Takiego zamieszania dawno nie było
Od kilku dni jesteśmy świadkami zamieszania jakiego w polskiej piłce klubowej dawno nie było. Marek Papszun, trener Rakowa, chce odejść do Legii, ale ten pomysł w Częstochowie bardzo się nie spodobał.
Atmosfera z dnia na dzień staje się coraz bardziej gęsta, a Papszun mocno dolał oliwy do ognia na przedmeczowej konferencji prasowej. Zresztą, na odpowiedź Rakowa długo nie trzeba było czekać.
Dziś zarówno Legia, jak i Raków grają mecze w Lidze Konferencji UEFA. Marek Papszun zasiądzie na ławce Rakowa, a Iniaki Astiz poprowadzi Legię. Tymczasem o całe zamieszanie zapytaliśmy Dariusza Dziekanowskiego, legendarnego gracz między innymi Legii, Widzewa, Celticu i reprezentacji Polski.
„Do końca poważne to nie jest”
Piotr Koźmiński, goal.pl: Marek Papszun na przedmeczowej konferencji Rakowa powiedział: “Legia chce mnie jako trenera, a ja chcę być trenerem Legii”. Po tych słowach pół piłkarskiej Polski spadło z krzesła. A jak pan zareagował?
Dariusz Dziekanowski: Myślę, że trener Papszun nie do końca przemyślał te słowa. Mówimy tu o szkoleniowcu, który ma ważny kontrakt. Do czerwca 2026 roku. Generalnie ta sprawa, jeśli już, to powinna być załatwiana w ciszy. Mamy dwa poważne kluby, a to co widzimy, do końca poważne nie jest.
Marek Papszun dokonał w Rakowie niesamowitych rzeczy. Niesamowitych! Ale teraz źle to rozgrywa. Bo ja miałbym do niego pytanie: czy gdyby na konferencji prasowej na jego miejscu siedział zawodnik Rakowa i powiedział, że chce odejść, że inny klub go chce… To czy Marek Papszun wystawiłby takiego piłkarza w nadchodzącym meczu?
Można przypuszczać, że nie…
No właśnie. Marek Papszun zawsze wymagał od zawodników zaangażowania na 100 procent, skupienia się na Rakowie. Ale czy w sytuacji, gdy sam się teraz tak zachowuje, wciąż ma prawo wymagać od nich tego samego? Chyba nie do końca. Powiem to jeszcze raz: Papszun dokonał w Rakowie rzeczy wielkich. Ale w tym momencie wybrał bardzo złą drogę załatwienia tej sprawy.
Nie wysiadasz z samochodu w trakcie jazdy
Chodzi panu o to, że timing jest zły, że lepiej byłoby to zrobić po rundzie?
Oczywiście, że tak. Raków ma przed sobą najważniejszą część sezonu.Wyszedł z kryzysu, znów zaczęło mu dobrze iść. I nagle takie coś…
Powiem tak: nie możesz wysiadać z samochodu w trakcie jazdy tylko dlatego, że masz na oku lepsze auto i zamierzasz się nagle przesiąść. No nie. Powinieneś dojechać do jakiegoś punktu, do jakiejś stacji. Taką stacją mógłby być koniec rundy jesiennej. Ale nie wysiadka w trakcie jazdy.
Michał Świerczewski, właściciel Rakowa, zareagował krótkim wpisem na platformie X: “Chcieć to połowa sukcesu. Niewystarczająca”.
Myślę, że Michał Świerczewski walczy o to, aby jego klub i on sam byli poważnie traktowani. O to tutaj chodzi.
To jaki przewiduje pan scenariusz? Papszun zostanie zablokowany, czy jednak trafi do Legii?
Zacznijmy od tego, że Legia prowadzi ten temat katastrofalnie. Mogła mieć rok temu Papszuna za darmo, bez żadnych utarczek. A teraz będzie musiała za niego zapłacić. Bo według mnie ku temu to zmierza.
Michał Świerczewski będzie chciał uzyskać za jego odejście określoną kwotę, a Legia będzie musiała zapłacić. Obecnie taki scenariusz biorę pod uwagę jako prawdopodobny.
„Nie tak i nie w tym momencie”
Być może awantura wzięła się stąd, że Marek Papszun miał mieć dżentelmeńską umowę z władzami Rakowa, że w przypadku dobrej oferty będzie mógł odejść. A za dobrą ofertę uważa możliwość przenosin do Legii. Raków temu zaprzecza, mówiąc, że to dotyczyło tylko klubów zagranicznych lub kadry. Zakładając jednak, że był ten gentlemen agreement, to Papszun ma rację, chcąc odejść teraz?
Nie, nie. Nawet wtedy nie. Pamiętajmy, że tu nie chodzi tylko o trenera i prezesa, właściciela. Podpisując kontrakt, umawiasz się też na coś i z zawodnikami, i z kibicami. I jak oni teraz mają się czuć? A kibice mają prawo nie wiedzieć o tych wszystkich niewidocznych niuansach.
Powiem szczerze, że grając w Widzewie, znalazłem się w podobnej sytuacji. Prezes Sobolewski powiedział mi w pewnym momencie, żebym dograł jeszcze pół roku, a potem mogę iść gdzie chcę.
Nikomu przez te pół roku nic nie powiedziałem, ale mój błąd polegał na tym, że zrobiłem to przed meczem Widzew – GKS Katowice, na stadionie Legii. Choć to był już ostatni mecz sezonu, finał Pucharu Polski. Ale i tak nie powinno się takich rzeczy mówić przed meczem. Nawet jeśli był ostatnim.
A powiedziałem to trenerowi Waligórze. I okazało się, że prezes Sobolewski nie chciał dotrzymać danego słowa. Ostatecznie jednak trafiłem do Legii.. Natomiast wracając do sprawy Papszuna: jak mówię, zabrakło mu dyplomacji. Nie tak to się powinno załatwiać. Nie tak i nie w tym momencie.









