Nowy kapitan Wisły Kraków: nie jestem pupilem trenera

Igor Łasicki
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Igor Łasicki

– Być kapitanem w takim wielkim klubie jak Wisła Kraków, to wyjątkowe uczucie. Wszyscy wiemy, o co gramy. Kibice oczekują od nas awansu i jesteśmy tego świadomi. Ja natomiast staram się zostawić serce na boisku i robię, co mogę, aby pomóc drużynie, skupiając się przede wszystkim na solidnej grze w obronie – powiedział obrońca Wisły Kraków – Igor Łasicki.

  • Igor Łasicki w sezonie 2021/2022 był zawodnikiem, który z powodu kłopotów zdrowotnych nie otrzymał wielu okazji do gry
  • Okazją na odbudowę jest dla piłkarza możliwość gry w Wiśle Kraków, do której 27-latek trafił tego lata
  • Obrońca Białej Gwiazdy w rozmowie z Goal.pl odniósł się do wątków związanych z pobytem w Pogoni Szczecin, czy SSC Napoli
  • Zawodnik opowiedział też o wyzwaniu, którym jest pełnienie funkcji kapitana Wisły pod nieobecność Jakuba Błaszczykowskiego i Alana Urygi

Trenerka? Na dzisiaj dziękuję

Pan w trakcie kariery miał okazję współpracować między innymi z takimi trenerami jak Rafael Benitez, czy Maurizio Sarri. W związku z tym pojawiają się już w głowie myśli, aby po zakończeniu kariery sprawdzić się w roli szkoleniowca?

Nie wydaje mi się, abym został trenerem. Raczej nie ciągnie mnie do tego. Gdyby doszło już tego, że musiałbym zawiesić buty na przysłowiowym kołku, to nie chciałbym się sprawdzać w tej roli.

To dość niepopularne stwierdzenie, bo jednak wielu piłkarzy decyduje się na taki krok…

Takie założenie jest na dzisiaj, ale z drugiej strony nie wiadomo, jaki scenariusz napisze życie. Zatem nigdy nie mów nigdy [śmiech].

Pan jest wychowankiem akademii piłkarskiej Zagłębia Lubin. Co jest kluczem do tego, że co jakiś czas ta szkółka wypuszcza na rynek utalentowanego zawodnika?

Jest to na pewno najlepsza szkółka w województwie, która uważnie monitoruje lokalny rynek. Ja trafiłem do Zagłębia Lubin z Kadry Dolnego Śląska, będąc już wtedy uważnie obserwowanym przez klubowych skautów. Otrzymałem zaproszenie od Zagłębia, gdy byłem jeszcze juniorem w Górniku Wałbrzych i skorzystałem z okazji. Spodobało mi się to, co zobaczyłem i zdecydowałem się na taki ruch.

Zobacz także:

Jak wyglądały wówczas zajęcia?

Treningi mieliśmy dwa razy dziennie, także w ramach WF-u. Już wtedy otoczka wokół klubu była bardzo profesjonalna. Od momentu, gdy trafiłem do Zagłębia, minęło oczywiście sporo czasu, ale pamiętam, że wszystko było na bardzo wysokim poziomie. Zagłębie bez wątpienia zalicza się do bardzo poukładanych klubów w Polsce.

Dużo mówi się o tym, że baza treningowa w młodym wieku zachęca do uczęszczania na treningi. Czy to też miało wpływ na Pana wybór?

W tamtym czasie jeszcze nie miałem okazji zetknąć się z tym, co ma miejsce obecnie w Lubinie. Pod tym względem wszystko w Zagłębiu jeszcze raczkowało. Dzisiaj natomiast wiadomo, że jest już pod tym względem o wiele lepiej.

Przegrana walka o mistrzostwo Polski

W poprzednim sezonie bronił Pan barw Pogoni Szczecin, z którą ostatecznie nie udało się wygrać mistrzostwa Polski. Jest jeszcze jakiś niedosyt?

Na pewno szkoda, że nie udało się wygrać trofeum. Niemniej ja i tak nie miałem zbyt wielu okazji do gry z powodu kontuzji. Przegraliśmy natomiast decydujący mecz z Rakowem Częstochowa i plany o tytule trzeba było odłożyć w czasie. Musieliśmy zadowolić się trzecim miejscem. Chociaż zależało nam do końca na wywalczeniu wicemistrzostwa.

Kosta Runjaić w momencie, gdy Pogoń Szczecin walczyła o najwyższe cele w lidze, w pewnym momencie zaczął być łączony z Legią Warszawa. Jak szatnia to odbierała?

Wiedzieliśmy, o co gramy i tak naprawdę, to co pojawiało się w różnych publikacjach na temat trenera, nie budziło w nas żadnego niepokoju. Prawda jest taka, że chcieliśmy wygrać mistrzostwo Polski dla siebie, klubu, czy kibiców. Doniesienia medialne dotyczące tej sprawy na pewno nie wpłynęły na naszą grę.

Zobacz także:

Gdy już okazało się, że Kosta Runjaić przejmie stery w Legii, to było jakieś zaskoczenie?

Gdy już wszystko było ustalone, to otrzymaliśmy tę wiadomość od trenera. Porozmawiał z nami, przekazał, co i jak, więc wszystko było jasne.

Trochę już trenerów na piłkarskim szlaku Pan miał. Jakiś konkretny warsztat trenerski bardziej utkwił Panu w pamięci?

Wychodzę z założenia, że od każdego trenera można nauczyć się czego nowego. W każdym klubie, w którym byłem, to zbierałem cenne doświadczenia. Teraz jestem pod skrzydłami trenera Jerzego Brzęczka, z którym miałem już też okazję współpracować w Wiśle Płock. Niemniej od tamtej pory jego warsztat uległ zmianie. Cały czas się uczę i rozwijam.

Syn trenera?

Drugi raz współpracuje Pan z trenerem Jerzym Brzęczkiem. Można zatem powiedzieć, że jest Pan pupilem tego szkoleniowca?

Gdy trener trafił do Wisły Płock, to ja już byłem w klubie. Zatem wzajemnie dopiero się poznawaliśmy. Jeśli chodzi natomiast o Wisłę Kraków, to faktycznie Jerzy Brzęczek chciał, abym stał się częścią Białej Gwiazdy. Myślę jednak, że wynikało to bardziej z tego, że trener wiedział, czego może się po mnie spodziewać, znał mnie jako zawodnika. W związku z tym chyba jednak nie jestem pupilem trenera [śmiech].

Opaskę kapitana Pan jednak otrzymał…

Jestem kapitanem to fakt, ale liczę się z tym, że pełnię tę funkcję tymczasowo. Zastępuję Jakuba Błaszczykowskiego i Alana Urygę, którzy się rehabilitują. Gdy wrócą do zdrowia, to wiadomo, że wszystko wróci do normy.

Decyzja o Panu w roli kapitana wynikała z głosowania w zespole, czy po prostu trener Jerzy Brzęczek podjął taką decyzję?

To było ustalenie trenera.

Dużą odpowiedzialność czuje Pan w związku z tym na swoich barkach?

Być kapitanem w takim wielkim klubie jak Wisła Kraków, to wyjątkowe uczucie. Wszyscy wiemy, o co gramy. Kibice oczekują od nas awansu i jesteśmy tego świadomi. Ja natomiast staram się zostawić serce na boisku i robię, co mogę, aby pomóc drużynie, skupiając się przede wszystkim na solidnej grze w obronie.

Opaska kapitańska to jednak nie nowość, bo pamiętam, że w reprezentacji młodzieżowej też pełnił Pan tę rolę…

Kilka razy miałem też taką okazję, więc jakieś doświadczenie na tej płaszczyźnie już zebrałem.

Oferta z Ekstraklasy

Kiedy tak naprawdę zaczął się temat Pana transferu do Wisły?

Pierwszy kontakt miał miejsce pod koniec poprzedniego sezonu. Zadzwonił do mnie trener Jerzy Brzęczek. Odbyliśmy łącznie kilka rozmów. Przekazał mi kilka informacji na temat klubu, mojej roli w zespole, co ostatecznie mnie przekonało i zostałem zawodnikiem Białej Gwiazdy.

Zobacz także:

Wisła była jedynym klubem, który Pana chciał?

Była jeszcze propozycja od jednej z ekip, która występuje aktualnie w Ekstraklasie. Możliwość gry w Wiśle była jednak dla mnie bardziej kusząca. Chciałem podjąć się wyzwania, aby drużyna po spadku wróciła tam, gdzie jest jej miejsce, czyli powalczyć z nią o powrót do elity.

Pana kontrakt z Wisłą obowiązuje do 2023 roku. Czy jest szansa na dłuższy pobyt w Krakowie, a może jeszcze jest marzenie o tym, aby spróbować swoich sił za granicą?

Na dzisiaj o tym nie myślę. Wiadomo, że miałem w ostatnich miesiącach trochę kłopotów zdrowotnych, więc koncentruję się przede wszystkim na tym, aby móc regularnie grać. Często łapałem kontuzje, które wybijały mnie z rytmu. Zatem dzisiaj zależy mi bardzo na tym, aby być zdrowym.

Benitez, Sarri, Cavani…

Rozmawiając z Panem, nie sposób nie odnieść się do wątku związanego z pobytem we Włoszech. Jak wspomina Pan ten czas?

To była fajna historia. Włochy to kraj bardzo żyjący piłką nożną, więc z uśmiechem wracam przede wszystkim do mojego pobytu w Napoli. Miałem okazję trenować u boku najważniejszych postaci w zespole, więc to były chwile, które na pewno zapamiętam do końca życia.

Rafael Benitez pozwolił Panu zadebiutować w Serie A…

Docenił moją pracę na treningach. Tak się złożyło, że mieliśmy wówczas korzystny wynik meczu z Hellas Werona, więc mogłem pojawić się na boisku. To na pewno fajny moment dla mnie.

Zobacz także:

Jak z kolei układała się współpraca z Maurizio Sarrim?

Miałem okazję pod wodzą tego trenera pojechać na obóz z Napoli. Zachęcał mnie do tego, abym został w klubie na pół roku, przekonując, że nauczy mnie gry w obronie. Podjąłem decyzję, aby zostać i na pewno nie żałuję jej, bo wiem, że dużo mi to dało. Chociaż nie otrzymałem okazji do gry.

Jednym z zawodników, z którym mógł się Pan mierzyć na treningach, był Edinson Cavani. Trudno było z nim rywalizować?

Pamiętam go przede wszystkim z tego, że był bardzo silny, ale też szybki. Ja natomiast w tamtym czasie nie byłem dobrze przygotowany siłowo, aby rywalizować jak równy z równym z kimś takim jak Edinson Cavani.

To prawda, czy mit, że trenerzy we Włoszech nie stawiają tylko na przygotowanie motoryczne, ale też siłowe, co sprawia, że dużo treningów jest też na siłowni?

Na moim przykładzie mogę powiedzieć, że latem na pewno było dużo biegania bez piłki i nie brakowało ćwiczeń z ciężarami.

Najbliższy mecz najważniejszy

Wracając do teraźniejszości, Wisła aktualnie ma siedem punktów na swoim koncie. Dorobek zadowalający, czy jednak w rozmowach w szatni przewija się temat, że brakuje dwóch oczek?

Nie poszło wszystko po naszej myśli w spotkaniu z Sandecją i doskonale o tym wiemy. Wygraliśmy natomiast z Resovią i Arką, ale i tak zdajemy sobie sprawę, że nasza gra musi ulec poprawie.

Co konkretnie?

Stać nas na więcej. Musimy szybciej rozgrywać piłkę, na ten aspekt trener zwraca nam uwagę.

W najbliższym czasie czekają Was spotkania z Odrą Opole, GieKSą Katowice i GKS-em Tychy. Na co stać Wisłę w tych potyczkach?

Na razie skupiamy się na piątkowym starciu. Odra Opole jest co prawda na ostatniej pozycji w tabeli, ale to nie odzwierciedla potencjału tej drużyny. Czeka nas bardzo trudny mecz.

Czytaj więcej: Kamil Biliński: niektóre sprawy są za bardzo rozdmuchiwane

Komentarze