Oficjalnie: Gikiewicz wrócił do Ekstraklasy po niemal dekadzie!

To, co jeszcze kilka dni temu wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Rafał Gikiewicz podpisał kontrakt z Widzewem Łódź. Doświadczony bramkarz ma pomóc zespołowi w utrzymaniu w PKO BP Ekstraklasie.

Rafał Gikiewicz
Obserwuj nas w
IMAGO / Revierfoto Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz
  • Widzew Łódź poinformował o podpisaniu umowy z Rafałem Gikiewiczem
  • Kontrakt obowiązuje do końca sezonu, ale zawiera opcję przedłużenia współpracy
  • Popularny i doświadczony golkiper ma pomóc Czerwonej Armii w utrzymaniu w PKO BP Ekstraklasie. Na razie zajmuje ona 14. lokatę w tabeli

Gikiewicz uratuje Widzew? Wielki powrót do Polski

W środę doszło do transferu, o którym jeszcze całkiem niedawno nikt by nawet nie pomyślał. Widzew Łódź poinformował o zakontraktowaniu Rafała Gikiewicz.

Bramkarz podpisał półroczną umowę z opcją przedłużenia współpracy. Wszystko będzie zależeć od tego, czy Czerwona Armia zdoła utrzymać się w PKO BP Ekstraklasie. Na ten moment zajmuje ona 14. miejsce w tabeli, mając zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową.

Rafał Gikiewicz w ostatnich latach stał się w Polsce niezwykle popularny. Bramkarz, który długie lata spędził w Niemczech publicznie apelował o powołanie do reprezentacji kraju, ale jak dotąd nie rozegrał w niej ani jednego meczu. Faktem jest jednak, że u naszych sąsiadów zasłużył sobie na wielki szacunek. Przez trzy sezony był podstawowym golkiperem Augsburga. Wcześniej bronił barw Unionu Berlin, z którym wywalczył też awans z drugiej do pierwszej ligi. Ostatnie pół roku spędził w tureckim MKE Ankaragucu. Tam jednak nie zdołał przebić się do pierwszego składu i rozegrał zaledwie siedem spotkań, licząc wszystkie fronty.

Dla 36-latka to powrót do ojczyzny po ponad dekadzie. Latem 2014 roku opuścił Śląsk Wrocław, przenosząc się do Eintrachtu Brunszwik. Wcześniej reprezentował barwy, między innymi, Jagiellonii Białystok czy Stomilu Olsztyn.

Czytaj więcej: Londyńczycy w walce o Ukraińca. Szachtar chce jeszcze więcej, niż za Mudryka.

Komentarze