Kapitan Górnika zamyka temat frajera. “To był mój błąd” [WYWIAD]

- Wiele razy słyszałem to słowo w szatni, ale interpretowałem to jednak inaczej niż wszyscy. Nigdy nie sprawdzałem tłumaczenia. Byłem święcie przekonany, że znaczy to dokładnie to samo, co po słoweńsku. Okazało się, że nie. Frajer po słoweńsku to jest gość lub ktoś, kto gra szefa. Tak się to u nas przyjęło. Polska inne ma podejście do tego słowa i to był mój błąd, że nie zapytałem nikogo w szatni nigdy o to, co to tak naprawdę znaczy - mówił kapitan Górnika Zabrze – Erik Janża.

Erik Janża
Obserwuj nas w
fot. Imago / Paweł Andrachiewicz / PressFocus / NEWSPIX.PL Na zdjęciu: Erik Janża
  • Górnik Zabrze w tym sezonie zmaga się z różnymi kłopotami organizacyjnymi, ale drużyna Jana Urbana radzi sobie nieźle, zajmując aktualnie dziewiąte miejsce w ligowej tabeli
  • Erik Janża w rozmowie z Goal.pl opowiedział o wyrzeczeniach w życiu piłkarza, a także o tym, co czuł po wywalczeniu awansu z reprezentacją Słowenii na Euro 2024. Zawodnik nie ukrywa, że już cieszy się na rywalizacje z najlepszymi w Europie
  • Pomocnik 14-krotnego mistrza Polski wyjaśnił też sprawę dotyczącą spotkania ligowego z Pogonią Szczecin i użytego przez niego słowa “frajera”, zarzekając się, że nie miał złych intencji, będąc przy tym bardzo wiarygodnym. Ponadto ujawnił, że zaległości finansowe klubu zostały uregulowane
  • 30-letni piłkarz trafił do Górnika w lipcu 2019 roku z NK Osijek. Jak na razie rozegrał ponad 130 spotkań w PKO Ekstraklasie. W przeszłości dwukrotnie był mistrzem Słowenii z NK Maribor

Piłka nożna była do czasu sposobem na życie

Bycie piłkarzem jest najlepszym zajęciem na świecie, ale pod warunkiem, że się wygrywa. Prawda czy fałsz?

Erik Janża (Górnik Zabrze): – To naprawdę coś fantastycznego. Trzeba być jednak mentalnie i fizycznie zawsze na 100 procent przygotowanym. W życiu prywatnym też trzeba dbać o zdrowe odżywianie i nawadnianie. Zawsze wychodzę z założenia, że w sporcie nie tylko talent jest ważny, ale też determinacja w dążeniu do celu. Jeśli tego nie ma, to nie ma możliwości, aby sprawdzić się w roli sportowca.

Piłka nożna to pana sposób na życie?

Gdy byłem jeszcze singlem, to był to mój sposób na życie. Gdy założyłem rodzinę, to wszystko się zmieniło. Ona stała się najważniejsza dla mnie. Nie mogę powiedzieć jednak, że piłka nożna jest tylko dodatkiem. Chociaż są ważniejsze w życiu rzeczy. Niemniej doceniam to, że jestem piłkarzem, bo dzięki temu mam godne życie.

Oddzielanie życia zawodowego piłkarza od tego prywatnego zakładam, że może być trudnym wyzwaniem. Jest tak, że jeśli za mocno poświęca się piłce nożnej, to zaniedbuje się obowiązki domowe czy rodzinne?

Niestety tak się dzieje. Grając na przykład co trzy dni, więcej czasu potrzeba na regenerację. W moim przypadku nie mogę poświęcać swoim dzieciom tyle czasu, ile bym chciał. Wiele razy była też u mnie w domu taka sytuacja, że przyjechała do mnie rodzina ze Słowenii. Tymczasem my z drużyną mieliśmy wyjazd i trzeba było wcześniej wyjechać, aby zakwaterować się w hotelu. Finalnie nikogo z bliskich tak naprawdę nie wiedziałem, bo po prostu nie było mnie w danym momencie w domu. Żona musiała przyjąć gości sama.

Łatwo nie jest…

Może łatwiej jest polskim piłkarzom. Jeśli chodzi o mnie, to jednak obcokrajowcy mają trudniej. Ja to jeszcze mały kłopot. Gorzej ma natomiast moja żona i dzieci, spędzająca często czas samemu w domu beze mnie.

Erik Janża z awansem na Euro 2024

Wynagrodzeniem różnych wyrzeczeń był na pewno ostatnio awans z drużyną narodową na Euro 2024. Co czuł pan po zrealizowaniu celu?

Traktuję to jako nagrodę za cały czas spędzony za granicą. Jestem już ósmy rok poza Słowenią. W tym czasie przeżyłem sporo negatywnych i pozytywnych rzeczy. Dawałem jednak z siebie zawsze wszystko na boisku. Teraz nie tylko ja, ale też moja rodzina i wszyscy bliscy, na których mogę liczyć, otrzymaliśmy nagrodę.

Gole w październiku (z Finlandią) w drużynie narodowej i w listopadzie (z Danią – z rzutu wolnego) sprawiły, że może się pan czuć już pewnym kadrowiczem słoweńskiej kadry na mistrzostwa Europy w Niemczech?

Trudno powiedzieć. Piłka nożna szybko weryfikuje i często jest tak, że to, co było wczoraj, szybko idzie w zapomnienie. Jutro jest nowe spotkanie i cały czas trzeba potwierdzać swoją wartość. Oczywiście gole cieszą, awans również. W każdym razie muszę cały czas pracować na to, aby znaleźć się w kadrze reprezentacji Słowenii na Euro 2024. Jeśli nie będę w dobrej dyspozycji, to mogę stracić miejsce w składzie.

Dania, Serbia i Anglia, to grupowi rywale reprezentacji Słowenii. Jak ocenia pan losowanie: udane czy mogło być lepiej?

Z punktu widzenia rywalizacji o awans, mogliśmy trafić lepiej. Z drugiej strony fajne jest to, że będziemy mogli zmierzyć się z mocnymi ekipami. Trafiliśmy do mocnej grupy, ale stać nas na awans do fazy pucharowej. Szanse w spotkaniach przeciwko Danii i Serbii oceniam 50 na 50. Jeśli chodzi o Anglie, to mecz z tą ekipą będzie dużym wyzwaniem. To na pewno jeden z faworytów do końcowego triumfu na imprezie. Na pewno jednak nie złożymy broni. Będziemy walczyć i zobaczymy, co nam to da.

Śledzi pan już grę Jude’a Bellinghama, zastanawiając się, jak go zatrzymać w przyszłym roku?

Nie oglądam go w ogóle, bo jestem kibicem FC Barcelony (śmiech). A tak serio to super, że będziemy mogli zagrać przeciwko najlepszym zawodnikom świata. W piłce nożnej niczego nie można być jednak i każdy zespół ma szanse na dobry wynik.

Niejasna przyszłość kapitana Górnika Zabrze

Gole w kadrze, awans na ważny turniej. Czy to sprawia, że wzrosło zainteresowanie panem na rynku transferowym?

Zainteresowanie jest i pewne głosy docierają do mnie. Gole w drużynie narodowej procentują. Niemniej staram się o tym za dużo nie myśleć, bo to może wpływać źle na moją koncentrację. Na razie jestem w Górniku i na tym się skupiam. Nie chce mówić dzisiaj, czy zostanę w klubie, czy odejdę. Nie wiem tego. Życie pokaże. Czekają mnie na pewno rozmowy w sprawie nowego kontraktu i zobaczymy, co będzie dalej.

Kapitan niepewny przyszłości, Górnik Zabrze przed ważną decyzją
Erik Janża

Erik Janża z umową do końca czerwca 2024 roku Górnik Zabrze jak na razie legitymuje się bilansem 19 punktów. To efekt pięciu zwycięstw i czterech remisów. Tym samym jeszcze 16 punktów i 14-krotny mistrz Polski najpewniej utrzyma ligowy byt i będzie mógł skupić się na ambitniejszych celach. Tymczasem serwis Transfery.info zajął się tematem przyszłości Erika

Czytaj dalej…

Ostatnie zawirowania w klubie chcąc nie chcąc uderzają też bezpośrednio w pana, bo tak naprawdę z kim pan dzisiaj może prowadzić rozmowy w sprawie nowego kontraktu?

Pod tym względem nie czuję żadnego niepokoju, bo to nie moja robota. Moją umową zajmuje się mój menedżer. On będzie rozmawiał z ludźmi z klubu. Jeśli zostanie coś ustalone, to szybko się o tym dowiem, bo mamy dobre kontakty z agentem. Podchodzę natomiast do tematu przedłużenia umowy ze spokojem. Tak naprawdę nie wpływa na mnie stresująco sytuacja, że w klubie nie ma prezesa czy dyrektora sportowa. Jest, jak jest. Pewne decyzje zostały podjęte. Ja natomiast skupiam się na ty, co robić na boisku.

A czy trener Jan Urban rozmawia z panem w sprawie nowego kontraktu, zachęcając do przedłużenia go?

Nic z tych rzeczy. Czasem zapyta, chcąc rozeznać się w sprawie. Nie wpływa jednak na decyzje zawodników. Trener Urban jest doświadczony w zawodzie i doskonale wie, jak to wszystko działa w sporcie.

Blisko pięć lat w Polsce

A jak ogólnie czuje się pan w Zabrzu?

Jest ok. Chciałbym zostać w Górniku. Moja rodzina jest szczęśliwa tutaj. Jesteśmy w Polsce już blisko pięć lat i mogę powiedzieć, że to mój drugi dom. Mamy wielu znajomych, wolny czas też wiemy, gdzie można miło spędzić. Po zakończeniu kariery jednak będę chciał wrócić na Słowenię. To jest mój kraj i moje miejsce na ziemi. Nie ma opcji, abym żył po zakończeniu kariery za granicą.

Jakie różnice wskazałby pan między Polską a Słowenią?

Nie ma ich wiele. Podoba mi się jednak w Słowenii to, że jest mała i wszędzie jest blisko (śmiech). Latem można w dwie godziny z mojego rodzinnego miasta udać nad morze, a zimą wybrać się na wycieczkę w góry w 1,5 godziny. To coś pięknego.

Jak Erik Janża radzi sobie z emocjami przed spotkaniem i po meczu?

Wszystko zależy od spotkania. Niekoniecznie musi to być uzależnione od zwycięstwa czy porażki, a raczej sytuacji boiskowych. Faktem jest, że emocjonalnie podchodzę do rywalizacji na boisku. Nie jestem jednak złym człowiekiem. Oczywiście czasem miewam wybuchowe reakcje. Tak jak to miało miejsce w przypadku meczu z Pogonią Szczecin. Było mi jednak po tym całym zamieszaniu bardzo przykro, że tak się to wszystko potoczyło. Natychmiast przeprosiłem sędziów. Nie miałem zamiaru w żadnym stopniu ubliżyć nikomu. Moją winą było to, że użyłem słowa, które miało jednak inne znaczenie w Polsce. Życie jednak toczy się dalej. Zostałem ukarany za swój błąd i zaakceptowałem to.

Frajer, czyli gość lub szef

Naprawdę nie był pan świadomy znaczenia słowa frajer w naszym języku?

Wiele razy słyszałem to słowo w szatni, ale interpretowałem to jednak inaczej niż wszyscy. Nigdy nie sprawdzałem tłumaczenia. Byłem święcie przekonany, że znaczy to dokładnie to samo, co po słoweńsku. Okazało się, że nie. Frajer po słoweńsku to jest gość lub ktoś, kto gra szefa. Tak się to u nas przyjęło. Polska inne ma podejście do tego słowa i to był mój błąd, że nie zapytałem nikogo w szatni nigdy o to, co to tak naprawdę znaczy.

Przypuszczam, że żartów w szatni z tego zdarzenia było sporo. Może pan ujawnić kulisy?

Było tego sporo w szatni, to prawda. Praktycznie każde zdanie w moim kierunku było z użyciem słowa frajer. To jednak normalne rzeczy w piłkarskiej szatni. Ktoś może mi nie wierzyć, ale mówię, jak było. Nie kłamię. Gdybym kłamał, musiałbym okłamywać też samego siebie. Nie jestem jednak takim człowiekiem. To jak inni patrzą na tę sprawę, tak naprawdę nie interesuje mnie. Wiem, że sam zawiniłem tylko własną niewiedzą, a nie tym, że chciałem kogoś obrazić. To już jednak zamknięty temat.

Sportowa rodzina

W piłkę nożną grał pana ojciec, wujek i brat. Była presja w domu rodzinnym, aby został pan piłkarzem?

Nic z tych rzeczy. To było zaszczepiane we mnie krok po kroku. Pamiętam, że jako mały dzieciak jeździłem z tatą lub bratem na mecze. Nie było wówczas tak rozwiniętej elektroniki, jak dzisiaj. Dużo czasu spędzało się też na boisku, grając w piłkę. Gdy miałem 12 lat, to zauważył mnie jeden z trenerów piłkarskich i tak się zaczęła moja przygoda z piłką nożną.

Tylko u nas

Trener Marcin Brosz w 2019 roku mówił, że bardzo dobrze czuje się pan w zadaniach defensywnych, ale musi popracować nad grą ofensywną. Czuje pan, że dzisiaj jest z tym lepiej?

Może trener Marcin Brosz tak widział. Wychodziłem jednak zawsze z założenia, że jestem lepszy w grze do przodu. W grze defensywnej poprawiłem się na pewno przez występy w reprezentacji Słowenii. W drużynach narodowych mogłem mierzyć się z lepszymi zawodnikami i to rozwijało mnie. Kadra dała mi jakość. Niemniej lubię zagrywać długie albo prostopadłe piłki do kolegów z drużyny.

Liga polska a chorwacka

Czy gra w Ekstraklasie w jakiś sposób pana rozczarowała?

Występy w kadrze i w klubie to według mnie dwie różne dyscypliny sportu. Inne są emocje i inna jest gra. Nie można tego jednak porównywać. Ekstraklasa to liga, w której każdy może wygrać z każdym. Jest w niej dużo chaosu i trudno cokolwiek przewidzieć.

Czym różni się liga polska od czeskiej czy chorwackiej, w których też pan grał?

Różnice są duże. Najciężej grało się w lidze czeskiej. Agresja w niej jest na bardzo wysokim poziomie. Fajnie grało się w Chorwacji, gdzie zetknąłem się z wieloma talentami. Kłopotem w Chorwacji jest jednak infrastruktura stadionowa i kłopot z bazą treningową. Zupełnie inna jest liga cypryjska, w której gra wielu obcokrajowców. Dużo jest zawodników z Brazylii czy Afryki. Jak miałbym wskazać miejsce ligi polskiej, uwzględniając wymienione, to usadowiłbym ją na drugiej pozycji za ligą chorwacką.

Górnik Zabrze stać dzisiaj na to, aby konkurować o szóste/siódme miejsce na koniec sezonu w PKO Ekstraklasie?

Myślę, że to realny cel, o który możemy rywalizować. Z drugiej strony nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Ostatnio w dolnych regionach tabeli robi się ciasno. Trzeba robić swoje i wygrywać, a gdzie nas to zaprowadzi, to czas pokaże.

Europejskie puchary? Trzeba mierzyć siły na zamiary

Sześć zwycięstw, pięć remisów i siedem porażek z bilansem 23 punktów to realna ocena potencjału drużyny, a może ten bilans jest za mały lub nawet za duży?

To bilans, który obrazuje naszą postawę w tej kampanii. W pierwszych kolejkach prezentowaliśmy się fatalnie. Nie było łatwo na początku, co pokazuje między innymi mała liczba oddanych strzałów. Z czasem jednak się pozbieraliśmy. Twardo jednak stąpamy po ziemi i wiemy, że na dzisiaj nie jesteśmy jeszcze drużyną, mogąca rywalizować o miejsce w europejskich pucharach. Oczywiście chciałoby się w nich zagrać, ale trzeba mierzyć siły na zamiary.

TERAZ TO JUŻ MI SIĘ NIE CHCE REMISOWAĆ | 18. kolejka | Uniwersum Ekstraklasy | Mieciu&Smyk&Leszek

A jak tak naprawdę wygląda współpraca kapitana drużyny z Lukasem Podolskim?

Bardzo pomocny jest w naszej szatni. To zawodnik, od którego wszyscy w drużynie chcą czerpać jak najwięcej. Ma niezwykłe doświadczenie i dużo osiągnął. Nie tylko pod względem sportowym, ale także biznesowym. Podolski jest na pewno wzorem do naśladowania. Zawsze jesteśmy przed treningami pierwsi w klubie po zawiezieniu dzieci do szkoły. Dużo rozmawiamy i żartujemy. Zresztą ogólnie relacje w szatni Górnika mamy bardzo dobre. Nigdy nie było kłopotów z komunikacją i to cieszy.

Bartosch Gaul jeszcze się przypomni wszystkim

W poprzednim sezonie mieliście problemy i dopiero po tym, jak Jan Urban zastąpił Bartoscha Gaula, działo się lepiej. Jak wspomina pan tamten czas?

Od momentu, gdy do klubu wrócił trener Jan Urban, to w naszej szatni pojawił się większy spokój. Cały czas przekonywał nas, aby nie patrzeć w tabelę, a koncentrować się na najbliższym spotkaniu. Jasne w pierwszych dwóch meczów było trudno, ale w trzecim spotkaniu wygraliśmy. Zmieniła się nasza organizacja gry i to w moim odczuciu był klucz do sukcesu. Ważnym aspektem było też nastawienie mentalne, bo zawodnicy zostali uspokojeni.

Za trenera Bartoscha Gaula rozumiem, że było bardzo nerwowo…

Zdecydowanie tak, bo nie było wyników. Jako trener początkujący nie było mu łatwo. Zawsze jednak mówię i zdania nie zmieniam, że Bartosz Gaul to bardzo dobry szkoleniowiec i kwestią czasu jest, to kiedy trafi do jednego z czołowych klubów. Ma bardzo duży potencjał. Potrafi przygotować konkretny plan na grę, a także potrafi zadbać o przygotowanie fizyczne zawodników. W moim odczuciu trenera można oceniać na plus.

Zaległości spłacone

Kibiców interesują też kwestie finansowe. Dużo mówiło się o zaległościach w Górniku. Coś się na tej płaszczyźnie zmieniło?

Wszystko zostało już uregulowane. Faktem jest, że był trudny moment w klubie. Będąc jednak w Górniku od kilku lat, wiedziałem, że prędzej czy później pieniądze się znajdą. Jako kapitan rozmawiałem z młodszymi piłkarzami, a także nowymi zawodnikami w drużynie, aby ich uspokoić. Wiadomo, że nie każdy stykał się z tego typu sytuacjami. Na szczęście zostało już wszystko załatwione i pozostaje mieć nadzieje, że w nowym roku już więcej takich problemów nie będzie.

Jakie natomiast założenia na piątkowe spotkanie z Wartą Poznań?

Najważniejsze jest, aby wygrać. Nieważne jak. Liczy się tylko zwycięstwo. Chcemy dać radość naszym kibicom z okazji 75. urodzin klubu, aby mogli w dobrych nastrojach przygotowywać się do świąt Bożego Narodzenia.

Górnik Zabrze a cel w PKO Ekstraklasie

Górnik Zabrze stać na zakończenie sezonu ligowego na szóstym miejscu w tabeli PKO Ekstraklasy?
Tak 89%
Nie 10%
Nie mam zdania 2%
62+ Głosy
Oddaj swój głos:
  • Tak
  • Nie
  • Nie mam zdania

Komentarze