Nudne życie w raju, czyli jak wygląda piłka na Wyspach Owczych

Michał codziennie wstaje do pracy. Z piłki by się utrzymał, ale w czasie wolnym padłby z nudów. Zaraz odwiedzi znajome sklepy, pogada z ich właścicielami, sprzeda im piwo i oranżadę. Ale najpierw włączy radio, posłucha jakichś nordyckich kawałków. Jeszcze kawa z rana, nie za szybka, bo kultura kraju, w którym żyje, nie wymaga pośpiechu. Ba, wymaga braku pośpiechu. Aha, jeszcze do niedawna wydawało się, że będzie mógł zagrać przeciwko Polsce w barwach Wysp Owczych.

Michał Przybylski
Obserwuj nas w
Archiwum prywatne Na zdjęciu: Michał Przybylski

  • Przy okazji meczu Polska – Wyspy Owcze, przypominamy odświeżoną wersję naszego reportażu z 2021 roku
  • To historia Michała Przybylskiego, Polaka, który od lat z powodzeniem występuje w czołowych klubach na Wyspach
  • Przez pewien czas wydawało się, że Przybylski będzie mógł nawet zagrać w reprezentacji Wysp Owczych, ale w tej sprawie sytuacja wciąż jest patowa

Jedziemy!

Rok 1999. Tomasz Przybylski odbiera telefon. – Naprawdę? – oczy paradoksalnie zdradzają większe zaskoczenie, niż głos. Właśnie otrzymał propozycję gry na Wyspach Owczych. Ponoć przy okazji będzie można się zaczepić w miejscowej stoczni, robią chyba łodzie i wysyłają je na Grenlandię. Nie brzmi to standardowo. Zwłaszcza, że życie ma raczej ułożone. W chwili gdy rozmawia, za ścianą uwagi domaga się dwuletni Michał.

Ale co ma do stracenia? Piłki nie szkoda, bo po co mu kolejny sezon w III-ligowej Flocie Świnoujście? Zresztą na tych jakichś wyspach też będzie mógł kopać. Pieniądze też się zgodzą. Wyjedzie na rok-dwa lata, wróci do Polski z wypchanym portfelem, wszystkim będzie się żyło łatwiej. Ale jeszcze nie wie, że zostanie tam do dziś i to nie on wróci do rodziny, a rodzinę sprowadzi do siebie.

Życie nie potoczyło się jednak idealnie. Drogi rodziców Michała rozeszły się już na obczyźnie. Mama wróciła do Polski, tata kupił na Wyspach dom. Michał wybrał pozostanie w nowym kraju. No, nie takim nowym. Tutaj chodził do szkoły, poznał język, spędzał czas z kolegami. I jak tata zaczął grać w piłkę. Na tyle mocno przesiąkł farerstwem, że zaczęła się o niego upominać drużyna narodowa.

Michał opowiada: – Byłem powołany do młodzieżowych reprezentacji Wysp Owczych, choć nikt wtedy nie wiedział, że nie mam papierów. To się wiąże z ciekawą historią. W kraju wszyscy znali mojego tatę, ale nikt nie znał mojej mamy, bo byli już długie lata po rozwodzie. Ona ponad 12 lat temu wróciła do Polski. Gdy zacząłem wchodzić do piłki, każdy myślał, że jestem synem mojego ojca i jego partnerki z Wysp. Że mam obywatelstwo. Dopiero po powołaniu dowiedzieli się, że mam tylko polski paszport. Ale federacja naciskała na mnie, bo ich kadra juniorów miała grać eliminacje mistrzostw świata. Próbowaliśmy podziałać w tym temacie, ale odbiłem się od ściany. Usłyszałem, że dopóki nie skończę 18 lat, nawet nie spojrzą na mój wniosek. Teraz staram się ponownie o paszport.

Problem w tym, że wszystko idzie przez Danię. Papiery Michała są gdzieś pomiędzy wnioskami imigrantów, których w Danii nie brakuje. Gdyby wszystko szło przez Wyspy, obywatelstwo dostałby od razu, w końcu mieszka tam 22 lata. – Bardzo mi zależy, chcę grać w reprezentacji Wysp Owczych. To zawsze ciągnie w górę. Muszę czekać, ponoć może to trwać nawet dwa lata.

Te słowa Michał wypowiedział już ponad dwa lata temu, gdy powstawała pierwotna wersja tekstu. Dziś właściwie mówi to samo. – Na razie bez zmian. Wciąż czekam…

Kamil Grosicki dla Goal.pl: wylało się wiele hejtu. I słusznie, nie dziwię się
Kamil Grosicki

Kamil Grosicki i jego słowa z konferencji Przemysław Langier: Na poniedziałkowej konferencji powiedziałeś: my piłkarze ucierpieliśmy na aferze premiowej. Poniosło się mocno. Kamil Grosicki: Tak, poniosło… Ale dobrze, że to przytaczasz, bo mogę powiedzieć, co miałem na myśli. Oczywiście mój błąd, bo na konferencjach trzeba uważać na każde słowo, które się wypowiada. Nie można zostawić

Czytaj dalej…

Piłka na Wyspach Owczych. Profesjonalna, czy nie?

Gdy rozmawialiśmy poprzednim razem, Przbylski był piłkarzem HB Thorshavn, do którego trafił z B36 Thorshavn. W 2022 roku wrócił jednak do tego ostatniego klubu.

– B36 i HB dzielą to samo boisko. Mieliśmy tylko oddzielne budynki klubowe. Generalnie swego czasu chciałem całkiem opuścić Wyspy Owcze, by sprawdzić się na lepszym poziomie. Stąd piłkarze najczęściej wyjeżdżają do Danii albo Norwegii. Widziałem się w tym drugim kraju. Kultura i klimat są podobne, wydawało się to najłatwiejszym kierunkiem. Mój najlepszy kolega podpisał z takim klubem. Nawet rozmawialiśmy po transferze i mówił wtedy, że też by mnie tam widział. Pojawiło się wielu agentów, którzy mogli mi w tym pomóc. Przez koronawirusa nie udało się jednak załatwić żadnych testów poza krajem, więc skoro (dwa lata temu – przyp. red.) zgłosiła się też najlepsza drużyna w lidze, zdecydowałem się na transfer.

HB do niedawna był jedynym klubem, w którym są profesjonalni trenerzy. Jako jedyni ściągnęli trzech szkoleniowców z Danii, którzy pracowali w tamtejszej ekstraklasie. Zajmowali się tylko piłką. Na Wyspach trenerzy mają papiery, ale równolegle pracują w zupełnie innym zawodzie. Przybylskiego to przekonało, podobnie jak determinacja ze strony HB. – Wolałem zejść z pieniędzy, bo B36 płaciło lepiej, żeby mieć profesjonalne otoczenie – mówił.

Teraz trochę się to zmieniło. To w B36 zarówno trener, jak i jego asystent, pracują na zawodowych kontraktach, a w HB – po zmianach – szkoleniowiec łączy piłkę z zupełnie inną pracą. W górę poszedł też zespół KI Klaksvik, doskonale znany z tegorocznego szturmu na europejskie puchary i wyeliminowania po drodze Ferencvarosu oraz mistrza Szwecji Hacken. Klaksvik, jako pierwsza drużyna z Wysp Owczych, powalczy w fazie grupowej kontynentalnych rozgrywek. O ile piłkarze wciąż mają na głowie pracę poza piłką, o tyle sztab jest w pełni profesjonalny. W tej chwili nie ma w tym rejonie świata bardziej zawodowego klubu.

Inna sprawa, że generalnie pieniądze w farerskiej piłce nie są problemem. Zagraniczni piłkarze i najlepsi ligowcy mogą spokojnie wyżyć z futbolu, ale wszyscy pracują, bo na Wyspach… nie ma co robić. Michał pracuje jako przedstawiciel handlowy w firmie produkującej piwo i oranżady. Ale on jest miejscowy. Obcokrajowcy raczej unikają pełnych etatów, dorabiają dwie-trzy godziny dziennie.

Przybylski jest Farerem pełną gębą. W swoich social mediach pisze po farersku, żyje w rytmie miejscowych. Bezstresowo – jak podkreśla kilka razy w czasie rozmowy. I wyjaśnia, co to znaczy w praktyce. – Obcokrajowców może zaskoczyć styl życia. Na Wyspach chwalą Polaków, którzy przyjeżdżają do pracy. Uchodzimy za bardzo pracowitych, podczas gdy tu podejście do obowiązków jest bezstresowe. Jeśli ktoś się spóźni pół godziny do pracy, dostaje prośbę, by postarał się nie spóźnić następnego dnia. A jeśli i tak się spóźni, znów słyszy to samo: postaraj się być jutro trochę wcześniej. W czasie pracy jest dużo przerw na kawę. Jeśli projekt się spóźni miesiąc-dwa, to nie ma problemu. Opóźnienie zakończenia jakiejś budowy jest czymś normalnym. Farerzy wszystko robią w wolnym tempie. Dla przyjeżdżających tu Polaków, którzy przywykli do innego stylu pracy, może to być lekkim szokiem.

Z Polakami, poza Łukaszem Cieślewiczem, też doskonale znanym na Wyspach, nie szuka wspólnego języka. – Wielu przyjeżdża na trzy-sześć miesięcy i szybko wyjeżdżają. Osobiście z nimi nie trzymam. Nie mam potrzeby łapać kontaktu z osobami, których za chwilę tu nie będzie.

Raj na ziemi. Ale pada i jest nudno

Musielibyście to zobaczyć. Gdy zaświeci słońce, Wyspy Owcze stają się najpiękniejszym miejscem na ziemi. Szerokie zielone pola, czyste powietrze, przejrzysta woda dookoła. I te niskie budynki z dachami pokrytymi mchem. Ludzie? Zawsze odpowiedzą “dzień dobry”. Nie opłaciło się tu nawet postawić więzienia. Przestępców, których można policzyć na palcach jednej ręki, wysyła się bezpośrednio do Danii.

To prawie tak, jak wielu młodych, którzy wybierają studia na kontynencie. – Życie jest tu trochę nudne. Kino, kręgle, kluby są tylko w stolicy. Spotyka się codziennie tych samych ludzi, robi się te same rzeczy. Brakuje atrakcji. Dlatego wiele osób wyjeżdża się uczyć poza Wyspami, chłopaków z klubu też ciągnie poza kraj. Treningi kończę o 19, po nich nie ma alternatyw. Idziemy do któregoś z kumpli obejrzeć mecz, zagrać w karty, albo po prostu wracamy do domu – mówi Michał.

Wyspy Owcze mają specyficzny klimat. Mimo, że do koła podbiegunowego nie brakuje wiele, zimy są bardzo łagodne. Rzadko kiedy temperatura spada poniżej zera. Problemem jest wiatr i deszcz przez niemal 300 dni w roku. Wymowne, że to pierwsze zjawisko w języku farerskim można określić za pomocą 350 słów, drugie – 250.

Michał: – Gdyby nie pogoda, byłby to raj na ziemi. Pandemia była tu kompletnie niewidoczna. Przez cały rok ludzie nie chodzili w maskach. W europejskim szczycie koronawirusa były tu trzy albo cztery chore osoby. Wszystko było otwarte.

Michał Przybylski
Michał Przybylski z ojcem Tomaszem

Polska? Była taka szansa

Dziś Michał marzy o grze dla Wysp Owczych, natomiast swego czasu wystąpił z orzełkiem na piersi. – Dostałem kiedyś powołanie do polskiej kadry U-20. Był to dla mnie szok, bo grałem przecież w lidze Wysp Owczych. Miałem dobry sezon, zostałem młodzieżowcem roku, co jest rzadkością, gdy grasz w dole tabeli, a wtedy w takim klubie występowałem. Pewnie dzięki temu mnie zauważono. Po meczu w kadrze pojawiło się wiele zapytań z agencji menedżerskich, ale postawiłem warunek – podpiszę umowę z tą, która najpierw przedstawi mi gotową ofertę. Byłem akurat w Łodzi u mamy i jej nowego partnera. Dostałem propozycję z III-ligowego wówczas Widzewa, nie wiedziałem, czy to dobra opcja dla mnie, ale coś musiało w tym być, skoro się zgodziłem.

Przygoda długo nie trwała, bo Michał już po kilku miesiącach wrócił na Wyspy Owcze. Powrót był dobrą decyzją. W Thorshavn czuje się jak u siebie. Regularnie gra w kwalifikacjach europejskich pucharów. W tym sezonie strzelił gola estońskiemu Paide, w poprzednim duńskiemu Viborgowi.

Tylko gdyby pośpieszyli się z tym obywatelstwem…

Komentarze