“Rosjanom powinno się odebrać możliwość oglądania mundialu w TV”

Mieszko Rajkiewicz
Obserwuj nas w
fot. archiwum prywatne Na zdjęciu: Mieszko Rajkiewicz

Co mają wspólnego myśliwce z mundialem? Czy w plotkach o zakupie Lechii albo Śląska przez Saudyjczyków może być ziarnko prawdy? Po co Chińczycy budują stadiony w Afryce? Jak można rozszerzyć sportowe sankcje wobec Rosji? Na te i wiele innych pytań związanych ze sportwashingiem, sportową dyplomacją i kontaktami sportowo-politycznymi odpowiada Mieszko Rajkiewicz z Instytutu Nowej Europy, współautor raportu “Katar. Geopolityka i Mistrzostwa Świata”.  

  • – Kupno klubu to robienie gruntu pod interesy  – mówi Mieszko Rajkiewicz, tłumacząc, po co miliarderom z Półwyspu Arabskiego kluby piłkarskie w Europie
  • Krążą pogłoski, że Arabia Saudyjska i Katar mogłyby zorganizować Letnie Igrzyska Olimpijskie w 2036 lub 2040 roku. Najpierw jednak te kraje musiałyby poprawić swoje stosunki dyplomatyczne
  • Eksperci spodziewają się, że mundial w Katarze będzie dobrym miejscem na wygłoszenie haseł dotyczących praw człowieka czy też słów popierających protesty w Iranie
  • Chińczycy od lat inwestują w infrastrukturę sportową w krajach trzeciego świata. Robią to, by zrealizować swoje cele polityczne

Po co im ten mundial?

Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że jeszcze nigdy sport, a w szczególności piłka nożna, nigdy nie był tak blisko polityki jak teraz?

I tak i nie. Rzeczywiście sport jest bardzo blisko polityki, ale teraz mamy tego bardzo dużą świadomość. A te dwie rzeczy od zawsze przenikały się. Zmieniają się tylko cele, metody i narzędzia. Teraz rzeczywiście bardzo dużo się o tym mówi. I dobrze, że tak jest, bo dzięki temu społeczeństwo bardziej patrzy na ręce politykom i działaczom.

To właśnie zbliżające się mistrzostwa w Katarze spowodowały, że tak dużo się mówi o tym, że te dwa aspekty idą w parze. Ten kraj, a także jego sąsiedzi: Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie bardzo inwestują w sport. Po co im wielkie imprezy? Po co im kluby piłkarskie?

Zacznę od kwestii mniej kontrowersyjnej, czyli od turystyki. Te kraje wiedzą, że kiedyś te surowce naturalne im się skończą. Chcą więc przyciągnąć do siebie ludzi. Linie lotnicze Fly Emirates czy Qatar Airways, inne tamtejsze marki, start-upy, wydarzenia sportowe – to wszystko ma służyć budowaniu powszechnej świadomości o regionie. W dalszej kolejności trzeba wspomnieć o chęci stworzenia pozytywnego wizerunku na zewnątrz. Trzeba tu nawiązać do pojęcia sportwashingu. Obraz Kataru w Europie nie jest najlepszy i jest to oczywiście związane z tym, że kraj ten nie jest zbyt otwarty na bliskie Europejczykom wartości liberalne jak: emancypacja kobiet czy tolerancja wobec mniejszości seksualnych. Wynika to z odmienności kulturowej. Przede wszystkim w kupowaniu klubów piłkarskich i inwestycjach chodzi jednak o kontakty z najważniejszymi ludźmi na świecie. Prosty przykład: szejk Mansour, przejmując Manchester City w 2008 roku, miał rozmawiał z brytyjskimi politykami, którzy lobbowali za przejęciem przez niego klubu. Dokładnie to samo działo się, gdy Mohammed bin Salman kupował Newcastle United. Za tą transakcją lobbował sam premier Boris Johnson.

Kupno klubu to robienie gruntu pod interesy. Drużyna piłkarska jest dla inwestorów znad Zatoki Perskiej taką przystanią, miejscem, gdzie można dogadywać umowy gospodarcze, gdzie mogą pozyskać know-how, którego nie mają, a który jest im potrzebny. Takiego know-how potrzebuje Arabia Saudyjska, budując miasto Neom. Bez pomocy innych nie poradzą sobie z takim przedsięwzięciem. Z kolei przejęciu PSG przez Katarczyków towarzyszyło wsparcie Michela Platiniego w przyznaniu praw do organizacji mundialu oraz deal polegający na zakupie 24 myśliwców przez rząd Kataru od Francuzów. Słynne było też zdjęcie Sergio Aguero i prezydenta Chin Xi Jingpinga. Wkrótce potem Chińczycy zainwestowali w City Football Group. Wcześniej działał w tym obszarze Roman Abramowicz, który dzięki finansowaniu klubu piłkarskiego zbudował w brytyjskich elitach wizerunek dobrego Rosjanina, a poza tym zyskał dostęp do brytyjskich polityków i kilku z nich nawet wspierał finansowo.

Rosyjscy biznesmeni są teraz wypierani ze świata futbolu. Lukę po nich mogą wypełnić Saudyjczycy, Katarczycy czy Emiratczycy. Właścicieli z tych państw będzie coraz więcej w europejskim futbolu?

Tak, mogę sobie to wyobrazić. Weźmy choćby plotkę o zakupie Lechii Gdańsk albo Śląska Wrocław przez Saudyjczyków. Taka transakcja byłaby logicznym ruchem. Saudi Aramco, największa saudyjska firma, weszła przecież w układ dotyczący fuzji Orlenu i Lotosu. Były takie zapowiedzi, że ta firma będzie miała swoje stacje w Polsce. Nawet jeśli te przewidywania nie do końca się ziszczą, to i tak Saudi Aramco zaistnieje w świadomości Polaków. W dalszej kolejności trzeba zbudować pozytywny wizerunek koncernu.

Tegoroczne Mistrzostwa Świata spinają złotą klamrą wieloletnie działania Kataru w sportowej dyplomacji. A tych działań było mnóstwo: sponsorowanie imprez, turnieje tenisowe, wyścigi kolarskie, Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce, finansowanie klubów i wiele innych.

Teraz najwięcej mówimy o Katarze, ale po mistrzostwach tę palmę pierwszeństwa w regionie przejmą Saudyjczycy. Uważam, że na Newcastle się nie skończy. Jeśli nie w 100% wymiarze, to przynajmniej w 70% czy 80%. A to za sprawą księcia Mohammeda bin Salmana. On bardzo dobrze zdefiniował kierunki swojej polityki zagranicznej i do jej realizacji wykorzystuje sport. A nawet e-sport, bo kupili 2 duże firmy e-sportowe.

Krytyka szejków

Uprzedziłeś moje pytanie o Mohammeda bin Salmana. Nie sądzisz, że jego ruchy np. poluzowanie obyczajów czy działania na płaszczyźnie sportowej, mają nie tylko wybielić jego politykę, ale także umocnić jego pozycję w konfrontacji z przeciwnikami i krytykami. Saudyjczycy są przecież mocno skonfliktowani z Iranem i prowadzą z tym krajem wojnę zastępczą w Jemenie.

Książe bin Salman rozmawia z całym światem: z Europą, z Amerykanami, z Chińczykami, a nawet z Rosjanami. On doskonale rozumie, że każdy z tych krajów ma różne oczekiwania. Np. Chiny szukają po prostu interesu, ale nie wymagają tego co Europa. A Niemcy czy Francuzi są skłonni wejść w układ, ale w zamian oczekują liberalizacji jakiś praw.

Saudyjczycy są młodym narodem. Mohammed bin Salman wie, że nie da się wiecznie trzymać ludzi pod butem, w sztywnych zasadach wahhabizmu [bardzo surowy odłam Islamu – red.]. Luzując obyczaje, chce – w mojej opinii – po prostu uniknąć arabskiej wiosny w swoim kraju. Saudyjskie kobiety mogą więc prowadzić auta, mogą uczestniczyć w imprezach sportowych.

Mimo tej liberalizacji praw Saudyjczycy i inne kraje Zatoki Perskiej będą i tak krytykowane. Chodzi o kwestię ekologizmu, która ma coraz większe znaczenie w międzynarodowej polityce. Poza tym oczywiście opinia publiczna będzie mówić o wojnie w Jemenie, o zabójstwie saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Te rzeczy obciążają konto bin Salmana.

Wspomniałeś o ekologii.

Tak, Arabia Saudyjska chce przecież zorganizować Zimowe Igrzyska Azjatyckie w 2029 roku. W kraju, w którym raz na kilkadziesiąt lat pada śnieg. Z kolei Katarczycy chwalą się, że w procesie budowy i w trakcie samych mistrzostw wyemitowane do atmosfery będzie maksymalnie 3,6 megaton ekwiwalentu dwutlenku węgla. Natomiast jedna z organizacji ekologicznych przeanalizowała sobie, że ta emisja będzie przynajmniej ośmiokrotnie większa.

Czy mundial doprowadzi do zmian?

W raporcie, którego jesteś współautorem, wspominacie o tym, iż Arabia Saudyjska wraz z Katarem może ubiegać się o prawa do organizacji Igrzysk Olimpijskich w 2036 czy 2040 roku. Ale te kraje są w poważnym konflikcie, u którego podstaw leży telewizja Al-Jazeera i podejście do Iranu. To możliwe, że stosunki między nimi poprawią się na tyle, że mogą wspólnie zrealizować taką inicjatywę?

W imię interesu tak. Kraje Półwyspu Arabskiego podpatrzyły to, co zbudowano w Europie. Oddzielnie państwa Unii Europejskiej mają mniejszą siłę na polu dyplomatycznym czy ekonomicznym niż wszystkie razem. Saudyjczycy i Katarczycy próbują robić to samo u siebie. Myślę, że Igrzyska w tej części świata to całkiem realna perspektywa. Tym bardziej, że taka impreza to szansa przyciągnięcia firm i inwestorów z całego świata. Jednak warunkiem powodzenia tego przedsięwzięcia będzie konieczność tolerowania przez Saudyjczyków kontaktów katarsko-irańskich i tolerowania przez Katarczyków kontaktów saudyjsko-izraelskich.

Wiele złego zdarzyło się, by te mistrzostwa mogły odbyć się w Katarze. W raporcie piszecie o korupcji, o wyzysku robotników pracujących przy budowie stadionów. Uważasz, że mundial może być przyczynkiem do zmian na lepsze w Katarze i całym regionie?

Musi się zmienić. Katarczycy wiedzą, że muszą iść w kierunku liberalnym. W raporcie wspominamy, że do 2030 roku ten mały kraj chce przyjmować rocznie 7 mln turystów. Tylu ludzi tam nie przyjedzie, jeśli w Katarze będzie nieprzyjemnie. Wszystkiego wizerunkiem się nie poprawi. Muszą za tym iść realne zmiany. I faktycznie, przynajmniej na papierze, poprawiły się warunki pracownicze. Katarczycy wiedzą, że patrzy im się na ręce. Jeśli nic nie zrobią, to nie osiągną swoich celów.

Czy Rosjanom powinno się odebrać możliwość oglądania mundialu?

Porozmawiajmy teraz o tym, co dzieje się w Europie. UEFA, FIFA, wiele innych organizacji sportowych zawiesiły Rosję po ataku na Ukrainę. Spodziewałeś się, że sankcje w tym obszarze będą tak szerokie?

Na samym początku, 20-21 lutego, gdy następowały jakieś ruchy wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą, sądziłem, że jeszcze rozegranie meczu barażowego Polska – Rosja będzie trudne, ale możliwe. Natomiast po tym, jak już nastąpił atak, to federacje podjęły jedyną słuszną decyzję. Jeśli chodzi o FIFA i UEFA, choć mają słabą opinie, zepsuły ją sobie wtedy jeszcze bardziej, opóźniając wykluczenie Rosjan. Jestem w stanie zrozumieć, że musieli pomiędzy sobą ustalić pewne rzeczy, bo odcinali się od pieniędzy Gazpromu, ale pamiętajmy, że to nie tylko oni rezygnowali z tego sponsora.

Samą skalą sankcji nie byłem zaskoczony. Kiedyś federacje banowały RPA z powodu panującego w tym kraju apartheidu. I tymi wykluczeniami nieco przyczyniły się do odejścia od tej polityki. Teraz związki mogą odebrać rosyjskiemu społeczeństwu konsumowania sportu na najwyższym poziomie. Natomiast można byłoby zrobić jeszcze jedną rzecz – zerwać umowy na transmisje wydarzeń sportowych. Rosjanie będą przecież mogli oglądać w telewizji mundial. Może gdyby stracili możliwość oglądania mistrzostw, zirytowaliby się na swoją władzę jeszcze bardziej? Taki krok świat sportu powinien wykonać.

Jak długo potrwa ta izolacja Rosjan? Pojawiają się głosy z niektórych federacji, że powinno się ich przywrócić do międzynarodowej rywalizacji [dzień po tym wywiadzie IBA, czyli Światowa Federacja Bokserska, pozwoliła Rosjanom wrócić do rywalizacji – red.]? Wojna, jakkolwiek to zabrzmi, też powszednieje.

Dla mnie nie ma możliwości, by Rosjanie w wielu dyscyplinach teraz wrócili do rywalizacji. Może rzeczywiście wojna spowszednieje, ale spowszedniał też brak Rosjan. Czy bez nich sport przestał być spektakularny? Nie! Aczkolwiek należy się spodziewać bardzo silnego lobby na rzecz przywrócenia rosyjskich sportowców. Osobiście uważam, że powinno się im pozwolić na starty dopiero, gdy oddadzą Ukraińcom zagrabione terytoria i zapłacą za tę wojnę. Kiedyś przecież, w Memorandum Budapeszteńskim, zobowiązali się do respektowania integralności terytorialnej Ukrainy.

Czy sankcje sportowe będą bardziej powszechne?

Czy uważasz, że sankcje sportowe wobec krajów, które wywołują wojnę, których władze prowadzą nieakceptowalną politykę wobec swoich obywateli, będą bardziej powszechne? Mamy przykład Iranu, gdzie kobiety zostały pobite przed wejściem na stadion, a teraz podczas masowych protestów władze zabijają manifestujących.

To zależy od kontekstu. Możemy się zastanawiać, czy powinno się wykluczyć Armenię i Azerbejdżan zaangażowane w konflikt o Górski Karabach. Ostatnio pojawiły się filmy sugerujące prawdopodobnie zbrodnie wojenne Azerów. A Amerykanie, którzy zaatakowali na Irak? To nie była wojna w obronie demokracji tylko chęć zmiany władzy w tym kraju. Myślę, że federacje będą jednak bały się stosować szeroko tę odpowiedzialność zbiorową.

Pytasz o Iran. Ja uważam, że nie powinno się wykluczać tej reprezentacji z Mistrzostw Świata. Powinniśmy dać szansę piłkarzom i kibicom na trybunach na pokazanie jakiegoś gestu. Wtedy władza irańska będzie miała problem, bo cały świat może zobaczyć ich protest. Taki turniej to znakomita okazja, by trafić do osób, które nie wiedzą, co dzieje się na co dzień w Iranie. Pamiętajmy jednak o tym, że Katar ma poprawne relacje z Iranem i może po prostu nie pokazać w telewizji manifestu kibiców. Co innego, jeśli gest wykona piłkarz. A kilku z nich jest zwolennikiem zmian. Wtedy zwykli Irańczycy, także ci, którzy nie identyfikują się z protestami w swoim kraju, zobaczą, że zawodnik, ich ulubieniec, popiera ruchy wolnościowe. Może to wzmóc protesty, a nawet stać się iskrą, która podpali kraj.

Mogą nie pokazać niewygodnych transparentów w telewizji, ale będą tam tysiące dziennikarzy, których nie zakneblują. Nie mogą też zamknąć ust piłkarzom czy trenerom.

Podejrzewam, że część piłkarzy okaże wsparcie społeczności LGBT. Choćby poprzez te tęczowe opaski. Manuel Neuer ma w takiej grać. Ciekawe będzie spotkanie Szwajcarii z Serbią. W tej pierwszej ekipie występuje kilku piłkarzy pochodzenia albańskiego, którzy już na Euro pokazywali gest dwugłowego orła [dwugłowy orzeł to symbol Albanii, z którą Serbia jest od lat w konflikcie – red.]. Poza tym są media społecznościowe. Służby porządkowe muszą się bardzo pilnować, by na przykład nie reagować zbyt nerwowo, gdy zobaczą tęczową flagę, bo bardzo łatwo to uwiecznić i umieścić w internecie. Można także spodziewać się koszulek nawiązujących do praw człowieka.

Chińczycy budują w Afryce

Innym ważnym graczem na rynku są Chińczycy. Parę lat temu mocno inwestowali w duże kluby w poważnych ligach. Teraz nieco się z tego wycofali i prawdopodobnie niedługo sprzedadzą też Inter. Natomiast wciąż dużo inwestują w infrastrukturę sportową w krajach trzeciego świata. Po co to robią?

Mogą na tym ugrać np. preferencyjne warunki dotyczące wydobycia metali rzadkich. Są to surowce absolutnie kluczowe, potrzebne np. do budowy mikroprocesorów. Osiągają też poprawne albo bardzo dobre relacje z krajami, w których dane umowy wchodzą w życie. Wypierają tym samym Brytyjczyków, Francuzów czy Amerykanów. Nie wymagają bowiem demokratyzacji, o które zawsze upominają się Stany Zjednoczone i Europa. Umacniają też tzw. politykę jednych Chin polegająca m.in. na nieuznawaniu Tajwanu jako odrębnego państwa. Inwestując w Afryce, Chińczycy wymagali od tamtejszych rządów zerwania relacji dyplomatycznych czy handlowych z Tajwanem i nawiązania takich relacji z nimi. I to się w zasadzie udało.

Oni podchodzą do tych kontaktów bardzo pragmatycznie. Pożyczają biednym krajom pieniądze, ale pod warunkiem, że wydadzą je u nich. Zarabiają na tym podwójnie, bo nie dość, że na oprocentowaniu pożyczek, to jeszcze na tym, że pieniądze do nich wróciły.

Głośno też mówi się o tym, że Chińczycy pomagają Wyspom Salomona w organizacji Igrzysk Pacyficznych. Nie robią tego przecież z dobrego serca.

Tam też Chińczycy pomagają w rozbudowie infrastruktury. Pożyczają pieniądze Wyspom Salomona, inwestują. A w rezultacie nawiązują bardzo dobre stosunki dyplomatyczne.

To zaangażowanie Chin na Wyspy Salomona uważa się za potencjalnie niebezpieczne w kontekście ewentualnego ataku na Tajwan i wojny na Pacyfiku.

My w Polsce skupiamy się na tym, co dzieje się na Ukrainie. Ale tak naprawdę region Indo-Pacyfiku uważany jest za najbardziej newralgiczny. I ta sprawa pod względem napięć jest tematem numer 1 na świecie. Kilka amerykańskich lotniskowców non-stop pływa w pobliżu Tajwanu i Japonii. Kto wie, czy za jakiś czas Wyspy Salomona nie zezwolą na lokalizację na swoim terenie chińskiej bazy militarnej.

Węgierska sportowa dyplomacja

Rozmawiamy dużo o największych graczach w światowej geopolityce. Ale przecież sportową dyplomację stosuje także Viktor Orban. Węgierski Związek Piłki Nożnej finansuje kluby z terenów zamieszkałych przez etnicznych Węgrów, ale poza granicami tego kraju. Są to kluby z Chorwacji, Rumunii, Serbii, Ukrainy czy Słowacji. Jaki ma z tego zysk?

W ościennych państwach mieszka sporo osób mających węgierskie pochodzenie i posiadająca prawa wyborcze. Nadał im je rząd partii Fidesz Viktora Orbana. Poprzez finansowanie tych klubów węgierski rząd daje tym ludziom jasny sygnał, że o nich pamięta. Oczywiście do tego dochodzą inne przejawy krzewienia węgierskości jak organizacja imprez czy zajęć kulturalnych. To wszystko ma podtrzymywać ducha Węgier. I co się okazuje? Ci ludzie w następnym wyborach w 95% w wyborach poparli partię Fidesz. Przełożyło się to na około 200 tys. głosów. To dużo, jak na taki niewielki kraj.

Ukraina gamechangerem?

Niedawno do kandydatury Hiszpanii oraz Portugalii o prawa do organizacji Mistrzostw Świata 2030 dołączyła Ukraina. Rodzi się jednak pytanie, czy to ma sens? Ukraina jest krajem położonym dość daleko od Półwyspu Iberyjskiego, do tego bardzo odmiennym kulturowo i – co najistotniejsze – zaangażowanym w konflikt zbrojny. Czy to nie obniża szans na powodzenie w ubieganiu się o organizację mundialu?

A może właśnie to podwyższy ich szanse? Jest to pomysł dość zaskakujący i bardzo odważny. Wcześniej uważałem, że akcje Hiszpanii i Portugalii nie stoją wysoko, a faworytem jest kandydatura południowoamerykańska. A teraz zastanawiam się, czy wątek Ukrainy nie jest gamechangerem. Może się okazać, że działacze sportowi, którzy uwielbiają kąpać się w pięknych hasłach typu „Football for peace”, zdecydują się na taki krok, bo będą chcieli pokazać, że za pomocą piłki nożnej chcą pomóc w obudowie państwa po wojnie. Musimy jednak pamiętać, że piłką rządzi korupcja, a na końcu i tak czynnikiem decydującym będzie grubość koperty. Albo to się skończy inwestycją w czyjeś kieszenie, albo okaże się, że gospodarze podpiszą absurdalnie wysoki kontrakt na prawa do transmisji.

Na koniec zapytam Cię o wynik sportowy Arabii Saudyjskiej i Kataru na mundialu. Na co stać te reprezentacje?

Arabia Saudyjska może zaskoczyć. To wybiegana ekipa bez wielkich gwiazd, ale za to z dobrym trenerem, który nauczył ich sumiennej pracy w obronie. Saudyjczycy co prawda mało strzelają, ale też mało tracą. Mimo to nie sądzę, by wyszli z grupy. Jeśli chodzi o Katar, to uważam, że mają spore szanse na awans do fazy pucharowej. Z Holandią raczej będzie ciężko, ale Senegal i Ekwador są w ich zasięgu. Pamiętajmy, że Katar to mistrz Azji, który pokonał Japonię i kilku innych niezłych rywali. Będą bili się o II miejsce. Tym bardziej, że gospodarzom zazwyczaj pomagają ściany.

Czytaj także: Arabia Saudyjska kpi sobie z wykluczenia z konkursu na gospodarza MŚ 2030

Komentarze