- Piłkarze Lecha Poznań przekazali sztabowi, że usłyszeli od zawodników GKS-u Katowice o domniemanej premii motywacyjnej za zwycięstwo z Kolejorzem
- W Lechu są wściekli na takie plotki i chcą, by ostatni mecz ligowy z Piastem Gliwice był wolny od takich spekulacji
- Na doniesienia o motywowaniu rywali zespołów walczących o mistrzostwo reaguje PZPN listem do klubów
Wściekłość w sztabie Lecha
Po niedzielnym meczu GKS-u Katowice z Lechem Poznań w obozie lechitów powinno panować umiarkowane zadowolenie. Wszak ostatecznie Kolejorz utrzymał pierwsze miejsce w Ekstraklasie dzięki remisowi 2:2 i wciąż losy mistrzostwa są w jego rękach. Wystarczy mu w ostatniej kolejce wygrać z Piastem (lub po prostu osiągnąć równy lub lepszy wynik względem rezultatu Rakowa z Widzewem), by cieszyć się z tytułu mistrzowskiego.
Ale zadowolenie przykryła wściekłość. Do sztabu Lecha dotarły bowiem wiadomości od samych piłkarzy, którzy w trakcie rozmów z zawodnikami GKS-u Katowice mieli usłyszeć, że ci dostali propozycje premii motywacyjnej od Rakowa Częstochowa. Jak słyszymy z tych relacji – miała paść konkretna kwota za ogranie Lecha w wysokości 230 tysięcy euro do podziału na cały zespół. Furią zareagował Niels Frederiksen i Sindre Tjelmeland, asystent Duńczyka.
– Im się po prostu nie mieściło w głowie, że można coś takiego zrobić. W normalnych okolicznościach nikt nie miałby pretensji do GKS-u za walkę na boisku, bo walczyli też o swoje cele sportowe. Ale jeśli Raków chciał w taki sposób motywować katowiczan… Trenerzy po prostu się wściekli. Mówili, że jeśli coś takiego wyszłoby u nich w krajach, to byłaby afera, o której mówiliby latami. Frederiksen od razu chciał robić raban na konferencji prasowej, ale się powstrzymał – słyszymy od osób, które były świadkami scen po niedzielnym starciu.
Motywowanie pieniędzmi innych klubów jest nielegalne
Czy faktycznie doszło do tego, że Raków chciał zmotywować GieKSę finansowo? Tego nie da się ustalić. Wojciech Cygan, przewodniczący rady nadzorczej Rakowa, zdementował takie doniesienia na łamach portalu Weszło. Sami piłkarze na tych samych łamach obśmiewali doniesienia medialne.
Ale w Lechu panuje przekonanie, że taka oferta ze strony Rakowa padła, bo sami zawodnicy mieli o niej usłyszeć od kolegów z Katowic. I nie chodzi tu już o moralność czy fair-play, a o możliwe złamanie prawa. – My nie jesteśmy prokuraturą czy organami dyscyplinarnymi PZPN, więc nie mamy możliwości zbadania tego, czy do takich propozycji faktycznie doszło. Zdobyliśmy punkt, w sobotę chcemy sięgnąć po mistrzostwo i tyle – słyszymy przy Bułgarskiej.
W Poznaniu boją się jednak, że katowicka historia może mieć swój sequel w przypadku Piasta Gliwice. Dlatego zareagował sam PZPN. We wtorek do klubów Ekstraklasy trafiło pismo rzecznika dyscyplinarnego, Adama Gilarskiego. Ten przypomina, że od 2023 roku udzielanie korzyści finansowej za tzw. „podpórki” jest karane. Przyjmowanie takich propozycji również stoi w sprzeczności z regulaminem dyscyplinarnym PZPN.
Widełki takich kar są szerokie. W przypadku osoby fizycznej mówimy o karze:
- a) pieniężnej nie niższej niż 10.000 zł,
- b) dyskwalifikacji w wymiarze nie niższym niż 6 miesięcy,
- c) czasowego zakazu udziału we wszelkiej działalności związanej z piłką nożną,
- d) wykluczenia z PZPN.
A w przypadku klubu piłkarskiego o karze:
- a) pieniężnej,
- b) weryfikacji zawodów jako walkower,
- c) anulowania wyniku meczu,
- d) zawieszenia lub pozbawieniu licencji,
- e) przeniesieniu zespołu do niższej klasy rozgrywkowej,
Powtórki sprzed lat, ale z istotną różnicą
Doniesienia o tym, że Raków miał motywować GKS, krążą po środowisku od niedzieli. Nikt jednak oficjalnie nie powie, że taka propozycja na pewno padła, a dziennikarze będą – co oczywiste – asekurować się sformułowaniami o „potencjalnej” czy „domniemanej” ofercie. Bardzo trudno jest bowiem zdobyć w takich sytuacjach dowody na kontakty między klubami.
Zresztą do podobnej sytuacji doszło w 2015 roku, gdy Legia miała proponować Wiśle Kraków pieniądze za wygraną z Lechem w ostatniej kolejce sezonu. Ostatecznie wiślacy nie ograli Kolejorza i tytuł mistrzowski trafił do Poznania, ale gdy „Przegląd Sportowy” opublikował później tekst o tamtej domniemanej propozycji legionistów, zaczęła się burza. Legia dementowała, Bogusław Leśnodorski zarzekał się, że żadnej takiej oferty nie było. Zarzucano „PS” pisanie nieprawdy. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach.
Doniesienia o motywowaniu rywala w walce o mistrzostwo dotyczyły też… Lecha Poznań. Tutaj oferta „anty-Raków” miała trafić do Cracovii w 2022 roku. Wówczas i Lech odmawiał komentarza do tych plotek, a medialnej przecieki wyśmiewał Jacek Zieliński, ówczesny trener „Pasów”.
Różnica między obecnymi plotkami dotyczącymi Rakowa, a sprawami z 2015 i 2022 roku, jest jednak dość istotna. Wówczas nie istniały przepisy dyscyplinarne w PZPN, które obejmowały kary za finansowe „podpórki”. A dzisiaj regulamin dyscyplinarny mówi jasno – składanie i przyjmowanie takich ofert jest karalne. Dyskwalifikacją, weryfikacją wyniku zawodów, a nawet degradacją z ligi.
Lech się martwi, PZPN grozi palcem
W Poznaniu zdążyli już nieco ochłonąć po niedzieli i dziś przy Bułgarskiej trwa już pełna mobilizacja na sobotni mecz z Piastem Gliwice. Ale jednocześnie Lechowi zależy, by ten mecz był „czysty”. Bez potencjalnych motywacji z Częstochowy. – Każdy gra o swoje, Piast się przed nami nie położy, ale niech to spotkanie będzie po prostu sportową rywalizacją, a nie walka o premię – słyszymy z klubu.
Pomóc w tym ma wspomniany wcześniej list Gilarskiego do klubów przed tymi najważniejszymi meczami sezonu. PZPN chciał po prostu zareagować na plotki, które coraz bardziej nasiały się w środowisku ekstraklasowym. Ma to być klasyczne pogrożenie palcem. Gest na zasadzie „słyszymy, że coś się w tych sprawach dzieje, ale nikogo za rękę nie złapaliśmy – natomiast pilnujcie się w tych kwestiach”.
Komentarze