Jak Arteta buduje Kiwiora. Polak na warsztacie taktycznego maniaka

Jakub Kiwior zalicza swoją drugą najlepszą serię meczów rozegranych z rzędu w Arsenalu, ale – pomimo dwóch asyst – jego wejście do rozpędzającego się zespołu przechodzi bez echa. Słusznie, czy może obrońca zasługuje na większą uwagę dzięki grze na nieswojej pozycji? A może to tylko… stacja pośrednia w karierze na The Emirates reprezentanta Polski?

Jakub Kiwior
Obserwuj nas w
IMAGO/AFLOSPORT Na zdjęciu: Jakub Kiwior
  • Dlaczego Jakub Kiwior dostał od Mikela Artety szansę?
  • Jak przebiega jego adaptacja w Arsenalu?
  • Jaka jest jego rola w planach Artety?
  • Jak zagrał w swoim pierwszym meczu fazy pucharowej Ligi Mistrzów?

Adaptacja

Adaptacja staje się słowem coraz bardziej obcym we współczesnym futbolu… Nie mylić z aklimatyzacją. Rynek transferowy jeszcze nigdy nie był rozkręcony tak mocno, stał się on sportem w sporcie, osobną dyscypliną, która definiuje nastroje kibiców niemal na równi z wynikami ich drużyn. Od nowych zawodników oczekuje się natychmiastowych efektów, a piłkarzy zawodzących od razu przesuwa się na listę do sprzedaży.

W tym samym czasie futbol staje się dyscypliną coraz bardziej skomplikowaną. Nawet jeśli czas trwania odpraw taktycznych się nie zmienia, nikt nie zmusza piłkarzy do godzin spędzonych na analizie występów swoich i najbliższego rywala, to muszą oni w coraz krótszym okresie przyswajać jeszcze więcej informacji, do tego wdrażać je na rosnącej z roku na rok intensywności.

Brzmi nieprawdziwie? Mikel Arteta zapytany o jego plan na mecz z Manchesterem City na początku obecnego sezonu powiedział, że zawierał on aż 43 różne systemy w ciągu 90 minut. Argumentował, że z wyborem właściwego jest jak z trasą z domu do pracy: bierze się pod uwagę okoliczności, zakorkowanie tras w danym okresie dnia i wówczas jedzie się tą najbardziej optymalną.

Może Hiszpan żartował, może trochę przesadzał, ale niech jego wypowiedź świadczy o skali wyzwania przed którym stanął rok temu Jakub Kiwior. Polak trafił na warsztat taktycznego maniaka. Oczywiście, że dostosowanie się do taktyki było jego pracą – i z przekonaniem, że to się Polakowi uda Arsenal go kupował – ale okoliczności są równie istotne. Musiał to zrobić: a) grając często poza swoją preferowaną pozycją, b) dopiero zaczynając funkcjonować z językiem angielskim, c) wchodząc do zespołu, który defensywnie był i jest stabilny, d) będąc introwertykiem.

W świecie, który brak natychmiastowej adaptacji uznaje za porażkę, Kiwior był tym, który bardzo takiego okresu potrzebował. Dopiero drugi raz zalicza kilkumeczową serię w pełni rozegranych spotkań, ale to w jedenaście miesięcy od debiutu nie oznacza jego klęski. Nie sprawia, że zimą czy latem musiał, musi szukać opcji ratunkowej. Jeśli już: mógłby ciężko pracować na swoją szansę i chwytać ją, gdy się nadarzy. A ta przyszła już w meczu z Liverpoolem.

Tylko u nas

4-2-4 szansą

Strategia na mecz o powrót do wyścigu mistrzowskiego była bardzo prosta: Arsenal nie miał napastnika, spodziewał się pressingu Liverpoolu, szukał sposobu na przygwożdżenie Trenta Alexandra-Arnolda do linii bocznej. Ołeksandr Zinczenko zamiast z lewej obrony zbiegać do środka pozostawał ustawiony przy linii bocznej i… wystarczyło. Bardzo blisko siebie biegający atakujący rywali pozwalali na podania na flanki, a tam spóźnione doskoki Alexandra-Arnolda otwierały możliwość Ukraińcowi ponownego zagrania piłki do środka pola. Później wszystko było już znacznie prostsze, aż do samego wykończenia – przecież idealną, treningową akcję na 1:0 zakończyła dobitka Bukayo Saki, a nie strzał Kaia Havertza w sytuacji sam na sam z Alissonem.

Jednak w przerwie Zinczenko zgłosił problemy z łydką. Wybór Kiwiora był naturalny, bo już grywał na lewej obronie, choć bez powodzenia. Bywało, że wcześniej w tej roli imitował zachowania typowe dla Zinczenki – tak było przeciwko Fulham na koniec grudnia, gdzie wytrwał tylko marnych 45 minut. Jednak z Liverpoolem nie było takiej potrzeby, miał przecież trzymać się linii bocznej i grać skutecznie w obronie. Arsenal kluczowy dla siebie mecz wygrał, a wobec problemów Zinczenki Kiwior miejsce utrzymał. Kolejne wysokie zwycięstwa z West Hamem (6:0) i Burnley (5:0) nie dawały sugestii Artecie, by szukać następnego rozwiązania. Do wyjazdowej porażki z Porto jeszcze wrócimy.

Ustawianie środkowych obrońców na boku nie jest niczym nowym. Reprezentacja Niemiec Joachima Loewa tak zdobyła mistrzostwo świata w 2014 roku. Pep Guardiola już ponad rok temu stwierdził, że potrzebuje więcej typowo defensywnych zachowań i zrezygnował z klasycznych bocznych obrońców. W Liverpoolu odkryciem staje się coraz lepiej radzący sobie przy linii bocznej Joe Gomez, którego zawsze uznawano za stopera.

POLECAMY TAKŻE

Kiwior nie jest wyjątkiem, częścią innowacji, ale – po prostu – rozwiązaniem na dany moment sezonu. Arteta mówi, że w walce o mistrzostwo kluczowe jest posiadanie do swojej dyspozycji pełnego składu, ale ten komfort stracił, gdy już w pierwszej kolejce na cały rok wyleciał Jurrien Timber. Ten, który miał najlepiej łączyć cechy obrońcy środkowego z wejściami bardziej charakterystycznymi dla Zinczenki. Ukrainiec rozegrał tylko 58% możliwych minut. Takehiro Tomiyasu ostatni raz wystąpił na początku listopada. Nic dziwnego, że otworzyła się przestrzeń dla naturalnego obrońcy z wiodącą lewą nogą, nawet jeśli był czwartym wyborem Artety.

Jednak wyjście poza swoją strefę do boku dla stopera może oznaczać kłopoty, zwłaszcza w starciach z bardziej dynamicznymi skrzydłowymi. Jeśli wierzyć danym z Internetu, to prawoskrzydłowy Francisco Conceição jest o 19 centymetrów niższy od Kiwiora: naturalne więc, że bardziej zwrotny, szybszy na pierwszych metrach. Mając czas w naprowadzeniu piłki na obrońcę i wybraniu zwodu będzie po prostu dla obrońcy groźny. W środę nabrał Polaka dwa razy: w 21. minucie, gdy Porto stworzyło swoją najlepszą szansę w meczu i Conceição wybrał przyspieszenie do linii końcowej. Po przerwie zapewne tego obawiał się Kiwior, gdy w 57. minucie zostawił rywalowi więcej przestrzeni do nieoczekiwanej zmiany kierunku do środka. W efekcie skrzydłowy posłał Polakowi piłkę między nogami, a ten go faulował na żółtą kartkę.

Do takich sytuacji musi się Kiwior przyzwyczaić. Jest znacznie częściej wystawiany na próbę niż grając na środku obrony, ale jego skuteczność interwencji w sytuacjach jeden na jeden w defensywie jest bardzo wysoka. Według StatsBomb wynosi 84% i sprawia, że jest w pięciu procentach najlepszych bocznych obrońców najlepszych lig europejskich. W Anglii radzi sobie dobrze – w ostatnich trzech meczach wygrał 6 z 8 takich pojedynków – ale w Lidze Mistrzów jest słabiej. Jesienią zagrał też z PSV na boku obrony i żadna z czterech prób nie była udana.

Środkowy obrońca przesunięty na bok także w bardzo nielicznych przypadkach stanowi o wartości dodanej w ofensywie. Tak, Kiwior zaliczył dwie asysty w ciągu swojej ostatniej serii występów, ale to były zagrania z własnej połowy lub nawet z autu, które wymagały jeszcze ogromnej pracy Leandro Trossarda i Kaia Havertza. Polak ma dobre, mocne podanie w przód, także z Porto próbował tak posyłać piłkę na przyspieszenie, ale średnio zdobywa on w ten sposób mniej przestrzeni niż np. Zinczenko czy Saliba.

Szukanie właściwej drogi

Kiwior, nawiązując do Artety szukającego właściwej drogi do pracy lub bramki przeciwnika, ma być stacją pośrednią dającą skuteczność zagrania. Hiszpan najlepiej znał jego ograniczenia w ewentualnym wdrażaniu go w rolę Zinczenki, dlatego przeniósł schemat na prawą stronę. Benowi White’owi – kiedyś też głównie środkowemu obrońcy – wychodziło to znacznie lepiej, gdy Arsenal próbował to z nim robić np. na początku obecnego sezonu. 

To jednak oznaczało, że 4-2-4 z wygranej przeciwko Liverpoolowi już ustąpiło miejsca typowemu dla “wychowanków Guardioli” ustawieniu 3-2-5 w rozegraniu ataku pozycyjnego. Jest to doskonale widoczne na poniższej grafice z sytuacją z meczu w Porto. Wreszcie udało się Arsenalowi “zbudować” na boisku to ustawienie, ale przy próbie rozegrania White popełnił błąd: schodząc do środka ustawił się tyłem do bramki przeciwnika. To był dla pomocników Porto sygnał, by doskoczyć pressingiem i szukać możliwości kontry. Tym razem skończyło się na faulu, ale schemat się powtarzał. Nawet jeśli White lepiej czuje się w tej roli niż Kiwior, to nie znaczy, że tak dobrze jak Zinczenko. W końcu droga Ukraińca do tego wiodła od ataku, odnajdywania się na małych przestrzeniach, a nie z rozgrywania, gdy cała drużyna przeciwna jest przed tobą.

Na powyższym obrazku widać również, że ustawienie trójki obrońców jest specyficzne. Kiwior tak naprawdę nie schodzi do klasycznej linii z Gabrielem i Salibą, lecz zostaje bliżej lewej strony. Jednak Arsenal ma w zwyczaju “przeładowywanie” jednej flanki, by korzystać z przestrzeni na drugiej. Skupiają uwagę przeciwnika, a dzięki temu w sytuacji jeden na jednego z bocznym obrońcą jest Bukayo Saka. Skrzydłowy może to wykorzystać na różne sposoby: dryblingiem lub wbiegnięciem za linię wolne pole i długie podanie. Tak było z West Hamem, zresztą poniższa sytuacja (przed rzutem karnym na 2:0) obrazuje doskonale także to „przeładowanie”. Jest czterech piłkarzy Arsenalu w odległości nie większej niż 20 metrów od lewej linii bocznej, gdy po drugiej stronie nie ma nikogo na nawet większej przestrzeni.

To z kolei sprawia, że rozegranie Polaka naprawdę ogranicza się do utrzymania piłki na małej przestrzeni, ale nie zmusza go do szarż ofensywnych. Sytuacja, gdy z Liverpoolem niepilnowany oddał strzał głową z kilkunastu metrów jest wyjątkiem. Tylko Gabriel i Saliba średnio zaliczają mniej kontaktów z piłką w strefie ataku od Kiwiora (11). A mowa przecież o drużynie dominującej, której posiadanie piłki przewyższało 60% w każdym z trzech ostatnich spotkań, które Polak zagrał w pełnym wymiarze. Co więcej, gdy grający na nominalnej pozycji Polaka Gabriel otrzymuje piłkę, to pierwsze jego spojrzenie jest w środek pola, nie do boku. Ma on wprowadzić ją między formacje przeciwnika, granie naokoło jest drugą, a może nawet i trzecią opcją wyboru Brazylijczyka.

Mecze z bardzo pasywnym West Hamem i słabym oraz naiwnym Burnley mogły nieco zaburzyć stan postępu we wdrożeniu White’a do starej-nowej roli. Już w pierwszej minucie Rice sygnalizował Sace, że ten ma ustawiać się wyżej (obrazek poniżej), a będący przy piłce Saliba tego nie dostrzegł. Zagrał do zbiegającego do prawej strony Anglika, choć jego wzrok był gdzie indziej. Skończyło się przechwytem i kartką dla Rice’a, która też wpłynęła na plany Arsenalu.

Te jednak najbardziej zaburzone zostały przez świetną, agresywną defensywę Porto. Gdy ustawiali się bez piłki na połowie przeciwnika, to blisko ustawiona trójka ofensywna blokowała większość możliwości wgrania w środek. Gdy Arsenal grał do boku, do skrzydłowych, to tam zaczynała się praca gospodarzy bez piłki: byli oni agresywni aż do przesady, stąd popełniane faule, lecz nie dawali Martinellemu czy Sace czasu na rozpędzenie się lub wejście w drybling. Brazylijczyk miał aż dziewięć z czternastu prób całej drużyny, ale tylko trzy udane. Anglika rywale ograniczyli do jednego dryblingu. W tej sytuacji nie pomagało nawet najlepsze, ale też różnorodne rozegranie – gdy White zostawał na boku.

Arteta na gorąco po meczu tłumaczył, że jego drużynie zabrakło przede wszystkim wywierania presji na przeciwniku, gdy sami mieli piłkę – tym jest właśnie szukanie dryblingu, zmuszanie rywali do podejmowania decyzji o wyjściu z pozycji, formacji. Im częściej to powtarzasz i jesteś w tym zdecydowany, tym ryzyko popełnienia przez przeciwnika błędu rośnie, zwłaszcza przy takiej jakości, jaką dysponuje Arsenal.

Zwłaszcza, że Hiszpan zupełnie inaczej mówi o grze swojej drużyny. Niedawno miał już dosyć pytań o to, jak Arsenal kontroluje spotkania. – Cóż, kontrola to nie jest słowo, które lubię. Wolę dominację, nie pozwalanie przeciwnikowi na złapanie oddechu, a to więcej niż kontrola. Zwłaszcza, jeśli dzieje się to w konkretnej strefie boiska, wówczas ma to największe znaczenie – dodawał. Tym razem Arsenal trafił na takiego przeciwnika, który ani nie dał się wpędzić w plany Artety, do tego pozostał agresywny i groźny w swoich atakach. Kiwior nie ma być w takich meczach rozwiązaniem problemów swojej drużyny, bohaterem jednej akcji, lecz wypełniać ściśle określone zadania. Może to mało spektakularnie zabrzmi, ale we wciąż trwającej adaptacji ta lewa obrona to po prostu dla niego stacja pośrednia.

źródło: OPTA

Komentarze