Michał Probierz musiał zacierać ręce. Wreszcie zobaczymy jego kadrę?

Michał Probierz pierwszy raz na zgrupowaniu miał komfort wyboru. W pierwszym dwumeczu kadencji nie mógł skorzystać z Roberta Lewandowskiego, w drugim „okienku” przed Czechami wypadł mu Piotr Zieliński. Czy teraz ujrzymy w pełni pomysł selekcjonera na grę reprezentacji Polski?

Michał Probierz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Michał Probierz
  • Jak w przeszłości selekcjonerzy wydobywali to, co najlepsze z piłkarzy?
  • Czy Jakub Kiwior może być lewym obrońcą kadry?
  • Czego potrzebuje Sebastian Szymański by pokazać swoją jakość w reprezentacji?
  • Na jaki kompromis idą piłkarze powoływani do kadry?

Wyzwanie dla selekcjonera

Po prawdzie, najpierw Michał Probierz zmierzy się z największym wyzwaniem w pracy każdego selekcjonera: jak wyzwolić z piłkarzy to, co najlepszego pokazują w klubach. To zresztą punkty dyskusyjne w ostatnich tygodniach: dotyczące pozycji Jakuba Kiwiora, roli Sebastiana Szymańskiego, ustawienia Nicoli Zalewskiego.

Selekcjoner ma tak naprawdę dwie drogi. Widzieć w każdym z piłkarzy dokładnie tyle, ile mogą dać w wymyślonym przez niego systemie i stylu, lub próbować dogodzić każdemu, kto akurat znajduje się w wysokiej dyspozycji. Pierwsze rozwiązanie rodzi naturalne zagrożenia: choć o kilkanaście metrów inna rola piłkarza, to też inne atrybuty których potrzebuje i których nie wykorzystuje. Drugie zaognia dyskusję: czy kadra powinna być wyłącznie jedenastką skupiającą w danym momencie zawodników będących w najlepszej formie, zmieniająca się taktycznie, by wpasować ich w jak najlepszej formie?

Nawałka wiedział

Ujęcie historyczne nie dostarcza jasnych odpowiedzi. Bo też selekcjonerzy z przeszłości głowili się nad tym, jak sprawić, by klubowa forma była przekładana na reprezentację. Kazimierz Górski doszedł do wniosku, że najlepiej będzie operować gwiazdom kadry w doskonale im znanym towarzystwie. Mówił o „ciągu wewnętrznym”, gdy w zespole ustawiał po dwóch, a nawet trzech piłkarzy z jednego klubu. Robił to zwłaszcza „w pionie” ustawienia, tak by jeden zawodnik z drugim mogli łatwo wymieniać się podaniami i pozycjami. Dzięki pracy w klubie znali swoje role doskonale, więc nawet drobne korekty selekcjonera nie wpływały tak bardzo na ich grę.

Współcześnie podobne eksperymenty również były stosowane. Za Franciszka Smudy oraz Waldemara Fornalika kibice liczyli na to, że wyniki kadry dźwignie trio z Borussii Dortmund: Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski. Występowali razem w reklamach, nawet z ich niedogadywania się nie robiono wielkiej historii, byle wszystko hulało na boisko. Momenty były, okres regularnej gry w kadrze na najwyższym poziomie przypadły na okres, gdy już nie reprezentowali barw tego samego klubu.

W tym, co zrobił Adam Nawałka z (ex-)tercetem z Dortmundu tkwi bowiem prawda o kadrze: nie da się już polegać na jednostkach na takim poziomie, który reprezentuje kadra, nawet trójka to za mało. Gdy Piszczek z Borussii współpracował świetnie z Błaszczykowskim z Fiorentiny, to Lewandowski z Bayernu miał obok siebie Milika z Ajaksu. Kuba był już zupełnie innym piłkarzem niż z czasów szaleństw w Bundeslidze, a reprezentacja potrafiła swoje ataki prowadzić także lewą stroną – przykładem gole strzelane Szwajcarii czy Portugalii. Wszystko było odpowiednio wyważone, bo i każdy reprezentant widział potrzebę pójścia na kompromis z selekcjonerem. Oddawali część siebie nie będąc tymi samymi piłkarzami, co w swoich klubach, ale z korzyścią dla wyniku całości.

Tylko u nas

Kiwior jako dowód

Lewy/środkowy obrońca Arsenalu zdominował tę dyskusję w ostatnich tygodniach. Wykorzystanie przez Kiwiora szansy otrzymanej od Mikela Artety – dobra, solidna gra na boku defensywy walczącego o mistrzostwo najsilniejszej ligi świata drużyny – sprawiło, że pod niego domagano się zmiany systemu reprezentacji.

Dawniej bywało, że lewa obrona była najsłabiej obsadzoną pozycją w reprezentacji. Jakub Wawrzyniak latami śmiał się, że zastępuje piłkarza, którego Polska jeszcze się nie doczekała. We wspomnianym Euro 2016 na tej pozycji występował prawonożny Artur Jędrzejczyk. Niewykluczone, że jedne z lepszych występów w tej roli w ostatnich latach notował Bartosz Bereszyński, któremu – po prawdzie – zdarzały się też spektakularnie gorsze.

Teraz Probierz miałby podjąć się rewolucji dla Jakuba Kiwiora. Środkowego obrońcy, który jeszcze trzy miesiące temu czuł się na lewej stronie tej formacji czuł się bardzo średnio. Ostatniego dnia 2023 roku tam wystawił go Arteta i po 45 minutach z Fulham ściągnął go z boiska. Ponad miesiąc później pojawił się na murawie w przerwie meczu z Liverpoolem i to z konieczności, bo kontuzji doznał Ołeksandr Zinczenko. Od tej pory miejsca nie oddał, ale to hiszpański szkoleniowiec poszedł na kompromis. Poprzestawiał zespół tak, by odmienność Kiwiora i Zinczenki w rozegraniu była rekompensowana po drugiej stronie. To Ben White zaczął spełniać rolę dodatkowego pomocnika, a Kiwior nie musiał się wychylać.

To może przesadzone stwierdzenie – w końcu zaliczał asysty z Liverpoolem, Burnley i Sheffield United – ale faktem jest, że np. notuje średnio niemal o połowę mniej kontaktów z piłką w strefie ataku, niż Zinczenko. Coraz częściej włącza się do gry, jego umiejętność zagrania z głębi pola w wolną przestrzeń przydaje się Arsenalowi, ale gra głównie tak, jak oczekiwano by tego po środkowym obrońcy na boku.

Czy tego na pewno potrzebuje reprezentacja? W ostatnich latach jednym z powodów przejścia na trzech środkowych obrońców było to, że kadrze łatwiej byłoby znaleźć lewonożnego stopera, niż odpowiedniego bocznego defensora. Łatwiej też o wahadłowego – Zalewskiego, Frankowskiego, Puchacza itd. – niż o kogoś, kto w tych proporcjach gry w defensywie i ofensywie jest bardziej zbilansowany. A do tego gra w klubie.

Dodatkowo, wyzwania stojące przed Probierzem raczej sugerują, że jeśli miałby postawić na czteroosobowy blok obronny, to wymagałby od bocznego defensora częstej gry w ataku. Na Estonię Kiwior w roli lewego obrońcy mógłby po prostu nie spełnić oczekiwań ofensywnych, bo nie ma tego w zwyczaju robić w klubie. Dwie z trzech jego asyst w tym sezonie były po zagraniach z własnej połowy: przebicia piłki głową i wyrzutu jej z autu. To nie są zasadne powody, by dla lewego obrońcy zmieniać cały system.

Jakub Kiwior
fot. IMAGO/Mikołaj Barbanell/ZUMA Wire

Swoboda dla Szymańskiego

Kolejnym wyzwaniem Probierza było sprawienie, by Sebastian Szymański znów poczuł się częścią kadry. Odkąd Paulo Sousa umieścił go na skrzydle, a Czesław Michniewicz starał się wdrożyć w swój pragmatyczny system, każdy kolejny udany klubowy okres rozgrywającego był przypomnieniem o niewykorzystanym potencjale. W trzydziestu meczach kadry ma on wciąż ledwie dwa gole (ze Słowenią i Wyspami Owczymi – dzieliły je niemal cztery lata), a także tylko trzy asysty (w ostatnim roku jedną, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego).

Obecny sezon w Fenerbahce jest dla niego tak udany, że gdy z Wyspami Owczymi strzelił gola, to liczono na przełamanie również w kadrze. Jednak kolejne mecze były raczej pokazem jego niedopasowania. Na Mołdawię wyszedł ustawiony już inaczej, niż kilka dni wcześniej i miał większe problemy. W kolejnym kluczowym meczu kadry z Czechami pojawił się na boisku na ledwie cztery minuty. Czego więc potrzebuje do nawiązania formą do tego, co prezentuje w klubie?

W skrócie: swobody. Poniższa grafika pokazująca wykreowane przez Szymańskiego sytuacje oraz wprowadzenia piłki w pole karne pokazuje, że – owszem – najlepiej czuje się jako ten środkowy ofensywny pomocnik. Ale potrzebuje też tego, czego kadra może mu nie dać: przestrzeni na zdobywanie miejsca dryblingiem. Powtarzalności w podejmowaniu ryzyka, gdy widzi szansę na wprowadzenie piłki w pole karne.

Do tego musi mieć odpowiednich partnerów, których ruchy zgrywają się z zagraniami z głębi pola. Fenerbahce gra systemem 4-2-3-1 w którym skrzydłowi są bardzo ofensywnie usposobieni, a więc – ustawieni wyżej niż wahadłowi reprezentacji Polski. Czy jednak nie mając piłkarzy o takim profilu Michał Probierz powinien usilnie odwzorowywać to, co robi Fenerbahce?

Selekcjoner musi mieć nosa?

Reprezentacje narodowe są coraz częściej drużynami kompromisu zawiązywanego pomiędzy selekcjonerem a piłkarzami. Każdy powoływany zawodnik może liczyć, że dobra forma da mu szansę na podstawowy skład, ale w kompletnie innym otoczeniu. Jeśli trenerzy kadr decydują się dać jeszcze większą swobodę jednostkom, to wówczas wyłącznie, gdy mają do czynienia z absolutnymi geniuszami. Tego przykładem był ostatni finał Mistrzostw Świata, ale niewiele jest ich więcej. Im poziom bliższy średniej europejskiej, tym ważniejsze staje się nie to, co kadra może zrobić dla zawodnika, ale co zawodnik może dać kadrze.

Probierz miał trzy treningi, tylko jeden w pełnym składzie osobowym. Ile może dostrzec trener w tym czasie? Jakie zalążki współprac, połączeń mogą zaistnieć, gdy wspólnego czasu na murawie jest tak niewiele? Na ile mogą takie sytuacje – pojedyncze akcje w grach najczęściej prowadzonych na mocno skróconym polu – wpłynąć na wielomiesięczne plany o składzie, także w nawiązaniu do rywala?

Do futbolu reprezentacyjnego coraz rzadziej trafiają najlepsi trenerzy, brak czasu na pracę z zespołem częściej odstrasza niż daje poczucie komfortu. Nie znaczy to jednak, że ta rola jest bezwartościowa lub niewiele od kandydata wymaga. Może nawet więcej, niż jesteśmy wciąż gotowi przyznać, bo sukces zależy od tego, co wcale nie jest namacalne. Od pomysłu, wyczucia i dostrzeżenia możliwości, gdy inni widzą problemy. Na dziś brzmi to również jak największa szansa Michała Probierza, by przekonać do siebie tych najbardziej nieprzekonanych.

Komentarze