Trener Arki Gdynia dla Goal.pl: kwestie pozasportowe są poza mną

- Nie mam żadnych negatywnych przemyśleń związanych z pracą w Arce. Nic się nie zmieniło w związku z tym, co mówiłem. Zawsze, gdy przyjeżdżałem do Gdyni, to otoczka wokół klubu robiła na mnie ogromne wrażenie. Jeśli chodzi o kwestie pozasportowe, to one są poza mną - mówił trener Arki Gdynia - Wojciech Łobodziński.

Wojciech Łobodziński
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Wojciech Łobodziński
  • Arka Gdynia za nieco ponad tydzień zacznie rywalizację w Fortuna 1 Lidze
  • W rozmowie z Goal.pl między innymi o wyzwaniach przed Arkowcami, bojkocie kibiców, przyszłości Karola Czubaka i kłopotach kadrowych wypowiedział się trener Wojciech Łobodziński
  • Mimo krótkiego stażu pracy w roli pierwszego trenera 40-latek ma już na swoim koncie jeden awans do Ekstraklasy

Praca pełna wyzwań

Obowiązki pierwszego trenera w różnych klubach utrzymuje Pan tak naprawdę od 2021 roku. Łatwiej prowadzić zespół, czy być zawodnikiem?

Zdecydowanie trudniej być trenerem. W takim przypadku odpowiada się za wszystkich, a nie tylko za siebie. Różnica jest w takim razie diametralna.

Wiadomo, że minęło już trochę czasu, ale wierzę, że ma Pan już jakieś przemyślenia. Jak to jest, że pod Pana wodzą Miedź Legnica zdominowała absolutnie 1 Ligę w sezonie 2021/2022, a po awansie do Ekstraklasy w 12 spotkaniach, licząc też Fortuna Puchar Polski, prowadzonych przez Pana poniosła dziewięć porażek, dwa remisy i wygrała tylko raz?

Muszę przyznać, że kilka razy się nad tym zastanawiałem. Dzisiaj mogę powiedzieć, że wiele czynników miało na to wpływ. Przede wszystkim kluczowe dla nas postacie zmieniły klub. Ponadto kadra nie była szeroka. Nie znaczy to jednak, że sam uciekam od brania odpowiedzialności za wyniki. Sam też mam sobie wiele do zarzucenia. Z drugiej jednak strony wiele naszych spotkań bardzo dobrze się oglądało. Wiele meczów przegraliśmy, ale to były często porażki na styku. Tak naprawdę niektóre spotkania mogły się zakończyć z korzyścią dla nas.

“Ryzykowne rozwiązanie”

Dużą rewolucję kadrową przeszedł wówczas klub z Legnicy. Czy dzisiaj postrzega Pan to jako przesadę, czy może w przypadku ewentualnego cofnięcia czasu forsowałby Pan, aby powtórzyć takie działania?

Nie mieliśmy innego wyjścia. Musieliśmy przeprowadzić tak duże zmiany w kadrze. Straciliśmy czterech zawodników, mając wąską kadrę w 1 Lidze. Logiczne było zatem, że duża grupa graczy musiała do nas przyjść. Sprowadziliśmy do klubu zawodników jakościowych, ale nigdy nie można przewidzieć, jak dani gracze zaaklimatyzują się w zespole. To zawsze jest niewiadoma. Faktem jest, że to było ryzykowne rozwiązanie, ale jednocześnie niezbędne.

Pan musiał się zatem zgodzić na takie zmiany? Czy może rozpowszechniał Pan przekaz: “Proszę nie sprzedawać kluczowych graczy, bo będą problemy”?

Sprzedaliśmy tylko Patryka Makucha, bo mu wygasał powoli kontrakt, więc z perspektywy władz klubu była to jedna z ostatnich szans na zarobek z tytułu transferu zawodnika. Ponadto Damian Tront doznał kontuzji ścięgna Achillesa, a Jurich Carolina przyjechał kompletnie nieprzygotowany. Tym samym trzech podstawowych graczy nam wypadło na początek sezonu.

Gdyby mógł Pan cofnąć czas, to co by Pan zmienił?

Pozyskiwalibyśmy zawodników z innego klucza. Niemniej na tamten moment wydawało się nam wszystkim w klubie, że ruchy, które dokonujemy, mają sens.

Kontuzje skomplikowały sprawę

Po pracy w Miedzi trafił Pan do Wieczystej Kraków. Z jednej strony to klub z niższej klasy rozgrywkowej, a z drugiej przykuwający dużą uwagę. Jak wspomina Pan czas pracy w tej ekipie?

Mimo wszystko pozytywnie. Nie wywalczyliśmy awansu, ale to nie jest tak, że niczego się nie nauczyłem w klubie. Do swoich wyzwań zawsze podchodzę tak, że nie chcę po sobie zostawiać spalonej ziemi. Plan pracy, który zastosowałem, może przynieść efekty. Postawiłem na odmłodzenie drużyny, jednocześnie okazję do gry otrzymywali gracze, którzy nie byli ograni w wyższych ligach. Mieli jednak charakter. Kłopotem było natomiast to, że mieliśmy w klubie aż 15 kontuzji. Dużo było zatem problemów. Nie zmienia to jednak faktu, że Wieczysta zmierza aktualnie w dobrym kierunku.

Maciej Jankowski, Karol Danielak, Radosław Majewski, czyli zawodnicy znani z Ekstraklasy byli pod Pana skrzydłami. Niemniej awansu nie udało się wywalczyć. To jak na razie największa Pana porażka w trenerskiej przygodzie?

Ja już kiedyś o tym mówiłem, że przede wszystkim lubię pracować. Niezależnie od tego, w jakiej lidze. Niepowodzenia i porażki były, są i będą. To normalne. Nikt jednak nie będzie o tym dłużej pamiętał, jeśli będę odnosił sukcesy. Taka jest piłka nożna, że rok wcześniej świętowałem awans do Ekstraklasy, a ostatnio musiałem pogodzić się z brakiem zrealizowania celu w Krakowie.

Po zakończeniu sezonu nie została z Panem przedłużona umowa. Czy nie wkurza Pana, że jednak trenerzy w Polsce są obdarzeni zbyt małym kredytem zaufania od klubowych sterników?

Nie mogę się denerwować na coś, na co nie mam tak naprawdę wpływu. W sumie nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Wiadomo, że człowiek ma różne przemyślenia, ale z drugiej strony właściciel ma swoje racje. My trenerzy możemy tylko akceptować pewne decyzje. Nic więcej nie możemy zrobić.

Nie tylko Arka był w grze

Czy przed objęciem sterów nad Arką były oferty dla Pana z Ekstraklasy?

Oferty z elity nie miałem, ale faktem jest, że prowadziłem rozmowy z kilkoma klubami z 1 i 2 Ligi. Trochę tego było.

W końcu pojawiła się propozycja pracy z Arki Gdynia. Zanim ją Pan przyjął, to wahał się trochę?

Może nie do końca się wahałem, ale miałem jeszcze drugą bardzo poważną ofertę, którą rozważałem. Ostatecznie jednak przystałem na warunki klubu z Gdyni.

Z jednej strony w Arce jest presja kibiców ukierunkowana na awans, a z drugiej strony chęć przejęcia klubu przez Marcina Gruchałę od rodziny Kołakowskich. Jak się Pan w tym odnajduje?

Presja jest wszędzie. Życie polega na wyborach i ja zdecydowałem się na podjęcie współpracy z Arką. Propozycja od klubu z Gdyni była najkonkretniejsza i jej nie żałuję.

Trener a klubowe zawirowania

W rozmowie z klubową telewizją przyznał Pan, że jeszcze jako pracownik Miedzi Legnica miał przemyślenia, aby pracować w Arce. Po czasie od podpisania umowy, wiedząc, że są różne zawirowania w klubie, ma Pan inne przemyślenia?

Nie mam żadnych negatywnych przemyśleń związanych z pracą w Arce. Nic się nie zmieniło w związku z tym, co mówiłem. Zawsze, gdy przyjeżdżałem do Gdyni, to otoczka wokół klubu robiła na mnie ogromne wrażenie. Jeśli chodzi o kwestie pozasportowe, to one są poza mną. Mogę jedynie dodać, że wsparcie kibiców dla klubu jest zawsze potrzebne.

Atmosfera w klubowych gabinetach daje jednak odczuć, że jakaś burza jest w pobliżu?

Będąc na obozie 10 dni, nie mieliśmy żadnej styczności z klubowymi gabinetami, więc trudno się do tego odnieść. Skupiam się na tym, aby jak najlepiej przygotować drużynę.

Kibice ogłosili bojkot meczów Arki w roli gospodarza. Czy chciałby Pan jakoś zachęcić fanów do tego, aby zawiesili takie działania?

My jako drużyna możemy zachęcić kibiców do przychodzenia na stadion w taki sposób, że będziemy wygrywać mecze. Jeśli nasze wyniki będą zadowalające, to będziemy mieli wsparcie ze strony kibiców, jestem tego pewny.

Cenne doświadczenia

Trochę szkoleniowców już na swojej drodze Pan poznał. Kto jest dla Pana wzorem w tych fachu?

Jest na pewno kilku trenerów, na których doświadczeniu mogę bazować. Miałem okazje pracować z uznanymi szkoleniowcami nie tylko z Polski, ale też z zagranicznymi trenerami.

PZPN: WSZYSTKIE AFERY NA MNIE IDĄ | Tetrycy #71| Krychowiak-Jaroszewski | StasiakGate |Śląsk Wrocław

Z każdego stara się Pan czerpać po trochu, czy może jest jakiś konkretny szkoleniowiec, który zrobił na Panu największe wrażenie?

Jeśli chodzi o warsztat trenerski, to na pewno nie czerpie od żadnego trenera, bo piłka nożna w ostatnich latach mocno się zmieniła i trzeba zwracać większą uwagę na inne kwestie, niż to miało miejsce w latach, gdy ja grałem. W każdym razie dużo na pewno mogłem się nauczyć na płaszczyźnie zarządzania drużyną, relacji międzyludzkich, czy pracą w sztabie szkoleniowym. To na pewno bardzo cenne doświadczenia, które mogą procentować w mojej pracy.

“Kilka młodych piranii”

Pamiętam, że kiedyś w rozmowie z Przeglądem Sportowym mówił Pan, że w Miedzi Legnica potrzebuje piranii. Czy kogoś takiego ma Pan już w Arce Gdynia?

Mamy kilku tego typu zawodników. Szczególnie w zespole wyróżnia się kilka młodych piranii. Piłka nożna idzie w tym kierunku, że intensywność biegania i presja musi być obecna w grze.

Nikt w klubie nie musi tego mówić, ale wiadomo, że Arka w kolejnym sezonie musi walczyć o awans, bo kibice są już zniecierpliwieni. Jak radzić sobie z taką presją?

Mam ten plus, że doświadczyłem już awansu nie tylko jako piłkarz, ale także trener. Wiem więc, co robić. Przede wszystkim muszę zdejmować presję z zawodników i brać ją na siebie, bo potrafię sobie z nią radzić.

Można dzisiaj tę sytuację porównać z tym, co jako zawodnik przeżywał Pan w Wiśle Kraków, czy jednak to dwie różne atmosfery, jeśli chodzi o oba kluby?

Arka i Wisła to na pewno porównywalne kluby, jeśli chodzi o to, jak przyciągają zainteresowanie społeczności z okolicy. Ostatecznie jednak i tak najważniejsze jest to, co ma miejsce na boisku. Cała otoczka to dodatek.

Kłopoty kadrowe przed startem ligi

Muszę przyznać, że dużej wagi do sparingów nigdy nie przywiązuje, bo mecze kontrolne to jedno, a liga to drugie. Niemniej mogę zgodzić się, że niezłe wyniki mogą budować mentalność drużyny. Czy według Pana zespół jest już gotowy na spotkania z Bruk-Betem Termaliką, Górnikiem Łęczna, czy Polonią Warszawa?

Mamy pewne kłopoty zdrowotne, co może trochę niepokoić. Być może uda się część z kontuzjowanych zawodników przygotować do pierwszego spotkania. Mamy jeszcze trochę czasu, abyśmy byli w pełni gotowi na pierwsze starcie.

Wojciech Łobodziński (fot. PressFocus)

Mam wrażenie, że największym wzmocnieniem Arki jest jak na razie to, że nie odszedł z niej król strzelców Fortuna 1 Ligi – Karol Czubak. Czy to już pewne, że tego lata zawodnik nie zmieni klubu?

To nie pytanie do mnie. Ja oczywiście chciałbym, aby Karol został z nami. Biznes to jednak biznes. Jeśli pojawi się oferta, która zadowoli klub i zawodnika, pewnie dojdzie do transferu.

Trochę już jednak Pan w piłce widział. Myślami Karol Czubak jest już gdzieś daleko od Arki?

Nie mogę złego słowa powiedzieć na to, jak Karol pracuje. Jest w 100 procentach zaangażowany w treningi, daje z siebie wszystko. Nie przejawia żadnych oznak, które mogłyby zwiastować to, że niebawem go stracimy. Myślę ogólnie, że zawodnik dobrze czuje się w Gdyni i chce jeszcze coś zrobić dla klubu. Wszystko może się jeszcze jednak zmienić, bo okno transferowe trwa do końca sierpnia, więc niczego nie mogę zapewnić.

Wisła faworytem

Na zapleczu Ekstraklasy zagrają Lechia Gdańsk, Wisła Płock, Miedź Legnica, Wisła Kraków, Polonia Warszawa, Motor Lublin. Jak spogląda Pan na stawkę drużyn, to co Pan myśli?

To będzie mocna liga. W każdym razie pamiętam, że gdy ja wywalczyłem awans do Ekstraklasy z Miedzią, to też stawka była solidna. Była Arka, ŁKS, czy Podbeskidzie Bielsko-Biała. Rozgrywki na zapleczu Ekstraklasy stają się coraz mocniejsze i trzeba się z tym liczyć.

Kogo dzisiaj Pan upatruje w gronie zdecydowanych faworytów do awansu?

Myślę, że Wisła Kraków to na pewno ekipa, która będzie liczyć się w grze. Wysoko powinny stać akcje Miedzi Legnica. Trochę zatem tych dobrych zespołów będzie, więc Arka będzie miała z kim rywalizować o czołowe lokaty.

Na zakończenie ostatnio nie jest Pan aktywny na Twitterze, co ma na to wpływ?

W sumie tylko brak czasu. Mam mnóstwo pracy.

Czytaj więcej: Cesarz Estonii przed meczem Raków – Flora. “Niesamowite jest to, że klub tak szybko załatwił sprawę”

Komentarze