Borek: O Lewandowskim nie dyskutuję, Piątek mnie zaskoczył

Mateusz Borek
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Mateusz Borek

Mateusz Borek w rozmowie z Goal.pl ocenia hit polskiej ekstraklasy Legia Warszawa – Lech Poznań, a także Der Klassiker, w którym Bayern Monachium pokonał Borussię Dortmund 3:2. Komentator TVP wypowiedział się też na temat listopadowego zgrupowania reprezentacji Polski, a także dwóch napastników Roberta Lewandowskiego i Krzysztofa Piątka, którzy w miniony weekend zdobyli po bramce w Bundeslidze.

Czytaj dalej…

  • Popularny komentator w rozmowie z nami ocenia szlagiery w Bundeslidze i Ekstraklasie
  • Mateusz Borek przyznaje, że trudne do zrozumienia jest to, że taki zespół jak Lech Poznań w ciągu zaledwie kilku dni, może wyglądać o 50 procent gorzej fizycznie
  • Komentator TVP przekonuje, że listopadowy trójmecz zweryfikuje piłkarzy, na poziomie reprezentacyjnym

Jak wytłumaczy Pan to, co stało się na Łazienkowskiej w polskim szlagierze w wykonaniu Lecha?

Mateusz Borek (komentator TVP, współwłaściciel “Kanału Sportowego”: – Ja pewnych rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć. Lech zbiera pochwały za swoje występy w europejskich pucharach i grę tej drużyny ogląda się dobrze. Nie mogę zrozumieć, jak to jest, że w profesjonalnym futbolu po trzech dniach ci sami piłkarze, którzy podobali się w czwartek, w niedzielę wyglądają 50 procent gorzej fizycznie.

Rzeczywiście to ciekawe.

– Moim zdaniem Jakub Moder ze Standardem zagrał dużo poniżej swoich możliwości. Robił niepotrzebne kółeczka, notował straty niebezpieczne dla drużyny. Takim papierkiem lakmusowym na zmęczenie Lecha może być natomiast Tymoteusz Puchacz, który w czwartek gonił dynamicznie w każdej akcji przód i tył, a z Legią nie wyglądało to już tak dobrze.

Wygląda na to, że gra, co trzy dni robi swoje.

– Z jednej strony bardzo się cieszę, że Lech, gdy jest wypoczęty, to gra fajnie do przodu. Cieszy też to, że ci zawodnicy trafiają do notesów skautów największych klubów w Europie. Niemniej widać, że ci zawodnicy nie są gotowi na to, aby zagrać na dużej intensywności dwa mecze w tygodniu.

Muszę powiedzieć, że Puchacz w pewnym sensie zrobił mi psikusa, bo chciałem zapytać Pana, czy brak tego zawodnika w kadrze Jerzego Brzęczka dziwi. Po spotkaniu z Legią sam nie wiem, czy warto poruszać ten temat…

– Dowołany na pewno nie będzie. Powołano Przemysława Płachętę. W każdym razie ja przed meczem przygotowałem sobie w głowie tweeta, że powołanie Puchacza do kadry, cytując klasyka, “jest tak oczywiste, jak zmarszczki po 60-stce”. Musiałem jednak odrzucić plan jego publikacji. W spotkaniu z Legią to nie był Tymek, którego ja chcę oglądać w każdym meczu.

Nie do końca jest chyba tak, że Lech zagrał słaby mecz. Miał swoje momenty, zgodzi się Pan z tym?

– Ja wiem, że w Lechu widoczna była jakość w środkowej strefie Pedro Tiby, czy Dani Ramireza, bo to są zawodnicy, którzy po prostu potrafią grać w piłkę. Do tej ostatniej akcji dobre decyzje podejmował Thomas Rogne. W piłkę gra się jednak 90 minut. Gra się do końca.

Na pochwały zasłużyła natomiast Legia.

– Trener Czesław Michniewicz zrobił dobre zmiany. Też był mocno ograniczony, przy konstruowaniu wyjściowego składu przez problemy związane z COVID-em. Trzeba powiedzieć, że dużo akcji wykasował Igor Lewczuk. Sporo sytuacji napędził Paweł Wszołek. Wejście Kacpra Skibickiego też było impulsem do zwycięstwa.

Po raz drugi z rzędu w meczu Legia – Lech gola dla stołecznej ekipy strzelił debiutant. Można już wiązać z tym zawodnikiem jakieś nadzieje, czy lepiej zachować spokój?

– Ja oczekuję od każdego młodego chłopaka, który ma 19 lat, aby wszedł na boisko jak Wojciech Kowalczyk, który ograł Sampdorię, zdobył bramkę na Old Trafford i miał powtarzalność w lidze. To na pewno będzie fajna historia dla dziennikarzy, fajna historia publicystyczna, ale na razie nie ma to nic wspólnego z realną oceną wartości piłkarza. Dajmy chłopakowi czas. Zobaczymy, jak poradzi sobie w klubie, gdy wrócą zawodnicy, których brakowało, czy w ogóle zostanie na stałe w kadrze pierwszego zespołu.

Tym razem trenerowi Michniewiczowi wszystko ułożyło się tak, jak tego chciał. Ja jednak twierdzę, że takim prawdziwym bohaterem Legii, chociaż może nieoczywistym, był Artur Boruc, bo wybronił dwie-trzy doskonałe akcje dla Lecha, więc gdyby nie on, to wynik mógłby być inny.

Pozytywnie ocenił Pan występ Pawła Wszołka. Czy zasadne jest jeszcze myślenie o tym zawodniku w kontekście reprezentacji Polski?

– Każdy polski piłkarz musi mieć cel, którym jest gra w reprezentacji Polski. Jeśli mamy jednak mówić o realiach, to na tej pozycji w kręgu zainteresowania selekcjonera, mimo swojej sytuacji klubowej, jest Kamil Grosicki. Ponadto są jeszcze Sebastian Szymański, Kamil Jóźwiak. Zobaczymy, co będzie z Przemkiem Frankowskim. Jest też Damian Kądzior. Powołanie dostał Jakub Kamiński, który prawdopodobnie wypadnie, bo widzieliśmy, że zszedł z urazem. Trudna zatem będzie ta walka o wyjazd na Euro, bo moim zdaniem są cztery miejsca na bokach, maksimum pięć, a pamiętać należy, że Piotr Zieliński też może zostać fałszywie ustawiony na boku.

Chwalił Pan Alana Czerwińskiego na Twitterze. Rozumiem, że z nim można wiązać nadzieje.

– Mecz Legia – Lech pokazał stabilność, powtarzalność i dobre umiejętności tego piłkarza. Śledzę tego zawodnika od dłuższego czasu i dostrzegam, że utrzymuje równy poziom. Wydaje mi się, że selekcjoner reprezentacji cały czas go obserwuje i ma go w swoim polu widzenia. Wiadomo, że sytuacja na prawej stronie obrony w reprezentacji jest komfortowa, bo są Tomek Kędziora i “Bereś”, ale Czerwiński na pewno jest jakościowym zabezpieczeniem.

Czy listopadowe zgrupowanie reprezentacji Polski będzie Pan oceniał pod kątem walki Biało-czerwonych o Final Four Ligi Narodów UEFA, czy próby generalnej przed arcyważnymi meczami eliminacyjnymi o mundial, a może po prostu jako okazję do gry dla zawodników, którzy mają z tym ostatnio kłopot?

– Ja traktuję to zgrupowanie jako ostatni trójmecz, który będzie weryfikował piłkarzy na poziom reprezentacyjny. Wiadomo, że mogą pojawić się kontuzje, lub jeden, czy dwóch zawodników wystrzeli z formą. Terminów na testy już jednak nie ma, jeśli nic się nie zmieni, bo w marcu mają zostać rozegrane trzy spotkania eliminacyjne do MŚ. Na te mecze musi być zatem przygotowany garnitur galowy, jeśli chodzi o kadrę. W trakcie eliminacji już czasu na eksperymenty nie będzie. Potem już będzie powołana kadra na mistrzostwa Europy, która rozegra dwa spotkania kontrolne przed samym turniejem. Jeśli jakiś zawodnik, będący w tym bezpośrednim zapleczu kadry, chce realnie przybliżyć się do reprezentacji, to nie może zawalić szansy i musi spisać się dobrze.

Dobrym prognostykiem przed meczami z Ukrainą, Włochami i Holandią jest to, że skutecznością zaimponowali w weekend Robert Lewandowski i Krzysztof Piątek. O ile “Lewy” zdążył już do tego przyzwyczaić, to gol “Pio” może oznaczać lepsze czasy dla niego?

– O Robercie nawet nie dyskutuję, bo on jest poza skalą. Jest fundamentem naszej kadry. Nawet jakby nie zdobywał bramek przez pięć, czy dziesięć spotkań, to jest kapitanem naszej reprezentacji. To piłkarz z innej krainy, grający na innym poziomie.

Co do Piątka, to mnie zaskoczył. Przeskoczył moje oczekiwania na bazie tego, co widziałem we wcześniejszych dwóch meczach w jego wykonaniu. Wygląda na to, że do końca roku nie będzie grał Jhon Cordoba, więc Krzysiek będzie mógł liczyć na grę. Mam wrażenie, że dobrze wyglądał fizycznie. Dobrze się poruszał na boisku. Myślę, że koncentruje się na każdej podpowiedzi na treningu u Bruno Labbadii. Zdobył teraz bramkę, miał też bardzo duży udział przy trafieniu Dodiego Lukebakio. Do tego strzał w słupek, więc za nim bardzo udane 45 minut.

Lewandowski z kolei zaliczył gola i asystę. Polak przyćmił Erlinga Haalanda, chociaż słychać głosy, że jedyną rzeczą, której “Lewy” może zazdrościć Norwegowi, jest jego “depnięcie”. Co Pan na to?

– Haaland to na pewno jeden z najszybszych piłkarzy Bundesligi. Przy swoim wzroście 194 cm, nieźle czuje się z piłką, ma niezłą koordynację. Pamiętajmy, że ten chłopak ma dopiero 20 lat, a my go już wszyscy znamy w europejskim futbolu. Lewandowski w tym wieku grał jeszcze w Polsce.

Jaka jest różnica między tymi zawodnikami? Przede wszystkim taka, że Robert jest już na tyle doświadczonym piłkarzem, że jest bardzo asertywny i potrafi sobie regulować sposób swojego grania w trakcie spotkania. Są takie momenty, że on wie, kiedy ma odpoczywać, aby w końcu przyspieszyć i wykazać pełną koncentrację przy finalizacji akcji. Z kolei Haaland to taki młody dziczek, który nie kalkuluje swoich ruchów. Chciałby być przy każdej akcji wszędzie na 100 procent. To ma wpływ, że czasem brakuje mu tchu, dlatego też brakuje mu spokoju pod bramką.

Na zakończenie proszę jeszcze powiedzieć, jaki ma Pan stosunek do nieuznanych goli po milimetrowych spalonych, które są weryfikowane przez system VAR? Pytam, bo Lewandowski, a wraz z nim kibice Bayernu, mogli ostatnio przez wideoweryfikację czuć niedosyt.

– Nie chcę dyskutować o przepisach. VAR w wielu sytuacjach ratuje sprawiedliwość, ratuje mecz. Niewątpliwie mieliśmy ostatnio sytuacje, które mocno nie premiowały ofensywy. Wydawało się po nich, że potrzebne nam są dziesiątki powtórek i wyrysowanych komputerowo linii, aby określić, czy był spalony. Jak ja to mówię, nie można być trochę w ciąży. Albo jest kobieta w ciąży, albo nie jest w niej. Tak samo nie może być sytuacji, że zawodnik jest na spalonym lub trochę na spalonym. Trzeba się zatem bardziej zastanowić, czy nie zmienić przepisów, niż polemizować nad samym przepisem.

Rozmawiał Łukasz Pawlik

Komentarze