Miłosz Trojak dla Goal.pl: Miałem myśli, aby iść się napić i pójść na imprezę [WYWIAD]

- Pseudoznajomych odrzuciłem ze swojego życia. Skupiłem się na swoim rozwoju, rodzinie i na ludziach, którym mogę ufać i wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. Dużo zawdzięczam na pewno swojej żonie. Gdy byłem sam często miałem tak, aby iść po meczach do jakiegoś znajomego, napić się i pójść na imprezę. Gdy poznałem swoją przyszłą żonę, wszystko się zmieniło. Głowa się wyczyściła. Nie było już lekkodusznego podejścia do życia. Zmieniłem podejście - mówił piłkarz Korony Kielce – Miłosz Trojak.

Miłosz Trojak
Obserwuj nas w
fot. Imago / Krzysztof Porębski / PressFocus / NEWSPIX.PL Na zdjęciu: Miłosz Trojak
  • Korona Kielce w tym sezonie jak na razie koncentruje się na walce o ligowy byt
  • Miłosz Trojak rozmowie z Goal.pl opowiedział o tym, jak współpraca z psychologiem pomaga piłkarzowi. Zawodnik wrócił też pamięcią do przykrych zdarzeń z 2019 roku, gdy podpadł policjantom. Wprost jednocześnie powiedział, jak dużo zmieniło się w jego życiu na plus po ustabilizowaniu swojego życia prywatnego
  • 29-latek przyznał też, że dużo czasu poświęca na samorozwój, a także odniósł się do słynnej wypowiedzi selekcjonera Michała Probierza
  • Urodzony w Wałbrzychu zawodnik ma na swoim koncie ponad 140 występów w 1 Lidze i 60 spotkań w Ekstraklasie

Współpraca z psychologiem procentuje

Sport to duża dawka stresu. Jak trzeba sobie z nim radzić, aby nie był ze szkodą dla innych?

Miłosz Trojak (Korona Kielce): – W sporcie drużynowym stresu jest na pewno dużo. Wydaje mi się, że dzisiaj świadomość zawodników jest na tyle duża, że 80 procent graczy ma swoich psychologów. W klubach też staje się to standardem.

Psychologa czy trenera mentalnego?

Zdaje sobie sprawę z tego, że to dwa różne nazewnictwa. W moim odczuciu tacy ludzie zajmują się jednak podobnymi sprawami, bazując na podobnych umiejętnościach. Ja również współpracuję czasami z panią Ewą Stalmach. Stres może pomóc i może przeszkodzić. Znam wielu zawodników o niezwykłych umiejętnościach, ale stres ich tak blokuje, że nie są w stanie w trakcie meczu ujawnić nawet 50 procent swojego potencjału.

Piłka nożna to wbrew pozorom niełatwy kawałek chleba. Zgodzi się pan z tą opinią?

To na pewno trudny sport, ale jeśli wskoczy się na odpowiedni poziom, to jest się dobrze za swoje wyrzeczenia wynagradzanym. Trzeba jednak pamiętać, że oprócz tego, że gramy, to mamy też kontakt z kibicami, żyjemy z presją otoczenia czy zabezpieczenia rodziny. W każdym zawodzie jest jednak podobnie, że trzeba dawać z siebie wszystko, aby dawało to zadowalający efekt.

Piłkarze w bańce

Dzisiaj jest pan zawodnikiem, mającym umowę z Koroną Kielce do końca sezonu. Każdy mecz to walka o przyszłość, a tak naprawdę na koniec i tak niczego nie można być pewnym…

W tym zawodzie walka o przyszłość trwa tak naprawdę każdego dnia. Jeśli na najwyższym poziomie da się grać do 37 czy 38 roku życia to super. Trzeba jednak zrobić wszystko, aby zabezpieczyć się finansowo na życie po zakończeniu piłkarskiej kariery. Znam wiele przykładów zawodników, którzy nie zabezpieczyli się na życie po życiu. Moim zdaniem piłkarze w pewnym sensie żyją w takiej bańce.

Tylko u nas

Proszę rozwinąć tę myśl…

Zawodnicy otrzymują co miesiąc swoje wynagrodzenia i trzeba powiedzieć to wprost, że są to ogromne pieniądze względem zwykłego Kowalskiego. Tymczasem życie piłkarskie kończy się tak naprawdę z dnia na dzień. To nie jest tak, że ktoś sobie wymyśli, że skończy piłkarską karierę za rok czy dwa i tak będzie. Może przytrafić się kontuzja, wygaśnie kontrakt i tak naprawdę traci się dopływ do pieniędzy. Kto się nie zabezpieczy, to może mieć trudności w przyszłości.

Pan zadbał już o swoją przyszłość?

Inwestuje w nieruchomości, ale skupiam się przede wszystkim na rozwoju samego siebie. W przyszłym roku kończę studia na kierunku zarządzania. Właśnie skończyłem kurs języka angielskiego. Wierzę, że po zakończeniu piłkarskiej kariery pomoże mi to w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Do tego potrzebna jest wiedza i znajomość co najmniej jednego języka obcego, bo to wydaje się priorytetem w polskiej piłce, mając na uwadze to, że pojawia się w niej coraz więcej zagranicznych zawodników. Chcąc zostać w przyszłości dyrektorem sportowym czy agentem piłkarskim trzeba rozwijać swoje umiejętności językowe.

Ambitne plany…

Lubię duże wyzwania. Dużo rozmawiałem o pracy w roli dyrektora sportowego z Pawłem Golańskim. To na pewno ciekawa perspektywa na przyszłość.

Grzechy przeszłości

Piłkarze jako osoby publiczne są też na cenzurowanym. Pana przykład jest idealny, mając na uwadze wydarzenia z pana udziałem z 2019 roku. W przypadku osoby nierozpoznawalnej pewnie szybko temat by ucichł. Pan natomiast co jakiś czas musi się z ty mierzyć.

Każdy zawodnik zdaję sobie z tego sprawę. Sam też wiem, że trzeba się już pilnować. Nie tylko dlatego, co miało miejsce za mną. Wiem, że zdarzały się sytuacje, gdy jeden z piłkarzy udał się ze swoją żoną do restauracji, napił się wina i szybko poleciał donos do dyrektora sportowego i zakończyło się to wezwanym na dywanik do niego. Co prawda każdy podchodzi do tego typu informacji z dystansem, ale zdarza się tez tak, że za takie działania wlepiane są kary finansowe.

Wypady młodych zawodników na miasto, to reakcja na zbyt duży stres?

Będąc młodym, nie można zbyt często wychodzić na różnego rodzaju imprezy. Nie ma co się oszukiwać, że wyjścia na imprezy się zdarzają, zdarzały i pewne będą miały miejsce dalej. Człowiek czasem musi poimprezować, ale musi to robić z głową. Wiadomo, że piłkarze są na cenzurowanym, ale zarabiają za to duże pieniądze, więc jest coś za coś.

Całkowita zmiana podejścia

W jednym z wywiadów dyrektor sportowy Paweł Golański mówił, że gdy przychodzi pan do klubu, to miał przypiętą łatkę chuligana. Korona wyciągnęła do pana pomocną dłoń. Ogólnie nie licząc klubu z Kielc, to musiał się pan w innych ekipach odbijać od drzwi ?

Było tak, że zdarzenia z 2019 roku zamykały mi drzwi do innych klubów. Nie chcę ujawniać konkretnych nazw, ale było ich kilka. Ich przedstawiciele rozmawiali z moim menedżerem. Gdy natomiast przyszło do rozmów o konkretach, to wracał temat nieprzyjemności z 2019 roku i wówczas automatycznie temat się rozmywał. Była też taka sytuacja na pół roku przed przeprowadzką do Korony, że byłem już spakowany na testy medyczne i wydolnościowe do jednej z ekip. Miało to trwać dwa dni. Finalnie jednak klub się wycofał, bo do rady nadzorczej trafiła informacja o moim wybryku. Ktoś to sprawdził i temat się zamknął.

To był taki czas, że czuł pan największe wkurzenie za grzechy z przeszłości?

Tak naprawdę to byłem tego świadomy. Niejednokrotnie rozmawiałem ze swoim agentem, który mówił mi, że wydarzenia z 2019 roku, w których niestety brałem udział, będą się ze mną nawet w momencie, gdy zakończę już karierę. Omawiałem to także właśnie z panią psycholog Ewą Stelmach. Dawała mi wprost do zrozumienia, że będą takie momenty, gdy będę świadomym człowiekiem i świadomym piłkarzem, ale jednak ta sytuacja będzie do mnie wracać. Czy to przez dziennikarzy, czy właśnie kluby piłkarskie.

“Byłem na dnie”

Jest pan jednak przykładem człowieka, który udowadnia, że można się zmienić…

Mam w sobie taki upór, że staram się udowadniać innym, że się mylą. Pamiętam momenty, gdy śląscy kibice mówili o tym, że nie będę grał w 3 czy 4 Lidze. Potrafię jednak udowadniać, że ludzie mogą się mylić. Zawziąłem się. Jasne ta sytuacja, gdy zaliczyłem wpadkę w Opolu, to był mój największy życiowy błąd. Jestem tego świadomy. Z drugiej strony podchodzę do tego w ten sposób, że to dla mnie bardzo cenna nauczka na przyszłość. Moja droga wówczas nie szła w dobrym kierunku. Można powiedzieć, że byłem na dnie. Później poznałem swoja obecną żonę, której wiele zawdzięczam. Wyciągnęła mnie z dołka. Byłem zafiksowany na punkcie piłki, ale nie aż tak jak to ma miejsce dzisiaj. Wiem, że dzisiaj daje z siebie więcej i robię to, co zbliża mnie do tego, co chce w życiu osiągnąć.

Znajomości z przeszłości miały wpływ na to, że w pewnym sensie zbłądził pan w na swojej drodze?

Po kłopotach, w które się wpakowałem, tak naprawdę przejrzałem na oczy i zobaczyłem, kto jest ze mną, a kto nie. W trudnym momencie dla mnie była ze mną tylko rodzina i pary przyjaciół, z którymi kontakt utrzymuje do dzisiaj. Pseudoznajomych odrzuciłem ze swojego życia. Skupiłem się na swoim rozwoju, rodzinie i na ludziach, którym mogę ufać i wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. Dużo zawdzięczam na pewno swojej żonie. Gdy byłem sam często miałem tak, aby iść po meczach do jakiegoś znajomego, napić się i pójść na imprezę. Gdy poznałem swoją przyszłą żonę, wszystko się zmieniło. Głowa się wyczyściła. Nie było już lekkodusznego podejścia do życia. Zmieniłem podejście.

KIED WYGRYWASZ, ALE TEŻ NIE | Tetrycy | Legia – AZ | Raków – Atalanta | Nowe afery PZPN

Stabilizacja jest kluczem do sukcesu?

Im szybciej zawodnicy poznają właściwe kobiety, tym lepiej ich kariery się rozwiną. Nie myśli się o niepotrzebnych rzeczach. Wkrótce zostanę ojcem, więc rodzina dzisiaj jest dla mnie najważniejsza.

Trening policji a szatniowa szyderka

A tak z przymrużeniem oka czy akcja z ucieczką przed policjantami jest jeszcze powodem do śmiechu w szatni?

Oczywiście, że tak. Jest sporo śmiechu czy szyderki. Chociaż muszę przyznać, że w Koronie wielu zawodników nie wiedziało o tym, że taka sytuacja miała miejsce. Dopiero gdy selekcjoner Michał Probierz powiedział o mnie w kontekście ewentualnej gry w reprezentacji Polski, to filmiki ze mną w roli głównej znów zaczęły pojawiać się w sieci. Nikt nie potrafił uwierzyć, jak ja to zrobiłem. Nie chcę mi się już jednak tego każdemu z osobna tłumaczyć. Poniosłem konsekwencje.

Przy tej akcji chciałbym się jednak na chwilę zatrzymać, ale poruszyć tę kwestię z innej strony. Pan miał wówczas 25 lat. Z kolei przed ostatnim mundialem do lat 17 grupa nastolatków też “zabalowała”. Co ma na to wpływ, że jednak dochodzi w polskich piłce do takich incydentów?

Mam takie przemyślenia często, że gdy w szatni drużyny ekstraklasowej pojawiają się zawodnicy, mając 16-18 lat, to czują się tak, jakby znaleźli się u pana Boga za piecem. Niejednokrotnie miałem wrażenie, że nie starają się tak jak wcześniej. Mogą myśleć, że najgorsze już za nimi i będzie tylko lepiej. To jednak nie jest prawdą. Swoje piętno odciskają też agenci piłkarscy, obiecujący zawodnikom transfery do największych klubów świata. To jednak dla młodych graczy nie jest dobre. Dzisiaj zresztą świat młodych zawodników wygląda tak, że są wyszukiwani przez różne dziewczyny na portalach społecznościowych i zapraszani na imprezy. Znam to też po sobie, bo gdy grałem regularnie w 1 Lidze, to miałem przy sobie wielu znajomych. Nie było jednak długo nikogo, kto by hamował to wszystko. Nie było kogoś, kto powiedziałby: “Miłosz, opamiętaj się”. W przypadku młodych graczy na pewno rodzice muszą odgrywać ważne role. I zdecydowanie nie jestem za tym, aby jakiegokolwiek młodego gracza za jego błędy skreślać. Każdy błądził, ale dzisiaj ważne jest, aby wyciągnąć wnioski z tego wszystkiego.

A czy już dla tak młodych zawodników zalecałby pan współpracę z psychologiem, czy trenerem mentalnym?

Lepiej zacząć współpracować z taką osobą szybciej, bo wówczas rośnie świadomość zawodnika. Trzeba jednak znaleźć odpowiednią osobę. Nie jest tak, że każdy może pomóc. Należy wyselekcjonować najlepszego w swoim fachu, bo tylko tacy ludzie mogą zmienić mentalność. Nie każdy potrafi dotrzeć do zagubionego człowieka. Trzeba pamiętać, że psycholog czy trener mentalny wyznacza tylko kierunek, a samemu trzeba podążyć właściwą drogą. To nie człowiek, który siedzi z zawodnikiem 24 godziny na dobę. Zwykle takie wizyty mają miejsce raz czy dwa w tygodniu. Małymi krokami wzmacnia mocne strony i pomaga w zlikwidowaniu tych słabszych. Ważne jest jednak to, aby mówić specjalistom wszystko, a nie traktować takich wizyt jak “odbębnienie obowiązku”, bo ktoś kazał z klubu spotkać się z psychologiem czy trenerem mentalnym. Trzeba się otworzyć. Powiedzieć o swoich problemach. Wspólnie nakreślić swoje cele i wartości życiowe, które będą prowadziły do sukcesów.

Marzeniem gra w reprezentacji Polski

Skoro jesteśmy przy reprezentacji, to co pan tak naprawdę czuł, gdy pana personalia zostały wymienione przez selekcjonera Michała Probierza w kontekście gry w drużynie narodowej?

Przede wszystkim było duże niedowierzanie. Sam tego nie śledziłem, ale otrzymałem wiadomości od znajomych, że taka sytuacja miała miejsce. To było przyjemne uczucie, bo jeszcze trzy czy cztery lata temu myślałem, że skończy się moja gra w piłkę.

Aż tak?

Był taki czas, gdy nie wiedziałem, co ze mną będzie. Nie wiedziałem, jakie spotkają mnie konsekwencje. Miałem w głowie różne czarne myśli. Ucieszyłem się zatem, gdy po spotkaniu z Piastem Gliwice dyrektor sportowy Paweł Golański przekazał mi, że selekcjoner się o mnie wypytywał. Chociaż wówczas traktowałem to tak, że chciał sobie po prostu porozmawiać o polskich zawodnikach z przedstawicielem klubu. Wiem jednak, że jeszcze dużo pracy przede mną. To, że selekcjoner gdzieś o mnie myśli w kontekście kadry, to na pewno kop motywacyjny. Twardo jednak stąpam po ziemi. Wiem, że jest wielu zawodników, mogących grać na środku obrony w kadrze. Ja natomiast muszę robić w każdym meczu wszystko, aby udowodnić, że zasługuję na szansę.

Korona Kielce to nie tylko walka

Legendarna jest już w Koronie Kielce “banda świrów”, wyróżniająca się walką na całego. Czy dzisiaj podobnie można mówić o zespole Kamila Kuzery?

Jesteśmy innym zespołem. Pamiętna “banda świrów” grała specyficzną piłkę. My na pewno jesteśmy waleczną drużyną. Niemniej potencjał drużyny jest też oparty na dużych umiejętnościach piłkarskich. Nasze miejsce w tabeli nie oddaje tego, na co nas tak naprawdę stać. Wiem, że może to śmiesznie zabrzmieć, mając 18 punktów. Nie czuliśmy się jednak w tej rundzie od żadnej drużyny gorsi. Nie licząc jednego czy dwóch meczów mogliśmy tak naprawdę w każdym z pozostałych pokusić się o zwycięstwo.

Kapitan Górnika zamyka temat frajera. “To był mój błąd” [WYWIAD]
Erik Janża

Piłka nożna była do czasu sposobem na życie Bycie piłkarzem jest najlepszym zajęciem na świecie, ale pod warunkiem, że się wygrywa. Prawda czy fałsz? Erik Janża (Górnik Zabrze): – To naprawdę coś fantastycznego. Trzeba być jednak mentalnie i fizycznie zawsze na 100 procent przygotowanym. W życiu prywatnym też trzeba dbać o zdrowe odżywianie i nawadnianie.

Czytaj dalej…

W ostatnim spotkaniu przeciwko Śląskowi Wrocław pan zademonstrował walkę o wszystko, a raz nawet uratował zespół przed stratą bramki ofiarnym wślizgiem…

Nie odchodzimy od tego. Trener Kamil Kuzera też przeprowadza z nami treningi, w którym ćwiczymy blokowanie strzałów czy powstrzymanie sytuacji strzeleckich przeciwnika. To jest też ważny aspekt piłkarskiego rzemiosła.

Koronę traktuje pan jako ostatni klub w karierze czy myśli o tym, aby trafić do teoretycznie mocniejszego zespołu na poziomie Pogoni Szczecin, Lecha Poznań, a może Rakowa Częstochowa?

Staram się podnosić swoją poprzeczkę coraz wyżej. Cieszę się, że otrzymałem swoją szansę w Koronie i zostałem obdarzony zaufaniem, a także zostałem kapitanem drużyny. Wiadomo, że każdy ma swoje marzenia. Ja nie ukrywam, że dobrze mi Kielcach. Zdaje sobie sprawę z tego, że wielu zawodników chciałoby grać w Legii Warszawa, Rakowie Częstochowa czy Pogoni Szczecin. Ja natomiast chciałbym jeszcze spróbować swoich sił za granicą, jeśli byłoby to możliwe. Wiem, że łatwo nie będzie. Na tym to jednak polega, aby zawieszać sobie poprzeczkę wyżej i dążyć do zrealizowania marzenia.

W najbliższą niedzielę starcie właśnie z aktualnym mistrzem Polski. Jakiego wyzwania się spodziewacie?

Raków ma 25 zawodników na solidnym poziomie. Ma w swojej kadrze wielu świetnych graczy. Może ostatnio ma lekką zadyszkę, ale jestem pewny, że do samego końca to będzie zespół, walczący o mistrzostwo Polski. Nam z kolei brakuje punktów, więc na pewno udamy się do Częstochowy z zamiarem wywalczenia pełnej puli.

Szykauka i Dalmau zaczną strzelać

Dzisiaj największą bolączką zespołu jest brak napastnika, który zapewniłby tyle trafień co w przeszłości Grzegorz Piechna?

Dochodzimy do sytuacji strzeleckich, ale faktem jest, że nie zdobywamy tylu bramek, ile byśmy chcieli. Są Jauhienij Szykauka i Adrian Dalmau. Każdy ma jednak różne momenty w swojej karierze. Według mnie brakuje im kilku bramek z rzędu i ich pewność siebie wzrośnie, a co za tym idzie, zaczną regularnie strzelać. Sziki w moim odczuciu wiosną był jednym z najlepszych napastników w Ekstraklasie. Na pewno nie zapomniał jak gra w się piłkę. Brakuje mu trochę pewności siebie. Jak ona wróci, to będzie lepiej. W obu cały czas wierzę.

W pana piłkarskim CV są takie kluby jak Ruch Chorzów i Odra Opole. Dzisiaj realny scenariusz zakłada, że może w kolejnej kampanii dojść do zamiany tych ekip w elicie. Śledzi pan wyniki tych zespołów?

Śledzę poczynania obu ekip. Ruch to był tak naprawdę mój pierwszy piłkarski świat. Spędziłem w tym klubie 7-8 lat. Niestety nie udało mi się w tym klubie wypłynąć na szerokie wody. Wiem jednak, że w Ruchu dzieje się coraz lepiej pod rządami prezesa Seweryna Siemianowskiego i wiceprezesa Marcina Stokłosy. Wyniki sportowe może nie są takie, jakich oczekiwaliby kibice. Nie można jednak zapominać o tym, że to klub, który awansował z 3 Ligi do Ekstraklasy w trzy lata. Odra śledzę natomiast nie tylko dlatego, że grałem w tym zespole. Również dlatego, że w trudnym momencie ludzie w klubie wyciągnęli do mnie pomocna dłoń. Cały czas jestem na łączach z prezesem Tomaszem Lisińskim i dyrektorem Ireneuszem Gitlarem. Dużo im zawdzięczam, bo gdyby nie oni, to nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Wstawili się za mną u prezydenta Opola, który chciał mnie wyrzucić z klubu w trybie natychmiastowym. Ostatecznie to nie miało miejsce. Ruch Chorzów i Odra Opole to na pewno kluby, którym będę kibicował do końca życia.

Miłosz Trojak a kadra

Miłosz Trojak zasłużył na powołanie do reprezentacji Polski?
Tak 79%
Nie 8%
Nie mam zdania 13%
38+ Głosy
Oddaj swój głos:
  • Tak
  • Nie
  • Nie mam zdania

Komentarze