Olkiewicz w środę #83. Najpilniej strzeżony puchar świata

Puchar Polski to trofeum tak cenne, że na wszelki wypadek telewizja Polsat woli go zbyt często nie pokazywać. Puchar Polski to rozgrywki tak elitarne, że do obejrzenia poszczególnych fragmentów meczów tego turnieju potrzebna jest osobista wizyta na stadionie. Puchar Polski to skarb narodowy strzeżony tak pilnie, że zawstydzone są skarbce Narodowego Banku Polskiego. To oczywiście wersja optymistyczna. Wersja bliższa prawdzie i jednocześnie wersja pesymistyczna brzmi tak: kolejny sezon z rzędu Polsat i PZPN nie potrafią w jakikolwiek sposób poradzić sobie z porządnym opakowaniem Pucharu Tysiąca Drużyn.

Kamera telewizyjna stacji Polsat
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Kamera telewizyjna stacji Polsat
  • Lista zarzutów wobec Polsatu, ale i wobec PZPN-u pęcznieje z każdą rozegraną rundą Pucharu Polski.
  • Popularyzacja i budowa prestiżu rozgrywek w wykonaniu organów decydujących o ich kształcie rozpoczyna się mniej więcej w okolicach półfinału turnieju, nazywanego Pucharem Tysiąca Drużyn.
  • Coraz bardziej wściekłe są kluby, które od lat mają związane ręce – a wraz z rozwojem technologii, posiadają przecież coraz większe możliwości.

Puchar Polski czyli Puchar Ściśle Tajny

Wczoraj miałem okazję znaleźć się w naprawdę elitarnym gronie kilku tysięcy uczestników meczu KKS Kalisz – ŁKS Łódź w ramach I rundy rozgrywek Pucharu Polski. Gdy w końcówce, przy wyniku 2:3, łodzianie dwukrotnie ostro atakowali przeciwników niemal na granicy pola karnego, pomyślałem sobie: oho, może zaraz zainterweniuje VAR. Ale VAR-u nie było. Wtedy myśli pogalopowały dalej: na powtórkach zobaczę, czy tym razem to mój klub nie skorzystał na wątpliwej, a może nawet zwyczajnie złej decyzji sędziego. Ale na powtórkach nic nie zobaczę, bo powtórek nie ma, rzecz się dzieje w Pucharze Polski, rzecz się dzieje w Polsacie – jeśli chcę coś zobaczyć, to muszę to zobaczyć tu i teraz, na własne oczy, utrwalić sobie obraz i zapamiętać na zawsze, bo żadnej drugiej szansy nie ma.

Nadal nie dowierzam, że temat wraca co roku, ale co najgorsze – nie dość, że temat wraca, to co roku wraca silniejszy. Weźmy nawet ten nieszczęsny Kalisz, choć to oczywiście żaden najważniejszy przykład, ot, po prostu tutaj byłem na miejscu. Dziennikarze z portalu Latarnik Kaliski, z którymi miałem okazję porozmawiać przed meczem, przypomnieli o sytuacji sprzed roku, gdy KKS był rewelacją rozgrywek. II-ligowy klub najpierw wyeliminował Wigry Suwałki, następnie po szalonym i kapitalnym meczu (5:5, potem rzuty karne) odprawił ekstraklasowy Widzew. Gdzieś po drodze przytrafiła się Olimpia Elbląg i finalnie KKS miał zagrać aż w 1/8 finału. Aż, bo przecież to już etap właściwie “ekstraklasowy”, rok temu połowę stawki na tym etapie stanowiły kluby z najwyższego poziomu. KKS trafił na Górnik Zabrze, czyli rywala idealnego – mocne nazwiska, w tym oczywiście Lukas Podolski, wielka marka, magia i nimb czternastu mistrzostw. Ale z drugiej strony – rywal też w zasięgu, rywal, który w przeciwieństwie do Legii czy Rakowa pozostawia pewne pole do wyobrażeń o triumfie Dawida nad Goliatem.

ŁKS Łódź wbił szpileczkę Polsatowi. “Wyobraźmy to sobie”
Anton Fase

“Uruchomcie wyobraźnię po raz trzeci” ŁKS Łódź wygrał 3:2 z KKS-em Kalisz w meczu 1/32 finału Pucharu Polski, dzięki czemu zameldował się w drugiej rundzie tych rozgrywek. Transmisja z tego spotkania niestety nie była nigdzie dostępna, co rzecz jasna nie spodobało się kibicom obu drużyn. Nadawca Pucharu Polski, czyli Polsat Sport, postanowił, że pokaże tylko

Czytaj dalej…

I co robią tęgie głowy? Ano robią mecz na luksusowym, schludnym, a przede wszystkim świetnie oświetlonym stadionie w Kaliszu o 14.30 we wtorek. Tam jednak przynajmniej była transmisja. A teraz? Wczoraj na dwanaście meczów kibice mogli obejrzeć maksymalnie trzy – jeden na kanale Łączy Nas Piłka, dwa na antenie Polsatu. My w Kaliszu i tak byliśmy w niezłym położeniu – stadion prawie się wyprzedał, klatka gości była zapełniona do ostatniego miejsca, o 18.30 da się zrobić porządne widowisko, które i tak obejrzy spora liczba ludzi – nawet jeśli nie znajdzie się w tym gronie ani jeden telewidz. Ale taka Korona Kielce? Wyjazd na rezerwy Jagiellonii zaplanowano na 12.30. Wyjazdowicze z Kielc z pewnością byliby wniebowzięci, gdyby nie fakt, że rezerwy i tak swoje mecze rozgrywają bez kibiców. To zresztą najbardziej uderza w fanatyków Ruchu Chorzów, którzy niejednokrotnie pokazywali, że są w stanie jeździć po Polsce w kilka tysięcy osób. Teraz jednak na mecz z rezerwami Legii nie pojedzie w ogóle nikt – bo mecz ma się odbyć bez udziału publiczności. Bez kibiców odbył się też mecz Skry Częstochowa z Polonią Warszawa i nikt nawet się tym specjalnie nie zdziwił.

Chciałbym, by to naprawdę mocno wybrzmiało – mecz Pucharu Polski odbywa się bez kamer i bez kibiców, nikogo to nie obchodzi, nikt się tym nie przejmuje. Jak jeszcze możemy bardziej upokorzyć te rozgrywki, jak możemy jeszcze mocniej uderzyć w ich prestiż? Mecz bez kamer, bez kibiców i bez sędziów? Mecz bez narysowanych linii?
W do cna skomercjalizowanej Anglii, gdzie połowa klubów zajmuje się obecnie przede wszystkim wybielaniem swoich bliskowschodnich właścicieli, mecze potrafią być przesunięte z uwagi na korki, w których utknęli kibice. U nas absolutnie zgodnie z planem rozpoczynają się spotkania, których nikt nie obejrzy. Ani w telewizji, ani w Internecie, ani nawet na stadionie, jak w przypadku Skry.

Puchar straconych szans i zmarnowanego potencjału

Przypomnijmy: jest rok 2023. Tak naprawdę w segmencie szeroko rozumianej rozrywki trwa bezustanna wojna o każdą sekundę uwagi każdego dostępnego człowieka. Nieprzypadkowo branża rozrywkowa próbuje dzień w dzień dotrzeć do nowych osób, przełamywać granice własnej banieczki, własnego środowiska. Nieprzypadkowo youtuberzy tworzą z raperami, raperzy przytulają się do piłkarzy i kibiców, rockmeni do programów kulinarnych, a programy kulinarne do lokalnych festynów. Jesteśmy w samym środku krwawej wojny o uwagę widza, piosenkarz jest w stanie fizycznie wejść do domu słuchacza, byle wywalczyć sobie u niego czas antenowy, globalne marki decydują się na bardzo lokalne kooperacje, by dotrzeć do nowych grup, by poszerzyć pole swojego działania o tych nielicznych, którzy jeszcze nie słyszeli o Netflixie, Adidasie czy New Balance.

POLECAMY TAKŻE

Trudno sobie wyobrazić lepszą okazję, by piłka nożna wyszła poza swoją bańkę, niż pierwsze rundy Pucharu Polski. Ileż tu jest do wygrania, rany boskie. Na piłkarskie pustynie, do Zielonej Góry, Gorzowa Wielkopolskiego, gdzieś pod wschodnią granicę, przyjeżdżają momentami wielkie marki, na prowincjonalne stadiony na końcu świata wpadają ludzie znani do niedawna z reprezentacji Polski. Ilu tam można złapać nowych kibiców, nowych abonentów, nowych sympatyków piłki nożnej, którzy swoją przygodę rozpoczęliby od obejrzenia na żywo jak Kamil Glik radzi sobie z napastnikami Cariny Gubin czy Raduni Stężyca. Jedno z największych wyzwań branży rozrywkowej – wyjście poza swoich “hardkorowych” fanów – w tym wypadku właściwie nie istnieje. Sama konstrukcja Pucharu Polski pozwala, by wyjść z pudełka, opuścić naszą szczelną szafę i zobaczyć świat na zewnątrz. No i odwrotnie – pokazać siebie temu światu na zewnątrz.

Polsat zamiast tego coraz pilniej strzeże bramy, by do środka nie wpadło zbyt dużo światła, albo co gorsza – nowych osób. Wieża z kości słoniowej od lat była bardzo wysoka, ale obecnie zaangażowanie Polsatu w utrudnianie (!) dostępu do Pucharu Polski jest na rekordowym poziomie. Jakub Białek z Weszło ujawnił ciekawą historię dotyczącą meczu Radomiaka z ubiegłego sezonu – Polsat nie wysłał kamer na mecz, więc nie posiadał skrótu. Radomiak skrót meczu miał, ale nie mógł go nigdzie i nikomu pokazać, gdyż prawa ma Polsat. Efekt był taki, że w telewizji widzowie obejrzeli skrót innego meczu sprzed paru miesięcy, a Radomiak swój przygotowany skrót wyrzucił do kosza. Dziś jest podobnie – telewizje klubowe stoją w blokach startowych, by opublikować skróty meczów, by wrzucać w media społecznościowe gole, ba, część z nich jest gotowa, by przeprowadzić regularną transmisję z meczu na profesjonalnym poziomie. Mamy lata dwudzieste XXI wieku, ludzkość powoli przymierza się do paliwa wodorowego, więc i rodzime kluby potrafią już obsłużyć kamerę a nawet mobilny Internet. Niestety, Polsat uważa, że albo mecze pokazuje Jaśnie Wielmożna Telewizja, albo meczów nie pokazuje nikt. Skróty pokazuje Jaśnie Wielmożna Telewizja, albo nie pokazuje ich nikt. O ile to zrozumiałe, w przypadku, gdy Polsat choćby i z poślizgiem monetyzowałyby własne materiały, o tyle obecnie? Nie zarabia (nie zyskuje widzów, nie dociera do publiki) Polsat, nie zarabiają (nie zyskują kibiców, nie docierają do nowych fanów) kluby. Sytuacja, w której wszyscy są przegrani.

Nic dziwnego, że kluby są coraz bardziej zirytowane – możliwości technologiczne rosną, działy prasowe są w stanie dźwignąć naprawdę fachowe opakowanie dowolnego meczu niemal wyłącznie własnym sumptem. Tymczasem Polsat stawia twarde weto. Stal Rzeszów zamiast bramek z meczu wrzuciła zdjęcia bramek. ŁKS wczoraj po golach wrzucał zdjęcia kartek, na których rysował wizualizacje kolejnych trafień. PZPN na razie robi dobrą minę do złej gry, ale nie może nie zauważać – podczas gdy Ekstraklasa SA rozwija swój produkt tak, by stanowił atrakcyjny kąsek nawet dla ludzi niezwiązanych z piłką (kampania z udziałem grupy Pro8l3m!), sztandarowy projekt PZPN-u zaczyna się gdzieś w połowie kwietnia podczas meczów półfinałowych, a kończy 2 maja w dniu finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym.

Najgorsza jest bezradność. Kibice nie mają siły przebicia – bo i jak tu właściwie zagrozić Polsatowi czy PZPN-owi? Nie mamy w ofercie pańskiego meczu i co nam pan zrobi? Kluby chciałyby coś zrobić, ale chciały też coś zrobić kluby I ligi, która była traktowana przez Polsat identycznie jak Puchar Polski. Zapowiedzi jakichkolwiek zmian w tej materii trwały latami, aż wreszcie I ligę przejęło TVP i dzięki Niebiosom, bo jest szansa na jakąkolwiek zmianę w relacjonowaniu zaplecza Ekstraklasy. Tu chyba też pomoże wyłącznie zmiana telewizji, posiadającej prawa do Pucharu Polski. Można wierzyć wprawdzie, że Polsat się zmieni, ale… Właśnie swój terminarz odebrały kluby siatkarskie. Pierwszy mecz sezonu, mistrz Polski, ŁKS Łódź, gra z derbowym rywalem, zdobywcą brązowego medalu w ubiegłym sezonie, drużyną Budowlanych. Mecz-hit pod każdym względem – kibicowsko, sportowo, pod względem renomy. Data?

Poniedziałek, 9 października. Godzina 17.30.

– This is madness – wykrzyknął przestraszony posłaniec perski do władz telewizji, katującej swoich widzów.
– This is Polsat – odpowiedział nadawca.

Komentarze