Legia zaczęła ambitnie, ale później zabrakło sił
Legia Warszawa przed tygodniem przegrała na wyjeździe aż 1-4 z AEK Larnaką. To zaskakujący wynik, mając na uwadze, że rywal nie pokazał się aż tak dobrze. Polski zespół popełnił jednak rażące błędy, które zostały brutalnie wykorzystane. W stolicy nie brakowało jednak optymistycznych głosów, że ten rezultat da się odrobić, gdyż drużyna dysponuje odpowiednią jakością, jeśli tylko będzie od początku skupiona i zdeterminowana. Trener Edward Iordanescu postawił na ofensywne ustawienie i zawodników, tak aby od pierwszych minut dążyć do odrobienia strat.
Już w 11. minucie prowadzenie Legii dał Jean-Pierre Nsame, który wykorzystał płaskie dośrodkowanie Pawła Wszołka. Raptem pięć minut później było już 2-0. Tym razem do siatki trafił Mileta Rajović, który skutecznie uderzył głową. Wydawało się, że Wojskowi pójdą za ciosem, ale z biegiem czasu AEK Larnaka zaczęła przejmować kontrolę nad przebiegiem gry. W 45. minucie gola zdobył nawet Karol Angielski, ale przed strzałem pomagał sobie ręką.
Druga połowa w wykonaniu Legii była już znacznie słabsza. W 52. minucie Djordje Ivanović oddał precyzyjny strzał, trafiając bramkę kontaktową. Zdaje się, że był to przełomowy moment, gdyż stołecznej ekipie brakowało już takiej determinacji, aby dążyć do kolejnych goli.
Legii nie pomogła nawet gra w przewadze po drugiej żółtej kartce dla Jeremiego Gnaliego. Mecz zakończył się jej zwycięstwem 2-1, co oznacza, że nie będzie już grać o Ligę Europy. Zamiast tego, powalczy o awans do fazy ligowej Ligi Konferencji.