- W Częstochowie – legenda. W Polsce – podziwiany. W Europie – niespełniony. Marek Papszun w europejskich pucharach nie zawiódł, ale też nie postawił jeszcze kropki nad „i”.
- Gdy Raków w końcu zagrał w fazie grupowej europejskich pucharów jego już w klubie nie było. To nie on przekroczył próg europejskiej elity, choć wcześniej dwukrotnie był o krok.
- W tym sezonie historia może się odwrócić. Przeciwnik – trudny, ale nie poza zasięgiem. Jeśli Papszun utrzyma poziom, może dopisać do swojej kariery ten jeden brakujący rozdział – fazę ligową europejskich pucharów.
Raków zdominował krajowe podwórko
Ekstraklasa przez ostatnie lata uległa wielu różnym modom. Całkiem niedawno mieliśmy dość krótki okres, w którym prezesi masowo zachłysnęli się falą młodych polskich szkoleniowców. Nie wszędzie się to udało i tym samym nastała moda na zagraniczną myśl szkoleniową. Obcokrajowcy prowadzą w tym sezonie osiem z osiemnastu drużyn. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim funkcjonuje Marek Papszun, czyli trenerski fenomen, który awansował na każdy szczebel rozgrywek od okręgówki aż do Ekstraklasy.
Zmieniają się rywale i okoliczności, skala trudności rośnie, a ten za chwilę 51-letni szkoleniowiec wciąż nie schodzi z trenerskiego piedestału, na który wspiął się sześć lat temu. Do piłkarskiej elity wszedł z imponującym rozmachem. Debiutancki sezon skończył na dziesiątym miejscu, co do dzisiaj pozostaje najniższą lokatą Rakowa za jego kadencji. Rok później zaczął kolekcjonować trofea i medale mistrzostw Polski.
Na przestrzeni ostatnich lat Raków z Papszunem na ławce trenerskiej nie tylko pokonał, ale zostawił w tyle największe polskie kluby na czele z Lechem i Legią. Trener częstochowian w swoim CV zapisał dwa puchary i superpuchary kraju oraz aż cztery medale mistrzostw Polski, w tym jeden złoty. Tych przy minimalnie lepszej postawie mogło być jeszcze więcej, bo walka toczyła się do samego końca.
Raków to najrówniej grający zespół w Polsce, co potwierdza łączona tabela od momentu debiutu Papszuna w Ekstraklasie. Częstochowski zespół zgromadził aż 377 punktów, a należy pamiętać, że trener miał roczną przerwę, kiedy Medaliki kończyły rozgrywki na siódmym miejscu.
Tabela Ekstraklasy za okres: 19 lipca 2019 – 30 czerwca 2025
źródło: 90minut.pl
Awans był o krok
Czego więcej w klubowym futbolu może pragnąć tak utytułowany szkoleniowiec? We wtorek minęły cztery lata od jego debiutu w europejskich pucharach. 22 lipca 2021 r. Raków rywalizował z litewską Suduvą Mariampol.
– Ten debiut dał nam wiele doświadczeń, o których rozmawialiśmy. Wydawało się, że mamy rywala, który jest łatwy do przejścia, ale rywalizacja pokazała, że europejskie puchary wyglądają inaczej. To było duże doświadczenie, ale szybko weszliśmy w odpowiedni rytm – wspominał Papszun na ostatniej konferencji prasowej.
Przeczytaj także: Oskar Repka: Nie chcę wysiadać z tego pociągu
Premierowa kampania w Europie to przede wszystkim żelazna defensywa. Dzięki niej Raków wyeliminował nie tylko Litwinów, ale i kazachską Astanę oraz rosyjski Rubin Kazań, w którym grał wówczas dziś gwiazdor PSG, Khvicha Kvaratskhelia. Raków pierwszą bramkę stracił dopiero w ostatnim meczu czwartej rundy el. Ligi Konferencji. Pech chciał, że Gent nie miał litości i wpakował częstochowianom aż trzy gole. Zaliczka 1:0 z pierwszego spotkania nie wystarczyła do zagrania w grupie.
– Za pierwszym razem rywalem był Gent, który nie tyle okazał się przeszkodą nie do pokonania, bo sposobem pewnie mogliśmy wygrać, ale różnica była bardzo duża. Druga kampania była bardzo udana – na osiem meczów, wygraliśmy siedem. Niestety wszyscy pamiętają, w jakich okolicznościach przegraliśmy w Pradze – po golu w ostatniej minucie dogrywki, tuż przed rzutami karnymi – podsumował Papszun w rozmowie z Interia Sport.
Europa podrażniła ambicję
Kilkanaście miesięcy po dwumeczu ze Slavią stała się rzecz symboliczna. Raków po przegranej w fazie play-off Ligi Mistrzów z Kopenhagą, wylądował w fazie grupowej Ligi Europy. Częstochowianie osiągnęli upragniony cel, ale już bez Papszuna.
– Gdyby mi było szkoda, to bym został i ja bym prowadził. To była świadoma decyzja i nikt mnie nie wyganiał wtedy. Była propozycja przedłużenia kontraktu, ale z niej nie skorzystałem. Zrobiłem to świadomie. Oczywiście, dzisiaj nasza ścieżka jest trudniejsza, bo z tej ścieżki mistrzowskiej byłoby łatwiej, ale wierzę, że pokonamy te trzy przeszkody i w tej grupie zagramy – powiedział Papszun dziennikarzom.
Papszun z Rakowa odszedł jako mistrz Polski, tłumacząc się potrzebą odpoczynku. Tym samym ominęła go szansa na awans do Ligi Mistrzów. Na ławce trenerskiej zastąpił go asystent, wówczas 32-letni Dawid Szwarga. To on dostąpił zaszczytu rywalizowania z europejskimi markami jak Atalanta, czy Sporting, podczas gdy jego dawny szef działał jako telewizyjny ekspert, a w międzyczasie szukał pracy w zagranicznym klubie.
Papszunowi do teraz doskwiera nie tyle sukces swojego współpracownika, którego przecież trenersko ukształtował, co własne niepowodzenia w eliminacjach i świadomość, że sukces był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Szkoleniowiec Rakowa dwukrotnie otarł się o jesień w Europie. Już teraz może szczycić się większymi osiągnięciami w europejskich pucharach od niejednego polskiego trenera, choćby od Michała Probierza, z którym przegrał wyścig o nominację na selekcjonera reprezentacji Polski. Dla Papszuna to jednak dopiero początek.
W pogoni za nowym wyzwaniem
Pucharowe niepowodzenia potrafią zostawić ślad w pamięci na wiele lat. Kluczowe jest jednak przekucie porażki w wyzwania, które napędza cię do osiągnięcia sukcesu. Papszun tego lata mówił o tym otwarcie, co potwierdził w odpowiedzi na pytania mediów o europejskie puchary z Rakowem. – Tak, gdzieś to siedzi we mnie. (…). Mam teraz ogromne ambicje, by wejść do grupy – stwierdził opiekun Medalików dla Interia Sport.
Słowa opiekuna częstochowskiej drużyny nie mogą dziwić. Zwycięstwa na krajowym podwórku nijak mają się do pucharowej adrenaliny. Jak podkreśla Papszun, to jest zupełnie inna rywalizacja, niż ta w kraju ze względu na to, że stawka jest wysoka – kto przegrywa ten odpada.
Europejska przygoda to coś czego Papszun wyraźnie może zazdrościć swoim kolegom po fachu, którzy pracują bądź do niedawna pracowali w Polsce. John van den Brom, Adrian Siemieniec i Goncalo Feio wprowadzili swoje drużyny do historycznego dla polskiego futbolu ćwierćfinału Ligi Konferencji. Tych samych rozgrywek, w których szczytem Rakowa była decydująca faza eliminacji. Ile lat możesz skupiać się na rozpracowywaniu stałych fragmentów Puszczy Niepołomice, kiedy w Białymstoku myślą jak zatrzymać Real Betis, Legia pracuje nad planem na Chelsea, a Lech grzeje się w blasku fleszy w Florencji?
Do zwykłej chęci wyrwania się z ligowej rutyny dochodzi kwestia rozwoju nie tylko drużyny, ale i osobistego. Skala trudności w europejskich pucharach motywuje do działania i stawania się coraz lepszym szkoleniowcem. Doświadczenie zebrane przeciwko wielkim europejskim markom i trenerom staje się nieocenione dla osiągania kolejnych sukcesów, co jest szczególnie istotne dla takich osób jak Papszun.
Papszun nakreślił jasny cel
Faza ligowa Ligi Konferencji to nie tylko marzenie trenera Papszuna, ale faktyczny cel postawiony przed Rakowem na sezon 2025/2026. – Chcemy wejść do grupy. Ten cel jest, ale nie rozmawiamy o tym, bo to nic nie wnosi do tematu. To zostało powiedziane już w szatni. Zespół zna ten cel, (…). Nie zmienia to faktu, że trzeba przejść trzy rundy, ważna jest koncentracja i skupienie na tu i teraz – ujawnił opiekun częstochowian na konferencji, jasno nakreślając czego oczekuje od swoich zawodników.
Raków zmagania w Lidze Konferencji zaczyna od drugiej rundy z wicemistrzem Słowacji, MSK Zilina. W Częstochowie nikt rywala nie lekceważy, stąd drużyna w pełni skupia się na najbliższym dwumeczu. Klubowi analitycy już pracują jednak nad rozpracowaniem potencjalnego przeciwnika w trzeciej rundzie. Tu los uśmiechnął się do Medalików.
Wicemistrz Polski nie był rozstawiony w losowaniu trzeciej rundy, więc mógł trafić na AZ Alkmar, Szachtar Donieck, Spartę Praga, czy Rapid Wiedeń. Brzmi jak przepis na powtórkę z przeszłości i potencjalny koniec udziału w rozgrywkach. Tymczasem padło na zwycięzcę z pary białoruskie Torpedo Żodzino/ izraelskie Maccabi Hajfa. Korki od szampana może nie wystrzeliły, ale urodziła się realna szansa na w miarę korzystną drogę do fazy ligowej.
Dwumecz z Maccabi Hajfą i wyeliminowanie reprezentanta Izraela oznaczać będzie przejęcie jego współczynnika klubowego i rozstawienie Rakowa w czwartej rundzie el. Ligi Konferencji. Oznacza to, że w Częstochowie zamiast Fiorentiny, Crystal Palace, Mainz, czy Rayo Vallecano mogą pojawić się bułgarska Arda Kyrdżali lub węgierski Paks, a w najgorszym wypadku Banik Ostrava, Brondby bądź Hajduk Split.
Raków poniedziałkowym losowaniem wygrał los na loterii. Według wyliczeń Piotra Klimka na portalu X, szansa wicemistrza Polski na udział w fazie ligowej Ligi Konferencji to aż 60%. Tyle teorii, czas na praktykę i udowodnienie swojej jakości sportowej. Wciąż bowiem trzeba wyeliminować trzech rywali, a miejsca na pomyłkę nie ma. Polski futbol zna Papszuna jako twórcę wielkiego Rakowa. Czas, by poznała go też Europa.