Skarb Euro: skończyć z serbską piłkarską martyrologią

Serbia - choć trudno w to uwierzyć, znając plejadę gwiazd serbskiej piłki ostatniego dwudziestolecia - właściwie debiutuje na Mistrzostwach Europy. Tak, grała na turnieju jako Jugosławia, ba, właściwie rozkręcała tę imprezę, ale odkąd w nazwie zespołu znalazła się sama Serbia - to tejże Serbii na mistrzostwach kontynentu nie było.

Dusan Tadić, Dragan Stojković i Strahinja Pavlović
Obserwuj nas w
PA Images/AFLO/Alamy Na zdjęciu: Dusan Tadić, Dragan Stojković i Strahinja Pavlović

Jak dawno Serbów nie było na Mistrzostwach Europy? W ich ostatnich udanych eliminacjach, część meczów została przesunięta z uwagi na bombardowania Belgradu. Z dzisiejszej perspektywy politycznej to już niemalże prehistoria, od Serbów zresztą po drodze odłączyła się jeszcze Czarnogóra i Kosowo. Z perspektywy czysto sportowej? To dwie dekady intensywnych rozczarowań.

Nazwa kapeli: Serbia

Aż trudno z dzisiejszej perspektywy uwierzyć, że to w dużej mierze Serbowie otwierali tak naprawdę Mistrzostwa Europy. W pierwszych trzech turniejach dwukrotnie zajmowali drugie miejsce, choć oczywiście wówczas jeszcze jako Jugosławia, ze wsparciem zawodników takich jak Chorwat Drażan Jerković. Im bardziej samotni stawali się Serbowie, tym gorzej wychodziły im europejskie rozgrywki – ostatni raz na kontynentalnej imprezie byli w 2000 roku, jeszcze jako Serbia i Czarnogóra. Odkąd grają już “na swoim” – zaliczyli trzy turnieje Mistrzostw Świata, ale ani jednego Euro.

Zobacz także: Skarb Euro 2024 – reprezentacja Słowenii

W 2024 roku będą więc swego rodzaju debiutantami – choć tak naprawdę cała generacja serbskich talentów powoli dojeżdża, albo i już przekroczyła 30-stkę. Czy Kostić, Milinković-Savić, Mitrović czy Gudelj zagrają na miarę potencjału, który dostrzegano w nich na początku ich piłkarskiej drogi?

Tetrycy o pierwszym Euro dla Serbii

Dyrygent: Dragan Stojković

Trudno o bardziej typową dla serbskiego trenera karierę niż ta, którą od lat prowadzi Dragan Stojković. Bałkańscy szkoleniowcy przez lata wyrobili sobie markę i uznanie nawet w najbardziej egzotycznych miejscach świata, a biorąc pod uwagę ich boiskowe sukcesy z lat dziewięćdziesiątych, wiele drzwi jest dla nich otwartych już po pokazaniu gabloty z medalami. Stojković, zdobywca Ligi Mistrzów z Olympique Marsylia, dwukrotny MVP ligi Jugosławii, ale i MVP… ligi japońskiej. Brzmi jak wymarzony start do kariery gabinetowej. I taką faktycznie Stojković ma za sobą – życie po zakończeniu piłkarskiej kariery rozpoczął od stanowiska prezesa krajowej federacji, a następnie prezydenta Crvenej Zvezdy Belgrad. W tej drugiej roli spisywał się na tyle doskonale, że Delije, fanatycy Zvezdy, wygwizdali go nawet kilkanaście lat później, w 2022 roku, gdy powrócił na Marakanę jako selekcjoner.

Sprawdź także: terminarz Euro 2024

Na 12 lat wyjechał do Azji, gdzie trenował Nagoyę Grampus w Japonii oraz Guanghzou R&F w Chinach. Jego zatrudnienie w Serbii przyjęto z pewnym zaskoczeniem, ale i nadziejami – Serbia pod jego wodzą zaczęła wreszcie grać atrakcyjniej, bardziej widowiskowo oraz skutecznie. W pierwszych 12 miesiącach jego rządów, Serbia przegrała tylko raz w 13 rozegranych spotkaniach, zdobywając m.in. 4 punkty z Portugalią w eliminacjach mundialowych. Choć występ w Katarze zakończył się tradycyjnie – upokorzeniem ze strony Szwajcarii, w której barwach występuje kilku zawodników o albańskich korzeniach, Stojković utrzymał pozycję i kontynuował pracę. Obecnie nie otrzymał jeszcze oferty przedłużenia kontraktu i trudno traktować Euro 2024 inaczej, niż jako jego własne, prywatne “make or break”. Awans na Euro? Tak, historyczny, ale jednocześnie za plecami Węgrów w “grupie życia”, gdzie za plecami Serbów znaleźli się Czarnogórcy, Litwini i Bułgarzy. Promocja do dywizji A w Lidze Narodów? Tak, efektowna, wywalczona kosztem Norwegów, ale jednocześnie tamten sukces totalnie zatarła porażka na MŚ.

Stojkoviciowi zadanie utrudnia bardzo chwiejna forma gwiazd kadry, którzy w klubowej piłce często w dość młodym wieku lądują na peryferiach – by wymienić 29-letniego Mitrovicia i rok młodszego Milinkovicia-Savicia w Arabii Saudyjskiej. Vlahović czy Kostić to z kolei ważne ogniwa Juventusu, ale Juventusu, który przeżywa niesłychanie trudny okres. W Serbii jednak głód sukcesu jest na tyle duży, że nikt nie będzie Stojkoviciowi współczuł – szczególnie że ich grupa na Euro ze Słowenią i Danią nie wydaje się wyzwaniem nie do przeskoczenia.

Dragan Stojković
Dragan Stojković, fot. Xinhua/Alamy

Solista: Dusan Tadić

Fenomenalnie bijący rzuty wolne Dusan Vlahović? Wybitny egzekutor z ligi saudyjskiej, Aleksandar Mitrović? Ci z bodaj największym potencjałem, czyli Filip Kostić i Sergej Milinković-Savić? Nie, szukając solisty w serbskiej kapeli bezwzględnie wciąż należy przede wszystkim pytać o Dusana Tadicia. Legenda Ajaksu Amsterdam oraz wieloletni kapitan i filar reprezentacji Serbii nadal wydaje się tym, który nadaje tempo całej reprezentacji, nie zmienił tego nawet trochę niespodziewany transfer do Fenerbahce. Genialny pomocnik w tym sezonie tureckiej Superligi zaliczył “double-double” w liczbie goli i asyst (10 i 14), a ogółem w ponad 50 meczach obecnego sezonu zdobył 16 goli i 16 asyst, w tym szalenie ważne trafienia w Lidze Konferencji. Z klubem został jedynie wicemistrzem – ale po sezonie, gdy Fenerbahce nastukało 99 punktów, przegrywając przez cały sezon tylko 1 mecz.

Natomiast Tadić przede wszystkim wciąż jest tętniącym serduchem reprezentacji. Nikt nie zapomniał jego show z Walią, gdy po kopnięciu w czoło i utracie sporej ilości krwi na własne ryzyko poprosił o możliwość dalszej gry, nikt nie zapomniał, jak wyszedł zwycięsko z ulicznej bójki z dwoma holenderskimi bandziorkami, którzy chcieli ukraść jego zegarek. Zresztą, o tym jak szanowanym zawodnikiem jest Tadić najlepiej świadczy sam transfer do Fenerbahce – Serb miał jeszcze ważny kontrakt z Ajaksem, ale w uznaniu zasług ulubieńca kibiców, holenderski klub pozwolił na przedwczesne rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Piłkarsko Tadić jest nadal bardzo groźnym kreatorem gry, zwłaszcza, że za kadencji Stojkovicia Serbia próbuje grać bardziej ofensywnie, z mocniejszym wykorzystaniem silnych wahadłowych oraz obu skutecznych snajperów. Natomiast przy takich reprezentacjach jak ta serbska, nie sposób lekceważyć tego, co Tadić daje poza boiskiem. Serbowie, którzy niejednokrotnie potrafili kończyć turnieje wielkimi kłótniami wewnątrz własnego obozu, na pewno doceniają, że jest z nimi ktoś taki jak Dusan Tadić.

Zwłaszcza, że w odróżnieniu od wielu Serbów – Tadić ma końskie zdrowie, omijają go kontuzje i urazy, od lat dzięki temu gra regularnie na wysokim klubowym poziomie.

Dusan Tadić
Dusan Tadić, fot. Sipa US/Alamy

Może fałszować: stoperzy

O grę ofensywną Serbów nie trzeba się specjalnie martwić – jeśli z Dusanem Vlahoviciem, gwiazdą Juventusu, o miejsce na boisko walczy Mitrović z 28 bramkami w 28 meczach ligi saudyjskiej, to znaczy, że Serbia ma kim strzelać. Za ich plecami – wspomniany Tadić, ale również solidny europejski poziom Gudelja, Kosticia, Maticia czy młodego Ivana Ilicia. Do tego rzecz jasna Milinković-Savić, trochę utracony z radarów po transferze do Arabii Saudyjskiej, ale przecież 12 goli i 17 asyst na Bliskim Wschodzie to nadal świetny dorobek. W bramce rywalizują Dmitrović oraz Rajković, więc też nie ma powodów do niepokoju. Zostaje więc blok trzech stoperów. Blok po pierwsze dość nierówny, po drugie chwiejny już w ostatnich latach, po trzecie – pozbawiony gwiazd pokroju Vlahovicia czy Tadicia.

W ostatnich pięciu meczach o punkty Stojković próbował czterech różnych wariantów gry w defensywie – zmieniało się ustawienie, z trzech stoperów na dwóch i odwrotnie, zmieniały się również nazwiska – w branym pod uwagę okresie na pozycjach stoperów zagrali Milenković, Veljković, Pavlović, Gudelj oraz Babić. Za pewną zaletę można traktować możliwość taktycznej korekty – w każdej chwili Gudelj może zejść z defensywnego pomocnika pomiędzy stoperów zmieniając ustawienie z czterema obrońcami i defensywnym pomocnikiem w blok trzech środkowych obrońców z wahadłowymi. Natomiast i forma, i przynależność klubowa stoperów, i ich zdrowie, i ich ogólna gra – wszystko razem zbiera się na obrazek formacji najbardziej wątpliwej, jeśli chodzi o reprezentację Serbii. Swoje mówią też liczby – w 37 meczach pod wodzą Stojkovicia, kadra na zero z tyłu zagrała dziewięć razy. W ostatnich 12 miesiącach? Raz, w towarzyskim meczu z Cyprem.

Scena debiutów: Strahinja Pavlović

W linii defensywy poza garścią problemów znajduje się jednak również ziarenko nadziei na przyszłość. 22-letni Strahinja Pavlović wygląda coraz pewniej i w reprezentacji, i w klubie, a przecież Red Bull Salzburg staje się z każdym sezonem coraz istotniejszym graczem na europejskiej mapie futbolowej – a w przyszłym roku zagra nawet na Klubowych Mistrzostwach Świata. Pavlović to o tyle interesująca kariera, że zdążył już zwiedzić prawie wszystkie najpopularniejsze “wonderkidownie” Europy – zaczynał w Partizanie, by potem przez Monaco i Basel trafić do stajni RB. Po części to powód do zmartwień – bo porównując utalentowanych obrońców z tej części świata rok młodszy Josko Gvardiol gra już na zupełnie innym poziomie. Po części jednak to dowód, że wciąż w potencjał Pavlovicia się inwestuje, wciąż ten potencjał jest dostrzegany. W tym sezonie stoper zagrał 3 tysiące 200 minut, zmieścił w tym sześć występów w Lidze Mistrzów dla Salzburga oraz dotarcie do półfinału Pucharu Austrii, w lidze dokładając wicemistrzostwo.

Euro 2024 może być turniejem, gdzie jego wartość znów podskoczy. AS Monaco kupiło go za 10 milionów euro, sprzedało za 7. Salzburg, niezależnie od wyników Serbii, raczej już na Pavloviciu nie straci.

Strahinja Pavlović
Strahinja Pavlović, fot. Laszlo Szirtesi/Alamy

Gdyby byli utworem: If you’re going through hell

Czego uczy nas reprezentacja Serbii przed Euro 2024? Nigdy, przenigdy się nie poddawaj, a gdy kroczysz przez piekło, którym jest kilka opuszczonych turniejów z rzędu… Cóż, po prostu idź. Oczywiście, przesadą byłoby nazywać piekłem absencję od gry w Mistrzostwach Europy, ale Serbowie jak ulał pasują do innego wersu z piosenki The Streets. “Fall down five times, rise up six”. Nie wyszły im eliminacje Euro 2004, 2008, 2012, 2016 i 2020. Ale wstali po raz szósty i wreszcie mają okazję się sprawdzić wśród najlepszych drużyn kontynentu. Do fazy grupowej bez wątpienia pasuje zresztą inna część poniższego utworu.

At the end of the tunnel, there is always light. It just might be a train.

Pociąg angielski, duński, a może i ten ze Słowenii.

Miejsce na liście przebojów: 1/8 finału

Wydaje się, że Serbowie są w stanie zdobyć w fazie grupowej przynajmniej cztery punkty – a te pozwolą raczej na awans do 1/8 finału. Natomiast trudno nie zauważyć, że Serbowie na mistrzowskich turniejach niemal tradycyjnie są typowani do wyjścia z grupy i niemal tradycyjnie w tejże grupie kończą swoje zmagania. Katar? Kamerun i Szwajcaria wydawały się pozostawać w zasięgu Milinkovicia-Savicia i spółki, ale ostatecznie Serbowie polecieli do domu już po fazie grupowej. Rosja? Znów Szwajcaria i Kostaryka, znów powrót po trzech meczach. Ba, najbardziej boli pewnie wspomnienie 2010 roku, gdy tacy kozacy jak Nemanja Vidić, Branislav Ivanović, Dejan Stanković czy Aleksandar Kolarov skończyli fazę grupową na czwartym miejscu, nie tylko za Niemcami, ale też za Ghaną i Australią.

Na papierze mocni jak zawsze. Czy na boisku rozczarowujący jak zwykle? Odpowiedź poznamy pewnie dopiero w ostatnim meczu fazy grupowej – bo Serbowie właśnie wtedy zmierzą się z Duńczykami. Jak przewidują bukmacherzy i eksperci – prawdopodobnie w meczu o drugie miejsce w grupie.

Komentarze