Jonathan Junior: Zaczęło się na Maracanie. Futbol to całe moje życie [NASZ WYWIAD]

Jonathan Junior miał mocne wejście do Kotwicy Kołobrzeg, bo już w pierwszym sezonie został królem strzelców 2. ligi. Potem były różne turbulencje, ale teraz błyszczy na boiskach 1.ligi. W rozmowie z goal.pl Brazylijczyk opowiedział o dotychczasowej karierze, w której zakrętów nie brakowało.

Jonathan Junior
Obserwuj nas w
Konrad Swierad/Alamy Na zdjęciu: Jonathan Junior

Kotwica na dobry początek

Jonathan Junior rozgrywa bardzo dobry sezon w barwach Stali Rzeszów. Brazylijczyk strzelił już 9 bramek w 1. lidze i jest najlepszym strzelcem swojego zespołu. W sporej mierze dzięki niemu rzeszowianie są wysoko w tabeli, Junior strzelił na przykład gola w ostatnim meczu z Pogonią Grodzisk Mazowiecki.

Dobre występy byłego gracza Kotwicy, Radomiaka i Stali Stalowej Woli nie przeszły niezauważone. Z naszych informacji wynika, że piłkarz znalazł się na celowniku Wieczystej Kraków, która ma bardzo ambitne plany. A jak sam zawodnik widzi dotychczasową karierę? O tym Jonathan Junior opowiedział w rozmowie z goal.pl.

„Lepiej nie mogło się zacząć”

Piotr Koźmiński, goal.pl: Jak wspominasz swój pierwszy mecz w brazylijskiej Serie A? To prawda, że debiutowałeś na słynnej Maracanie, a twój zespół wygrał wtedy z Fluminense 1:0?

Jonathan Junior: Tak, to prawda. To był dla mnie szczególny moment, taki do zapamiętania na całe życie. Mówimy o jednym z najważniejszych stadionów na świecie, a już na pewno najważniejszym w Brazylii.

Rozegrać na takim obiekcie swój pierwszy mecz i jeszcze wygrać – lepiej się to dla mnie nie mogło zacząć. W juniorach grałem dla SC Internacional, spotkałem tam wielu graczy, którzy potem zrobili karierę, czy to w Brazylii, czy poza nią.

Masz jakiś ulubiony mecz z tamtych czasów, gdy już grałeś w Brazylii na profesjonalnym poziomie?

Takich meczów trochę się uzbierało, ale najchętniej wspominam drugi mecz w podstawowym składzie Avai. Wygraliśmy wtedy z dużym klubem, Atletico Paranaense 1:0, a ja strzeliłem zwycięską bramkę.

Chapecoense nie zapomina o tragedii

Przez moment byłeś też graczem Chapecoense, klubu naznaczonego tragedią, którą wszyscy pamiętamy, czyli katastrofą samolotu, którym piłkarze lecieli na mecz. Czy ten dramat w jakimś sensie wciąż unosi się nad tym klubem?

To bardzo ważny klub w Brazylii. A odpowiadając wprost na pytanie: tak, klub w jakimś sensie wciąż żyje tą tragedią, ma ją głęboko w pamięci. Zresztą, nie tylko klub, ale całe miasto. To wciąż jest bardzo trudne dla wszystkich związanych z tym miejscem.

W pewnym momencie opuściłeś Brazylię. Dlaczego akurat Kotwica Kołobrzeg?

Z wielu powodów chciałem zamienić brazylijską piłkę na europejską. Chciałem spróbować czegoś nowego, nowego rynku, nowych wyzwań. Przyjąłem ofertę z Kotwicy, bo klub miał dobry plan na awans do 1. Ligi.

Zaufałem osobom, które przedstawiły mi propozycję i pojawiłem się w Kołobrzegu. Dla mnie najważniejsze to grać w piłkę. Tylko tego chcę. 

Najlepszy moment w Kotwicy?

Tak ogólnie to fakt, że wywalczyliśmy awans do 1. Ligi, a ja strzeliłem w tamtym sezonie 24 gole. Poszedłem tam, żeby pomóc w awansie, nastrzelać tyle goli ile się da i ten plan udało się zrealizować. Tamten sezon wspominam więc z dużym sentymentem.

A najgorszy moment?

Długie oczekiwanie na pieniądze. Jestem obcokrajowcem, w takiej sytuacji funkcjonowanie było dla mnie jeszcze trudniejsze. Zawsze starałem się jednak rozumieć i szanować klub. Najważniejsze, że na końcu rozstaliśmy się w zgodzie.

Kołobrzeg na zawsze w pamięci

To podsumowując: jakie wspomnienia wywiozłeś z Kołobrzegu?

Bardzo dobre. Generalnie byłem tam szczęśliwy, kibice mnie lubili. Ten klub i miasto zawsze będą już częścią mnie. 

A co się stało z twoim transferem do Radomiaka? Poszedłeś tam, aby już po kilkunastu dniach odejść. Słyszałem coś wtedy o nadwadze. Co możesz powiedzieć o tamtych wydarzeniach?

To był dziwny transfer. Trener mnie nie chciał, ja też nie bardzo chciałem tam iść. Mimo wszystko doszło do rozmów, znalazłem się w Radomiaku, ale tylko na chwilę. A co do wagi… Odchodząc z Radomiaka, ważyłem tyle samo co teraz, gdy znów strzelam dużo goli. W tym momencie nikt już jednak nie mówi o wadze, no bo są gole…

Jestem piłkarzem, który najlepiej się czuje, gdy ma zaufanie, gdy wie, że w danym miejscu jest akceptowany. Tak było w Kotwicy, dla której strzeliłem w sumie 29 bramek i tak jest teraz w Stali Rzeszów. 

No właśnie. O ile Radomiak kompletnie nie wypalił, o tyle przejście do Stali Rzeszów okazało się bardzo dobrym krokiem.

Jestem bardzo szczęśliwy w Stali Rzeszów. Wszyscy traktują mnie z dużą sympatią, pomagają w czym mogą. A ja się staram odwdzięczać na boisku. Na szczęście, jak widać po golach, to znów się udaje. 

Piłka zawsze na pierwszym miejscu

Piłkarskie marzenia?

Jak chyba u każdego piłkarza. Chciałbym zagrać w wielkiej europejskiej lidze, stać się jak najlepszym piłkarzem, tak, aby mój syn i cała moja rodzina byli ze mnie dumni. Futbol to całe moje życie.

Jeśli zapytasz, kim byłbym, gdybym nie grał w piłkę, to nie potrafiłbym wskazać czegoś konkretnego. Piłka nożna zawsze była u mnie na pierwszym miejscu. Poza nią nie myślałem o czymkolwiek innym w sensie zawodowym.

Znamy wiele historii brazylijskich piłkarzy, którzy wyszli z biednych rodzin, a piłka dała im szansę na lepsze życie. Twoja droga jest podobna?

Tak. Pochodzę ze skromnej rodziny, szybko opuściłem rodzinne miejsce, w poszukiwaniu życiowej szansy. Ale właśnie jako rodzina mamy w sobie coś z wojowników. Bo ani ja, ani inni bliscy nigdy się nie poddawaliśmy. Choć się nie przelewało, to zawsze walczyliśmy, żeby do czegoś dojść.

Teraz jesteś piłkarzem Stali Rzeszów. A gdzie widzisz się w przyszłym sezonie?

Chcę iść krok po kroku. Zaliczyć jak najlepszy sezon, a potem zobaczymy co przyniesie życie. Jeszcze nie wiem jakie będą kolejne rozdziały do napisania.

Tylko u nas