Żona pomogła podjąć decyzję
Lucas Piazon podpisał dwuletni kontrakt z Wieczystą Kraków. O tym, że zanosi się na ten sensacyjny ruch jako pierwszy poinformował Mateusz Borek z Kanału Sportowego. Kilka dni po tej informacji krakowski klub oficjalnie ogłosił pozyskanie byłego gracza Chelsea.
To prawdopodobnie najgłośniejszy transfer w historii beniaminka 1. ligi. A dlaczego Piazon zdecydował się na Wieczystą? O tym Brazylijczyk opowiedział w specjalnym wywiadzie dla goal.pl. To jego pierwsza rozmowa po podpisaniu kontraktu z polskim klubem.
Piotr Koźmiński, goal.pl: Jak to się stało, że były piłkarz Chelsea zasila Wieczystą? Swoją drogą wiem, że przymiarki, abyś zagrał w Polsce były już rok temu, a sporą rolę odgrywa w tym twoja żona.
Lucas Piazon, Wieczysta Kraków:
To prawda. Moja żona jest Polką, pochodzi z Wrocławia. Wiele lat temu wyjechała z rodzicami do Meksyku, a stamtąd do USA. I prawdą jest, że ciągnęło ją do ojczyzny. Zatem można powiedzieć, że tak. Że wybór kraju, gdzie będę grał nie jest przypadkowy. To nie tak, że teraz po raz pierwszy przyjechałem do Polski. Rok temu spędzaliśmy tu wakacje, robiąc taki tour po kraju. Warszawa, Wrocław, Mikołajki. A teraz przyszła pora na Kraków.
Z tego co słyszałem, nie była to ani jedyna, ani nie pierwsza oferta z Polski.
To prawda. Rok temu długo negocjowałem z dyrektorem sportowym innego polskiego klubu. Te rozmowy były zaawansowane, ale polska strona za długo je przeciągała. Efekt był taki, że ostatecznie podpisałem umowę w Portugalii. Nawet mówiłem ostatnio żonie, że widocznie to nie był czas, aby podpisać umowę w jej kraju. Teraz też miałem propozycję z innego polskiego klubu, ale Wieczysta była najbardziej konkretna.
Dobry kontrakt to oczywistość, ale czym jeszcze cię przekonała Wieczysta?
Sławomir Peszko zadzwonił do mnie kilka tygodni temu. Ten telefon mnie zaskoczył, bo przecież nie będę ukrywał – nie spodziewałem się tego. Ale im dłużej przyglądałem się sytuacji, tym bardziej zaczynałem się do tego projektu przekonywać. Moja żona też wykonała parę telefonów do znajomych w Polsce w tej sprawie. Ostatecznie uznałem, że w obecnej sytuacji to najlepsze wyjście dla mnie. Klub chce awansować do Ekstraklasy, a korzenie mojej żony, jak wspomniałem, też mają znaczenie.
Mówisz po polsku dzięki żonie?
Trochę tak. A teraz będę miał jeszcze więcej okazji, aby szlifować wasz język. Nasz starszy syn mówi po polsku, młodszy też już zaczyna. Z rodzinnego punktu widzenia to dobra okazja, aby jeszcze lepiej poznać język.
Słodko-gorzki debiut w Chelsea
Wiele lat byłeś piłkarzem Chelsea, ale w pierwszym zespole zagrałeś tylko trzy mecze. Jak oceniasz ten okres?
Pewnie mogłem, albo nawet powinienem odejść z Chelsea wcześniej. Z drugiej strony byłem w wielkim klubie, który na pewno dużo mnie nauczył. Nigdy nie zapomnę mojego debiutu. A potem debiutu w oficjlanym meczu, gdy zdobyłem bramkę i zmarnowałem karnego.
No właśnie. Taki słodko-gorzki debiut…
Tak. Tego karnego to sam wywalczyłem. Wynik był już bardzo wysoki. koledzy sami mnie zachęcali, żebym wykonał jedenastkę. No trudno, nie wyszło.
Wiele razy byłes z Chelsea wypożyczany. Które z tych wypożyczeń wspominasz najlepiej?
To do Fulham. Wtedy nawet nie musiałem się przeprowadzać. Bardzo dobrze mi się tam grało. Tak samo dobrze wspominam okres w Vitesse Arnhem. Biliśmy się o czołowe miejsca w lidze, a ja od początku strzelałem tam gole.
A ulubiony moment w karierze?
Te które wymienilem wyżej plus pierwszy sezon w Bradze. Fajnie tam się to wtedy układało. Zdobyliśmy Puchar Portugalii na przykład. Tak, to był dobry okres.
Najgorsze wypożyczenie z Chelsea?
Zdecydowanie Chievo Verona. W tamtym okienku miałem odejść do innego włoskiego klubu. Negocjacje były bardzo zaawansowane, ale ostatecznie do transferu nie doszło. Potem pojawiło się Chievo, ale okazało się, że to był zły wybór. Nie dość, że dopadły mnie wtedy problemy z żołądkiem, to jeszcze szybko klub stracił szansę na utrzymanie w Serie A. Efekt był taki, że grałem tam bardzo mało.
Najlepsi piłkarze z jakimi grałeś w jednym zespole?
Eden Hazard i Isco. Ta dwójka zdecydowanie. Trenujesz z nimi pięć minut i już wiesz, że oni są z innej planety.
Grałeś w reprezentacji Brazylii młodszych kategorii wiekowych. Raz zostałeś nawet królem strzelców dużej imprezy. Ale w tej najważniejszej nie udało się zagrać. Jesteś zawiedziony?
Tak szczerze to nie. Brazylia to ogromny kraj, pod względem piłkarskim również. Wiadomo jak wielu piłkarzy aspiruje do gry w kadrze. Rozegrałem wiele spotkań w drużynach młodzieżowych, to tam dostrzegła mnie Chelsea. Nie mam problemu z tym, że nigdy nie zagrałem w pierwszej reprezentacji.
Porównania do Kaki
Prawdą jest, że Brazylia szaleje na punkcie futbolu. A w którym klubie czułeś największą presję?
No właśnie w Brazylii. Wyjechałem stamtąd jako młody chłopak. Wróciłem po wielu latach, już jako ukształtowany piłkarz. Byłem piłkarzem Botafogo. U nas to jest zero-jedynkowe. Po wygranym meczu jesteś królem, a po przegranym najlepiej, żebyś odszedł.
Wiele razy porównywano cię do Kaki, ale chyba nie lubiłeś tego porównania.
Prawdą jest, że takie porównania były. Choć nie gram na pozycji, na której brylował Kaka. Ale obaj jesteśmy z Sao Paulo, obaj mamy biały kolor skóry. Brazylijskie media zawszse lubiły takie wrzutki. Nowy Neymar, nowy Kaka. Nie mówię tu tylko o sobie, raczej generalnie o tym jak media podchodzą do tematu. Z jednej strony to porównanie mi schlebiało, ale z drugiej nie było trafne. Bo, jak mówiłem, gram na innej pozycji niż Kaka.
Polscy kibice chętnie szybko zobaczą cię w akcji. Pytanie jednak ile czasu potrzebujesz, aby dojść do pełni formy?
Kilka tygodni. Ostatni mecz rozegrałem w czerwcu. Wprawdzie trenowałem indywidualnie, ale wiadomo, że to nie to samo. Mam jednak nadzieję, że docelowo uda mi się pomóc Wieczystej w awansie. To teraz mój główny cel.