Bojkot Wisły Kraków trwa i będzie trwać. Zimowe spotkanie, hipokryzja i związane ręce

Ani prezesom klubów 1. ligi, ani jej władzom, nie jest na rękę obecna sytuacja, w której trwa bojkot kibiców Wisły Kraków i nieformalny, choć niezwykle skuteczny, nałożony na nich przez środowisko kibicowskie zakaz wyjazdowy. Sytuacja jednak wygląda na beznadziejną do tego stopnia, że żadna zmiana przepisów tu nie pomoże. Podobnie jak nie pomogła przerwa zimowa, z którą władze ligi wiązały dużą nadzieję.

Kibice Wisły Kraków
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Kibice Wisły Kraków

  • Władze 1. ligi wiązały nadzieje z przerwą zimową i zakończeniem podczas niej bojkotu kibiców Wisły Kraków
  • Nic takiego się nie wydarzyło, a próbując czegoś się dowiedzieć łatwo dojść do wniosku, że sytuacja szybko się nie zmieni. I nie zmieni jej nawet ewentualna zmiana przepisów dająca klubom niemal wolną drogę w odmowie przyjmowania gości
  • Cała sprawa podszyta jest ogromną niechęcią, hipokryzją i absurdem

Bojkot Wisły – o co chodzi?

Gdyby przed tym konkretnym sezonem 1. ligi przyjmować zakłady, czy w roku, w którym w jednym czasie zaplecze Ekstraklasy zgromadziło takie marki jak Wisła Kraków, Lechia Gdańsk, Arka Gdynia, Motor Lublin, Wisła Płock, GKS Katowice czy Polonia Warszawa (nic nie ujmując innym klubom) coś będzie w stanie przyćmić walkę na boisku, kurs byłby dość wysoki. A jednak o bojkocie wymierzonym w kibiców Białej Gwiazdy mówi się dużo i często, z największą intensywnością przed kolejnymi wyjazdowymi meczami Wisły. Bojkocie, który na dobrą sprawę nikomu nie służy, pachnie hipokryzją i – tak mi wychodzi z rozmów, które odbyłem z mądrzejszymi w tym temacie od siebie – jest podszyty przede wszystkim dużą niechęcią podpartą pretekstem.

Każdy, kto czyta ten tekst, prawdopodobnie wie, co było tym pretekstem, więc dla formalności najkrócej, jak się da. Podczas zorganizowanego przez zaprzyjaźnionych fanów Wisły i Unii Tarnów turnieju w Radłowie, doszło do ataku szalikowców Zagłębia Sosnowiec i BKS-u Stali Bielsko-Biała. Tak rozpoczęło się starcie, które zakończyło się śmiercią mężczyzny identyfikującego się z tym ostatnim klubem. Po Polsce poniosła się wieść, że 40-letni pseudokibic zginął po postrzeleniu go racą, jednak do tej pory żadne organy badające sprawę takiego przebiegu zdarzeń nie potwierdziły. Mało tego – już bezpośrednio po zdarzeniu rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie Katarzyna Cisło przekazała Polskiej Agencji Prasowej, że – tu cytat – wiele wskazuje na to, iż doszło do nieszczęśliwego wypadku, nieostrożnego użycia środków pirotechnicznych przez pokrzywdzonego.

Sprawa wciąż jest badana, ale trudno wierzyć, że poznamy ostateczne odpowiedzi, gdy na przebieg zdarzenia wpływ miała ogólna dynamika, tłum, a także środowisko, które zapewne nie do końca jest chętne do współpracy z policją. Ale fama z wersją o zabójstwie z użyciem sprzętu bardzo szybko się rozniosła i po dość krótkiej ścieżce zgodowej BKS – Zagłębie Sosnowiec – Legia dotarła do Warszawy. Środowisko legijne zainspirowało bojkot Wisły, a że ma w kraju posłuch, okazało się to skuteczne.

Bardzo łatwo dojść do wniosku, że to nie ma żadnego sensu – brak jest dowodów, że doszło do zabójstwa, abstrahując od tego, że agresorami w całej sytuacji wcale nie byli kibice Wisły i Unii. Jakiś czas temu w poście zamieszczonym na platformie X poprosiłem też – bez najmniejszego nacechowania emocjonalnego – o wytłumaczenie mi przez środowisko kibicowskie tego bojkotu ogłoszonego na podstawie niezweryfikowanych informacji, a nie faktów. Mimo niemałych zasięgów wpisu (ponad 73 tys. wyświetleń), i pięćdziesięciu komentarzy, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Pytałem o tę sprawę też na własną rękę, poza Internetem, i wyłonił mi się obraz bojkotu, do którego potrzebny był jedynie pretekst.

Dlaczego ta sprawa to hipokryzja?

Fakty są takie, że za szalikowcami Wisły raczej się nie przepada i wytyka im wiele złego z przeszłości. Na czele z fetowaniem śmierci “rywali” (“Rachu-ciachu Małpa w piachu” jako przyśpiewka o zabitym szalikowcu Korony Kielce czy “J…ć człowieka, co do śmieciarki ucieka”, co stanowiło wyraźną aluzję do śmierci Tomasza C. ps. “Człowiek”, który na os. Kurdwanów zginął w 2011 roku). Wiśle w opinii środowiska nie pomogło też zawiązanie koalicji z Ruchem Chorzów i Widzewem Łódź, które odbyło się kosztem wieloletniej zgody ze Śląskiem Wrocław i Lechią Gdańsk, i doprowadziło w 2016 roku do zaatakowania innych grup, ze Śląskiem włącznie, przed meczem Polska – Ukraina w Marsylii. Zdarzenie w Radłowie stanowiło pretekst dla rozpoczęcia bojkotu, mimo że – to też opinia zasłyszana w środowisku kibicowskim – wiele osób doskonale zdaje sobie sprawę, że mówimy o sporej hipokryzji. Spotkałem się ze słowami, że powody do zrobienia bojkotu były wcześniej, a teraz jest, bo jest, i niekoniecznie odbywa się to z większym sensem.

Tym bardziej, że z fetowaniem śmierci mieliśmy już do czynienia także w przypadku innych klubów, których dziś się nie bojkotuje. W 2015 roku podczas meczu Cracovia – Pogoń Szczecin w pewnym momencie na sektorze ultrasów Pasów pojawiła się sporych rozmiarów oprawa z wizerunkiem paprykarza szczecińskiego i wbitego w puszkę noża. Wszystko okraszone podpisem “Cracovia 1:0 Pogoń”. Miało nawiązać to do wydarzeń sprzed 23 lat, gdy zasztyletowano fana Pogoni. Sprowokowani kibice ze Szczecina zrewanżowali się wrzuceniem rac na boisko i okrzykami znanymi wcześniej z trybun Wisły – “J…ć człowieka, co do śmieciarki ucieka”. Jedna strona zaczepiła, druga odpowiedziała, ale jakby nie było, w obu przypadkach mówimy właśnie o fetowaniu śmierci.

Zamieszki podczas meczu Cracovia – Pogoń (kwiecień 2015). Fot. PressFocus

Hipokryzja całego zjawiska jest potężna. Gdy kibice Polonii Warszawa wyłamali się z bojkotu i ostatnio zagościli na trybunach w Krakowie, Arka Gdynia ogłosiła, że w ramach rewanżu nie pojedzie na wyjazd do stolicy. Jednak fani Legii w liczbie pięciu tysięcy pojawili się niedawno na Stadionie Śląskim podczas meczu z Ruchem, który – jako zgoda Wisły – regularnie zasiada na stadionie przy Reymonta. Pytanie, czy Widzew, którego kibice też tam się pojawią podczas zbliżającego się meczu Pucharu Polski, również zostanie objęty ostracyzmem, czy jednak bojkot będzie dotyczył tylko wybranych klubów?

Próżno szukać nadziei

Środowisko kibicowskie nie wygląda jednak na takie, które rozważa wszelkie za i przeciw w sposób stuprocentowo spójny, logiczny i pozbawiony emocji, opierając się jedynie na faktach. Raczej pod wpływem tych emocji działa. Wyrok na Wisłę zapadł, proces nie był potrzebny, a jedynym zdarzeniem, które może doprowadzić do zakończenia bojkotu jest po prostu jego odwołanie. A na to się nie zanosi.

Dziś trudno więc liczyć, że coś się w tej sprawie zmieni, bo wsłuchując się w głosy osób, które chciałyby zażegnania konfliktu – a są to i władze 1. ligi, i sami prezesi klubów (a przynajmniej niektórzy) nie bardzo widać nadzieję. Zimą miało dojść do mediacji między ligą a klubami. Liga obiecywała sobie po nim wiele, w grudniu nawet wydawało się, że mecz Stali Rzeszów z Wisłą może być nowym otwarciem, bo ze strony klubu z Podkarpacia nie było wyraźnego weta, a w zależności od interpretacji może nawet wola wpuszczenia kibiców Białej Gwiazdy. Dziś już wiemy, że to nie nastąpi.

Słyszę, że wnioski płynące z mediacji nie są dla Wisły korzystne. Sprowadzają się do tego, że dopóki środowisko kibicowskie wewnątrz siebie nie postanowi inaczej, trudno liczyć na zmiany. To oczywiście sytuacja, w której ogon kręci psem, ale sami prezesi narzekają na związane ręce. Nie na rękę im bojkot, bo niewpuszczenie przykładowo 2 tys. kibiców Wisły, gdzie każdy musiałby zapłacić za bilet 30 zł, to brak wpływu 60 tys. zł do kasy. Jeszcze bardziej nie na rękę im jest jednak pójście na wojnę z własnym środowiskiem kibicowskim, które nie wygląda na skore do negocjacji.

Tylko u nas

Zmiana przepisu nic nie da

Przepis, który pozwala nie wpuszczać gości na własny stadion jest dość jasno określony. Brzmi: Klub drużyny gospodarza ma prawo nie przyjmować zorganizowanej grupy kibiców drużyny klubu gościa na podstawie decyzji właściwych podmiotów państwowych lub samorządowych, organów dyscyplinarnych oraz w szczególnie uzasadnionych przypadkach, gdy istnieją realne, udokumentowane przesłanki wskazujące na możliwość zaistnienia zagrożeń dla bezpieczeństwa uczestników lub przebiegu meczu.

Wydaje się, że udokumentowanie przesłanki wskazującej na niebezpieczeństwo nie jest szczególnie trudne, zwłaszcza gdy za “prośbą” o nieprzyjmowanie kibiców Wisły stoją antagonistycznie nastawione do nich grupy fanów innych klubów. Łatwo też wyobrazić sobie, że osoba stojąca po stronie PZPN za “przyklepaniem” decyzji w oparciu o taką dokumentację, może być wystraszona konsekwencjami, gdyby doszło do niebezpiecznych wydarzeń. W świetle prawa zignorowałaby “realnie istniejące przesłanki”.

Czy zatem szansą dla Wisły byłaby zmiana tego przepisu i wpisanie na twardo obowiązku przyjmowania gości? Jeden z moich rozmówców twierdzi, że to nic nie da. – Analizowałem to nawet ostatnio. Problem polega na tym, że jeżeli policja zawnioskuje do prezydenta i organizatora imprezy, że może być zagrożone bezpieczeństwo, to nie wyobrażam sobie sytuacji, w której prezes klubu powie “mam to gdzieś”. A zdanie policji ma większą moc niż przepis PZPN. Nikt nie weźmie na siebie odpowiedzialności, nawet jak przepisy się zmienią. Gdyby policja nie widziała przeszkód, to i tak prezes mając na głowie swoich kibiców na szybko wymyśli remont sektora gości. Jeśli ma dojść do końca bojkotu, to w sposób organiczny.

Z tego, co słyszę, władze ligi są mocno zaangażowane w próby zmiany sytuacji i nikt nie spogląda na nią obojętnie. Były, są lub będą prowadzone rozmowy z prezesami klubów o tym, by próbować przekonywać własne środowisko, ale obiektywnie patrząc, ten sznurek wygląda beznadziejnie. Jeśli prezes danego klubu postawi się swoim kibicom, będzie miał problem. Ci kibice, nawet jeśli dostrzegają absurd sytuacji, też mogą trwać przy swoim, bo z kolei jeśli oni odpuszczą, spotkają się z odzewem szerokiego środowiska kibicowskiego. Jakkolwiek to beznadziejnie brzmi, wszystko prowadzi do wniosku, że decyzja o wpuszczeniu kibiców Wisły na dowolny stadion w Polsce, musi zapaść jako głos tego świata.

Wiara w zażegnanie impasu wśród moich rozmówców istnieje, ale opiera się na założeniu, że albo ktoś się wyłamie i zaprosi do siebie Wisłę, albo decyzja o końcu bojkotu zapadnie na górze. Patrząc realistycznie, nic dobrego to nie zapowiada.

Kluby nie chcą kibiców Wisły na trybunach

Czy popierasz ich decyzję?
Tak 15%
Nie 84%
Nie mam zdania 1%
1543+ Głosy
Oddaj swój głos:
  • Tak
  • Nie
  • Nie mam zdania

Komentarze