Najbardziej niezrozumiała decyzja sędziowska. Szymon Marciniak w centrum uwagi

Mecz Inter Mediolan - Barcelona miał taką jakość piłkarską, że wydawałoby się, iż trudno będzie zmieścić tam dyskusję wykraczającą poza tę jakość. A jednak udało się to zespołowi sędziów - z Szymonem Marciniakiem włącznie. Ba, dyskusja o sędziowaniu wybiła się na pierwsze miejsce również dzięki najbardziej niezrozumiałej decyzji, jaką widziałem w ostatnim czasie.

Szymon Marciniak
Obserwuj nas w
Action Plus Sports Images / Alamy Na zdjęciu: Szymon Marciniak
  • Inter Mediolan pokonał po dogrywce Barcelonę 4:3 w półfinale Ligi Mistrzów i awansował do finału
  • Po spotkaniu bardzo dużo mówi się o pracy sędziów
  • My zwracamy uwagę na jedną sytuację, w której Szymon Marciniak podjął prawidłową decyzję, ale po konsultacji z VAR zmienił na błędną. Nie o decyzję samą w sobie tu jednak chodzi

Lamine Yamal, Szymon Marciniak, Jagiellonia i historia zmienionej decyzji

Jestem w stanie zrozumieć bardzo wiele, jeśli chodzi o sędziowanie. Nie poprzeć, lecz zrozumieć – w świecie przepisów piłkarskich, gdzie z roku na rok coraz więcej kwestii poddawanych jest nie twardej literze prawa, lecz indywidualnej interpretacji, szereg decyzji może się wydawać niezrozumiałych. Stąd często dwie bliźniaczo wyglądające sytuacje są wyceniane zupełnie inaczej – wystarczy, że werdykt podejmują inni sędziowie. Już dawno postanowiłem nie wypowiadać się o poprawności decyzji (lub nie) w przypadku zagrań piłki ręką – jestem na to zwyczajnie za głupi, gdy poszczególne przykłady podyktowanych i niepodyktowanych rzutów karnych często wzajemnie się dla mnie wykluczają. Nie rozumiem wielu decyzji, ale przełykam tę pigułkę z wiarą, że szkolony latami sędzia, mający dostęp do najnowszych wytycznych i interpretacji, wie po prostu lepiej.

Natomiast w przypadku z faulem na Laminie Yamalu – tym na pograniczu pola karnego – jestem w kropce. Siedzę, myślę i nie rozumiem tego, co zrobili sędziowie. Kolejność zdarzeń wszyscy znają: Yamal jest faulowany, Szymon Marciniak wskazuje na rzut karny, jego wykonanie jest jednak wstrzymane, bo rozpoczyna się sprawdzanie sytuacji przez Dennisa Johana Higlera, holenderskiego arbitra VAR. Po chwili (i pod wpływem podpowiedzi usłyszanej w słuchawce) Marciniak zmienia decyzję, cofając wykonanie kopnięcia tuż przed linię pola karnego. Zaskoczonym piłkarzom Barcelony gestem palcami („tyci, tyci…”) pokazuje, ile zabrakło do tego, by faul miał miejsce w „szestnastce”.

Rafał Rostkowski, wieloletni sędzia międzynarodowy, dziś ekspert w tej dziedzinie, nie ma wątpliwości – faul rozpoczął się poza polem karnym, ale skończył już w nim. Na sport.tvp.pl pisze w ten sposób: W ujęciu z kamery ustawionej wysoko na trybunie za linią bramkową widać wyraźnie, że faul Mchitarjana na Yamalu zaczął się wprawdzie przed polem karnym, ale skończył już wewnątrz tego pola. To tam, tuż za linią, nogą w okolicy kości piszczelowej zawodnik Interu trafił w nogę piłkarza Barcelony w okolicy jego ścięgna Achillesa. To uderzenie ostatecznie „dobiło” sfaulowanego i spowodowało jego upadek. Barcelonie należał się rzut karny, który Marciniak podyktował, ale z winy holenderskiego sędziego wideo zamienił na rzut wolny.

https://x.com/RafalRostkowski/status/1919885821156434142

Tylko tu pojawia się pytanie: dlaczego Marciniak nie obejrzał tego na monitorze? Jak to możliwe, że sędziowie zerkają na powtórki w najbardziej detalicznych zdarzeniach, a przy tak stykowej sytuacji – nie zero/jedynkowej jak w przypadku spalonych – realnie decyduje VAR? Skąd to zaufanie akurat w tak ważnym meczu, przy tak ważnej stawce i w tak kluczowym jego momencie? To absurd.

Tym bardziej, że przecież dopiero na naszym podwórku mieliśmy ćwierćfinałowy mecz Pucharu Polski, w którym Jagiellonię pozbawiono rzutu karnego po interwencji VAR. Szymon Marciniak siedzący wówczas w wozie zawołał do monitora Piotra Lasyka, sugerując mu, że Paweł Wszołek nie dopuścił się faulu. Kolegium Sędziów później zweryfikowało tę interwencję jako niepotrzebną, gdyż Lasyk na boisku nie popełnił błędu, a jeśli nawet – to nie czarno-biały. Nie taki, który wymagałby reakcji VAR. Marciniak w Kanale Sportowym tłumaczył to w ten sposób: To nie był mecz w lidze, gdzie skutki jednej takiej decyzji mogą się rozkładać na wiele kolejek. To był ćwierćfinał Pucharu Polski, jeden mecz, bez rewanżu, decydujący o awansie do półfinału. Zdecydowanie lepiej, żeby sędzia zobaczył powtórki zanim ewentualnie podyktuje rzut karny, który mógłby zdecydować o losach awansu i mógłby zostać uznany za bardzo kontrowersyjny albo niesłuszny.

Oglądaj także: Protokół VAR do zmiany!

Czyli Szymon Marciniak w lutym uznał, że gdy o losach decyduje konkretny mecz, a nie ligowa seria, to lepiej, by sędzia w stykowej sytuacji podszedł od monitora, ale w maju sam podobnej – w meczu o gigantycznej stawce – już nie ogląda i w pełni ufa swojemu VAR-owi? Przecież to się kupy nie trzyma.

Rostkowski w swoim artykule sugeruje, że Marciniak nie mógł podejść do monitora, bo jego holenderski doradca go przed niego nie wezwał. Kompletnie tego nie kupuję, bo w przeszłości widziałem dziesiątki sytuacji, w których główny sędzia ogląda powtórki dokładnie w takim przypadku – faulu na pograniczu „szesnastki”. Dlaczego można to zrobić w przykładowym meczu Monzy z Cagliari, a nie można w półfinale Ligi Mistrzów? A jeśli nie można, bo UEFA ma bardziej restrykcyjne podejście do oglądania powtórek, to co wy, panowie w garniturach, robicie z tym sportem?

Ponoć wszystko według swojego reklamowego hasła „We care about football”. Powiedzcie to tym, którzy są fanami boiskowej sprawiedliwości.

Komentarze