Jak Diego Simeone ponownie oszukał przeznaczenie

Diego Simeone
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Diego Simeone

Wydawało się, że przygoda Diego Simeone z Atletico Madryt dobiegnie końca wraz z zakończeniem sezonu. W zespole mistrzów Hiszpanii nie działało absolutnie nic, a awans do przyszłorocznej Ligi Mistrzów wydawał się poza zasięgiem, w dodatku w kierunku trenera strzał w wywiadzie oddał Joao Felix. Obecnie Rojiblancos to jedna z najlepiej punktujących drużyn w 2022 roku i ćwierćfinalista Ligi Mistrzów, pewnie zmierzający po miejsce w czołowej czwórce La Ligi. Wygląda na to, że kapitan “Cholo” ponownie wprowadził biało-czerwony statek na spokojne wody. Ale czy na długo?

  • Atletico podchodziło do bieżącego sezonu w roli mistrza Hiszpanii i z najsilniejszą kadrą w historii klubu. Cel był jasny – obrona tytułu i historyczny triumf w Lidze Mistrzów
  • Sezon nie potoczył się po myśli Diego Simeone. Zespół tracił mnóstwo bramek, gwiazdy nie błyszczały i trudno było marzyć o awansie do czołowej czwórki, a gdzie tu dopiero do obrony tytułu
  • Wielu ekspertów żądało głowy Argentyńczyka. Ten jednak udowodnił, że potrafi odmienić losy drużyny. W 2022 roku tylko Liverpool i Barcelona punktują lepiej, a Atletico wróciło do korzeni, co przełożyło się choćby na awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów kosztem Manchesteru United

Simeone out – profanacja czy konieczny ruch w drodze ewolucji?

Diego Simeone to najlepszy trener w historii Atletico Madryt. Za tą tezą stoją same trofea, w tym dwa mistrzostwa Hiszpanii i dwie Ligi Europy, ale i to, jak Argentyńczyk podniósł status Rojiblancos. Gdy przychodził, zespół miał za sobą w niedalekiej przeszłości epizody w drugiej lidze, a drużyna zatrudniała przeciętnych graczy. Dziś dla każdego fana La Ligi jasne jest, że Atletico należy do wielkiej trójki (którą do czwórki rozszerzyć chce Sevilla). Nie sposób się dziwić, zwłaszcza pamiętając, jak blisko był Simeone, by przywieźć do klubowej gabloty dwa puchary za Ligę Mistrzów. Niestety, Sergio Ramos i Cristiano Ronaldo udaremnili największy sukces w karierze Argentyńczyka.

Ostatnio zdobyte mistrzostwo i solidne wzmocnienia sprawiły, że wśród fanów Atletico wzrósł apetyt. Kibice liczyli nie tylko na obronę trofeum – zwłaszcza przy słabości Realu Madryt i Barcelony – ale i na triumf w Lidze Mistrzów. Na przełomie stycznia i lutego tego typu opinie brzmiały, jak nieśmieszny żart. Rojiblancos tracili ogrom bramek i okupowali szóste miejsce w lidze. Samo zajęcie miejsca w czołowej czwórce wydawało się poza zasięgiem obecnych mistrzów kraju. Trudno było patrzeć z optymizmem również na nadchodzący dwumecz z Manchesterem United. Część ekspertów oczekiwała głowy Diego Simeone. Przekonywali, że klub potrzebuje świeżego spojrzenia, bo z Argentyńczykiem nie zdoła już nawiązać do dobrych czasów. “Cholo” ponownie udowodnił jednak, że nie bez powodu jest najlepiej zarabiającym trenerem na świecie. Korzystając ze swej zasady stawiania jednego kroku po drugim, odbudował pewność siebie drużyny, która powróciła na zwycięski szlak.

Zawieszenie pomiędzy dwoma ideami

Tajemnicą poliszynela jest, że Atletico swoje największe sukcesy zawdzięczało mało efektownemu podejściu do piłki. W erze Juanfrana, Diego Godina czy Tiago, Rojiblancos mieli szybko zdobyć gola – najlepiej po stałym fragmencie gry – po czym zaciekle bronić wyniku. Zwycięzców się nie sądzi – w ten sposób Materace dotarły do dwóch finałów Ligi Mistrzów i wywalczyli mistrzostwo kraju w momencie szczytu karier Lionela Messiego i Cristiano Ronaldo.

Przed sezonem 2020/2021 pojawiły się głosy, że Simeone chce jednak spróbować przesunąć wajchę mocniej na futbol ofensywny. Mistrzowska, w wykonaniu Atletico, kampania, była okresem zawieszenia. Chwilami madrytczycy zapierali dech w piersiach, a na boisku znajdowało się naraz nawet trzech napastników. Po serii słabszych wyników na wiosnę, “Cholo” powrócił jednak do zwartej defensywy i kontr. W efekcie zespół “doturlał się” do mistrzostwa, ale w międzyczasie roztrwonił ogromną przewagę, jaką uzbierał na jesieni.

Przed bieżącą kampanią ponownie postawiono na ofensywę. Do zespołu trafili Antoine Griezmann, Matheus Cunha czy mający wprowadzić więcej przebojowości do drugiej linii Rodrigo De Paul. Na dłuższą metę nie okazało się to jednak korzystne. Owszem, Angel Correa wielokrotnie oczarowywał fanów, swoje momenty mieli też choćby wspomniany Cunha. Drużynie brakowało jednak ogłady pod własnym polem karnym, skąd przyszły takie serie, jak choćby cztery porażki w lidze z rzędu w grudniu.

W ostatnich miesiącach “Cholo” powrócił do korzeni. Sprowadzony zimą Mandava miał być alternatywą dla Renana Lodiego, ale został jednym ze środkowych obrońców, zaś Brazylijczykowi konkurencja dobrze zrobiła. Lewy defensor zdobył gola na wagę awansu przeciwko Manchesterowi United, a wcześniej ustrzelił dublet przeciwko Celcie Vigo. Zespół zwykle broni pięcioma graczami i choć wciąż nie prezentuje wyników, jak za złotych lat Simeone, to właśnie powrót do niskiego ustawienia i zabójczych kontr sprawił, że w 2022 roku jedynie Liverpool i Barcelona punktują lepiej niż mistrzowie Hiszpanii.

Odrodzenie Oblaka

Jan Oblak przez lata przyzwyczaił kibiców, że bezapelacyjnie znajduje się w gronie najlepszych na świecie. Gdy uwaga mediów w zeszłym sezonie skupiała się na Luisie Suarezie czy Marcosie Llorente, to właśnie Słoweniec otrzymał nagrodę dla najlepszego zawodnika sezonu 2020/2021 w La Lidze. Bieżąca kampania była jednak w jego wykonaniu katastrofalna. Współczynnik xG wyraźnie obnażał słabą formę golkipera. Atletico traciło znacznie więcej bramek niż powinno. Oblak z bramkarza, który dokonywał cudów stał się w najlepszym przypadku przeciętniakiem, któremu nie pomagała fatalna postawa defensorów.

Meczem-odrodzeniem Słoweńca był rewanżowy pojedynek z Manchesterem United. 29-latek powstrzymał pięć groźnych strzałów i zachował czyste konto. To tylko udowodniło, że choć może golkiper nie wrócił jeszcze do normalnej – czyli topowej – dyspozycji, ale stanowi wartość dodaną dla zespołu. W ostatnich ośmiu meczach we wszystkich rozgrywkach Los Colchoneros straciło zaledwie cztery gole. Generalnie rzecz biorąc, w pierwszej połowie sezonu aż połowa celnych strzałów rywali lądowała w siatce. Obecnie skuteczność parad Oblaka wynosi aż 87% w La Lidze. Wielka w tym zasługa Diego Simeone, który raz za razem stawał murem za swym bramkarzem i wierzył w odwrócenie trendu.

Niech Felix odpowie na boisku

Na początku roku Joao Felix udzielił głośnego wywiadu, którego puenta była następująca: wiem, przez co notujemy tak słabe wyniki, ale nie powiem. Relacja Portugalczyka z Diego Simeone nigdy nie była płomienna, ale to był już jawny atak na swego przełożonego. Większość szkoleniowców – zwłaszcza z takim temperamentem jak “Cholo” – zamknęłaby krnąbrnego napastnika “w szafie”. Simone miał do tego pełne prawo. W tamtym okresie 22-latek nie bronił się swymi występami, za to w świetnej formie byli Cunha czy Correa. Trener rozegrał tę sytuację po mistrzowsku. Uznał, że skoro Felix wie, co jest nie tak, niech odpowie na boisku. I Portugalczyk to zrobił!

Od połowy lutego 22-latek rozegrał dla Atleti dziewięć spotkań. Zanotował w nich pięć bramek i trzy asysty, dokładając do tego walory artystyczne. Jeśli zaś chodzi o konkrety, był kluczowy w pierwszym starciu z Manchesterem United, zaś Betis czy Osasunę rozstrzelał praktycznie w pojedynkę. Jeżeli napastnik zdoła utrzymać tę formę do końca sezonu, być może jego kariera na Wanda Metropolitano nabierze wreszcie rozpędu. Pierwsze dwie kampanie z pewnością nie potoczyły się po myśli Portugalczyka. I to pomimo sięgnięcia po mistrzostwo Hiszpanii.

Nie jest świetnie, ale średnio to lepiej niż fatalnie

Atletico miało przed sezonem mocarstwowe plany i o ich spełnieniu można już tylko pomarzyć. Na początku roku zdawało się jednak, że kampanię trzeba już spisać na straty – i od takiej narracji jest teraz równie daleko.

Tak, Rojiblancos nie obronią tytułu mistrza Hiszpanii. Ale za to prawdopodobnie bez większych problemów zajmą miejsce w czołowej czwórce, zwłaszcza widząc, jak punktują ich bezpośredni rywale. Tak, trudno oczekiwać zwycięstwa w Lidze Mistrzów, zwłaszcza, że już w ćwierćfinale Atleti trafiło na Pepa Guardiolę i jego Manchester City. Ale przy niedawnej sytuacji samo znalezienie się w gronie ośmiu najlepszych zespołów w Europie poczytać należy na sukces. Tak, Los Colchoneros nie wyczuli momentu, w którym wypadało pożegnać się z Luisem Suarezem, który w kilka miesięcy z zabójczego snajpera zmienił się niemalże w oldboya. Ale “Cholo” zdołał zastąpić Urugwajczyka fenomenalnymi Correą i Felixem.

Świat nie skończył się dla fanów Atletico wraz z końcówką bieżącego sezonu. I nie powinna kończyć się kariera Simeone na Wanda Metropolitano. Oby historia, która trwa już dekadę, ciągnęła się jak najdłużej. I oby została spuentowana w naprawdę spektakularnym stylu. A nie średnim.

Czytaj więcej: Laporta skomentował plotki o Haalandzie i Mbappe.

Komentarze