Olkiewicz w środę #92. Jakub Moder – ostatnia nadzieja czy ostatnia wymówka?

Wbrew pozorom i wbrew rodzimym publicystom czy piosenkarzom, "gdybanie" to nie jest wyłącznie polska domena. Wręcz przeciwnie, zagraniczni dziennikarze tworzą nawet specjalne rankingi "what if story", gdzie alternatywne wersje sportowych historii to wręcz odrębnie klasyfikowany gatunek felietonów i reportaży. My chyba jeszcze własnych rankingów się nie dorobiliśmy, ale gdyby takie istniały - Jakub Moder zapewne byłby obecnie w okolicach podium klasyfikacji.

Polska Jakub Moder Robert Lewandowski
Obserwuj nas w
Pressfocus Na zdjęciu: Polska Jakub Moder Robert Lewandowski
  • Ponad 600 dni przy kontuzji, którą niektórzy leczą w maksymalnie pół roku – przerwa Jakuba Modera od gry w piłkę to historia nie tylko wyjątkowo smutna, ale też pobudzająca wyobraźnię.
  • Choć zabrzmi to pewnie groteskowo – Moder dość szybko zyskał pierwsze minuty w Premier League po wyleczeniu (wyleczenie: słowo-klucz) kontuzji, a to jedynie podsyca spekulacje o tym, co mogłoby się wydarzyć przez te 600 dni, gdyby do urazu w ogóle nie doszło.
  • Historia niestety, poza pewnymi wyjątkowymi przypadkami z kategorii geopolityki, jest bardzo trudna do wygumkowania i skorygowania – za to zawsze piękną obietnicą jest przyszłość. Tak jest i w przypadku Modera.

Jakub Moder – pauzujesz sześć miesięcy, może osiem, ewentualnie dwadzieścia

Tego trzasku nie da się porównać z żadnym innym dźwiękiem. W okresie, gdy czytałem niemal maniakalnie o tego rodzaju kontuzji, spotkałem się zresztą z całą gamą barwnych opisów. Zerwanie więzadła krzyżowego przedniego trudno pomylić z jakimkolwiek innym urazem, bo od razu organizm informuje świat o tym, co zaszło w okolicach kolana. Sam trzask zrywanego więzadła to jedno, drugie – krzyk, płacz, wycie, pełen wachlarz jęków i pisków, które wydaje zawodnik domyślający się już, że najbliższe pół roku będzie kopał piłkę co najwyżej na konsoli. Muszę przyznać – trochę już niestety tego widziałem i słyszałem na własne oczy oraz uszy, do tego sam przechodziłem przez zerwanie, rekonstrukcję i mozolną rehabilitację ACL. Te wszystkie opisy nie są przesadzone.

Co ciekawe – i ja sam, i cała gromada amatorów oraz profesjonalistów przede mną i po mnie, pewnie potwierdzi, że ból wcale nie jest aż taki paraliżujący. To nagłe uderzenie, po którym następuje nieprawdopodobny dyskomfort, ale na skali przeżyć kasuje go bez problemu wizyta u dentysty bez znieczulenia. Tu jednak musi działać intensywnie umysł, który podpowiada – wiesz, co się zdarzyło. Wiesz, z czym to się wiąże. Wiesz o tych tysiącach, którzy już nigdy nie wrócili do dawnej formy, o setkach, którzy w ogóle dali sobie spokój ze sportem. W jednej chwili zdajesz sobie sprawę, że masz totalnie przejebane – i to niezależnie, czy jesteś profesjonalistą zarabiającym nogami na życie, czy amatorem, któremu właśnie skończyło się na dłuższy czas granie w lidze biznesu. Ten pierwszy wie, że jego kariera właśnie znalazła się na zakręcie. Ten drugi wie, że jeśli będzie miał farta – za 3 miesiące trafi dopiero na stół operacyjny, bo przyspieszenie zabiegu to jakieś 15 tysięcy złotych w prywatnej klinice.

Jakub Moder zabrał głos. Pierwsze słowa po powrocie [WIDEO]
Jakub Moder

Jakub Moder skomentował swój powrót do gry w Premier League Jakub Moder bardzo długo walczył o powrót do zdrowia. Polak zerwał więzadła krzyżowe, przez co musiał przejść kompleksową rehabilitację przed powrotem na boisko. Pierwsze pozytywne wieści w jego sprawie pojawiły się na przełomie września i października tego roku. Następnie pomocnik wystąpił w kilku meczach rezerw

Czytaj dalej…

Dziś, gdy nie ma chyba weekendu, by w topowych ligach ktoś nie wypadał z uwagi na zerwanie więzadła krzyżowego przedniego, każdy, kto biega po boiskach, mniej więcej orientuje się w sytuacji. W przypadku uszkodzenia też wszystkiego wokół, więzadeł pobocznych czy łąkotki, najpierw przygotowanie do operacji, potem rekonstrukcja, przynajmniej sześć miesięcy rehabilitacji i powolny powrót na boiska, dalej też do dawnej formy. W przypadku wyjątkowego szczęścia i uszkodzenia wyłącznie ACL – szybkie złożenie nogi w całość, przy poważnym podejściu do rehabilitacji od pierwszego do ostatniego dnia – zostaje odliczać sześć miesięcy do kolejnego rozegranego meczu. Doktor Krzysztof Kuliński, ortopeda z dyplomem FIFA w dziedzinie medycyny piłkarskiej, długo opowiadał mi o tym, jak w samym środowisku medycznym uciera się wspólny front wobec tego typu kontuzji. Mieliśmy sporo czasu, w końcu to właśnie on próbował złożyć moją nogę.

Lekarz w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, z pewnością zaleci osiem miesięcy oszczędzania, może nawet dziesięć, po to by przeszczep dobrze się przyjął, mięśnie nauczyły się od nowa pracy z kolanem, a cały proces powrotu do maksymalnych obciążeń przebiegał możliwie jak najbardziej bezpiecznie. Pewnie najbardziej zapobiegliwi spośród ortopedów zalecaliby okrągły rok przerwy, by mieć niemal stuprocentową pewność, że nie dojdzie do żadnych powikłań, a nade wszystko – do odnowienia urazu, czy to poprzez ponowne zerwanie więzadła w tym samym kolanie, czy wręcz przeciwnie, poprzez kontuzję tej bardziej obciążanej w całym okresie leczenia nogi. Lekarze sportowi to jednak trochę jak sportowcy ekstremalni wobec “zwykłych” sportowców. Ich zadaniem jest takie skalkulowanie ryzyka, by powrót wciąż jeszcze był bezpieczny, albo chociaż w miarę bezpieczny, a jednocześnie – by powrót był szybki, jak najszybszy.

Finalnie więc bezpiecznie jest założyć granicę sześciu miesięcy. Ci leczeni szybciej, ryzykujący trochę więcej już w okresie rehabilitacji, pewnie zdołają urwać kilkanaście dni, może nawet kilka tygodni. Ci, którzy będą mieli mniej szczęścia, pewnie muszą doliczyć dwa, może trzy miesiące. To pewnego rodzaju standardowe widełki, które zna nawet każdy gracz FM-a. Kto nigdy nie wczytał gry po komunikacie o kontuzji trwającej “od 6 do 10 miesięcy” niech pierwszy rzuci myszką.

Jakub Moder nie pauzował sześciu miesięcy. Ani dziesięciu miesięcy. Nie pauzował roku, który mógłby mu zalecić najbardziej konserwatywny z doktorów, najbardziej bojaźliwy z rehabilitantnów. Jakub Moder pauzował prawie dwadzieścia miesięcy. Rok i osiem miesięcy. Praktycznie cztery rundy, jego uraz rozłożył się na trzy sezony, od 2021/22, przez 2022/23, aż po trwający 2023/24.

Jakub Moder, czyli ile dało się zrobić przez ten czas

Jakub Moder opuścił przede wszystkim Mistrzostwa Świata w Katarze w 2022 roku, na które w teorii mógłby zdążyć nawet biorąc pod uwagę swój uraz. Kontuzja 2 kwietnia 2022 roku dawała nadzieję, że przy rehabilitacji w tempie Arkadiusza Milika, Moder może wsiąść do samolotu na wschód i błysnąć na katarskich murawach. O tym, że to się nie uda, wiedzieliśmy już w lipcu – gdy Brighton zdecydowało się opublikować pierwsze informacje o tym, że operacja nie do końca się udała. Jego ostatnim meczem w reprezentacji jest wygrany 2:0 baraż ze Szwedami – tymi samymi Szwedami, z którymi Sousa nie poradził sobie na Euro rok wcześniej. Nie chcę w tej “what if story” pójść za daleko, ale ze Szwedami na Euro Moder nie zagrał z uwagi na drobny uraz po spotkaniu z Hiszpanią. W barażu zaliczył 90 minut, był jednym z lepszych na murawie, a po przerwie stanowił idealne ogniwo łączące Krychowiaka z Zielińskim.

Bez Modera radzić sobie musiał Michniewicz – i momentami radził sobie zabezpieczając środek Bielikiem i Krychowiakiem, jak w drugiej połowie meczu z Meksykiem czy przez godzinę żałosnego starcia z Argentyną. Ba, z Walią postawił na Góralskiego, Krychowiaka, Zielińskiego i Klicha.

Bez Modera musiał sobie radzić też Santos – i przez środek przewinęli się po raz setny Karol Linetty (kolejnemu selekcjonerowi nie udało się go odzyskać dla kadry), Grzegorz Krychowiak (kolejnemu selekcjonerowi nie udało się go skutecznie pozbyć), obaj Szymańscy czy Bielik. Santos zagrał raptem sześć meczów…

Michał Probierz już teraz wypróbował Piotrowskiego, Slisza, Szymańskiego i Dziczka, a chyba wszyscy się zgodzimy – trudno w tej chwili prorokować, kto jest pewniakiem do gry przeciw Estonii i w ewentualnym finale turnieju repasażowego. I na tym właśnie polega całe “what if story”. W NBA zastanawiają się bez końca, jak potoczyłyby się losy całej ligi, gdyby Len Bias żył, gdyby Derrick Rose nie zerwał więzadła, gdyby Trail Blazers wybrali Jordana w drafcie. My możemy się zastanawiać – co byłoby ze zdrowym Moderem?

Kurczę, my w międzyczasie przecież naturalizowaliśmy jednego piłkarza Premier League na pozycji, na której wcale nie mamy jakichś gigantycznych braków, nie ma też jakiejś wyjątkowo pilnej potrzeby zmiany pokoleniowej akurat na prawej obronie czy prawym wahadle. Ile by w takich okolicznościach dał młody, piekielnie utalentowany środkowy pomocnik, o którym marzymy od niepamiętnych czasów? To chyba najgorszy aspekt całej absencji Modera – bo od każdej strony wszystko się zgadza. Spójrzmy na problem od strony kolejnych selekcjonerów – każdy z nich eksperymentował w środku, każdy z nich szukał tego magicznego łącznika między Zielińskim i resztą świata, każdy z nich zasypiał się i budził z cyferką “osiem” gdzieś z tyłu głowy. Każdy z nich zapewne widział też mecze Modera – remis z Anglią, gol przy przegranym meczu na Wembley, wygrany baraż ze Szwedami, 85 minut z Hiszpanią na Euro 2020. Z nim szło, bez niego – nie, nawet przed urazem. Tak, były jakieś potknięcia z Węgrami, ale i tu dałoby się wytłumaczyć, że przecież mecz zlekceważyli nawet Sousa z Lewandowskim.

Tylko u nas

No to odwracamy – czy Moder faktycznie był taki dobry? Czy faktycznie miał takie możliwości? Kurczę, to był chłop kupiony za rekordowe 11 baniek w europejskiej walucie, który zagrał w Brighton ponad 40 razy. Klich na sterydach. Krychowiak, gdyby z Sevilli odszedł do jakiegoś bardziej dopasowanego do swojego profilu gry klubu. A przy tym wciąż na wznoszącej, wciąż rozwijający się, poszerzający zakres zagrań, coraz bardziej świadomy taktycznie. Mieliśmy pożar dokładnie tam, gdzie powinien stać Moder. I mieliśmy dokładnie takiego strażaka, jaki powinien gasić tego typu pożary. Ten strażak dysponował całym zestawem odpowiednich gaśnic.

I właśnie on wypadł. Nie na pół roku, nawet nie na rok, a na długie 20 miesięcy. Gdy dziś w Brighton temat jego powrotu jest niemal na czołówkach, a minuty w Premier League dostał raptem miesiąc po powrocie na boisko w zespole U-21… Trudno uciec od wrażenia, że Moder jeszcze przyniesie nam sporo radości. I trudno uciec od wrażenia, że te dwa lata mogły wyglądać dla Polski totalnie inaczej, gdyby nie 2 kwietnia 2022 roku.

Moder, czyli jeszcze chwilę możemy żyć marzeniami

W skrajnej wersji wszystko jest jasne – Moder nie łapie urazu z Hiszpanami i Szwedów wieziemy już na Euro 2020, tam dochodzimy daleko, bo w sumie dlaczego nie. Sousa i tak zwija do Brazylii, niech będzie, ale Michniewicz na Meksyk nie musi wystawiać składu zaopatrzonego w zestaw pampersów, bo ma przecież typa, który na co dzień biega po murawie z kozakami jak De Bruyne. Golimy Meksyk, golimy Arabię i dalej patrzymy sobie z boku, jak układa się sytuacja w fazie pucharowej. Eliminacje Euro 2024 w grupie śmiechu? Tak, musimy odmłodzić trochę obronę, musimy trochę popracować nad bokami, ale środek mają Zieliński z Moderem, goście, którzy jeszcze kilka lat mogą spokojnie grać wspólnie na wysokim poziomie. O ile inaczej wyglądałaby kadra bez tego wiecznego przeglądu wojsk w środku pomocy? O ile inaczej wyglądałaby dzisiaj tabela naszej grupy?

Tak, wiem, awans przegraliśmy w dwumeczu z Mołdawią, który powinniśmy wygrać nawet, gdyby Moder nigdy się nie urodził. Ale to skrajna wersja! W tej skrajnej wersji jesteśmy dziś w zupełnie innym miejscu – i zupełnie inaczej postrzegamy też chociażby powolny zmierzch Roberta Lewandowskiego. Możliwe, że inaczej postrzegamy aferę premiową, całe cyrki wokół PZPN-u, które były tym głośniejsze, im gorzej wyglądała czysta piłka w wykonaniu biało-czerwonych.

Jasne, można też oczywiście sądzić, że jeden Moder nic by nie zmienił, ale bazując na wszystkich okolicznościach… To chyba jeszcze bardziej ryzykowny scenariusz niż zakładanie, że Moder zmieniłby absolutnie wszystko.

Moder wrócił do gry w Premier League! Szansa w arcytrudnym momencie [WIDEO]
Jakub Moder

Jakub Moder wraca do gry. Zameldował się na boisku w meczu Premier League Jakub Moder po bardzo długiej rehabilitacji spowodowanej zerwaniem więzadeł krzyżowych wrócił do gry w Premier League. Wcześniej Polak wystąpił w kilku meczach drugiej drużyny Brighton. Teraz dostał szansę od Roberto De Zerbiego w pierwszej ekipie. Polski pomocnik wszedł na boisko w 77. minucie,

Czytaj dalej…

Pozostaje jednak twardy i bolesny powrót z tej krainy “Gdyby”. Nie dowiemy się nigdy, co zrobiliby z Moderem Michniewicz, Santos i wczesny Probierz, nigdy się nie dowiemy, jak poszedł alternatywny mundial 2022, nigdy się nie dowiemy, czy udało się pokonać jakże groźną Mołdawię w jakże groźnym Kiszyniowie.

Ale już wkrótce dowiemy się, jak wykorzysta Modera Probierz. I czy w ogóle? Czy De Zerbi wniesie się ponad kurtuazyjne zapewnienia o tym, że czeka na Modera i zacznie po prostu nim grać od deski do deski w swoim świetnie poukładanym Brighton? Przeszłości nie zmienimy, przyszłość zaczyna się dla nas prawdopodobnie od meczu z Estonią.

Co jest w tym wszystkim najgorsze? Że tak naprawdę i tak za rogiem czeka na nas ból. Jeśli Moder nie okaże się tym wyśnionym zbawcą narodu, ominie nas duża impreza, a w erze post-Lewandowskiego – pewnie nawet niejedna duża impreza. Jeśli z kolei Moder weźmie kadrę na barki, przeniesie przez repasaże prosto na przyszłoroczny turniej, po drodze notując świetne występy w Brighton – każdy z tych 600 dni absencji będzie bolał mocniej i mocniej.

Komentarze