Euro 2020: Ta porażka nie jest sierotą. Wskazujemy winnych

Grzegorz Krychowiak
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Grzegorz Krychowiak

Podobno sukces ma wielu ojców, a porażka jest zawsze sierotą. Warto zadbać o to, by było inaczej i wskazać co najmniej pięć podmiotów lub wydarzeń, które przyczyniły się do tego, że na wielkim turnieju Polska znów zaliczyła tylko epizod.

  • Na Euro 2020 jechaliśmy osiągnąć co najmniej taki wynik, jak pięć lat wcześniej. Tak przynajmniej twierdzili piłkarze
  • W naszym rankingu wskazaliśmy pięć winnych podmiotów, które odpowiadają za porażkę na Euro
  • Zwycięzca tego rankingu mógł być tylko jeden

Oczywiście podanie tylko pięciu powodów klęski to za mało, bo reprezentacja Polski jest na samym szczycie piłkarskiej piramidy w Polsce. Trudno oczekiwać, że nasi zawodnicy będą w stanie iść na równą wymianę ciosów z Hiszpanami, od dziecka trenujących z piłką przyklejoną do nogi, kształtujących naturalny drybling i przenoszących później te przyzwyczajenia do futbolu seniorskiego. Natomiast biorąc pod uwagę tylko tę najkrótszą perspektywę, winnych da się wskazać dość łatwo.

5. MIEJSCE – PECH

To najbardziej kontrowersyjny wybór, bo sprowadzanie sukcesu i porażki do szczęścia i pecha, to droga donikąd. Ale jednak, gdy zrobimy uczciwy rachunek tych elementów, wyjdzie nam, że nieprzewidywalność futbolu zdecydowanie nie stała po naszej stronie. Ze Słowacją straciliśmy gola po rykoszecie, odbiciu piłki od słupka i następnie ręki interweniującego Wojciecha Szczęsnego. Z Hiszpanią żaden z arbitrów, w tym siedzący przed monitorami, nawet nie mrugnął, gdy Piotr Zieliński był faulowany w polu karnym, za to, gdy już odgwizdano spalonego Alvaro Moraty, okazało się, że linię łamała noga Bartosza Bereszyńskiego, który równie dobrze mógłby nie postawić jej tak głęboko. O słupku Karola Świderskiego i Robercie Lewandowskim, który w takich sytuacjach trafia 9 na 10 nie wspominając. Ze Szwedami kluczowe przebitki w pierwszej akcji też spadały im pod nogi, podczas gdy piłka po dobitce kapitana Polaków w poprzeczkę wylądowała dokładnie między jego nogami – pięć centymetrów w prawo lub w lewo i mielibyśmy gola strzelonego na trzy raty. Kadra musiała sobie też radzić bez Krzysztofa Piątka, Arkadiusza Milika, Krystiana Bielika i Jacka Góralskiego, gdzie wszyscy z nich mogli odegrać w niej kluczowe role. Pudło Gerarda Moreno z rzutu karnego nie rekompensuje tego wszystkiego.

4. MIEJSCE – GRZEGORZ KRYCHOWIAK

Nie można mieć stuprocentowego przekonania, że był to najsłabszy polski piłkarz podczas Euro 2020, ale że indywidualnie najmocniej je zawalił – już tak. Patrząc, jak układał się mecz ze Słowacją, mówienie, że na chwilę przed jego czerwoną kartką, mieliśmy niemałe szanse na zwycięstwo, nawet nie jest kontrowersją. Strata gola na 1:2 też jest związana bezpośrednio ze zniknięciem Krychowiaka z boiska – to jego strefę pokrył Bartosz Bereszyński, poświęcając krycie Milana Skriniara, za którego wcześniej był odpowiedzialny. Kamil Jóźwiak zupełnie sobie nie poradził ze Słowakiem, ale jego według pierwotnego planu wcale miało tam nie być.

Czerwonej kartki Krychowiaka nie da się usprawiedliwić. Złapał ją w momencie, gdy rywale przeprowadzali statyczny atak i posiadali piłkę w okolicach środka boiska. Trudno o mniej potrzebny faul. Sytuacja ta sprawiła, że przegraliśmy ze Słowakami, a później nie zdołaliśmy odrobić strat. Poza kartką też nie widzieliśmy najlepszej wersji Grzegorza. To po jego zablokowanym strzale z kompletnie nieprzygotowanej pozycji ruszyła kontra Szwedów, zakończona golem na 2:0.

3. MIEJSCE – PAULO SOUSA

Może powinien być wyżej, bo jako trener musi brać odpowiedzialność za wynik, ale mimo wszystko są winni bardziej od niego. Z perspektywy czasu wydaje się, że największym błędem Portugalczyka było forsowanie na siłę taktyki z trzema obrońcami i dwójką wahadłowych, mimo iż nie posiadamy ani obrońców potrafiących wyprowadzać piłkę zgodnie z wizją Sousy, ani wahadłowych. Ale jest tu druga strona medalu. Sousa swój plan na kadrę przedstawił przecież wcześniej Zbigniewowi Bońkowi, nie ukrywał, że ma zamiar grać 3-5-2, a prezesowi PZPN ten pomysł się spodobał. Jego zatrudnienie było ze strony Bońka przyklaśnięciem potrzebie zmian w sposobie grania w piłkę.

Największym minusem Paulo Sousy jest nieskuteczność planów A. Gdy w czasie meczu reagował, wszystko zaczynało mieć ręce i nogi. Symptomatyczne jest, że jego drużyna nie przegrała żadnej drugiej połowy, podczas gdy po premierowych 45 minutach aż pięć razy trzeba było odrabiać straty. W meczu ze Szwecją potrzebował trzech kwadransów, by wreszcie wprowadzić do gry inny element niż seryjne dośrodkowania. Staliśmy się drużyną, która chce atakować i robi to coraz lepiej, ale nie potrafi bronić

Można odnieść wrażenie, że Portugalczyk poświęcił Euro 2020, by wdrażać swoje rozumowanie piłki. Z drugiej strony czyje miałby wdrażać?

2. MIEJSCE – PIŁKARZE

Były rzeczy, na które Sousa nie miał wpływu, jak na przykład odpuszczenie założeń przy golu Skriniara. Robert Lewandowski mówił nam po meczu ze Szwecją, że zabrakło przede wszystkim umiejętności, ale czy one były po stronie Słowaków w meczu z nami? Ten sam Lewandowski powiedział wcześniej, że tam zabrakło odpowiedniego podejścia do meczu – waleczności, którą udało się wyszarpać punkt w Hiszpanii, że piłkarze myśleli, iż uda się wygrać jedynie poprzez grę w piłkę. Te zawalone mistrzostwa w dużej mierze są zawalonymi przez zawodników, którzy balon oczekiwań napompowali sami, mówiąc wielokrotnie czy to o najlepszym zgrupowaniu w historii, czy satysfakcjonującym wynikiem, jakim miałoby być co najmniej wyrównanie tego z poprzedniego Euro.

1. MIEJSCE – ZBIGNIEW BONIEK

Prezes PZPN za kadencji Adama Nawałki bardzo często powtarzał jedno hasło: nikt inny nie wymyśliłby Adama dla kadry. To prawda, dlatego sukces na Euro 2016 w dużej mierze był sukcesem Zbigniewa Bońka. Powtórzenie tego numeru z Jerzym Brzęczkiem miało gwarantować, że ego prezesa będzie prowadzić ze społeczeństwem nie widzącym zalet takiego ruchu już 2:0. Bo faktycznie nie było innej osoby, która uznałaby, że dwa lata pracy w Ekstraklasie (!), dwa na jej zapleczu oraz cztery w niższych ligach to wystarczająco dobre CV, by przejść najważniejszą drużynę w kraju.

Skoro Nawałka był sukcesem Bońka, to Brzęczek jego porażką. Bo do błędu w sprawie jego zatrudnienia sam się przyznał wręczając mu dymisję.

Winy Bońka są dużo większe niż Paulo Sousy, bo w przeciwieństwie do niego, on miał w rękach argumenty zapewniające nowemu selekcjonerowi więcej czasu.

Zwolnienie Jerzego Brzęczka było zasadne. Wściekłość kibiców i dziennikarzy po wrześniowym meczu z Holandią została tylko trochę złagodzona zwycięstwem na Bośnią (2:1). Boniek, mimo że doszedł do podobnych wniosków, co wszyscy, nie wyobrażał sobie sytuacji, w której ludzie pomyślą, iż ugiął się presji mediów i zwolnił selekcjonera. To musiała być jego decyzja i nikt nie mógł mieć wątpliwości. Stąd odczekanie do stycznia i pozbawienie Paulo Sousy sześciu meczów jesienią.

Sześć meczów bez stawki – utrzymanie w Lidze Narodów de facto zapewnił Brzęczek – to dawka kolosalna dla trenera, który chce wszystko zmieniać na nowe przed mistrzostwami. Spóźnione zwolnienie Brzęczka – cokolwiek Boniek teraz nie mówi – sprawiło, że kadra rozpoczęła eliminacje od testów Paulo Sousy zamiast wyjścia w Budapeszcie jedenastką, którą Portugalczyk znałby na wskroś.

Komentarze