Wiślacy sami się nakręcali. Sadlok: Krzyczeliśmy do siebie

Piłkarze Wisły Kraków po meczu w Mielcu
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Piłkarze Wisły Kraków po meczu w Mielcu

– Drużyna była głodna, a im okazalszy był wynik, tym mocniej sami się nakręcaliśmy. Krzyczeliśmy do siebie, że takie okazje trzeba wykorzystywać, bo nie wiadomo, kiedy coś takiego znów się trafi – mówi Maciej Sadlok. Z kapitanem Wisły Kraków porozmawialiśmy o nieoczekiwanym pogromie, strachu przed koronawirusem oraz przygotowaniu kondycyjnym zespołu, które w ostatnich miesiącach jest bardzo mocno podważane.

Czytaj dalej…

Czego wy się najedliście przed meczem ze Stalą?

Menu się nie zmieniło, więc nie tu bym szukał przyczyn poprawy. Po prostu wiele rzeczy, nad którymi pracowaliśmy, zaczęło funkcjonować, a efekt widzieliśmy w niedzielę.

Gdyby Dawid Abramowicz skutecznie dobił jeden ze strzałów w drugiej połowie, ta krytykowana i będąca w dole tabeli Wisła odniosłaby najwyższe wyjazdowe ligowe zwycięstwo w historii. Jak to w ogóle wytłumaczyć?

Przed meczem nikt się nie spodziewał, że aż tak dobrze będzie to wyglądać. Każdy chciał wygrać, ale nie sądzę, by ktoś uwierzył, że to się skończy 6:0. Trudno to wytłumaczyć, chyba jedynie klasycznie: taka jest piłka. W Mielcu wszystko nam wychodziło i faktycznie ta wygrana mogła być jeszcze wyższa. Nie tylko Dawid mógł strzelić na 7:0, były też inne sytuacje. Drużyna była głodna, a im okazalszy był wynik, tym mocniej sami się nakręcaliśmy. Krzyczeliśmy do siebie, że takie okazje trzeba wykorzystywać, bo nie wiadomo, kiedy coś takiego znów się trafi.

Wydawało się, że taki scenariusz nie jest możliwy, zwłaszcza że jesteście jedną z drużyn, którą dość mocno dotknął koronawirus.

To nowa sytuacja, której wszyscy się uczymy. Nie wpływa to dobrze na zespół, boli nas, że koledzy muszą się izolować, ale z drugiej strony ci, którzy są zdrowi, doceniają to. Ja naprawdę się cieszę, że w tych czasach wciąż mogę trenować, grać mecze. Dziś trzeba uważać na siebie i bardzo poważnie podchodzić do tej sytuacji. Każdego z nas może to dotknąć, a nikt z nas tego nie chce.

W niedzielę grałeś na środku obrony z Michalem Frydrychem, a boki Abramowicz-Szot prezentowały się bardzo dobrze. Trener Skowronek mówi coś, że być może dłużej pograsz na tej pozycji?

Nie mieliśmy z trenerem takiej rozmowy. Natomiast na tej pozycji grałem już wiele meczów, dobrze się na niej czuję i nie ma żadnego problemu, bym tam występował.

A gdzie trener Maciej Sadlok wystawiałby piłkarza Macieja Sadloka?

Po takim meczu na środku obrony.

Po spotkaniu z Wisłą Płock na Artura Skowronka spadła ogromna krytyka, zresztą kibice już w w jego czasie nie pozostawiali złudzeń, czego oczekują od władz klubu. Dało się po nim poznać, by go to dotknęło?

Nie. Trener nie wysyła żadnych sygnałów na zewnątrz, że coś się wokół niego dzieje. Mamy taki zawód, a nie inny. Wszyscy jesteśmy czasem krytykowani, to część piłki, z którą musimy sobie radzić.

Jak to jest z tym legendarnym przygotowaniem kondycyjnym? Mieliście we wcześniejszych meczach jakieś takie wrażenie od środka, że nie dojeżdżacie pod tym względem w ostatnim kwadransie, dwóch?

Mówi się o tym trochę za dużo, bo samo bieganie nie jest najważniejsze. W grze w piłkę najważniejsza jest gra w piłkę. Przecież często widać na końcowych statystykach, że mecz wygrywa zespół, który biegał mniej i wtedy nic się nie mówi, że kondycja wpłynęła na cokolwiek. Przykleiła się do nas taka łatka, choć rozumiem, że w niektórych spotkaniach pewnie było widać, że trochę odstawaliśmy, natomiast ostatnie wyniki świadczą o tym, że weszliśmy już na dobry poziom. Osobiście nie czuję, bym był źle przygotowany.

Macie już poczucie, że to, co stało się w meczu z Wisłą Płock to już przeszłość, która do was nie wróci?

Tamten mecz już wykasowaliśmy z pamięci, podobnie jak spotkanie ze Stalą. Dziś już są bez znaczenia. Natomiast nie powiem, że scenariusz ze spotkania z Wisłą Płock już się nigdy nie powtórzy, bo całkiem możliwe, że jednak tak. Nie ma takiej drużyny, która gra cały czas dobrze, każdy od czasu do czasu zaliczy niefartowny występ. Obiecać mogę coś innego – że będziemy robić wszystko, by takich meczów już nie rozgrywać, by nasza gra z meczu na mecz funkcjonowała coraz lepiej. Gdybym miał porównać nas z początku sezonu i teraz, widzę różnicę w naszym zgraniu, we wprowadzeniu nowych zawodników. Może jest tak, że po prostu potrzebowaliśmy trochę więcej czasu.

Jednym z nowych zawodników, którzy nie potrzebowali tygodni na zaaklimatyzowanie się w Wiśle, jest Michal Frydrych. Czujecie się z nim pewniej w defensywie?

Bardzo szybko się wkomponował w zespół. Nie potrzebował przedstawiać swojej historii, że grał w Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie, bo broni go to, co robi. A widać, że jest bardzo dobrym piłkarzem, nie ma co owijać w bawełnę – ten transfer jest dla nas poważnym wzmocnieniem.

Wisła stawia sobie jakiekolwiek cele na obecny sezon?

Trudno odpowiedzieć, bo sytuacja na świecie nie pozwala nawet mieć pewności, co będzie dalej. Nie wiemy, do kiedy będą rozgrywane mecze. Żyjemy z tygodnia na tydzień, z tyłu głowy jest: być jak najwyżej w tabeli. Liczymy, że mecz ze Stalą jest początkiem dobrej serii, ale w dzisiejszych czasach jest wiele rzeczy, które w ogóle od nas nie zależą.

Komentarze