EuroDziennik #12. Euro nie jest w różnych krajach. Jest w różnych światach

Hiszpański fan RL9 i jego mama - fanka... Rybusa
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Hiszpański fan RL9 i jego mama - fanka... Rybusa

Hiszpanie są jednym z tych narodów, który od koronawirusa dostał najmocniej. Dlatego dziś zagrożenie traktują śmiertelnie poważnie i trudno znaleźć choć jedną osobę bez maski na ulicy. W mniejszych sklepach w środku mogą być maksymalnie dwie osoby, a życie nocne zostało mocno ograniczone. Przeniesienie się z Petersburga do Sewilli to najlepszy dowód na to, że Euro 2020 jest rozgrywane nie tylko w różnych krajach. Jest rozgrywane w różnych światach.

EuroDziennik to cykl tekstów z miejsca zdarzeń podczas mistrzostw Europy i przygotowań do nich. Zdjęcia, boki, podróże, stadiony. Nie zawsze o piłce, ale z piłką w tle. Codziennie

Zaraz po tym, jak wsiadłem do pociągu z Albacete do Sewilli, do przedziału wszedł człowiek, który zdezynfekował w nim dosłownie wszystko. Prosił ludzi, by wstali i czyścił ich fotele, szorował stoliki, nawet psikał czymś w powietrze. Gdy już ruszyliśmy, wystarczyło kilkanaście sekund od momentu, gdy skończyłem jeść kanapkę i nie założyłem z powrotem maski, by siedząca obok pasażerka poprosiła mnie o to. Była śmiertelnie poważna, co do czasu zainfekowania świata nie było w Hiszpanii czymś oczywistym. Naród, który uwielbiał zabawę, tańczył na ulicach i celebrował życie, pochował się w domach. Nigdzie tu nie widać tłumów, a gdyby ktoś znał Andaluzję jedynie z przyjazdu na mecz Hiszpania – Polska, nie uwierzyłby, że gdzieś w tych okolicach religią stało się Flamenco.

– Macie tutaj naprawdę duże restrykcje. W Polsce już wracamy powoli do normalnego życia – zagadałem do recepcjonistki w hotelu.

– Mamy nadzieję, że w ciągu dwóch-trzech tygodni się skończą – odpowiedziała, choć jeśli wsłuchać się w tutejsze media, raczej nie ma na to wielkich szans. A przynajmniej nie w stopniu, na który ludzie czekają. Prawdopodobnie życie, jakie znamy w naszym kraju, w Hiszpanii będzie dostępne najwcześniej we wrześniu, gdy – jak się szacuje – 70 proc. społeczeństwa się zaszczepi i zyska odporność populacyjną.

Na mieście nie widać także Polaków. O ile w Petersburgu było ich mało, o tyle w Sewilli nie ma właściwie w ogóle. W Rosji drużynę Paulo Sousy witało około 100 kibiców, przed sewilskim hotelem Barcelo przyszło około dziesięciu. W tym dwóch będących Hiszpanami – młody Jesus, podkreślający, że jest wielkim fanem Roberta Lewandowskiego i jego mama w koszulce… Macieja Rybusa. Nie było śpiewów „jesteśmy zawsze tam”, jak w centrum Petersburga, a jedno jedyne hasło „panowie, nie poddawajcie się” rzucone przez jakiegoś fana.

Resztę dziennika wyjątkowo prezentujemy w formie wideobloga. Włączcie i subskrybujcie nasz kanał.

Komentarze