LN: Miłe złego początki. Kolejna porażka Polaków

Polska - Holandia
Obserwuj nas w
fot. Grzegorz Wajda Na zdjęciu: Polska - Holandia

Polska w swoim ostatnim występie w tegorocznej edycji Ligi Narodów znów dała się zdominować rywalowi i mimo długiego prowadzenia przegrała z Holandią 1:2 (1:0). Biało-Czerwoni zajęli w grupie A trzecie miejsce, do Final Four awansowali Włosi.

Czytaj dalej…

Były obrazki, gdy po doskonałej interwencji Łukasza Fabiańskiego wyściskał go Jan Bednarek. Albo taki z Robertem Lewandowskim wściekłym na jednego z partnerów, który nie dojrzał go idealnie wychodzącego na pozycję i zamiast posłać prostopadłe podanie, zrobił je wszerz boiska. Był Kamil Glik nie mogący pogodzić się z decyzją sędziego, gdy ten odgwizdał faul przy pressingu na połowie boiska. Słowem – każdy, kto był na boisku, walczył o zwycięstwo. Choć każdy wolałby pewnie zapomnieć o drugiej połowie, w której walka była, ale jakości tyle, co w meczu z Włochami.

Wielu kibiców po ostatnim meczu w Reggio Emilia i następującym po nim milczącym wywiadzie z Robertem Lewandowskim zastanawiało się, na ile konflikt reprezentcyjnej starszyzny z Jerzym Brzęczkiem jest poważny. I czy może doprowadzić do próby zmienienia selekcjonera. Sądząc po zaangażowaniu, odpowiedź powinna brzmieć: nie. Tyle, że znów wynik się nie zgadza…

Polska ani nie dominowała, ani nie zaprezentowała wielkiego futbolu na tle faworyta, ale długo prowadziła po golu Kamila Jóźwiaka strzelonym już w 5. minucie. Skrzydłowy Derby County przejął piłkę w okolicy środka boiska przy linii bocznej, popędził sam kilkadziesiąt metrów łamiąc akcję do środka, zwodem położył na boisku ostatniego rywala i z 5 m uderzył do siatki od słupka.

Skrzydła były zresztą w naszej drużynie wartością dodaną. Po drugiej stronie równie dobrze wyglądał Przemysław Płacheta, któremu nie przeszkadzał status reprezentacyjnego nowicjusza. W zdobyciu gola przeszkodził mu natomiast słupek, w który trafił z kilku metrów, gdy trochę w stylu Jóźwiaka wpadł w pole karne. Tuż po przerwie nie wykorzystał jednak kolejnej świetnej okazji.

To wszystko był obiecujący początek obu połów, po czym Polacy zupełnie oddali inicjatywę Holendrom. Ci, podobnie jak we wrześniowym meczu, mieli jednak problem, by przedostać się w nasze polekarne, stąd sytuacji jak na lekarstwo. Nawet niepewnie wyglądający nasz środek defensywy za każdym razem w porę wyjaśniał sytuację, gdy ze środka pola ktoś próbował zagrać za ich plecy.

Mało efektowny, ale efektywny w pierwszej części gry był Robert Lewandowski, który wracał się głęboko, brał na siebie rozgrywanie akcji na skrzydła, był bardziej zainteresowany kreowaniem, niż czekaniem na piłkę w “szesnastce”. Na drugą połowę nie wyszedł, co nie wynikało z żadnego konfliktu z Brzęczkiem, a z ustaleń jeszcze przed meczem.

Trudno powiedzieć, czy to brak Lewandowskiego aż tak mocno odbił się na Polakach, czy po prostu Holendrzy przerzucili bieg z trzeciego na czwarty, ale po zmianie stron znów nie było nas na boisku. Pomarańczowi nie pozwolili Biało-Czerwonym na przeprowadzenie żadnej akcji, samemu nękając Łukasza Fabiańskiego coraz częściej. Sygnałem ostrzegawczym był bardzo trudny do obrony strzał Memphisa Depaya, jakimś cudem odbity przez polskiego bramkarza, ale później było już tylko gorzej.

Nieszczęście Jerzego Brzęczka zaczęło się w 76. minucie, gdy Jan Bednarek bezsensownie sfaulował w polu karnym Georginio Wijnalduma. Z rzutu karnego do wyrównania doprowadził Depay. Siedem minut później autorem gola był już sam Wijnaldum, głową wykańczając dośrodkowanie Stevena Berghuijsa. Na odrabianie strat zabrakło jakości. Mimo obiecującego początku, kolejny mecz kadry trzeba zaliczyć na minus.

Komentarze