Cudowne dziecko Crvenej Zvezdy
Kilka polskich klubów szuka obecnie bramkarza, a praktycznie każdy rozgląda się za młodymi piłkarzami, których można niedrogo pozyskać, oszlifować, a potem sprzedać. Jednym z najlepszych przykładów jest tu Chorwat Ante Crnac, którego Raków ściągnął za milion euro, a sprzedał do Norwich za około 11 mln.
Oczywistym jest fakt, że takich piłkarzy na Bałkanach jest dużo, dużo więcej. – Według mnie polskie kluby powinny się zainteresować bramkarzem, który właśnie odszedł z Crvenej Zvezdy. To Jovan Miladinović. Jestem przekonany, że za kilka lat będzie wart miliony – mówi nam Mirko Poledica, były piłkarz między innymi Lecha i Legii Warszawa, a obecnie prawnik reprezentujący wielu piłkarzy.
Debiutował mając niecale 16 lat
Z Miladinoviciem wiąże się ciekawa historia. Już kilka lat temu został okrzyknięty cudownym dzieckiem serbskiej bramki. W wieku niespełna 16 lat debiutował w nieoficjalnym meczu Crvenej Zvezdy, a mając lat 15 był już powoływany do serbskiej kadry do lat 19.
Zresztą, jeśli chodzi o reprezentacje juniorskie, to MIladinović grał w kadrach od lat 15 do 19. No dobrze, ale skoro to taki talent, to jak możliwe, że właśnie został wolnym zawodnikiem? Otóż w pewnym momencie zaczęły się tarcia wokół jego kontraktu i tego kto go powinien reprezentować. Piłkarz i jego rodzice nie chcieli ustąpić w tej kwestii, a efektem było „zamrożenie” bramkarza w młodszych zespołach Crvenej Zvezdy.
Sprawa była głośna w Serbii, bardzo długo toczył się spór wokół umowy Miladinovicia, aż w końcu 1 lipca zawodnik został wolnym agentem. Z nieoficjalnych informacji wynika, że ineteresuje się nim Partizan Belgrad, ale wiadomo jak traktowane są przejścia między Crveną Zvezdą a Partizanem.
Chce wyjechać z Serbii
W grze są też inne serbskie kluby, ale zawodnik chce wyjechać z Serbii i choć pytają o niego też bardzo duże marki, to zarówno on, jak i jego agent wolą wariant pośredni. Czyli, ligę, w której po krótkim oszlifowaniu mógłby zacząć grać i pracować na wielki transfer.
– Jestem prawnikiem, nie agentem, to nie jest mój zawodnik. Ale tyle dobrego o nim słyszałem, że szkoda, żeby polskie kluby nie skorzystały z okazji. Tym bardziej, że z tego co wiem piłkarz i menedżer byliby skłonni rozważyć polską opcję – mówi nam wspomniany Poledica.
W tym momencie za piłkarza nie trzeba płacić sumy odstępnego, a tylko tak zwane training compensation, czyli ekwiwalent za wyszkolenie. Ale to niewielka kwota.