Teraz będzie spokojniej?
Dużo można było napisać ostatnio o Widzewie, ale nie to, że w klubie panował spokój. Wręcz przeciwnie, zwolnienie trenera Sopicia, zamieszanie związane z weselem jednego z byłych już pracowników klubu, szansa dla Patryka Czubaka, aż zatrudnienie Igora Jovicevicia, o którym to fakcie łódzki klub poinformował wczoraj po południu.
Okręt Widzew płynął po bardzo niespokojnych wodach, ale zatrudnienie doświadczonego Chorwata ma sprawić, że sytuacja w końcu się uspokoi. Mówimy bowiem o szkoleniowcu, który w ostatnich latach miał duże sukcesy. To właśnie dlatego goal.pl umieścił go niedawno na liście szkoleniowców, którymi polskie kluby mogłyby się zainteresować.
Doświadczenie z Ligi Mistrzów i z… wojny
Zresztą, niedawno rozmawialiśmy z Joviceviciem, który przyznał, że nie wyklucza pracy w Polsce, pod warunkiem, że ktoś mu przedstawi ambitny projekt. Od tej rozmowy minęło raptem kilkanaście dni i Jovicević taki projekt znalazł – w Łodzi.
Co to oznacza? Ano to, że do polskiej ligi trafia kolejny bardzo ciekawy trener, który wygrywał mistrzostwa w dwóch krajach, prowadził też zespół w Lidze Mistrzów, choćby przeciwko Realowi Madryt, potrafiąc z nim zremisować. Szkoleniowiec, który potrafi zjednoczyć szatnię wokół jednego celu, w trudnych warunkach. Poradził sobie w wojennej perspektywie Szachtara Donieck, więc być może pozbiera i Widzew do kupy.
Konkurenci z Egiptu i… Brazylii
A jak to się stało, że Jovicević trafił do Widzewa? Czy miał propozycję z innych klubów? Z naszych informacji wynika, że miał i to całkiem sporo. Według naszej wiedzy Chorwata widział na przykład u siebie egipski gigant, Al-Ahly, który od dawna szukał trenera. Egipcjanie namawiali też między innymi Thomasa Thomasberga, ale ten wybrał Pogoń Szczecin. Ich zaloty odrzucił też Jovicević.
Co ciekawe, Joviceviciem zainteresowana była też… wspomniana Pogoń. Ba, z naszych informacji wynika, że doszło do jego rozmowy online z władzami Dumy Pomorza, ale klub ze Szczecina postawił ostatecznie na Thomasberga.
W przypadku Jovicevicia były też tematy brazylijskie, a konkretnie dwa kluby z tego kraju. Do tego dochodzi turecki Kayserispor i drużyny z Ukrainy. Wydaje się jednak, że po pracy w Szachtarze akurat na Ukrainę Chorwat wracać nie chciał.
Sytuację wykorzystał więc Widzew i przystąpił do rozmów. Mindaugas Nikolicius, dyrektor sportowy Widzewa, zna Jovicevicia jeszcze z czasów swojej pracy w Chorwacji. I to właśnie Litwin, w porozumieniu z innymi członkami pionu sportowego, prowadził rozmowy z byłym szkoleniowcem Ludogorca Razgrad.
Wątpliwości co do Czubaka
W tym momencie powstaje jednak pytanie. No dobrze, ale czemu teraz zmiana, skoro niedawno choćby właściciel klubu, Robert Dobrzycki, publicznie przyznawał (na antenie Canal+), że klub nie myśli teraz o wymianie szkoleniowca? Jak się okazuje, co do Czubaka cały czas brakowało jednak pewności, czy udźwignie ten projekt.
Wielu nowych piłkarzy, zmiany w strukturze klubu, niezadowolenie kibiców. Wewnątrz Widzewa wciąż panowała obawa, że trenera bez doświadczenia to wszystko szybko przerośnie.
Ostatecznie zwyciężył pomysł, aby na ławce trenerskiej znalazł się ktoś, kto ma jednak doświadczenie, pokaźne CV, potrafi uspokoić sytuację i będzie też trenerskim dopełnieniem wcześniejszych mocnych zakupów na boisku. Czyli, sygnałem, że Widzew (wciąż) mierzy bardzo wysoko.
Musiałoby się stać coś szalonego…
Wprawdzie w social mediach od razu pojawiły się głosy dotyczące tego jak długo w Łodzi popracuje Jovicević, ale tu nie ma żadnych wątpliwości. Chorwat ma kontrakt do lata 2027 roku z opcją, a więc 20 miesięcy na udowodnienie, że Widzew podjął słusznę decyzję powierzając mu zespół.
Musiałoby się stać coś absolutnie szalonego i w tym momencie nieprzewidywalnego, aby Jovicević nie dokończył tego sezonu, czy nie wypełnił kontraktu.
Te 20 miesięcy mają też być testem dla Nikoliciusa, rozliczeniem jego planu na Widzew. I choć czasu do pierwszego meczu Jovicević ma dramatycznie mało (w piątek Widzew podejmuje Radomiaka), to nie ma co ukrywać – w Łodzi liczą, że Chorwat zacznie od zwycięstwa.
I że dogada się z piłkarzami. W sensie dosłownym nie powinno być problemu – Jovicević mówi po angielsku, hiszpańsku, ukraińsku i oczywiście w językach bałkańskich. I jak to Chorwat, pewnie szybko opanuje język polski. A jak będzie z dogadywaniem się na boisku? O tym przekonamy się już niedługo.