Klonowy liść wlatuje na salony. Kanada o krok od awansu do mundialu

Mecz Kanada - USA. 2019 rok.
Obserwuj nas w
fot. pressfocus Na zdjęciu: Mecz Kanada - USA. 2019 rok.

“W Kanadzie nikt nie przybiegnie, żeby zrobić piłkarzowi zdjęcie z ukrycia. Tu fotoreporter podchodzi do niego i otwarcie prosi o możliwość zrobienia fotki”. O piłce nożnej w Kanadzie, tamtejszym stylu życia i o zbliżającym się wielkimi krokami awansie do MŚ ekipy spod znaku liścia klonowego opowiada Patryk Kościański, pasjonat kanadyjskiej piłki i redaktor w serwisie Amerykańska Piłka.

  • Kobieca reprezentacja Kanady w 2021 roku sięgnęła po złoty medal olimpijski
  • Ostatni wielki sukces męskiej kadry Kanady to zwycięstwo w Gold Cup 2000
  • – Chyba polska liga nie służy Kanadyjczykom i Amerykanom. Za oceanem bardziej stawia się na technikę, a w naszej Ekstraklasie dominuje futbol fizyczny – uważa Patryk Kościański

Soccer w Kanadzie jest coraz popularniejszy

Kanadyjczycy są o krok od awansu do MŚ. Po drodze wygrali z USA, Meksykiem, Kostaryką. Możemy mówić o zaskoczeniu?

To jest właśnie ten czas. Mamy do czynienia ze złotą generacją w kanadyjskiej piłce. Ostatni piłkarz topowy to był Tomasz Radzinski (karierę zakończył w 2012 r. – red). Dobrze wygląda praca z młodymi zawodnikami. Tu działa ten sam system co w USA, czyli zawodnicy z uniwersytetów dzięki tzw. draftom trafiają do profesjonalnych klubów. Są tacy ludzie jak Alphonso Davies, Jonathan David, Kyle Larin, Samuel Piette, Ismaila Kone. To klasowi, ale wciąż młodzi piłkarze.

Jak te dobre wyniki kadry przekładają się na zainteresowanie piłką w Kanadzie?

Zdecydowanie widzę wzrost. Taki boom zaczął się od złotego medalu Kanadyjek na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Wiele dziewczynek wtedy bardzo zainteresowało się soccerem. A same złote medalistki, tak jak drużyny, które wygrywają Ligę Mistrzów w Europie, jeździły odkrytym autokarem po całej Kanadzie i spotykały się z kibicami. Ich sukces działa na wyobraźnię, bo dziewczyny, które gdzieś tam sobie trenują, mogą pomyśleć, że piłka to dla nich szansa na wielkie sukcesy. Myślę, że w tej chwili piłka nożna to drugi po hokeju na lodzie najpopularniejszy sport w kraju. Miarą wzrostu popularności jest też fakt, że sporo młodych piłkarzy ląduje w Europie.

Ten soccer coraz mocniej wchodzi do Kanady, bo przecież kraj będzie współorganizatorem mundialu w 2026 roku.

Na pewno to kolejny impuls do rozwoju piłki i do wzrostu zainteresowania. Pamiętamy, jak w Polsce było Euro 2012. Wszyscy żyli tym turniejem. W Kanadzie będzie podobnie. Na pewno zostaną przeznaczone duże pieniądze na infrastrukturę. Jestem przekonany, że Kanadyjczycy zadbają o dobrą atmosferę, zadbają o kibiców i przygotują się na 100%.  

Funkcjonuje pewien stereotyp, że uzdolnione sportowo dzieci za oceanem wolą poświęcić się futbolowi amerykańskiemu, baseballowi czy koszykówce. Czy z Kanadą i hokejem na lodzie jest podobnie?

Tendecja się zmienia. Dziennikarz Liam Henley stwierdził, że według najnowszego raportu w kanadyjskim związku piłkarskim zarejestrowanych jest milion zawodniczek i zawodników, tymczasem hokeistów zaledwie 600 tys. Na pewno sukces Kanadyjek na igrzyskach miał wpływ na to, że dużo dziewczyn dołączyło do klubów. Zainteresowanie hokejem nieco spada, bo tam często gra się o nic. Natomiast w piłce nożnej gra się na wielu frontach. Można rywalizować nawet na innym kontynencie, co w hokeju zdarza się rzadko. Kanada jest bardziej soccerowa niż kiedykolwiek.

Do Kanady przybywa wielu imigrantów, w dużej mierze z krajów, w których piłka nożna jest bardzo popularna.

Tu wchodzimy na grunt dual nations, czyli piłkarzy z podwójnym obywatelstwem. Obserwujemy to także w składzie reprezentacji. Niedawno do kadry dołączył Ike Ugbo, który urodził się w Nigerii, a potem grał w Anglii. Wcześniej był Steven Eustaquio z FC Porto. Wielu piłkarzy jest monitorowanych, np. Daniel Jebbison z Burton. On już gra w angielskich młodzieżówkach, więc Kanada będzie musiała stoczyć o niego walkę z Anglikami. Wielu imigrantów wniosło coś do kanadyjskiego futbolu. Także Polacy, bo oprócz Tomasza Radzinskiego, był Andrzej Ornoch.

Kanadyjczycy na przestrzeni lat mieli pewne sukcesy w piłce nożnej. Przede wszystkim zwycięstwo w Gold Cup 2000. Mieli niezłych zawodników: Tomasza Radzinskiego, Petera Peschisolido, Paula Stalteriego czy braci De Guzmanów. Czemu ci nieźli przecież zawodnicy nie zdołali dać kadrze więcej? Przecież rywalizacja w strefie CONCACAF nie jest aż taka zacięta. Bilety do MŚ zdobywały kraje z dużo mniejszych potencjałem, np. Honduras czy Panama.

To były indywidualności, ale tamta drużyna tak naprawdę opierała się na piłkarzach występujących za oceanem. Ta drużyna była w budowie, a nie było w tej budowie konsekwencji. Niewiele brakowało, by reprezentacja Kanady wywalczyła bilety do rosyjskiego mundialu. Niestety, wtedy jeszcze ta zmiana pokoleniowa się nie dokonała.

Wróćmy na chwilę do sukcesu Kanadyjek na IO. Czy takie piłkarki jak Jesse Fleming czy Christine Sinclair, które były liderkami złotej drużyny, stały się rozpoznawalne w swojej ojczyźnie?

Jak najbardziej. To była wielka feta. Choć tak naprawdę za wielki sukces można uznać już pokonanie Amerykanek w półfinale. A wcześniej udało im się wyeliminować Brazylię. Były w wielkim gazie i prezentowały znakomite zgranie, bo ta drużyna gra ze sobą w podobnym składzie już od dłuższego czasu. Jesse Fleming, która na co dzień gra w Chelsea, wysuwała się na pierwszy plan. Trzeba też powiedzieć o Julii Grosso. Pisałem o niej na Twitterze, że kluby powinny się o nią bić. Do igrzysk przystępowała jako zawodniczka z college’u. To ona podeszła do ostatniego karnego w finała. Wykorzystała go i turniej zwyciężyły Kanadyjki. Nie minęły 3-4 miesiące, a zawodniczka trafiła do Juventusu. Kolejna gwiazda to Jordyn Huitema, prywatnie dziewczyna Alphonso Daviesa. Co ciekawe, kiedyś strzeliła Górnikowi Łęczna hat-tricka.

Selekcjonerem Kanadyjczyków jest John Herdman, człowiek, który zanim objął kadrę, nie pracował z żadnym klubem męskim. Przez wiele lat był za to szkoleniowcem kobiecych reprezentacji Nowej Zelandii i właśnie Kanady. Skąd się wziął pomysł na jego zatrudnienie na tak kluczowe stanowisko?

Postać Herdmana jest bardzo ciekawa. Karierę trenerską zaczynał na studiach w Anglii. W kanadyjskiej piłce pracuje od 2011 roku. Co prawda był szkoleniowcem drużyny kobiecej, ale przecież cały czas znajdował się w środku tego kanadyjskiego systemu. To doświadczenie okazało się bardzo ważne. Tak naprawdę pod jego wodzą nie było żadnych momentów regresu, tylko sam progres. Kanada znalazła się na 40. miejscu w rankingu FIFA, a gdy obejmował stanowisko zajmowała 72.

Dwaj piłkarze z jego układanki, Steven Vitoria i Milan Borjan, byli w Ekstraklasie. Może nie stali się gwiazdami, ale mieli niezłe momenty. Spodziewasz się kolejnych Kanadyjczyków w polskiej lidze?

Polska może być ciekawym przystankiem dla Kanadyjczyków, ale nie każdemu się udaje. Marcel Zając, syn Czesława Zająca, był zawodnikiem Forge FC, z którym zdobył mistrzostwo Kanady, a po przyjeździe do Polski grał dla IV-ligowej Watry Biała Tatrzańska, a potem dla Olimpii Elbląg. Jak widać, wiele w naszym kraju nie zwojował. Kolejny zawodnik, Kris Twardek, wystąpił 15 razy w barwach Jagiellonii i musiał potem szukać szczęścia na Słowacji. Nie poszło też Charliemu Traffordowi, byłemu zawodnikowi Korony Kielce i Sandecji Nowy Sącz. Chyba polska liga nie służy Kanadyjczykom i Amerykanom. Za oceanem bardziej stawia się na technikę, a w naszej Ekstraklasie dominuje futbol fizyczny. Tam piłka jest bardziej ofensywna.  

Czytaj także: Kocioł Czarownic wkrótce z kolejną kartą historii: oby szczęśliwą

Reprezentacja Kanady to przede wszystkim 4 nazwiska: Jonathan David, Alphonso Davies, Kyle Larin i Atiba Hutchinson. To oni przede wszystkim decydują grze i stanowią o sile drużyny?

Zdecydowanie ofensywa jest siłą Kanadyjczyków. Również lewe skrzydło, gdzie właśnie gra Davies, to ich groźna broń. Jednocześnie nie brakuje w tej drużynie doświadczenia, bo są Milan Borjan, Steven Vitoria i 38-letni Atiba Hutchinson, który ciągnie reprezentację niczym Zlatan ciągnie Milan. Trener próbuje wprowadzać młodych zawodników, ale jednak rotacja jest niewielka. Herdman stara się opierać swój pomysł na zgraniu i zrozumieniu zawodników. Mniej więcej połowa graczy występuje w MLS, a połowa w Europie. O powołania z ligi kanadyjskiej na razie trudno.

Gdybyś miał polecić do Ekstraklasy jakiegoś młodego kanadyjskiego zawodnika, to kogo byś wskazał?

Przede wszystkim Simona Collyna i Damiano Pecile. Pierwszy gra w rezerwach PSV, drugi w rezerwach Venezii, a obaj są wypożyczeni z Vancouver Whitecaps. Warto także zwrócić uwagę na młodego Jakheela Marshalla-Rutty’ego, będącego zawodnikiem Toronto FC. Trenował z Borussią Dortmund, Liverpoolem i Manchesterem United. Jest więc rozchwytywany, podobnie jak zresztą kiedyś Jonathan David. Kto jeszcze? Może Thomas Hasal, który co prawda ostatnio leczył kontuzję, ale wcześniej prezentował się znakomicie. Może warto byłoby zerknąć na piłkarzy z ligi kanadyjskiej, którzy mają polskie nazwiska? Swego czasu był np. Tomasz Skublak.

Bardzo głośno ostatnimi czasy jest o Toronto FC. Oczywiście ze względu na transfer Lorenzo Insigne. Czy sprowadzenie tego piłkarza jest zapowiedzią zmiany trendu? Czy teraz do MLS będą przechodzić już nie zawodnicy ze słabszych lig albo gwiazdy, które chcą jeszcze dorobić, a gracze z topu?

MLS zawsze była traktowana w Polsce po macoszemu. Traktowano tę ligę jako dobre miejsce na emeryturę, na miejsce, gdzie można opalać się na plaży. Insigne przechodzi do najbardziej amerykańskiego z kanadyjskich klubów. Miasto przyciąga wielu inwestorów, co widać po tym, że w mieście jest kilka drużyn sportowych. Myślę, że będą kolejne transfery dobrych zawodników do MLS. Ale zdaję sobie sprawę, że wciąż będą znajdować się osoby, które powiedzą: “hej, ale dlaczego on idzie do MLS, a nie do Szkocji?”. W Szkocji są dwa dobre zespoły, a w MLS jest zdecydowanie więcej drużyn na dobrym poziomie. Pieniądze będą przyciągać tych klasowych graczy, ale nie tylko. Myślę, że decydować będzie też chęć poznania czegoś nowego.

Moim zdaniem chodzi też o jakość życia. Pewnie Insigne w Toronto nie będzie tak nagabywany przez paparazzich jak w Neapolu.

Jest pod tych względem ogromna różnica. Kluby same starają się wykreować medialność zawodnika. W Kanadzie nikt nie przybiegnie, żeby zrobić piłkarzowi zdjęcie z ukrycia. Tu fotoreporter podchodzi do niego i otwarcie prosi o możliwość zrobienia fotki. Można się przywitać z graczem, przybić z nim piątkę. Nie ma w tym nachalności. Jak zawodnik pójdzie do restauracji, to gazety potem nie analizują, co zamówił do jedzenia albo picia. W Europie od razu byłoby to szeroko opisywane. Jest tu inna kultura kibicowania. Wszystko jest zdecydowanie spokojniejsze.

Patryk Kościański
Patryk Kościański (fot. archiwum prywatne)

Powiedz mi na zakończenie naszej rozmowy, skąd u Ciebie wzięła się pasja do kanadyjskiej piłki i MLS. Trudno być kibicem soccera w Polsce, chociażby ze względu na porę rozgrywania meczów.

Oglądanie meczów w późnych godzinach nocnych to kwestia przyzwyczajenia. U mnie pasja do MLS wzięła się z tego, że znudziłem się europejską piłką. To był 2014 rok i ogłosili wtedy, że New York City FC dołącza do MLS, a w składzie drużyny będzie David Villa. Potem w USA zaczął grać Kaka, więc te znane nazwiska też miały na to wpływ. Jeśli zaś chodzi o samą Kanadę, to zwyciężyła u mnie chęć zrobienia czegoś nowego. Prowadzę na Twitterze profil, gdzie staram się publikować ciekawostki o kanadyjskiej piłce. Na przykład, gdy napiszę o udziale w drafcie zawodnika z polsko brzmiącym nazwiskiem, to wzbudza to spore zainteresowanie. Kanada ma dużo do zaoferowania. Nie tylko piłka nożna, ale także sam kraj. Mogę powiedzieć, że pasja wzięła się stąd, że człowiek nie miał pasji.

Komentarze