po prostu to funkcjonuje w sporcie.

Carlo Ancelotti kiedyś powiedział, że nasza kariera to sinusoida – raz jesteś na górze, osiągasz dobre wyniki, a później zespół prezentuje się gorzej, zostajesz zwolniony i znowu czekasz na pracę. Oczywiście nie wykluczam, że “coś” się wydarzy, ale tak jak wcześniej wspominałem, do stycznia raczej nie będę niczego nowego podejmował.

Kto pierwszy zadzwonił po zwolnieniu? Potencjalny zainteresowany zatrudnieniem czy dziennikarz?

Dziennikarze.

Nie padły jeszcze żadne propozycje pracy?

Nie, nikt jeszcze nie kontaktował się ze mną w tej sprawie.

Jeżeli kiedyś w przyszłości pojawi się propozycja z Wisły, rozważy Pan powrót do Krakowa?

Na początku rozmowy wspominałem, że nigdy nie można mówić “nigdy”, ale w Wiśle już kilka razy miałem okazję pracować i nie spodziewam się kolejnej propozycji.

Mam wrażenie, że mimo wszystko Kazimierz Moskal stosunkowo często łączony jest pracą przy Reymonta, przynajmniej w mediach społecznościowych, chociażby na Twitterze.

Tak? Nie spotkałem się jeszcze z takimi doniesieniami. Ale może to mój problem, że nie korzystam z takich źródeł wiedzy. Pewnie stąd wynikało to, że podczas ostatnich dni w Łodzi czułem, że wszyscy dookoła mnie wszystko wiedzą, a tylko ja nie mam o niczym pojęcia.

Na koniec – pytanie z kategorii tak/nie. ŁKS w tym składzie osobowym ma szansę na utrzymanie?

Tak.

Komentarze

Na temat “Kazimierz Moskal: Wszystko, co się wydarzyło, wstrząsnęło mną. Mocno to przeżyłem [WYWIAD]

Moskal pewnie nie zostałby zwolniony, gdyby nie to samo w tym samym klubie, w sezonie 19/20. Działacze mając w pamięci tamtą katastrofę i obecną bardzo podobną bryndzę, woleli dmuchać na zimne. Tym bardziej, że statystyki Moskala w ŁKS na Ekstraklasowym poziomie wyglądają katastrofalnie. Łącznie 37 meczów i 0,73 pkt na mecz.