Polska – Wyspy Owcze. Te eliminacje już są porażką, bez względu, co dalej

Robert Lewandowski przyzwyczaił do tego, że po słabych występach reprezentacji nie gryzie się w język lub wręcz przeciwnie – milknie, na przykład na osiem sekund. Tak się złożyło, że termin "przejechania się" po rzeczach, które mu się nie podobają, zaliczył jednak na kilka dni przed meczem, więc tym razem po zwycięstwie wyszedł z szatni uśmiechnięty, w dodatku z misją przekonania wszystkich, że zagraliśmy dobry mecz. No nie. Po prostu nie.

Grzegorz Krychowiak
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Grzegorz Krychowiak
  • Polska pokonała Wyspy Owcze 2:0
  • Sam mecz był jednak paskudny, a pozytywne wnioski trudne do wyciągnięcia
  • W dodatku po pół roku pracy Fernando Santosa my wciąż nie wiemy, w jakim kierunku zmierzamy

Polska – Wyspy Owcze, czyli o co właściwie w tym wszystkim chodziło?

Gdybym próbował sobie wyobrazić przebieg meczu – nie mówię o wyniku – udowadniający prawdziwość tez Lewandowskiego z wiadomego wywiadu, wyglądałby jak ten z Wyspami Owczymi. Apatia, strach przed pojedynkami, zero błysku i na końcu ratujący skórę kapitan. O ile jednak Lewandowski wyszedł i powiedział to, co musiał, by nie rozwalić szatni, jako ten, któremu wiecznie coś nie pasuje, o tyle Piotr Zieliński mówił o fajnej grze, a Grzegorz Krychowiak o zadowoleniu z pierwszej połowy już całkiem na serio. Ludzie, co z wami? Przecież my mamy oczy. Pisanie komentarza na gorąco ma tę wadę, że oglądając później ten sam mecz, łatwo dojść do zupełnie innych wniosków, ale są i takie mecze, które ostatecznie definiują się błyskawicznie. Jeśli pierwsza połowa spotkania z Wyspami Owczymi była realizacją taktycznego planu Fernando Santosa, na odprawie musiało paść: nie podejmujcie żadnego ryzyka, nie wchodźcie w żadne dryblingi, klepcie piłkę daleko od bramki, od czasu do czasu wykonajcie przerzut na skrzydło, gdzie piłka albo nie dotrze, albo ją stracicie. Cykl powtarzajcie do – za przeproszeniem – porzygu. Kibice żartowali, gdy pod koniec pierwszej połowy Krychowiak przy próbie dośrodkowania kopnął we własną rękę, że ta sytuacja najlepiej obrazowała grę Polaków. Nie, bo to było komediowe, a my odgrywaliśmy dramat. To już bardziej pasuje wcześniejsza akcja Jakuba Kamińskiego, który wreszcie wygospodarował metr wolnej przestrzeni na skrzydle, ale nie dośrodkował, bo gdy spojrzał w pole karne, było tam dziewięciu Farerów i dwóch Polaków. Przy niekorzystnym wyniku i – na logikę – potrzebie atakowania.

Pod jednym kątem te eliminacje już są porażką. I to nawet jeśli wygramy wszystko do końca i awansujemy z pierwszego miejsca. Mając tak łatwą grupę, celem nie mógł być sam awans. On się miał wydarzyć poniekąd przy okazji. Celem musiało być budowanie drużyny pod Euro. By wreszcie pojechała na nie ekipa, która eliminacje wykorzystała właśnie do budowy i zgrywania się mając z tyłu głowy jedną myśl: nie jechać na turniej jak zawsze – po krótkich przygotowaniach. Mieliśmy prawo tego wymagać od reprezentacji, która w Europie jest w ścisłej czołówce pod kątem skutecznych kwalifikacji do wielkich turniejów w XXI wieku.  

A reprezentacja Polski miała podstawy myśleć, że z rywalami tej klasy połączy wreszcie zdobywanie punktów (i awansu) z szykowaniem się na turniej finałowy. Że wreszcie będzie można odstawić doraźność w postaci “najważniejszy najbliższy mecz i trzy punkty”. Ale my się w tej doraźności zakochaliśmy. Kąpiemy się w niej od lat i nie potrafimy przestać nawet, gdy wszystkie okoliczności sprzyjają.

Fernando Santos ocenił zwycięstwo nad Wyspami Owczymi. Wskazał błędy
Fernando Santos

Fernando Santos zadowolony z koncentracji w grze Bolały oczy w trakcie 1. połowy meczu reprezentacji Polski z Wyspami Owczymi. Biało-czerwoni nie byli w stanie tworzyć składnych akcji, a na gole trzeba było poczekać aż do 73. minuty. Wówczas rzut karny na bramkę zamienił Robert Lewandowski. 35-latek 10 minut później trafił na 2:0 i zapewnił kadrze

Czytaj dalej…

Tyle musiało się zmienić, by nie zmieniło się nic.

Brakuje charakterów? No to powołujemy Grosika i Krychę – jednocześnie wiedząc, że to rozwiązanie na moment, a nie żadna budowa. Świetnie w tym sezonie gra Matty Cash? No to zapraszamy na ławkę. Paweł Wszołek jest w wybornej formie, a w dodatku gra w klubie, gdzie presję musi pokonywać codziennie? Po co nam on, mamy innych prawych obrońców (!). Choćby Bartosza Bereszyńskiego, który przez ostatnie osiem miesięcy niemal nie grał w piłkę.

Problemem Santosa nie są tylko wyniki czy atmosfera wokół reprezentacji, a to, że na półmetku eliminacji wciąż nie wiemy, co my mamy grać. Na tym etapie zawsze już wiedzieliśmy. Że Michniewicz to autobus, że Brzęczek to defensywa nad ofensywę, że Sousa to ofensywa nad defensywę. Sousa miał ciężki początek, ale my już po pierwszym meczu wiedzieliśmy, jak będzie wyglądać jego reprezentacja. Mógł robić korekty w składzie, usuwać i przywracać Glika, na Euro nagle wyskoczyć z Linettym czy Kozłowskim, ale jego plan znaliśmy. A tutaj? Ktoś w ogóle wie – włącznie z piłkarzami – co chce grać Santos? Gdy bezpośrednio pytam go na konferencji, jakie widzi postępy po pół roku pracy i pięciu zagranych meczach, odpowiada, że nie da się zrobić postępu mając tak mało treningów, że to nie drużyna klubowa.

Czyli zatrudniliśmy trenera, by zrobić postęp, a trener mówi, że się nie da i koniec. U którego debiutantem w piątym meczu są Krychowiak, Grosicki i Wszołek, który dopiero co przegrywał rywalizację wśród prawych obrońców. Santos właśnie udowadnia, że on tu niczego nie zbuduje. Czasem wygra, czasem przegra, ale nic nie zbuduje.

Zbigniew Boniek mawia, że my, Polacy, w rok jesteśmy w stanie zrobić wariata z każdego trenera. Nie mam przekonania, że w tym przypadku to my robimy.

Komentarze