Wyspy Owcze – Polska, czyli brawa dla Probierza. Nieironiczne

Michał Probierz nie wierzy w przesądy, spadające szczęście i nieszczęście, ale nie mógł rozpocząć pracy z reprezentacją Polski w bardziej szczęśliwym momencie. Oczekiwania względem kadry spadły tak nisko, że niepopularny wybór Cezarego Kuleszy w gruncie rzeczy stał się wyborem ludziom obojętnym, a terminarz na start – obejmujący dwa mecze z najsłabszymi przeciwnikami, a gdzieś w drugiej części Europy najtrudniejsze starcie dla bezpośredniego rywala w walce o awans – sprawiły, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy pracy koniunktura na drużynę narodową znów się nakręci.

Michał Probierz
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Michał Probierz
  • Polska pokonała Wyspy Owcze 2:0
  • Wiele osób narzeka jednak na styl, ale czy my naprawdę na obecnym etapie jesteśmy uprawnieni do mówieniu o nim?
  • Korespondencja z Torshavn

Wyspy Owcze – Polska. Dlaczego pozytywy przykrywają wady?

Ale by tak było, by znów się koniunktura nakręciła, Probierz najpierw musiał wygrać na Wyspach Owczych. Nie jestem pewien, czy szczegółowa analiza tego spotkania da nam jakiekolwiek odpowiedzi na pytania, czy po zmianie selekcjonera znaleźliśmy się na dobrej, czy równie przykrej drodze. Tak samo jak nie jestem pewien, czy mówienie, że zagraliśmy bardzo przeciętny mecz, w którym mało było momentów udowadniania wyższości, ma jakikolwiek sens. Spodziewam się, że gdybyśmy obejrzeli sto ostatnich meczów Wysp Owczych u siebie, jakieś osiemdziesiąt z nich wyglądałby bardzo podobnie, a różniłyby się głównie wynikami.

Nigdy nie byłem fanem oceniania meczów ze słabszymi przez pryzmat meczów z mocniejszymi – na zasadzie wyciągania wniosków, że męcząc się ze słabym, później z mocnym będzie dramat. Często te spotkania to dwie różne dyscypliny sportu na każdej płaszczyźnie – taktycznej, mentalnej, przygotowania, czasu na treningach. Z Wyspami Owczymi należało po prostu wygrać, a my zrobiliśmy to z bonusem w postaci odciśnięcia piętna nowego selekcjonera (mała rewolucja w składzie – któż z nas się jej nie domagał). Od Probierza nie oczekuję cudów, bo takim byłaby dominacja już w pierwszym jego meczu nad rywalem na trudnym do grania terenie. Gdyby zagrał tam swój mecz numer 20, pewnie pisałbym inaczej.

Obecne eliminacje Euro od dłuższego czasu są przegrane z jednego względu – miały stanowić etap spokojnych przygotowań do turnieju finałowego, gdzie wyniki robi się bardziej przy okazji niż przede wszystkim. Ze względu na kompromitujący okres Fernando Santosa, znaleźliśmy się pod ścianą i trzeba robić zwycięstwa za wszelką cenę. Wyraźnie zostało to nakreślone na przywitalnej konferencji Probierza, gdzie nikt nie bawił się w górnolotne określanie celów obejmujących budowę pod przyszłe pokolenia. Sam Probierz odrzucał jakąkolwiek narrację, po której mógłby później zostać rozliczony z czegokolwiek innego niż z wyniku. A przynajmniej na pierwszym etapie pracy, gdy trzeba ratować eliminacje. Widząc, jak odważnie postawił na nowych piłkarzy i jak jego decyzje obroniły się na boisku, można się tylko zastanowić – czy faktycznie on właśnie nie gotuje dwóch pieczeni na jednym ogniu? Czy nie robi tego, czego oczekiwaliśmy od Fernando Santosa, gdy w swoim debiucie wprowadził czterech innych debiutantów – o czterech więcej niż Portugalczyk w pół roku.

Szczerze mówiąc, nie widzę minusów tego meczu w Torshavn, jeśli za punkt wyjścia określimy miejsce, gdzie obecnie jesteśmy, a nie miejsce, w których sami siebie sobie wyobrażamy. Odnoszę wrażenie, że zbyt często mamy wygórowane spojrzenie na siebie samych. Powinniśmy dominować Wyspy Owcze na ich terenie, bo jesteśmy wielką Polską – mimo że dopiero wściekaliśmy się, jak ta narodowa zbieranina kopaczy, za których ogół ma tę drużynę, kompromitowała się w Czechach, Mołdawii i Albanii. Robiąc to z debiutantami w składzie, z nożem na gardle w postaci żadnego marginesu błędu, jeśli chodzi o wynik. To był mecz daleki od tego, by móc nazwać go dobrym. Ale był meczem, który można nazwać wystarczającym.

Do awansu wystarczy robić rzeczy wystarczające. To jeszcze tylko dwa do czterech meczów (jeśli skończy się na barażach). Z całej reszty – wizji, rozwoju, budowania piłkarzy – Probierza będę rozliczał, gdy zmieni się etap jego pracy w kadrze.

Mogliśmy się w czwartek denerwować, że kadra Probierza zbyt często wciskała hamulec. Że zaskakująco regularnie miała problem z wysokim pressingiem rywali, którzy grając jedenastu na jedenastu zmuszali nas do oddawania im piłki. Że Arkadiusz Milik w ustawieniu z jednym napastnikiem kompletnie w tej drużynie nie funkcjonuje, nawet jeśli to on wywalczył czerwoną kartkę dla rywala. Możemy wyciągać teraz te wszystkie niedociągnięcia, ale jednocześnie zaznaczyć, że ani przez moment nie czuliśmy ze strony Wysp Owczych zagrożenia prowadzącego do wniosku: my tego meczu prawdopodobnie nie wygramy. To pewien powiew świeżości, bo zdarzył się dosłownie pierwszy raz w czasie całych eliminacji. Doceniam, nawet jeśli mówimy o graniu ze słabym przeciwnikiem, w skrajnie niekorzystnych jednak warunkach.

Komentarze