Ma dobre wspomnienia z obu klubów
John van den Brom już się nie może doczekać rywalizacji Lecha z Genkiem w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europy. Holenderski szkoleniowiec pracował zarówno z belgijskim jak i z polskim zespołem, więc doskonale zna oba miejsca. Z Genkiem sięgnął po Puchar Belgii i wicemistrzostwo kraju, a „Kolejorza” doprowadził do ćwierćfinału Ligi Konferencji UEFA.
Goal.pl zadzwonił do van den Broma, aby trochę powspominać, ale też przede wszystkim porozmawiać o nadchodzącej rywalizacji o fazę grupową LE. Przypomnijmy: pierwszy mecz już jutro w Poznaniu.
Piotr Koźmiński, goal.pl: Co pan pomyślał widząc po losowaniu zestawienie Lech Poznań – Genk?
John van den Brom:
Jeszcze zanim te zespoły wpadły na siebie zerknąłem na potencjalne możliwości i pomyślałem, że to byłaby ciekawa para. No a potem los przyniósł właśnie takie rozwiązanie. A moje myśli? Jedną z pierwszych było to, że koniecznie muszę się wybrać na rewanż do Genk. Bo to tylko dwie godziny autem od miejsca, gdzie mieszkam. Oczywiście, pierwszy mecz też obejrzę, w domu, w TV. Zresztą, prawda jest taka, że oglądam niemal każdy mecz Lecha.
A jeszcze co do tego co było po losowaniu. Od razu zaczęły się telefony. I od ludzi związanych z Lechem, i od tych, którzy są z Genk. Belgom opowiadałem więc o Lechu, a Polakom o Belgach. Tych drugich wyraźnie ostrzegłem przed jednym.
Mianowicie?
Przed pełnym stadionem Lecha. Jeśli na Lechu jest komplet, to mówię z pełnym przekonaniem: najlepsza publiczność jaką miałem w swojej trenerskiej karierze. To jes coś niesamowitego. No więc mówię o tym działaczom Genk: „uważajcie, bo tam naprawdę będzie gorąco”. A oni na to: Ok, ok, wiemy, bo byliśmy tam siedem lat temu”.
No dobrze, ale ilu graczy z obecnej kadry Genk było wtedy w drużynie i doznało tego jak może dopingować Poznań? Ano właśnie. W mojej ocenie kibice Lecha są bezkonkurencyjni. Fani Genk są inni. Zresztą, ich stadion jest dużo mniejszy. Kibice Genk po prostu lubią dobry futbol i gdy go widzą, to chętnie reagują.
To dla kogo będzie biło pańskie serce przy okazji tej rywalizacji?
Wiesz co… Nie da się odpowiedzieć na to pytanie. Bo i tu, i tu miałem świetny czas i mam super wspomnienia. No ok, poza końcówką. Z Genkiem zdobyłem Puchar Belgii…
I do końca walczył pan o tytuł, przegrywając go z Club Brugge minimalnie…
Tak było. A przede wszystkim co mnie cieszyło to fakt, że graliśmy bardzo fajny, ofensywny futbol. Dobrze wykorzystywaliśmy skrzydłowych, mieliśmy bardzo dobrego napastnika, Paua Onuachu. W tamtym sezonie strzeliliśmy bardzo dużo goli. Co ciekawe, teraz Genk w pewnym sensie znów jest podobny.
Niech Lech uważa na Japończyka
To prawda. Znów ma bardzo dobrego napastnika, Tolu Arokodare…
Tak plus dobre skrzydła. Wrócił też na przykład Japończyk Junya Ito, który grał u mnie. To bardzo dobry zawodnik, ostrzegam przed nim Lecha. Generalnie cały „przód” Genk jest świetny, trudno się przeciw nim gra. Choć Lech ma teraz lepszą obronę, bo pamiętasz, gdy ja zaczynałem…
Ale ta obrona sprawia dużo prezentów rywalom w tym sezonie, choć może akurat w czwartek spisze się na medal. A skoro Lecha ostrzega pan przed Ito, to przed kim z Lecha ostrzegał pan w rozmowach z ludźmi związanymi z Genk?
W tych rozmowach przewijało się tylko jedno nazwisko „Ishak”. Ishak, Ishak, Ishak. O nikim innym Belgowie w dyskusjach ze mną nie mówili. Tylko o nim.
Ishak ma już 99 goli dla Lecha we wszystkich rozgrywkach. Jak pan wspomina współpracę z nim?
Ma już 99 bramek? Tego akurat nie wiedziałem. Natomiast co do współpracy. Uwielbiałem z nim pracować. Ze względu na jego umiejętności, ale i charyzmę, przywództwo. Choć oczywiście to nie był łatwy czas, bo Ishak nie mógł dojść do siebie po chorobie. To było dla niego bardzo trudne, ale dla nas też.
Mimo neutralności rozumiem, że życzy mu pan setnego gola w czwartek?
Oczywiście, że tak!
A gdzie była większa presja? W Genku czy w Lechu?
W Lechu. Zwłaszcza w kolejnym sezonie. Nie awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Konferencji UEFA, a w lidze szło nam średnio, mimo że mieliśmy niemal tych samych piłkarzy. Presja w Poznaniu była wtedy bardzo duża.
W obu przypadkach został pan zwolniony w grudniu. Która dymisja bardziej bolała?
Zdecydowanie bardziej zwolnienie z Lecha. Nie spodziewałem się go absolutnie, nawet idąc do biura po telefonie, że mam się stawić na spotkanie. Miałem dobre relacje z Piotrem i Tomaszem, w moim odczuciu nic tego nie zapowiadało. Zostałem zwolniony na ostatnim spotkaniu przed rozjazdem na święta.
Powrót do Polski? Jestem otwarty
Taki prezent świąteczny. Ok, przepraszam za żart.
Nie, nie, w porządku. Już to przebolałem, choć nie ukrywam, że długo nie mogłem się z tym pogodzić. Oczywiscie, zwolnienie z Genk też nie było przyjemne. Ale odpowiadając wprost: bardziej bolesne było odejście z Lecha.
Po tym sezonie opuścił pan z kolei Vitesse Arnhem, tym razem jednak z powodów poza sportowych, bo klub ma potężne problemy, stracił licencję i grozi mu spadek na poziom amatorski.
To prawda. Obecnie jestem wolny, czekam na oferty. Ligi dopiero wystartowały, więc pewnie teraz będzie ciężko, ale spokojnie poczekam i prędzej czy później wrócę na ławkę.
Powrót do Polski bierze pan pod uwagę, czy to definitywnie zamknięty rozdział?
Oczywiście, że biorę pod uwagę. Jak mówiłem, mam stąd super wspomnienia. I z miasta, i z klubu. Moja rodzina zresztą też.
To na koniec jeszcze raz: jest faworyt tego dwumeczu? Czy 50 na 50?
Ja bym mimo wszystko dał 50 na 50. Ok, Genk ma piłkarzy, bardzo dobrych i młodych, których pewnie niedługo sprzeda za 20 mln euro albo więcej. Te ceny za piłkarzy odchodzących z Genk i Lecha są jednak inne, bo Lech pewnie najwyżej może liczyć na 10 mln. To spora różnica, ale wynika z pewnych uwarunkowań. Zresztą, moim zdaniem te kluby są bardzo podobne. I pod względem tego jak chcą grać, czyli ofensywnie, i jak funkcjonować: czyli szlifować i sprzedawać.
Pewnie więcej indywidualnej jakości jest po stronie Genk, ale ogólnie między klubami nie ma aż tak dużej różnicy, aby przesądzać, że ten czy tamten awansuje. Zresztą, Genk słabo zaczął sezon. Ma 4 punkty po 4 meczach, a gdyby nie wygrana w ostatnim spotkaniu, to miałby jeden. Dlatego moim zdaniem w tej rywalizacji wszystko jest możliwe.