Kiedy emocje biorą górę. Abstrakcyjny finisz Evertonu

Goodison Park (Premier League )
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Goodison Park (Premier League )

Wczoraj na Goodison Park działo się bardzo dużo. Właściwie to może nawet zbyt dużo. Nie wszystko, co miało miejsce w niebieskiej części Merseyside, powinno było się wydarzyć. Stało się, czasu nie cofniemy. Są i pozytywy, przynajmniej dla pewnej części fanów – Everton utrzymał się w Premier League. Tylko czy właśnie tak to powinno wyglądać?

  • Obrazki z Goodison Park szybko obiegły świat – kibice wdarli się na boisko po golu Craverta-Levina
  • Granica po raz kolejny została przekroczona. Atak na Patricka Vieirę wyniósł wczorajsze wydarzenia do rangi absurdalnych
  • Czy Liverpool przygotował jakaś nagrodę dla Jarroda Bowena?
  • James Maddison udowodnił, że to najwyższy czas na zmianę otoczenia
  • Arsenal praktycznie stracił szansę na ozdobienie tortu wisienką

Radość wymieszana z głupotą

Nikomu nie można odbierać radości, jeżeli zdołał zrealizować cel, który na pewnym etapie przed sobą postawił. Dlatego jeżeli jesteście sympatykami Evertonu, macie pełne prawo do tego, by cieszyć się z utrzymania swojej drużyny. Tylko zanim oddacie się zabawie, zastanówcie się, czy właśnie tak to wszystko powinno wyglądać. A dlatego, że kibice w zdecydowanej większości przypadków nie mają wpływu na działania klubu, to zastanowimy się nad tym wspólnie.

Na pierwszy ogień idzie jednak to, na co fani mają zdecydowany wpływ, a mianowicie na swoje zachowanie podczas spotkań. Kobieta siedząca w pierwszym rzędzie, która postanowiła uderzyć Joachima Andersena? W jej oczach nietrudno było zauważyć czystą nienawiść do zawodnika przeciwnej ekipy. Na szczęście “zaledwie” lekko go klepnęła. Cudzysłów okalający “zaledwie” nie jest przypadkowy – to w ogóle nie powinno się wydarzyć. Tej pani przydałby się dożywotni zakaz stadionowy. Być może to pozwoli jej ochłonąć. Być może teraz wydaje nam się to śmieszne, ale wyobraźcie sobie, że rzecz ma miejsce podczas meczu płci przeciwnej i to pan z trybun “klepie” zawodniczkę. W jednym i drugim przypadku jest to nie do pomyślenia. Granica po raz kolejny została przekroczona.

Tylko czy ta granica jeszcze istnieje? Jeżeli wbiegasz na boisko jeszcze w trakcie trwania rywalizacji i postanawiasz zaatakować Patricka Vieirę, to wiedz, że coś jest z tobą nie tak. Bardzo nie tak. Po pierwsze – nie powinieneś znaleźć się na murawie. Po drugie – próba fizycznej konfrontacji ze szkoleniowcem rywali to raczej ostatnia rzecz, która powinna była przyjść ci do głowy. Radość z utrzymania można wyrazić na wiele różnych sposobów. Ten pan wybrał najgłupszy z możliwych. I chyba trochę się zdziwił reakcją Vieiry. No ale, jak to się mówi, play stupid games, win stupid prizes. Oprócz kopniaka od trenera Palace należy mu się także maksymalnie długi odpoczynek od Goodison Park.

Lampard zrobił tyle, ile faktycznie mógł?

Ponarzekaliśmy na kibiców, czas ponarzekać na resztę. A nawet nie tyle ponarzekać, co po prostu zastanowić się, co jest nie tak i co trzeba zmienić. Trenera? Tak, Frank Lampard nie zachwycił. Jednak czy w ogóle mógł to zrobić? Przejął zespół w trudnym momencie, zdołał utrzymać się w lidze. Chwała mu za to, chociaż nie sposób uwierzyć, by pozycja tuż nad kreską satysfakcjonowała włodarzy The Toffees. Zapewne i sam Frank niespecjalnie jest zadowolony z rezultatów swojej pracy. No ale cóż, gramy dalej, świat jakimś cudem się nie zawalił. Pełnię swoich możliwości opiekun Evertonu będzie mógł pokazać w kolejnych rozgrywkach. Po pełnym okresie przygotowawczym, po przemyślanych transferach i w zdecydowanie lepszych nastrojach. Lamparda nie należy skreślać – jeszcze nie teraz. Przyszły sezon powie nam zdecydowanie więcej o jego zdolnościach.

Jednak to w żaden sposób nie wyczerpuje tematu, którym przecież jest beznadziejna dyspozycja Evertonu. Tak więc – czemu? Nieprzemyślane ruchy na rynku, zarówno tym piłkarskim, jak i trenerskim (myślę tu o Benitezie i zatrudnieniu Lamparda w roli strażaka) doprowadziły do tego, że The Toffees znaleźli się w tym miejscu, w którym się znaleźli. I tak naprawdę trudno o lepszą analizę. Widmo spadku, które zajrzało ekipie z Merseyside w oczy, to efekt kilkuletniego procesu palenia pieniędzmi w klubowym piecu. Było naprawdę blisko. Tym razem inni prezentowali się gorzej, ale w przyszłym sezonie takich Watfordów, Norwichów i Leedsów/Burnleyów w Premier League możemy już nie doświadczyć. Tak jak już kiedyś wspomniałem – Everton to angielskie Zagłębie Lubin. Miedziowi także mieli szczęście – Wisła, Termalica i Górnik Łęczna prezentowali się jeszcze gorzej niż oni.

Wydarzenie kolejki: remis City z WHU

Jeżeli ktokolwiek miał zatrzymać Manchester City, mógł to zrobić tylko West Ham. Podopieczni Davida Moyesa nie przestraszyli się wyżej notowanych rywali i już w pierwszej połowie prowadzili 2:0. Wprawdzie w drugiej odsłonie starcia stracili dwie bramki i ostatecznie zremisowali z The Citizens, jednak ten wynik i tak budzi podziw. Dublet Jarroda Bowena skuteczne podłączył Liverpool do walki o mistrzostwo. Być może The Reds powinni podziękować mu w odpowiedni sposób, na przykład transferem na Anfield Road?

Bohater nieoczywisty: James Maddison

Dwa gole i dwie asysty w przeciągu czterech dni to wynik godny wyróżnienia. James Maddison zaliczył kapitalne spotkania przeciwko Watfordowi i Chelsea, tym samym potwierdzając, że jeżeli urazy go omijają, jest jednym z czołowych pomocników Premier League. Sezon 21/22 jest jego najlepszym po względem liczb w barwach Leicester. Anglik w 34 meczach 11-krotnie trafił do siatki rywali, a ponadto po jego zagraniach koledzy siedmiokrotnie wpisywali się na listę strzelców. Bez wątpienia to najwyższy czasy, by spróbować swoich sił w innym otoczeniu. To kto szuka kreatywnego zawodnika drugiej linii?

Rozczarowanie kolejki: Arsenal

Miała być Liga Mistrzów, a tymczasem na kolejkę przed końcem Arsenal traci dwa punkty do Tottenhamu i musi liczyć na potknięcie Spurs w meczu z Norwich. Kanonierzy mieli wszystko w swoich rękach. Wystarczyło zgarnąć trzy oczka z pojedynku ze Srokami, które nie walczyły już właściwie o nic. Tylko tyle i aż tyle. Niestety, dwa celne strzały w ciągu 90 minut raczej nie pozwalają marzyć o sukcesie. I nawet jeżeli cały sezon można ocenić na plus, to The Gunners na własne życzenie pozbawili się tak zwanej wisienki na torcie.

Polacy w Premier League

  • Łukasz Fabiański (West Ham) – 90 minut, sześć obronionych strzałów i zatrzymany rzut karny w starciu z Manchesterem City (2:2)
  • Przemysław Płacheta (Norwich) – poza kadrą na mecz z Wolverhampton (1:1)
  • Jakub Moder (Brighton) – kontuzja kolana, Mewy grały z Leeds (1:1)
  • Jan Bednarek (Southampton) – na ławce rezerwowych w spotkaniu z Liverpoolem (1:2)
  • Mateusz Klich (Leeds) – 83 minuty w meczu z Brightonem (1:1)
  • Matty Cash (Aston Villa) – dwa razy 90 minut w pojedynkach z Crystal Palace (1:1) i Burnley (1:1)

Komentarze