Francuski oszust, “cud” na San Siro i kara za Finlandię, czyli baraże w XXI wieku

Włochy - Szwecja (baraże do Mistrzostw Świata 2018)
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Włochy - Szwecja (baraże do Mistrzostw Świata 2018)

System, zgodnie z jakim rozgrywane są baraże do Mistrzostw Świata w Katarze to zupełna nowość. Do tej pory rywalizacja przebiegała na zasadzie mecz-rewanż. Tę zmianę musimy ocenić pozytywnie – emocji nie brakowało w żadnej sekundzie półfinałowych starć. To oczywiście nie oznacza, że w poprzednich latach narzekaliśmy na nudę. Niemcy zmuszeni do walki w tej fazie rozgrywek, sześć goli w jednym spotkaniu, ręka na wagę awansu, sensacyjne rozstrzygnięcie w Kijowie i początek włoskich porażek – ta wyglądały najciekawsze momenty baraży w XXI wieku.

  • Zmiana na plus – odejście od zasady liczenia bramek na wyjeździe i rezygnacja z barażowych dwumeczów należy ocenić pozytywnie
  • Dzisiaj baraże to wprawdzie ciągle dwa spotkania, jednak o awansie do finału i kwalifikacji na na Mistrzostwa Świata decyduje tylko jedno starcie między bezpośrednimi rywalami
  • Niemcy w barażach? Dzisiaj to nie do pomyślenia. Inaczej sytuacja wyglądała na początku wieku
  • Co sprawiło, że Thierry’ego Henry’ego znienawidziła przynajmniej cała Irlandia?
  • “Cud” w Mediolanie – Włosie nie mieli prawa nie wygrać

MŚ 2002: Ukraina – Niemcy 1:1/1:4

Niemcy i baraże to połączenie właściwie niespotykane. Właściwie, ponieważ odkąd nasi zachodni sąsiedzi znowu mają wyłącznie jedną reprezentację, taka sytuacja miała miejsce tylko raz. Co sprawiło, że Die Mannschaft musiała rywalizować w tej fazie? Krótko mówiąc: finisz na 2. miejscu w grupie eliminacyjnej. Jednak nie wystarczy przywołać wyłącznie układu tabeli, ponieważ ten mógłby okazać się nieco mylący. W końcu podopieczni Rudiego Völlera mieli tyle samo punktów, ile Anglia, która uplasowała się na 1. lokacie. Taki sam dorobek maskował pewne różnice, które zadecydowały o tym, kto pojedzie na Mistrzostwa Świata bez konieczności udziału w barażach. Synowie Albionu legitymowali się lepszym bilansem bramek i bezpośrednich starć.

Dwumecz z Ukrainą bez wątpienia można uznać za zasłużoną karę. Trudno bowiem oczekiwać, że prześcignie się Anglików, jeżeli pozwala im się na zwycięstwo 5:1 w Monachium. Także nie sposób liczyć na czerwony dywan, gdy dwukrotnie nie potrafi się pokonać się z Finlandii. To właśnie podział punktów w domowym pojedynku z Finami, którym Niemcy zamykali zmagania grupowe, przy jednoczesnym remisie Wyspiarzy z Grecją, przesądził o ostatecznym kształcie tabeli. Brak goli w Gelsenkirchen należało określić mianem sensacji.

W pierwszym starciu barażowym padł dosyć niespodziewany wynik – pojedynek w Kijowie zakończył się remisem 1:1. Niespodziewany, ponieważ… spodziewano się porażki Die Mannschaft. “Naprawdę się bałem. Oczami duszy widziałem, że Ukraińcy roznoszą nas 3:0 i rewanż nie ma już sensu. Nasi piłkarze wcale nie zagrali tak źle, jak o nich ostatnio pisano” – powiedział po meczu wicemistrz świata z 1986 roku Hans Peter Briegel. Cztery dni później już nikt nie miał złudzeń, która drużyna faktycznie zasługuje na awans na turniej rozgrywany w Korei i Japonii. W Dortmundzie Niemcy rozbili swoich przeciwników i wygrali aż 4:1. Na trafienia Ballacka (4′, 51′), Neuville’a (11′) i Rehmera (15′) dopiero w 90. minucie odpowiedział Szewczenko.

MŚ 2006: Szwajcaria – Turcja 2:0/2:4

Jeżeli ktokolwiek miło wspomina zasadę dotyczącą liczenia bramek zdobytych na wyjeździe, do tej grupy pewnością należą Szwajcarzy. W barażach o awans do mundialu rozgrywanego w Niemczech Helweci spotkali się z Turcją. Na stadionie w Bernie gospodarze odnieśli zwycięstwo 2:0, a na listę strzelców wpisali się Senderos i Behrami. Podopieczni Jakoba Kuhna przystępowali do rewanżu z satysfakcjonującą zaliczką, jednak do awansu ciągle było bardzo daleko. Szwajcarzy spodziewali się, że w Stambule czeka ich prawdziwe piekło.

Spotkanie na stadionie im. Şükrü Saracoğlu rozpoczęło się po myśli gości. Już w 2. minucie Aleksander Frei wykorzystał rzut karny podyktowany po zagraniu piłki ręką przez Alpaya Özalana. Jeszcze przed przerwą Gwiazdy Półksiężyca za sprawą dubletu Tuncaya Sanliego zdołały odrobić część strat. Wynik 2:1 oznaczał, że w drugiej połowie może wydarzyć się właściwie wszystko.

W 52. minucie Necati Ates strzelił gola na 3:1 i doprowadził do “wyrównania” stanu dwumeczu. Ten rezultat premiował awansem Helwetów, którzy zdobyli bramkę na wyjeździe, dlatego drużyna prowadzona przez Fatiha Terima potrzebowała jeszcze jednego trafienia. Tymczasem sześć minut przed końcem regulaminowego czasu gry Marco Streller zaskoczył Volkana Demirela i właściwie pozbawił rywali marzeń o występie na MŚ. Na nic zdała się szybka odpowiedź Sanliego, który tamtego wieczoru ustrzelił hat-tricka. To przyjezdni cieszyli się z awansu.

Jednak zanim opuścili stadion Fenerbahçe, doszło do ogromnego skandalu. Szwajcarzy musieli się mierzyć nie tylko z “ostrzałem” z trybun, ale także niezbyt gościnnym zachowaniem ochroniarzy. Między samymi zawodnikami wywiązała się przepychanka, by nie powiedzieć bijatyka, po której kopnięty w podbrzusze Stephane Grichting został odwieziony do szpitala. Sepp Blatter nie miał wątpliwości, że wydarzenia po ostatnim gwizdku nie miały wiele wspólnego z futbolem: “To, co stało się w Stambule, kategorycznie zaprzeczało ideom fair play. Turcja w rewanżu miała okazję pokazać się jako dobry gospodarz meczu i udowodnić, że na przemoc w piłce nożnej nie ma miejsca”.

MŚ 2010: Irlandia – Francja 0:1/1:1 (po dogrywce)

Thierry Henry, bohater czy oszust? Francuzi bez wątpienia skłaniają się ku pierwszej opcji. Natomiast Irlandczycy… Cóż, zapewne opisują legendę Arsenalu w zdecydowanie mocniejszych słowach. Jednak niezależnie od tego, kto i co myśli o napastniku Trójkolorowych, fakty są takie – dzięki zagraniu Henry’ego Les Bleus awansowali na mundial.

Zanim Titi został znienawidzony w Irlandii (i najprawdopodobniej także w innych częściach świata), Francuzi za sprawą Nicolasa Anelki wywieźli z Croke Park cenne zwycięstwo. Na Stade de France wystarczyło zremisować. I gospodarze faktycznie zdołali wywalczyć taki wynik, jednak dopiero po 120 minutach rywalizacji. Trafienie Robbiego Keane’a doprowadziło do dogrywki.

103. minuta, rzut wolny dla Trójkolorowych. Po dośrodkowaniu w pole karne Thierry Henry w ewidentny sposób zagrywa piłkę ręką, a później podaje ją przed bramkę do Gallasa, który wprowadza Les Bleus na turniej rozgrywany w RPA. Kto zawinił w tamtej sytuacji? Trudno nie odnieść wrażenia, że Henry zrzuca odpowiedzialność na prowadzącego tamtą potyczkę Martina Hanssona:

Tak, zagrałem ręką, ale ja nie jestem sędzią. Piłka uciekała za linię, zatrzymałem ją ręką, arbiter nie zagwizdał… Kontynuowałem grę, ale ręka oczywiście była. Z Williamem znamy się długo, odnaleźliśmy się w tej akcji, to była wielka chwila. Przejdzie do historii. Najważniejsze, że awansowaliśmy.

“Ręka była ewidentna. To nienormalne, że uznaje się takie gole. FIFA absolutnie nie chce widzieć w finałach mistrzostw świata Irlandii” – dodał jej kapitan, Robbie Keane. Podobno zwycięzców się nie sądzi. Podobno, ponieważ trudno zapomnieć, w jakim stylu Francja osiągnęła swój cel.

MŚ 2014: Ukraina – Francja 2:0/0:3

Francja najwyraźniej polubiła baraże, ponieważ o awans na kolejne mistrzostwa musiała walczyć w taki sam sposób. Tym razem Trójkolorowi trafili na Ukrainę, która w grupie rywalizowała między innymi z reprezentacją Polski. Pierwszy mecz zaplanowano w Kijowie.

Każdy, kto spodziewał się, że Les Bleus zapewnią sobie udział w MŚ już na boisku rywali, przeżył niemałe rozczarowanie. Gospodarze nie pozwolili przeciwnikom na zbyt wiele i do rewanżu przystępowali z dwubramkową zaliczką. Roman Zozula i Andrij Jarmołenko poprowadzili Ukraińców do nieco zaskakującego zwycięstwa. Wynik spotkania na Stadionie Olimpijskim pozwalał przypuszczać, że podopieczni Mychajły Fomenki zdołają sprawić sensację. Jednak do rozegrania ciągle pozostawało jeszcze jedno starcie. Na Stade de France Francuzi wygrali 3:0, tym samym brutalnie rozwiewając marzenia przyjezdnych o grze na mundialu.

MŚ 2018: Szwecja – Włochy 1:0/0:0

0:1 to wynik, który nie przesądza o niczym, prawda? Z tego założenia wychodzili Włosi, którzy w pierwszym starciu baraży właśnie w takim stosunku przegrali ze Szwedami. Z takiego samego założenia wychodzili Szwedzi, którzy wygrali z Włochami w najmniejszym możliwym stosunku. Wszystko miało rozstrzygnąć się na San Siro.

Podopieczni Janne Anderssona spodziewali się huraganowych ataków drużyny Giampiero Ventury, natomiast drużyna Giampiero Ventury zamierzała atakować od pierwszej minuty. Dlatego nikogo nie dziwił fakt, że zapowiadany scenariusz realizowano w stu procentach. Spotkanie w Mediolanie przebiegało pod dyktando gospodarzy. Włosi w pełni zdominowali swoich rywali. Szwedzi oddali zaledwie cztery uderzenia, w tym jedno celne. Wymienili aż o 518 podań mniej. Posiadanie piłki wynosiło 75% do 25% na korzyść Italii.

Sędzia Antonio Mateu Lahoz doliczył sześć minut. Więcej nie mógł. Nie mógł czekać, aż Azzurri w końcu zdołają skierować piłkę do siatki strzeżonej przez Robina Olsena. Na 26 prób strzałów tylko sześć wymagało interwencji szwedzkiego golkipera. Włosi bili głową w mur, który sami pomagali budować. Kolejnych sześć uderzeń zostało zablokowanych, a pozostałych 14 nie zmierzało w światło bramki. Na San Siro wydarzył się swego rodzaju cud – gospodarze nie mieli prawa nie wygrać tego spotkania. Los chciał inaczej. Cztery i pół roku później Italia po raz kolejny dokonała niemożliwego. Tym razem lepsza okazała się Macedonia Północna.

Komentarze