Taras Stepanenko, były kapitan Szachtara: Jovicević ma dwa oblicza [NASZ WYWIAD]

Widzew ogłosił w środę Igora Jovicevicia nowym szkoleniowcem. A jaki to trener? O tym w wywiadzie dla goal.pl opowiedział Taras Stepanenko, były kapitan Szachtara, który pracował z tym trenerem w burzliwym sezonie 2022-2023.

Taras Stepanenko
Obserwuj nas w
Associated Press/Alamy Na zdjęciu: Taras Stepanenko

Dzwonił z gratulacjami

Taras Stepanenko (36 l.) jest obecnie piłkarzem tureckiego Eyupsporu, ale lwią część kariery spędził w Szachtarze Donieck. Pracował tam z różnymi trenerami, w tym z Igorem Joviceviciem, który w środę został ogłoszony jako nowy szkoleniowiec Widzewa Łódź.

Niedługo po zatrudnieniu Jovicevicia w Widzewie opisaliśmy kulisy ściągnięcia go do Łodzi. A co do Stepanenki, to można stwierdzić, że był jednym z najwierniejszych „piłkarskich żołnierzy” Chorwata. Za jego kadencji przeżył bardzo dużo i choć w tle była wojna, to powodów do boiskowej radości nie brakowało.

Kiedy więc goal.pl zaproponował Stepanence wywiad na temat nowego trenera Widzewa, to ten nie wahał się ani chwili. A rozmawialiśmy z piłkarzem, który rozegrał dla Szachtara 440 meczów, w których strzelił 30 goli i zaliczył 25 asyst.

Piotr Koźmiński, goal.pl: Jak pan wspomina współpracę z Igorem Joviceviciem? To był tylko rok, ale bardzo intensywny…

Taras Stepanenko, dziesięciokrotny mistrz Ukrainy z Szachtarem, dziewięciokrotny zdobywca Pucharu Ukrainy, siedmiokrotny zdobywca Superpucharu Ukrainy, 87 meczów w kadrze Ukrainy i 4 gole:

Z Igorem i jego asystentami rozmawiałem jeszcze wczoraj. Gratulowałem im podjęcia pracy w Widzewie i życzyłem powodzenia. Będę śledził wyniki Widzewa, bo wciąż jestem emocjonalnie mocno związany z Igorem i jego pomocnikami. Bo to jest właśnie ważne: Jovicević nie pracuje sam, ma swoich zaufanych asystentów od lat. Oni wszyscy są bardzo profesjonalni. Mam nadzieję, że Widzew jako organizacja szybko się o tym przekona. I co ważne: to nie tylko dobrzy trenerzy, ale i bardzo porządni ludzie. Dlatego zawsze będę im życzył jak najlepiej.

Widzew ma bardzo duże ambicje.

Wiem, słyszałem o tym. Ale wierzę w Igora. Wiem, że już ma swój pomysł, plan na rozwój tej drużyny. Pamiętajmy, że Jovicević jest doświadczonym szkoleniowcem. Radził sobie i na Ukrainie, i w Arabii Saudyjskiej i w Ludogorcu. Z Szachtarem i Dynamem zdobywał trofea, prowadził nas z dobrym skutkiem w Lidze Mistrzów. On naprawdę bardzo dobrze zna się na swoim fachu.

To wróćmy do czasów Szachtara. Objął zespół niedługo po wybuchu wojny… Jak pan wspomina początki współpracy z nim?

Pamiętam to jakby było wczoraj. Szachtar był na zgrupowaniu w Holandii. Pojawiłem się tam wcześniej niż inni gracze, wracałem od mojej rodziny, która uciekła przed wojną do Hiszpanii. I zobaczyłem, jak się okazało, mojego nowego trenera. Jovicević siedział z Darijo Srną, naszym dyrektorem sportowym.

Poprosił mnie, żebym usiadł i powiedział tak: „Będziesz moją prawą ręką”. Te słowa miały bardzo duże znaczenie dla moich losów. Bo targały mną wtedy bardzo duże rozterki. Zastanawiałem się nad odejściem z Szachtara, w tle była wojna… Ale Jovicević namówił mnie na pozostanie. I nie żałuję, bo pod względem piłkarskim przeżyliśmy razem dużo pięknych chwil.

„Wykonał kapitalną robotę”

No właśnie. Wygraliście tytuł w pierwszym sezonie po wznowieniu ligi. To kto był wtedy faworytem? Wy czy Dynamo?

Na pewno nie my! U nas, tak się przynajmniej wydawało, straty były za duże. Opuściło nas 15 piłkarzy, w ogromnej większości Brazylijczycy. A Dynamo Kijów straciło może 2-3 graczy. Ich model o wiele bardziej opierał się na ukraińskich piłkarzach niż model Szachtara. Ale Jovicević wykonał kapitalną robotę, również w sferze mentalnej. Zjednoczył szatnię, tchnął w nas nowego ducha. I to właśnie my wygraliśmy wtedy ligę, a i w Lidze Mistrzów szło nam całkiem nieźle. Zremisowaliśmy z Realem Madryt, pokonaliśmy Celtic, wyszliśmy z trzeciego miejsca do Ligi Europy.

To jakim trenerem jest Jovicević?

Jest mieszanką dobrego i złego policjanta. Najpierw pokazuje to pierwsze oblicze i dopóki wszystko jest w porządku, to jest tym dobrym. Ale, gdy widzi, że coś jest nie tak, to potrafi się zmienić w tego złego. Nie ma z tym problemu. Potrafi szybko zareagować. Dawał nam dużo wolności, również na boisku, choć nie tylko. W życiu również.

To naprawdę były ciężkie chwile. Trochę graliśmy na Ukrainie, ale mecze w Lidze Mistrzów, jako gospodarze, już w Warszawie. W jakimś sensie tułaliśmy się po Europie. Ale na przykład pobyt w Warszawie był okazją, aby zobaczyć się z rodzinami. I Jovicević nie miał nic przeciwko takim spotkaniom. A wręcz przeciwnie. Zachęcał do tego, rozmawiał z naszymi bliskimi, z naszymi dziećmi. Jak mówiłem, to nie tylko dobry trener, ale i dobry człowiek. Bardzo dobrze wczuwał się w naszą sytuację.’

Natomiast wracając na boisko. Spędził pięć lat jako piłkarz w akademii Realu Madryt. Do tej pory ma tam dużo kontaktów. Myślę, że jego szkoleniowym wzorem jest Carlo Ancelotti.

Potrafił dotrzeć do niego jako jeden z niewielu

Pamięta pan jakiś szczególny moment z czasów współpracy z nim?

Tak, pamiętam. Graliśmy mecz w lidze ukraińskiej, to już był zaawansowany etap rozgrywek, wiadomo było, że walczymy o tytuł. Graliśmy przeciw drużynie, która nigdy Szachtarowi nie leżała. W 80% meczów traciliśmy z nimi punkty. No i tym razem było tak samo. Zremisowaliśmy wtedy 1:1, a ja wpadłem w furię. Krzyczałem, że nie daliśmy z siebie wszystkiego, byłem zły na młodych piłkarzy, na to jak się wtedy zachowywali na boisku. Jovicević przyglądał się tej awanturze, którą rozpętałem i nic nie powiedział. Do czasu.

W jakim sensie do czasu?

Nie powiedział ani słowa na temat mojego zachowania przy drużynie. Ale niedługo potem wziął mnie na rozmowę, w cztery oczy. I tam wszystko rzeczowo wytłumaczył. Powiedział mi, że nie mogę się tak zachowywać, bo jako kapitan mam motywować piłkarzy, a nie podcinać im skrzydła. Zwłaszcza młodym. Jeszcze raz mi powiedział jak widzi kapitana swojego zespołu. To mocno zapadło mi w pamięć.

Wziąłem to sobie do serca i już nigdy tak się nie zachowałem. A od tamtego momentu wygraliśmy wszystkie mecze i zostaliśmy mistrzem. Prawda jest taka, że miałem różnego rodzaju konflikty czy scysje z niemal wszystkimi trenerami Szachtara. Bo jestem bardzo emocjonalnym człowiekiem. Jovicević jako jeden z niewielu potrafił nade mną w tym względzie zapanować. I za to też jestem mu wdzięczny. Wiem, że czyta dużo książek o psychologii i czerpie z nich potem w pracy.

Wielu kibiców Szachtara zdziwiło się, kiedy Jovicević został zwolniony. A pan?

Też. Nie spodziewaliśmy się tego. Wygraliśmy ligę, nieźle radziliśmy sobie w Lidze Mistrzów. Ok, potem była ciężka porażka z Feyenoordem w Lidze Eurupy, ale na to złożyło się wiele powodów. Dziś można powiedzieć, że to po prostu była zła decyzja.

A jakie Jovicević ma podejście do pracy z młodymi piłkarzami?

Chętnie z nimi pracuje, lubi ich rozwijać. Pokazał to nie tylko w Szachtarze, ale choćby i w Dnipro. Przecież Szachtar sprzedał Mudryka za 100 mln euro. Klub sporo zarobił też na Sudakowie. OK, obaj byli już w Szachtarze zanim przyszedł Jovicević, ale Igor mocno ich rozwinął.

W Dnipro pracował też z Dovbykiem.

Tak. I wprowadził do zespołu Jehora Jarmoljuka, który teraz gra w Brentford, a którym interesuje się między innymi Manchester United. Zatem jeśli chodzi o pracę z młodymi też daje radę.

Na koniec jeszcze słówko o relacjach polsko-ukraińskich od wybuchu wojny. Jak pan je ocenia, i na boisku, i poza nim?

Grając w Warszawie, spotykaliśmy się z bardzo dobrym przyjęciem. Mieliśmy możliwość treningów na obiektach Legii, które są świetne. Ale tak naprawdę w innych miejscach w Polsce też było dobrze. Spotykaliśmy też wielu naszych rodaków. W hotelach, w których mieszkaliśmy, kelnerami, czy kucharzami często byli Ukraińcy.

Generalnie uważam, że Polska bardzo pomogła Ukrainie, ale moi rodacy odwdzięczyli się za to uczciwą pracą. Nie przyjechali do Polski, żeby tylko oczekiwać pomocy, siedząc w domu i nic nie robiąc. Poszli do pracy, pomagając w ten sposób polskiej ekonomii. Dlatego uważam, że Polacy pomogają, a Ukraińcy w dobry sposób się odpłacają.

Tylko u nas