Motta mówi „nie”, a Juventus nadal mu płaci
Thiago Motta mimo kilku propozycji nie zamierza wracać na ławkę trenerską przed końcem sezonu. Po zwolnieniu go w marcu Juventus wciąż pokrywa jego pensję, co jest obciążeniem dla finansów klubu. Kontrakt ważny do czerwca 2027 roku kosztuje Bianconerich około pięciu i pół miliona euro brutto rocznie, a z całym sztabem daje to blisko trzynaście i pół miliona. Według „Tuttosport” Motta odrzucił kolejną ofertę, tym razem od Spartaka Moskwa, który szuka następcy po odejściu Dejana Stankovicia.
Mimo że szkoleniowiec trzyma się planu rocznej przerwy, jego nazwisko regularnie wraca w spekulacjach dotyczących europejskich klubów. Mówiono o jego możliwej przyszłości w Atalancie, która przygotowuje się na okres po Ivanie Juriciu. Wcześniej łączono go również z Bayerem Leverkusen, Monaco oraz Realem Sociedad. Zainteresowanie nie słabnie, choć sam trener nie wykazuje chęci do natychmiastowego powrotu.
W ostatnich dniach Motta otrzymał także publiczne wsparcie od Leonardo, byłego dyrektora PSG. Brazylijczyk przyznał w rozmowie z RMC Sport, że pomysł, by to właśnie Motta poprowadził paryski klub, byłby jego zdaniem „genialny”. Wskazał przy tym na znajomość otoczenia, wizję gry oraz więź z Paryżem, która w jego opinii czyniłaby z Motty idealnego kandydata na przyszłość.
Dla Juventusu sytuacja jest jednak jasna. Dopóki Motta nie znajdzie nowej pracy, klub musi wypłacać mu pensję, która znacząco wpływa na budżet operacyjny. W Turynie liczono, że szkoleniowiec szybciej podejmie nowe wyzwanie i odciąży klubowe finanse, ale kolejne odmowy oddalają ten scenariusz. Na razie Bianconeri mogą jedynie czekać, aż pojawi się oferta, która przekona Mottę do powrotu na ławkę.
Zobacz również: Gwiazdor Man City poprosił o transfer do Barcelony. Pedri to popiera









