Na początku był onieśmielony
Ousmane Sow trafił do Górnika Z Lierse w lutym 2025 roku. Od razu rzucała się w oczy jego ponadprzeciętna szybkość, choć początki Senegalczyka w polskiej Ekstraklasie na kolana nie rzucały. Owszem, skrzydłowy miewał przebłyski, ale nie było ich aż tak wiele.
Na domiar złego, w ostatnim meczu poprzedniego sezonu Sow dostał czerwoną kartkę, więc nie mógł wystąpić w pierwszych dwóch kolejkach obecnych rozgrywek. Po powrocie szybko się jednak okazało, że Senegalczyk jest w bardzo dobrej formie. W 7 meczach strzelił 4 gole i zaliczył asystę. Żaden inny piłkarz Ekstraklasy nie trafiał tyle razy do siatki lewą nogą.
Co więc takiego się stało, że Sow eksplodował? Goal.pl zajrzał za kulisy. Po pierwsze, aklimatyzacja. Na początku Sow był badzo onieśmielony. Mówił tylko po francusku, nie znał żadnego gracza Górnika, a Polska była dla niego zupełnie nowym miejscem.
Najlepsza szatnia w karierze
W szatni nie był więc wodzirejem, delikatnie mówiąc. A dziś? Dziś Sow pytany przez swoje otoczenie jaka jest najlepsza szatnia, w której był, odpowiada, że szatnia Górnika. Mimo tego, że w Lierse grał z kilkoma afrykańskimi piłkarzami, dla których jezyk francuski, podobnie jak dla niego, jest językiem macierzystym.
A za powyższymi słowami stoją przede wszystkim cztery nazwiska. Choć precyzyjniej byłoby powiedzieć pięć. Olkowski, Janicki, Janża, Podolski. Jak podkreśla otoczenie Sowa, ci piłkarze zrobili dla niego dużo, dużo więcej niż przeciętnie robi piłkarska szatnia dla nowego zawodnika.
Olkowski? Tak zajął się Sowem, że Senegalczyk dziś dałby się za niego pokroić. Ousmane uwielbia też moment, gdy Tomasz Loska chwyta za… akordeon. Skrzydłowy Górnika, podobnie jak wielu innych, uważa rezerwowego bramkarza za jednego z głównych kreatorów świetnej atmosfery jaka panuje w Zabrzu.
Atmosfera to jedno, ale zaufanie to drugie. Jak słyszymy, Ousmane to typ piłkarza, który bez zaufania trenera ma duży problem. Natomiast jeśli je dostanie, to tak jakby ktoś dodał mu skrzydeł. Trener Gasparik takie mu dał, a piłkarz szybko się odwdzięczył.
Po trzecie, praca mentalna. Sow i jego otoczenie starają się „przegadywać” wiele tematów związanych z karierą piłkarza, ale i wszystkim co jest wokół niego. Zaszczepiać w nim wiarę we właśne umiejętności i to, że powinien odwdzięczyć się na boisku za cierpliwość jaką dostał od klubu.
Egipcjanie dawali mu cztery razy więcej
I jeszcze ciekawostka. Teraz wszyscy związani z Górnikiem cieszą się grą i statystykami Sowa, ale prawda jest taka, że jego w Zabrzu mogło już nie być. Kilka tygodni temu znany afrykański klub, Zamalek Kair, chciał go kupić za około 400 tysięcy euro. Pensja proponowana piłkarzowi była ponad cztery razy większa niż to, co pobiera w Zabrzu. Sow nie był jednak zainteresowany przeprowadzką.
To jednak nie wszystko. Pod koniec letnego okienka transferowego po Sowa zgłosił się też klub z Belgii. Proponował wypożyczenie z opcją obowiązkowego wykupu. I tym razem zawodnik powiedział jednak „nie”, woląc zostać w Zabrzu. Wygląda na to, że to był bardzo dobry wybór, a kolejną próbkę umiejętności Sow może pokazać w hitowym meczu z Cracovią, który czeka liderującego w tabeli Górnika już w najbliższej kolejce.
I jeszcze jedno. Kilka lat temu Sow grał na poziomie siódmej ligi francuskiej. Dziś nieśmiało marzy o kadrze Senegalu. I choć zdaje sobie sprawę, że konkurencja jest tam ogromna, to… kto wie? Z naszych informacji wynika, że sztab trenerski tej reprezentacji wie o jego istnieniu. Oczywiście, aby to marzenie stało się faktem, to skrzydłowy Górnika potrzebuje jeszcze wielu występów na wysokim poziomie.