Mam 99 zmartwień, a Paul Tierney, VAR i władze ligi są wśród nich

Andy Robertson & Paul Tierney (Tottenham - Liverpool, Premier League)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Andy Robertson & Paul Tierney (Tottenham - Liverpool, Premier League)

Musimy zadać sobie jedno niesamowicie ważne pytanie. A może nawet nie jedno, a kilka niesamowicie ważnych pytań. Czemu Harry Kane nie został wyrzucony z boiska? Czy Andy Robertson powinien obejrzeć czerwoną kartkę? Dlaczego starcie Emersona z Jotą nie zostało przeanalizowane przez arbitra? Wszystkie powyższe powinny zostać poprzedzone przez kolejne dwa, absolutnie kluczowe w kontekście 18. serii zmagań Premier League. Jakie są zasady przekładania spotkań i z jakiego powodu władze ligi nie traktują wszystkich drużyn w ten sam sposób?

  • W 18. kolejce Premier League rozegrano tylko cztery spotkania – reszta została przełożona z powodu nadmiarowej liczby zakażeń
  • Thomas Tuchel nie krył rozczarowania decyzją władz ligi. Chelsea musiała przystąpić do swojego meczu, chociaż w jej szeregach wykryto przypadki koronawirusa
  • Jednym z głównych bohaterów starcia Tottenhamu z Liverpoolem był Paul Tierney. Arbiter podejmował niezrozumiałe decyzje, a system VAR nie reagował w odpowiedni sposób
  • Harry Kane w jednym spotkaniu zrobił tyle, ile nie udało mu się dokonać w 14 poprzednich meczach w tym sezonie Premier League
  • Leeds przystąpiło do meczu z Arsenalem bez wielu kontuzjowanych graczy. Na ławce rezerwowych zasiadła sama młodzież, w tym 15-letni Archie Gray
  • Bezbarwna Chelsea remisuje drugie spotkanie z rzędu i traci już sześć punktów do Manchesteru City

Gramy (choćby nie wiem co)

Zacznijmy od końca wstępu, czyli od… właściwego początku rozmów o 18. kolejce Premier League. Właściwie trudno mówić o tych wydarzeniach jako o kolejce, ponieważ do skutku doszły tylko cztery spotkania, a na rozegranie pozostałych sześć będzie trzeba znaleźć miejsce w napiętym do granic możliwości przyszłorocznym grafiku. Władze ligi postanowiły wybrać mniejsze zło. Lub większe – zależy z której strony na to spojrzymy. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nikomu na górze nie uśmiechało się (i nadal nie uśmiecha się) odwoływać całej serii zmagań lub zawieszać rozgrywek. Im mniej meczów zostanie rozegranych w późniejszym terminie, tym lepiej dla kalendarza. Na szczycie przyjęto zasadę “kto żyw, ten musi (a przynajmniej powinien) wyjść na boisko”.

Takie podejście do sprawy nie podoba się oczywiście tym, którzy na boisko wyjść musieli. Oczywiście mam na myśli tych, którzy zostali doświadczeni przez epidemię i z tego powodu nie mogli skorzystać z wszystkich piłkarzy. Do tej kategorii nie łapie się Leeds, osłabione nadmiarową liczbą kontuzji, a także Arsenal i Wolverhampton, w szeregach których wykryto zaledwie po jedynym przypadku zakażenia. Nic do powiedzenia nie mieli również Pep Guardiola i Eddie Howe, natomiast Antonio Conte nie zamierzał zastanawiać się nad przełożeniem meczu z Liverpoolem z powodu absencji Bryana Gila i Dane’a Scarletta. A także zapewne z powodu tego, że Spurs mają już trzy zaległe spotkania. O pojedynek w Lidze Konferencji nie muszą się już martwić, ponieważ UEFA rozstrzygnęła to zmartwienie za nich.

“Kazano nam”

Rozczarowania działaniem władz Premier League nie krył zwłaszcza Thomas Tuchel. Nie ma co się dziwić, że Niemiec narzekał na niejednolite standardy, ponieważ Chelsea musiała radzić sobie na Molineux bez trójki “pozytywnych” piłkarzy. W West Midlands nie pojawili się Lukaku, Werner i Hudson-Odoi. Ławka rezerwowych The Blues, pozbawiona wspomnianego tercetu, a także Havertza, Jorginho, Loftusa-Cheeka i Chilwella, prezentowała się niezwykle skromnie. Dość powiedzieć, że liczyła zaledwie sześciu zawodników, w tym dwóch bramkarzy i wracającego do pełni się Kovacicia, a jedynym ofensywnym graczem był… Ross Barkley.

Bardzo trudno to zrozumieć. Poprosiliśmy, aby nie grać do czasu, aż opanujemy sytuacje. Nasza prośba została jednak odrzucona. Kazano nam wsiąść do autobusu i jechać do Wolverhampton, co zajmie nam trzy godziny. Razem będziemy również na obiedzie i lunchu. Wydaje się, że to nie zatrzyma sytuacji. Tym bardziej, że będziemy musieli w niedzielę korzystać z kontuzjowanych graczy. Martwi mnie to wszystko z medycznego punktu widzenia. Mieliśmy serię pozytywnych testów przez kolejne cztery dni. Jak to się skończy, skoro tyle czasu spędzimy razem w podróży, a także w trakcie posiłków? Jesteśmy rozczarowani, by nie powiedzieć, że źli.

Rozczarowanie i złość Tuchela były zapewne zdecydowanie większe już po końcowym gwizdku. Jego podopieczni po bezbarwnych 90 minutach zmagań zaledwie zremisowali z Wilkami. Chelsea nie miała absolutnie żadnego pomysłu na sforsowanie świetnie dysponowanej defensywy gospodarzy, co znalazło swoje odzwierciedlenie w statystykach. Londyńczycy oddali siedem strzałów, z których zaledwie jeden trafił w światło bramki.

Zapewne, gdyby góra przychyliła się do próśb dołu, nie obejrzelibyśmy ani spotkania na Molineux, ani także pojedynku na Tottenham Hotspur Stadium. Trudno wyobrazić sobie, by kolejka złożona zaledwie z trzech meczów doszła do skutku, więc domyślam się, że również potyczka Spurs z Liverpoolem zostałaby przeniesiona na późniejszy termin. Zwłaszcza że The Reds nie uniknęli zakażeń, a pozytywne wyniki testów otrzymali Fabinho, Jones i van Dijk.

Musimy porozmawiać o Paulu Tierneyu

W tym miejscu pora na słynne “co gdyby”? Tak, tak, brzmi to absurdalnie. Gdyby mecz w Londynie został przełożony, dzisiaj nie rozmawialibyśmy o Paulu Tierneyu. 40-latek oczywiście poprowadziłby to starcie, jednak być może, dzięki efektowi motyla, coś zmieniłoby się w jego sposobie postrzegania przepisów boiskowej rywalizacji i zupełnie inaczej rozstrzygnąłby dwie z trzech kontrowersyjnych sytuacji wymienionych we wstępie. Cóż, mecz przełożony nie został, więc musimy porozmawiać o Paulu Tierneyu.

Pan arbiter Paul Tierney raczej nie cieszy się powszechnym szacunkiem wśród fanów Premier League. Jednak zapomnijmy o przeszłości. W niedzielę 40-letni Anglik mógł otworzyć nowy rozdział w swojej sędziowskiej karierze i udowodnić, że potrafi radzić sobie z prowadzeniem trudnym spotkań. A do takich bez wątpienia należało starcie w stolicy. Dokładnie 20 minut po rozpoczęciu zmagań postanowił wyjść naprzeciw oczekiwaniom otoczenia i w brutalny sposób je podeptał. W tak samo brutalny sposób, w jaki Harry Kane zaatakował Andy’ego Robertsona. VAR milczał, a sędzia postanowił nie przerywać tego milczenia. Reakcja rozjemcy meczu była wyjątkowo skromna – żółta kartka. Jeżeli macie wątpliwości co do koloru, zapraszam poniżej. Żartuję, nikt nie ma wątpliwości. Czerwona, z miejsca. Bez dyskusji.

Sen zimowy sytemu VAR

Siedemnaście minut później Paul Tierney milczał jak grób. VAR również nie zamierzał interweniować. Diogo Jota wpadł w szesnastkę i został posłany na murawę przez Emersona Royala. Karny? Na pierwszy rzut oka – jak najbardziej. Po bardziej wnikliwej analizie – jak najbardziej. Defensor Spurs w ewidentny sposób przyczynił się do upadku napastnika Liverpoolu. Niektórzy, ci bardziej złośliwi, powiedzą, że Portugalczyk czekał na faul i swoim zachowaniem wymusił kontakt z Brazylijczykiem. Ciekawa teoria, jednak trudna do obrony. Eksperci nie mają złudzeń – Jota został zaatakowany w nieprzepisowy sposób, a goście powinni otrzymać jedenastkę. Paul Tierney postanowił pójść pod prąd. Nie odgwizdał przewinienia, a na dodatek przyjął tezę o rozbójniczym wymuszeniu Joty, który posłużył się niebezpiecznym narzędziem w postaci własnego ciała. A VAR, jak to VAR ma w zwyczaju, postanowił usunąć się w cień.

Zdenerwowany Jurgen Klopp po końcowym gwizdku postanowił skonfrontować z arbitrem swoją wiedzę na temat futbolu. Niemiec nie zostawił suchej nitki na rozjemcy hitowego starcia. Oczywiście wszystko odbyło się w wyjątkowo kulturalny sposób. Te najbardziej gorące myśli opiekun The Reds zostawił dla siebie.

“Nie mam problemu z żadnym sędzią. Tylko z tobą”. Jurgen Klopp może czuć się pokrzywdzony. Paul Tierney wspólnie z zespołem odpowiedzialnym za system VAR grali przeciwko jego drużynie. Właściwie to grali przeciwko duchowi sportowej rywalizacji. Po raz kolejny poziom sędziowania w Premier League wzbudza ogromne kontrowersje. Tak samo jak rozbieżne standardy traktowania niektórych piłkarzy i niektórych drużyn. W tej lidze brakuje przede wszystkim równości.

A, żeby nie było wątpliwości. Sytuacja z głównego zdjęcia została rozpoznana prawidłowo. Andy Robertson zasłużył na czerwoną kartkę.

Bohater nieoczywisty: Harry Kane

Harry Kane w pojedynku z Liverpoolem nie próżnował. Najpierw otworzył wynik spotkania, później przypuścił brutalny atak na nogi Andy’ego Robertsona i zmarnował dogodną sytuację po dograniu Sona. Kapitan reprezentacji Anglii w jednym spotkaniu zrobił tyle, ile nie udało mu się dokonać w 14 poprzednich meczach w tym sezonie Premier League. Był wszędzie, harował jak wół i zasłużył na wiele, jednak dzięki staraniom Paula Tierneya, zespołu odpowiedzialnego za VAR i własnej indolencji strzeleckiej nie wykorzystał pełnej puli przysługujących mu nagród. Czy Kane zdobył bramkę w starciu z rywalem z najwyższej półki? Tak. Czy wraca do optymalnej dyspozycji? Nawet jeżeli właśnie rozpoczął marsz w dobrym kierunku, to celu wędrówki jeszcze nawet nie widać na horyzoncie. Czy Anglik powinien dostać czerwoną kartkę? Tak. A gdyby sędzia ukarał go w sposób, na jaki 28-latek bez wątpienia zapracował, dyskusja na temat jego występu byłaby zdecydowanie krótsza. W końcu spędziłby na boisku zaledwie 20 minut.

Rozczarowanie kolejki: Chelsea

Wybierając się na Molineux, Thomas Tuchel zapewne nie spodziewał się, że jego podopieczni zdołają oddać zaledwie jeden celny strzał w starciu z Wolverhampton. Wprawdzie siła ofensywna The Blues była mocno osłabiona, ponieważ do West Midlands nie wybrali się m. in. Romelu Lukaku, Kai Havertz i Timo Werner, jednak w kadrze na mecz z Wilkami znaleźli się Mason Mount, Christian Pulisic, Hakim Ziyech i Reece James, czyli piłkarze obdarzeni niesamowitym ciągiem na bramkę rywali. Mimo obecności wyżej wspomnianej czwórki defensywa gospodarzy okazała się murem nie do sforsowania – sześć uderzeń zostało zablokowanych, a z próbą Pulisica poradził sobie Jose Sa. Niby coś się działo, ale działo się zdecydowanie zbyt mało. Chelsea remisuje drugie spotkanie z rzędu i traci już sześć punktów do Manchesteru City.

Wydarzenie kolejki: średnia wieku rezerwowych Leeds w meczu z Arsenalem

Leeds było skazywane na pożarcie w starciu z Arsenalem. Nic dziwnego, skoro w kadrze na ten mecz zabrakło Bamforda, Coopera, Cresswella, Firpo, Jamesa, Phillipsa, Rodrigo, Shackletona i Struijka. Kim zastąpiono nieobecnych? Oczywiście młodzieżą. Na ławce rezerwowych zasiedli piłkarze, których średnia wieku nie przekroczyła 19 lat (dokładnie 18,78)! Najmłodszym z nich był zaledwie 15-letni Archie Gray, którego ojciec, Andy Gray, a także dziadek, Frank Gray, i brat dziadka, Eddie Gray, zakładali koszulkę Leeds. Niewykluczone, że każdego z obecnych przy linii bocznej w przyszłości czeka wielka kariera, jednak w sobotę zdecydowana większość z nich znalazła się tam z powodu absencji starszych kolegów.

Polacy w Premier League

  • Łukasz Fabiański (West Ham) – starcie z Norwich zostało przełożone
  • Przemysław Płacheta (Norwich) – pojedynek z West Hamem został przełożony
  • Jakub Moder (Brighton) – mecz z Manchesterem United został przełożony
  • Jan Bednarek (Southampton) – spotkanie z Brentfordem zostało przełożone
  • Mateusz Klich (Leeds) – rozegrał 78 minut w rywalizacji z Arsenalem (1:4)
  • Matty Cash (Aston Villa) – potyczka z Burnley została przełożona

Komentarze