I kto jest debeściak – jak Hasan Salihamidzić stał się jednym z największych zwycięzców letniego okna transferowego?

Hasan Salihamidzić
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Hasan Salihamidzić

Jeszcze do niedawna w Monachium odsądzany był od czci i wiary, a jego rodzina otrzymywała śmiertelne pogróżki. Letnie okno transferowe 2022, nawet pomimo odejścia Roberta Lewandowskiego, jest jednak prawdziwym popisem w wykonaniu dyrektora sportowego Bawarczyków, Hasana Salihamidzicia.

  • Hasan Salihamidzić pracuje w Bayernie Monachium od 2017 roku
  • Do tej pory słynął z nieudolnych prób ściągania na Allianz Arena wielkich gwiazd, a także zrażania do siebie kolejnych osób swoim stylem bycia
  • Lato 2022 to jednak prawdziwy majstersztyk w wykonaniu bośniackiego działacza

No, i kto jest debeściak? – może teraz krzyczeć Bośniak, niczym Wąski w finałowej scenie „Killerów dwóch”. Do Bayernu Monachium ściągnął gwiazdy, jakich dawno nie było nie tylko w stolicy Bawarii, ale i w całej w Bundeslidze. Dodatkowo kupił również dwóch utalentowanych graczy Ajaksu Amsterdam, którzy też mają wszelkie dane ku temu, aby już wkrótce stać się wyróżniającymi postaciami mistrzów Niemiec. Oczywiście najważniejsze zadanie, a więc znalezienie godnego następcy dla Roberta Lewandowskiego, dopiero przed Brazzo, ale i tak nie zmienia to faktu, że 45-latek może w końcu na swoich oponentów i krytyków patrzeć z góry.

A jeszcze w maju 2022, bośniacki działacz zdawał się być na wylocie z Allianz Arena. Najpierw przez opieszałość w kontraktowych rozmowach, do Borussii Dortmund przeniósł się Niclas Suele. Dortmundczycy uprzedzili również Bayern w staraniach o Nico Schlotterbecka. Inny transferowy cel FCB – Antonio Ruediger od Bawarczyków wolał z kolei Real Madryt. A przecież defensywa 32-krotnych mistrzów Niemiec aż prosi się o wzmocnienia, wszak od roku jest systematycznie osłabiana.

Później zaś lekceważąco wypowiadał się o oczekiwaniach Roberta Lewandowskiego w sprawie rozpoczęcia negocjacji w sprawie nowego kontraktu, co ostatecznie zadecydowało o tym, że Polak postanowił opuścić Monachium na rok przed zakończeniem umowy.

W międzyczasie Bayern sensacyjnie odpadł z Ligi Mistrzów z Villarreal CF już na etapie 1/4 finału, o czym zadecydowały i błędy w obronie i zamieszanie wokół Lewandowskiego. Rodzina Brazzo zaczęła otrzymywać regularnie śmiertelne pogróżki. Po raz kolejny zatem potwierdziło się, że Bośniak nie ma w ogóle pojęcia o pracy dyrektora sportowego.

Przeczytaj również: Bayern zatęskni za Lewandowskim? ”Będzie go brakowało”

Wygrana wojna na górze

Zacząć trzeba od tego, jak to się stało w ogóle, że Salihamidzić znalazł się na tak eksponowanym i prestiżowym stanowisku. – Jest poważny i pracowity, ale ma też dobre kontakty z czasów gry w Bayernie i we Włoszech. To na pewno pomoże mu w jego roli. Ponadto posługuje się pięcioma językami, co oznacza, że ​​może komunikować się z każdym zawodnikiem w naszym składzie. Będzie ważną postacią w naszym klubie w przyszłości – chwalił go pięć lat temu, Karl-Heinz Rummenigge, gdy Brazzo obejmował stanowisko dyrektora sportowego. Tyle w teorii. W praktyce Hasan miał być tylko słupem Uli Hoenessa, którego wpływy w Monachium, nawet po odejściu na emeryturę, dalej były duże. Potrzebował zatem kogoś, kto wiernie będzie wykonywał jego polecenia. Dlatego też Bawarczykom pracy w tej roli odmówili wcześniej chociażby wieloletni dyrektor sportowy Borussii Moenchengladbach, Max Eberl oraz były gracz monachijczyków, Philip Lahm. Salihamidzić na taką rolę przystał ochoczo, a później bardzo szybko zaczął wybijać się na niezależność. Problem w tym, że na wierzch zaczęły również wychodzić wszystkie jego warsztatowe braki.

Pierwszy z nich to brak zdolności negocjacyjnych, który uniemożliwiał mu ściąganie piłkarzy klasy światowej. Owszem, Salihamidzić trzon Bayernu, który walnie przyczynił się do potrójnej korony w sezonie 2019/2020 zbudował za stosunkowo niewielkie pieniądze. Kwartet Alphonso Davies, Serge Gnabry, Leon Goretzka i Benjamin Pavard łącznie kosztował 53 mln euro. Biorąc pod uwagę umiejętności, można rzec, że to grosze. Niemniej, kibice oczekiwali też wielkich nazwisk, takich jak swego czasu Roberta Lewandowskiego, Arjena Robbena czy Francka Riberiego.

Najlepiej nieudolność Salihamidzicia było widać w 2020 r., gdy Bayern zagiął parol na Kaia Havertza. Urodzony w Aachen pomocnik, w wieku 18 lat przebojem wdarł się do Bundesligi. Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku to była naturalna kolej rzeczy, że wyróżniający się gracze ligowych rywali Bayernu trafiali zwykle na Sabener Strasse. A już zwłaszcza z Bayeru Leverkusen, żeby wymienić tylko Michaela Ballacka, Lucio czy Ze Roberto. Salihamidzić doskonale pamięta tamte realia jako piłkarz, ale gdy poszedł w „dyrektory”, rzeczywistość była już zupełnie inna. Die Werkself za swoją perełkę oczekiwali 100 mln euro, co nie było dla Bawarczyków kwotą ponad ich możliwości, ale nie zamierzali rozbijać banku dla jednego piłkarza, nawet tak utalentowanego. Ostatecznie to Chelsea FC zapłaciła za Havertza 70 mln euro. Sam Havertz zaś po transferze przyznał na łamach „Bilda”: – Ważny był dla mnie wybór klubu z wizją. Jesteśmy młodym zespołem i myślimy ofensywnie. Dla Salihamidzicia i całego Bayernu te słowa musiałyby być z pewnością gorzką pigułką do przełknięcia.

Nieporadność na transferowym rynku połączona z brakiem umiejętności właściwego komunikowania się była również powodem konfliktu Salihamidzicia z Hansem-Dieterem Flickiem. Szkoleniowiec FCB zawsze był niczym Stanisław Włodek z komedii Stanisława Barei, niespotykanie spokojnym człowiekiem. A jednak Bośniak był w stanie wytrącić go z równowagi. W styczniu 2020 Flick pilnie potrzebował prawego obrońcy i zasugerował nazwiska Dodo z Szachtara Donieck bądź Benjamina Henrichsa z RB Lipsk. W zamian dostał niemieszącego się w składzie Realu Madryt, Alvaro Odriozolę, który, uwaga!, również nie mieścił się w podstawowej jedenastce Bayernu. Latem z kolei, trener monachijczyków wnioskował o transfer Sergino Desta i Calluma Hudson-Odoia, a w zamian dostał Erica Maxima Choupo-Motinga, Marca Rocę czy Bounę Sarra. Kuriozalne transfery jak na zespół, który w ekstraordynaryjnym, pandemicznym sezonie 2019/2020 zdobył potrójną koronę.

Monachijska wojna na górze, swój punkt kulminacyjny miała w marcu 2021. To wówczas poinformowano o nieprzedłużaniu umowy z Jeromem Boatengiem (obrońca reprezentacji Niemiec o tej decyzji dowiedział się po… jednym z treningów). Dla porównania, Flick o wszystkim przeczytał w mediach. Między szkoleniowcem a dyrektorem sportowym doszło też do poważnej scysji w autokarze, gdzie Flick bez ogródek krzyknął do Brazzo, aby ten “zamknął dziób”. W atmosferze konfliktu i krótkiej ławki (z powodu kontuzji w rewanżu z PSG nie mógł zagrać Lewandowski), Bayern odpadł z Champions League w 1/4 finału. Kicker zapytał wtedy kibiców Die Roten kto jest ważniejszy w klubie: Flick czy Salihamidzić. Aż 92% ankietowanych wskazało szkoleniowca, ale to Brazzo, mający mocne plecy w osobie Uli Hoenessa pozostał w Monachium. Flick z kolei objął reprezentację Niemiec.

Przeczytaj również: Salihamidzić w ostrych słowach ocenił działania Zahaviego. “Namieszał Robertowi w głowie”

Dyskredytacja Lewandowskiego

Drugi to z kolei absolutny brak dyplomacji i dyskrecji, tak potrzebnych przecież w zawodzie dyrektora sportowego. O decyzji ws. Boatenga pisaliśmy już wcześniej. Hudson-Odoi o którego tak prosił Flick, również wpadło w oko Bośniakowi, ale gdy ten bez zastanowienia przyznał, że jest już po słowie z Anglikiem, Chelsea FC nagle podniosła cenę. O tym, że Bayern dogadany jest już z Tanguy Nianzaou poinformował jako pierwszy… syn Salihamidzicia. Z kolei w trakcie transferowych negocjacji z Aleksandrem Nubelem, w trakcie których HS obiecał mu określoną liczbę meczów w sezonie, z miejsca został postawiony do pionu przez Manuela Neuera, który zakomunikował, że nie zamierza odpuszczać żadnego z meczów Bawarczyków.

Tak samo było również z Robertem Lewandowskim. Napastnik reprezentacji Polski w końcówce kwietnia, przyznał w rozmowie ze Sky Deutschland: – Póki co, nie było żadnej rozmowy o mojej przyszłości. O wszystkim co się aktualnie pisze w mediach, także nie było mowy. Ale wierzę, że wkrótce coś się wydarzy. To była jeszcze wypowiedź dyplomatyczna. Autorzy Podcast Stammplaz donosili bowiem, że poza kamerami, Lewy był wściekły na opieszałość działaczy, podkreślając, że rozmowy można było rozpocząć już dawno temu. I wtedy na scenę wyszedł on – Salihamidzić cały na biało i rzekł: – Jego kontrakt wygasa latem 2023, więc mamy dużo czasu na negocjacje. Do tej pory nic szczególnego się w tej sprawie nie wydarzyło. W międzyczasie wyszło również na jaw, że Bayern dopytywał o szanse sprowadzenia z Borussii Dortmund, Erlinga Haalanda. To przelało czarę goryczy u 132-krotnego reprezentanta Polski, który już bez żadnych oporów ogłosił w końcówce maja, że chce opuścić Bayern.

To wówczas Bild napisał, że łatwiej byłoby zastąpić na stanowisku dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia, aniżeli w ataku Lewandowskiego. „To on jest winny tego, że Robert Lewandowski nie przedłuży umowy i odejdzie z klubu” – napisała bulwarówka. Cały pion sportowy Bawarczyków rozpoczął jednak wówczas akcję dyskredytacji – Polaka (oskarżając go o brak profesjonalizmu), jego agenta (który mąci mu w głowie) i FC Barcelona (przecież to bankruci). Jednocześnie sam Salihamidzić, aby uratować twarz, zaczął poszukiwania gwiazd światowego formatu, aby udowodnić, że Monachium to wciąż atrakcyjne miejsce do gry.

Przeczytaj również: Podolski krytykuje Lewego: powinien szanować Bayern

Gęba na kłódkę

Brazzo przede wszystkim musiał trzymać gębę na kłódkę w rozmowach z mediami, żeby znowu się nie wygadać. Sam Bayern z kolei zdawał sobie sprawę, że kluby widząc oferty od niego, windować będą cenę do niebotycznych rozmiarów, tak jak Chelsea FC w przypadku Hudsona-Odoia przed laty. Kandydatów do gry w Monachium szukano zatem wśród graczy rozglądających się za nowymi wyzwaniami i nie do końca zadowolonych ze swojej pozycji w aktualnym klubie. A gdy już takowych udało się znaleźć, postawiono na bezpośredni kontakt z transferowym celem, tak aby adorowany zawodnik wiedział, że Bawarczykom zależy na nim, jak na nikim innym. I tak właśnie było z Sadio Mane, który zaraz po podpisaniu trzyletniego kontraktu, powiedział w rozmowie ze Sport Bildem: – Mój agent powiedział mi o zainteresowaniu Bayernu kilka tygodni temu. Hasan Salihamidžić, Julian Nagelsmann i Marco Neppe przybyli do mojego domu w Liverpoolu i zaprezentowali swój projekt. Od razu byłem pod wrażeniem i tego samego dnia powiedziałem, że chcę przenieść się do Bayernu. Inne kluby były zainteresowane, ale moja decyzja została podjęta. Od razu poczułem, że naprawdę mnie chcą. Sposób, w jaki Bayern chce ze mną grać w przyszłości, zafascynował mnie.

Podobnie było w przypadku Matthijsa de Ligta. Ten co prawda jeszcze w maju przyznawał, że jest gotów dalej grać w Juventusie. Potrzebował jednak gwarancji, że turyński klub będzie w stanie być konkurencyjny, zarówno we Włoszech, jak i w Europie. Holenderski obrońca trafił bowiem na schyłkowy okres potęgi Starej Damy. I co prawda Bianconerich są na transferowym rynku póki co niezwykle aktywni (transfery Angela Di Marii i Paula Pogby), a sam reprezentant Oranje z kolei w obliczu odejścia Giorgio Chielliniego mógł być już pełnoprawnym liderem defensywy Juve, to jednak oferta Bayernu wydała mu się zdecydowanie bardziej kuszącą. Monachijczycy właśnie wokół niego chcą budować swoją obronę, dają mu większą gwarancję sukcesów i trofeów. Były gracz Ajaksu już po pierwszych rozmowach z monachijskimi działaczami, był tak oczarowany, że postanowił zarówno odejść z Juventusu, jak i nie podejmować rozmów z Chelsea. – Od samego początku poczułem autentyczne uznanie ze strony kierownictwa sportowego, trenera i zarządu, co mnie przekonało. Co więcej, Bayern jest świetnie zarządzanym klubem z dużymi celami. Bardzo się cieszę, że teraz staję się częścią jego historii – przyznał 23-latek. Dość powiedzieć, że de Ligt, jak donoszą włoskie media, zgodził się nawet na nieznaczną obniżkę zarobków, aby tylko dołączyć do Die Roten.

Teraz najważniejszym wyzwaniem dla HS będzie znalezienie następcy Lewandowskiego. Wiadomo, że w tym sezonie będzie to niemożliwe, bo raz, że Bayern nie dysponuje obecnie takimi środkami, a dwa, że napastników klasy Polaka na rynku wcale nie ma aż tak dużo. Różnie też oceniana jest sprzedaż strzelca 344 bramek dla monachijczyków. Dla jednych to porażka, wszak wszyscy na Allianz Arena zapewniali, że Lewy zostanie w klubie i basta! Dla drugich to transferowy majstersztyk, wszak Bawarczycy nigdy nie sprzedali żadnego piłkarza za takie pieniądze. Polski atakujący jest też od soboty najdroższym 34-latkiem w historii futbolu. Nie brak głosów, że na sezon mistrzowie Niemiec mogliby sprowadzić którego z doświadczonych napastników, chwilowo będących bez klubu. Wcześniej padały nazwiska takich uznanych atakujących jak Edinson Cavani czy Luis Suarez, ale obaj są blisko przejścia, odpowiednio do Villarreal CF i Borussii Dortmund. No chyba, że Brazzo znów w ostatniej chwili wyciągnie jakiegoś asa w rękawie, aby przekonać ich do zmiany zdania.

Bośniacki działacz przygotowuje się też już powoli do okna transferowego A.D. 2023. Na ten rok Bayern już postawił sobie ambitny cel, mianowicie chce kupić z Tottenham Hotspur, Harry Kane`a. I jeśli misja sprowadzenia Anglika do Monachium się powiedzie, to dopiero z Salihamidzicia będzie debeściak.

Przeczytaj również: Bayern rozpoczyna operację “Kane 2023”

Komentarze